Reklama

Mistrzostwa wewnątrzfrancuskie. Jak Paryż i Francja stały się fabryką talentów

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 grudnia 2022, 14:32 • 15 min czytania 31 komentarzy

Francja wydała na świat lub wykształciła piłkarsko 29 zawodników oraz dwóch trenerów, którzy walczą o medale mundialu w Katarze. W jej składzie znajdziemy chłopaków urodzonych w Angoli i Demokratycznej Republice Konga, za to w ekipie Maroka gra dwóch piłkarzy urodzonych we Francji. Mistrzostwa Świata 2022 były targiem przechwałek francuskiego systemu szkolenia, z którym do czynienia miało 10% uczestników turnieju z blisko połowy państw, które stawiły się na najważniejszej piłkarskiej imprezie globu.

Mistrzostwa wewnątrzfrancuskie. Jak Paryż i Francja stały się fabryką talentów

Piętnaście krajów, w tym rzecz jasna także sami „Trójkolorowi”, może się pochwalić posiadaniem w zespole przynajmniej jednego piłkarza związanego z Francją lub z tamtejszą piłką. Aż 37 piłkarzy spoza grupy, którą na turniej powołał Didier Deschamps, ma w rubryce urodzenia wbite jedno z francuskich miast lub miasteczek. Kolejnych 15 spędziło minimum trzy lata w jednej z tamtejszych akademii — często była to niemal cała młodzieżowa kariera.

Ostatnia, najmniej liczba grupa, to chłopcy, do Francji przybyli przed ukończeniem 20. roku życia, ale trzech sezonów (jeszcze) nie odbębnili. Są wśród nich ukształtowani piłkarze jak Nuno Mendes i Jeremy Doku, ale i tacy jak Azzedine Ounahi, którzy do poważnej piłki przebijali się przez francuskie zaplecze.

Francja stworzyła tak wydajny system szkolenia, że ta liczba będzie już tylko rosła.

Reklama

Francja, imigracja i futbol. Szkolenie, z którego korzysta cały świat

Jeśli powiecie, że to w dużej mierze przypadek i efekt tego, że to akurat do kraju ze stolicą w Paryżu przez lata tłumami napływali imigranci i obywatele dawnych francuskich kolonii, będzie w tym sporo racji. Przybyszy z Afryki było tak wielu, że czysta logika wskazywała, że nawet jeśli do profesjonalnego futbolu przebije się niewielki procent z nich, nie będą to przypadki niezauważalne. A że Francuzi postanowili ten procent zwiększyć, inwestując w szkolenie, dziś na palcach jednej ręki można policzyć reprezentantów kraju, którzy nie mogą się pochwalić korzeniami sięgającymi do innych krajów.

Kongo, Benin, Liberia, Senegal, Kamerun, Gwadelupa, Algieria, Mali — to popularne „drugie narodowości” w szatni „Trójkolorowych”. Matteo Guendozi w półfinale mistrzostw świata będzie się czuł dziwnie — jeszcze w 2017 roku Herve Renard nakłaniał go do reprezentowania Maroka, czyli do wybrania gry dla kraju swoich przodków. Nawet ojcowie Hugo Llorisa i braci Hernandez mają hiszpańskie korzenie, z kolei babcie Oliviera Giroud to Włoszki, ale wiadomo, że to już inna para kaloszy. Nowa fala kadrowiczów jest ściśle związana z Afryką.

Francuzi z pewnością odczuwają wiele minusów tego stanu rzeczy, co obserwujemy choćby podczas niezbyt pokojowego świętowania sukcesów piłkarskich poszczególnych krajów, których przedstawiciele momentalnie zalewają ulice, doprowadzając do dantejskich scen, ale to imigranci i ich dzieci budują potęgę francuskiej piłki. Zresztą — nie tylko francuskiej. Już kolejne edycje Pucharu Narodów Afryki pokazały, że produkcja talentów nad Sekwaną przekroczyła zapotrzebowanie i dziś zdolna młodzież rozlewa się po całym świecie. 114 spośród 652 piłkarzy powołanych na turniej w Kamerunie urodziło się we Francji. W kraju, który nie mógł nawet wziąć udziału we wspomnianej imprezie.

Paryż – największe centrum piłkarskich talentów

Pamiętam, jak oglądałem we Francji mundial w 1986 roku. Maroko wygrało wtedy z Portugalią, ogromnie się z tego cieszyłem — opowiadał Walid Regragui, selekcjoner „Lwów Atlasu”, podkreślając, że jako imigrant zawsze czuł związek z ojczyzną przodków. Z Marokiem po raz pierwszy związał się w 2012 roku, gdy był już 37-letnim, aspirującym trenerem. Wcześniej Afrykę odwiedzał co najwyżej w trakcie urlopu czy wakacji, bo niemal całą karierę spędził we Francji. Ba, w Grenoble spotkał nawet gościa, którego lada moment będzie musiał zatrzymać — oczywiście za pomocą swoich zawodników — Oliviera Giroud. Nie jest to odosobniony przypadek. Samo Paris FC wysłało na turniej wychowanków reprezentujących Francję, Tunezję i Kamerun.

Morze talentów? Niewątpliwie. Widzę to nawet na naszym poziomie, a gramy w regionalnych rozgrywkach juniorów, w trzeciej lidze paryskiej, czyli czwartej licząc całą Francję. Drużyna, która jest liderem naszej ligi, grała w Pucharze Francji i zwyciężyli z najlepszym zespołem jednej z grup tutejszej Centralnej Ligi Juniorów — w tej samej grupie jest Paris Saint-Germain. Można sobie wyobrazić, że to tak, jakby w Polsce zespół juniorów z Klasy B ograł Legię Warszawa. U nas, u osiemnastolatków jest osiem poziomów, w piłce seniorskiej jest bodaj trzynaście lig. To jest niesamowita masa, w której ciężko się przebić, ale jednocześnie jest też duży wybór — mówi nam Piotr Wojtyna, polski trener pracujący w paryskim Suresnes.

Reklama

To tam karierę zaczynał N’Golo Kante, czyli Francuz pochodzenia malijskiego. Szkoleniowiec zna też innego zawodnika, który otrzymał powołanie na turniej: Karima Boudiafa. Francuza z urodzenia, Algierczyka z pochodzenia, Katarczyka z wyboru.

Mieszkał na osiedlu obok stadionu. Właśnie został wyrzucony z Lorient. Chciał sobie z nami poćwiczyć. Czysto dla zabawy. Utrzymywał się w renomowanej akademii Racingu, więc miał papiery na poważny futbol. Nie wiem, co dokładnie nie zagrało w jego karierze we Francji, ale przypuszczam, że wpływ na jego niepowodzenie w Lorient czy Nancy mogło mieć jego zachowanie.

Boudiaf i cała reszta. Jak Katar stał się rajem dla antropologów

Boudiaf urodził się na obrzeżach Paryża. W stolicy Francji i w jej najbliższych okolicach, zwanych Ile-de-France, przyszło na świat aż 17 z 37 pochodzących z tego kraju zawodników, którzy na mundialu w Katarze grają w innych drużynach narodowych. Stołeczne miasto może się pochwalić dość kuriozalnym rekordem — wywodzą się z niego reprezentanci ośmiu krajów, które uczestniczą w tegorocznych mistrzostwach świata:

  • Katar – 1
  • Senegal – 3
  • Tunezja – 4
  • Niemcy – 1
  • Maroko – 1
  • Kamerun – 5
  • Ghana – 1
  • Portugalia – 1

Dodajmy do tego aż 11 urodzonych w Paryżu i na jego obrzeżach piłkarzy powołanych przez Didiera Deschampsa do kadry „Trójkolorowych” i zyskujemy obraz metropolii, która jest absolutną futbolową potęgą — pochodzi z niej 3,4% wszystkich uczestników mundialu. Już podczas Mistrzostw Świata w Rosji mówiliśmy o fenomenie, a wówczas stolica Francji wysłała na turniej 15 zawodników (cały kraj – 52). Jak więc nazwać to, co dzieje się teraz, pamiętając, że przecież z powodu kontuzji do kadry nie załapali się Paryżanie — Christopher Nkunku, N’Golo Kante i Amine Harit (ostatni reprezentuje Maroko, mimo że jeszcze jako 19-latek został mistrzem Europy grając w teamie z Kylianem Mbappe)?

Nie jest tajemnicą, że tutejszy futbol jest oparty na imigracji, nie jest to też pejoratywne, bo dzięki temu młodzież rozwija się też jeśli chodzi o wychowanie. Piłka nożna ma w tym bardzo ważny udział — tłumaczy Piotr Wojtyna i wylicza, kogo miał pod swoją opieką. – W mojej drużynie 18-latków 60-70% chłopaków pochodzi z imigracji, w całej amatorskiej piłce we Francji jest to 90%. Teraz mam wielu Marokańczyków, rok temu nie miałem chyba ani jednego. Są Algierczycy, jest Włoch i Iworyjczyk, są chłopaki z Mauretanii, Senegalu, Mali, RPA. Kiedyś przewinęli się Japończyk, Australijczyk czy chłopak z USA. Generalnie w naszym klubie przeważają Senegal i Wybrzeże Kości Słoniowej, dalej Algieria, Maroko i… Polacy.

Rozmawiamy dzień po show, jakie w meczu jego drużyny dali dwaj Marokańczycy. Strzelali piękne gole, bawili się piłką. Największe talenty w klubie? Skąd. Goście, którzy parę tygodni temu byli jedynie tłem, głębokim zapleczem.

Jeden z nich dwa, trzy miesiące temu nie był nawet w pierwszej trzydziestce zawodników, których brałem pod uwagę. Wiedziałem o nim, ale on był znany z tego, że trochę pogra, zaraz przestanie, nie zagra pełnego sezonu. Wziąłem go na trening z niczego, żeby go sprawdzić, bo inny chłopak od paru tygodni był chory. Okazało się, że na dziś jest top, zagrał, strzelił. Tak samo działa to na wyższym poziomie: ktoś kogoś weźmie, sprawdzi i nagle wypali.

250 tysięcy piłkarzy, 30 tysięcy trenerów

Simon Kuper, dziennikarz, który od ponad dwóch dekad mieszka w Paryżu, forsuje tezę o tym, że stolica Francji zastąpiła Sao Paolo w kontekście miasta, które wydaje na świat najwięcej piłkarskich talentów. W regionie zwanym w wolnym tłumaczeniu „Większym Paryżem”, obejmującym obrzeża stołecznej metropolii, mieszka przynajmniej 12 milionów osób — więcej niż w wielu państwach. “NY Times” pisze, że „banlieues”, jak nazywane są przedmieścia Paryża, to 235 tysięcy zarejestrowanych piłkarzy i 30 tysięcy trenerów. Jedna trzecia tych zawodników to chłopcy, którzy nie świętowali jeszcze osiemnastki.

W regionie paryskim klubów, które nieźle szkolą, jest pięćdziesiąt. To są kluby zupełnie anonimowe dla polskiego kibica, a z nich co roku wychodzi jeden, dwóch zawodników, którzy idą wyżej. Jakość jest ilością, to robi różnicę. W jednym klubie skautuje się 10-20 chłopaków, a nie jednego czy dwóch. Futbol masowy we Francji jest na takim poziomie, że aż mi się łamie serce, ile tu jest marnotrawstwa, jacy chłopcy w młodym wieku kończą grać w piłkę. W roczniku 2000 miałem bardzo dobrą drużynę, a dziś oni mają 22 lata i tylko dwóch z nich gra w piłkę — wyjaśnia Wojtyna.

Sochaux, klub, któremu bliżej do Szwajcarii niż do stolicy Francji, właśnie w Ile-de-France ma główną bazę rekrutacji. Z dziewięciu skautów zatrudnionych w strukturach drużyny, trzech pracuje tylko w Paryżu i na jego obrzeżach. W materiale „Timesa” ich szef wspomina, że wiekowo schodzą coraz niżej, łowiąc już wśród 12-latków. Skaut Nantes dodaje, że do selekcji wśród coraz młodszych dzieciaków, pcha wszystkich niebywała konkurencja. Mniejsze kluby nie mają szans z większymi, więc żeby wyłowić talent dla siebie, muszą wyciągać coraz młodszych chłopców. Jeśli nie oni, zrobi to ktoś inny, więc wyboru w zasadzie nie ma.

Łatwo jest wyciągnąć zawodnika, który ma duży talent. To nie jest skomplikowane, żeby przyjść na mecz młodej drużyny, zobaczyć chłopaka, który strzela 10 bramek i wziąć go do siebie. Wielu jest jednak takich, którzy są niepozorni, nie rzucają się w oczy za pierwszym razem. Takich, nad którymi trzeba popracować, ciężej jest dostrzec i rozwinąć. Tak zrobiliśmy z N’Golo Kante, którym się zaopiekowaliśmy, daliśmy mu czas. Rozumiem jednak, że Francuzi mają taką pulę talentów, że nie muszą się po takich chłopców schylać, mogą się skupić tylko na tych najlepszych. To jest prawo dżungli, przetrwa najsilniejszy, najwytrwalszy. Nikt nie przejmuje się, gdy trzeba wyrzucić z klubu gościa, który może być nowym Messim, ale sprawia problemy poza boiskiem – opowiada Piotr Wojtyna.

Polski trener podaje nawet przykład z własnego doświadczenia. Przez parę lat obserwował rozwój Elye Wahiego, obecnie młodego talentu Montpellier. 19-latek urodził się na przedmieściach Paryża, a jego rodzina pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej. Obecnie reprezentuje Francję, oczywiście w młodszych kategoriach wiekowych.

Grał u nas do 13. roku życia, trafił do dobrej akademii, do Cean. Wpakował się w głupią historię, był naiwny, musieli go wyrzucić. Mogło się skończyć różnie, ale uratował go dyrektor akademii Cean, który trafił do Montpellier i ściągnął go do siebie. Dzisiaj strzela bramki w Ligue 1. Elye miał 13 lat i już wtedy kręcili się wokół niego wielu dziwnych ludzi. Ojczym był w stanie sprzedać go za telewizor. Gdy wyrzucili go z Cean, zgarnął go podparyski klub Montfermeil, który robi dobry biznes na młodych piłkarzach. Z Wahim miało być tak samo, chodziły słuchy, że był już jedną nogą w Southampton. Sprawa skończyła w federacji, unieważniono licencję, którą podpisał jego ojczym i przekonali go do Montpellier i może się okazać, że piłka nożna uratowała mu życie.

Chłopak, który okazał się na tyle dobry, że dziś błyszczy w Ligue 1, mógł przepaść zupełnie bez żalu. Azzedine Ounahi, jedno z odkryć mundialu, to jeszcze lepszy przykład brutalnej selekcji. Środkowy pomocnik przyjechał do Francji i po dwóch latach w akademii Strasbourga znalazł się w rezerwach trzecioligowego klubu. Marokański dziennikarz opowiada mi, jak pomagał w wypromowaniu chłopaka, który od dziecka odznaczał się świetną techniką i doskonałą wydolnością. Żeby znaleźć mu klub w trzeciej lidze, trzeba było wysłać mnóstwo maili i wiadomości z próbkami jego umiejętności. Do Angers dostał się trochę przypadkiem, raczej na zasadzie „dobra, co nam szkodzi”, niż po długiej bitwie między skautami różnych klubów. Od kompletnego zapomnienia do błysku w Katarze dzieliło go niewiele. Na przykład nieodczytana wiadomość w skrzynce mailowej czy machnięcie ręką przedstawiciela Avranches, który podobnych filmów otrzymał pewnie tysiące.

W piłce nożnej bardzo ważne są umiejętności, ale drugim kryterium są kontakty międzyludzkie, przypadek, trochę szczęścia, żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie – wyjaśnia nam polski trener Suresnes i dodaje, czemu obecność w tej czy innej szkółce we Francji nie robi wielkiego wrażenia. – Wszystkie akademie są na wybitnym poziomie, widziałem to od środka. Tu są niesamowite wymogi, które trzeba spełniać, żeby w ogóle nazywać się akademią. My jako klub amatorski nie możemy w ogóle mówić o sobie jako o profesjonalnej akademii, jesteśmy po prostu klubem. Zawodowych akademii jest około 50, wszystkie są klasyfikowane i punktowane np. na podstawie tego, ilu piłkarzy z nich wychodzi, gdzie podpisują kontrakty. Tam są takie struktury, o jakich nam się nawet nie śniło. To jest szczyt piramidy, my jesteśmy na dole i możemy co najwyżej zaoferować na testy chłopaka, który ma 16 lat. Oni takimi się już nawet nie interesują, bo wcześniej przebrali młodszych. Ci, którzy się ostali i są na odpowiednim dla nich poziomie, to wyjątek.

Ounahi miał szczęście. Był tym wyjątkiem i ktoś dał mu szansę.

Projekt multimilioner. Młode talenty i niebezpieczne otoczenie

Kylian Mbappe spogląda na wszystkich z murali. Jednego, drugiego, trzeciego. W Bondy jest go pełno, towarzyszą mu hasła o „mieście perspektyw”. Niektórzy mogą się tylko uśmiechnąć, gdy ktoś określa przedmieścia Paryża w ten sposób. Simon Kuper rodzinną miejscowość gwiazdy światowej piłki opisuje wiele mówiącym porównaniem: jego zdaniem Bondy wygląda jak postsowiecka dziura, która jakimś cudem wylądowała w środku francuskiej wioski. Bezrobocie i przestępczość w takich miejscach rozsadzają skalę, ale Mbappe i jemu podobni to przykłady dla młodzieży. Nawet jeśli połowa młodych chłopaków wybierze szansę w piłce zamiast włóczenia się w szemranym towarzystwie po mieście, jest to sukces.

W skrócie wygląda to tak: francuska piłka to klasa robotnicza, klasa robotnicza to “banlieues”, a “banlieues” to przestępstwa. Wielu młodych chłopaków od początku jest stygmatyzowanych, podchodzi się do nich stereotypowo. Trochę tak to wygląda, że kiedy młodemu talentowi powinie się noga, każdy wskazuje go palcem i wytyka pochodzenie. Kiedy zaś osiągnie sukces, o jego pochodzeniu mówi się niewiele. Sukces sportowy takich chłopaków przykrywa jednak porażkę dotyczącą tworzenia zdrowego społeczeństwa w takich miejscach. Jest w nich wiele talentów, które spotykają równie wiele przeciwności na swojej drodze — wyjaśniał w „NY Times” Stéphane Beaud, socjolog zajmujący się powiązaniami francuskiej piłki z imigracją do kraju.

Mural Kyliana Mbappe w Bondy

Na przedmieściach Paryża chęć wyrwania się z biedy poprzez futbol zaczyna stawać się celem nie tyle młodych chłopaków, ile nawet ich rodzin. Jeden z trenerów opowiadał w “Timesie” o absurdalnej rozmowie z ojcem 12-letniego chłopaka, który domagał się nakreślenia konkretnego planu rozwoju jego dziecka, który pozwoli mu odnieść sukces. Szkoleniowiec odpowiedział, że ten plan powstał dawno temu. Nazywa się „szkoła”. Piotr Wojtyna ma podobne doświadczenia.

Staramy się to studzić, mamy problemy z rodzicami, ze starszym rodzeństwem. Bywa, że oni za szybko liczą pieniądze. Gdy ktoś błyśnie, to chcą zmieniać klub, iść wyżej. Często kończy się to tak, że ci chłopcy popełniają błąd.

W Bondy i okolicach mają swoje sposoby na to, żeby ukształtować dobrych piłkarzy. Paul Pogba sukces paryskich akademii opisuje mówiąc o futbolu ulicznym. Twierdzi, że on i jemu podobni całe dnie spędzają na podwórku, żeby zabić nudę i nie wpaść w przestępczy świat. Kopią więc piłkę od rana do nocy, starsi mieszają się z młodszymi, a jeśli chcesz przetrwać, musisz nauczyć się szybko myśleć i szybko działać. Pierwszy klub Kyliana Mbappe poza perfekcyjnie przystrzyżonymi trawnikami oferuje zawodnikom także nierówne, piaszczyste pole, na którym uczą się panować nad piłką w niespodziewanych sytuacjach. Możesz jednak wyszkolić wybitną jednostkę, która pójdzie na zmarnowanie tylko dlatego, że gdy tylko błyśnie, otoczą ją sępy.

Przyczepianie się do zawodników zaczęło się mniej więcej 10 lat temu. N’Golo Kante już od nas odszedł, miał 19 lat, wokół reprezentantów Francji zaczęły się pojawiać wielkie pieniądze. Większość z tych chłopaków wychowała się w małych klubach, często właśnie podparyskich. Oni są uwikłani w jakieś dziwne historie, które są zresztą dobrze znane — mamy przykład Paula Pogby. Na N’Golo ci goście po prostu siedli, a kiedy grał u nas, zupełnie go nie znali — tłumaczy Wojtyna.

Francuska piłka w mackach bandytów

Mental jest najważniejszy, ale nawet jeśli będzie mental, a będzie też złe otoczenie, to też nie będzie dobrze. Niestety w przypadku chłopaków pochodzących z rodzin imigrantów otoczenie bywa bardzo szkodliwe. Wiem, że duże kluby i uznani trenerzy są bardzo ostrożni, czasami nie chcą mieć nawet do czynienia z niektórymi utalentowanymi chłopakami przez ich otoczenie. Wielu zawodników zmarnowało karierę przez otoczenie, którego nie da się ogarnąć, opanować. Też mam tego dość, bo na nasze mecze ciągle przychodzą różni ludzie, oglądają mecze i jak tylko pojawi się jakiś ciekawy chłopak, zaczynają obok niego krążyć. To ich niszczy, bo mówimy o 14- czy 15-latkach, którym mąci się w głowach — dodaje.

Żadnego z tych chłopaków nie trzeba przekonywać, że warto pójść w zawodowstwo. To ich cel, marzenie i plan. Problem w tym, że do tego planu po drodze przyczepia się tak wiele osób, że bagaż bywa zbyt trudny do uniesienia. Ale cóż, kto nie chciałby być częścią projektu pod tytułem „multimilioner”.

Wszystkie drogi prowadzą do Paryża

Liczba tych, którym się udaje, wciąż jest jednak olbrzymia. Simon Kuper przytacza dane, które mówią same za siebie. W składzie mistrzów Europy z 1984 roku nie było żadnego zawodnika urodzonego w Ile-de-France. W 1998 roku Paryż i jego obrzeża reprezentowali już trzej kozacy: Thierry Henry, Patrick Vieira oraz Liliam Thuram. Obecnie złożymy z nich całą jedenastkę. W sezonie 1995-1996 w lidze francuskiej grało 10 procent piłkarzy wywodzących się z Paryża i jego najbliższych okolic. W sezonie 2013-2014 ich liczba wzrosła — było to już 27% wszystkich zawodników Ligue 1.

Arsene Wenger uważa, że region paryski produkuje dziś więcej talentów niż Azja, Afryka i Ameryka Północna — łącznie, nie osobno. Zwiększenie liczby uczestników mistrzostw świata, na czym najmocniej skorzystają ekipy z „Czarnego Lądu” sprawi, że wkrótce związki z Francją może mieć już nie 10%, a 20% zawodników, którzy zagrają na największej imprezie globu.

Jamel Sandjak, prezydent lig zrzeszonych wokół stołecznego miasta, przytacza badania, które dowodzą, że dzieci z Paryża wykazują się większą motywacją w kwestii piłkarskiej kariery i częściej spełniają swoje marzenia, co rzecz jasna nierozerwalnie łączy się z imigracją. To jednak nie wszystko, bo paryskie talenty mają też przewagę na boisku. Według tamtejszych trenerów, ich podopieczni są bardziej dynamiczni, lepiej wyszkoleni techniczne i pełni wigoru. Są lepiej predysponowani do bycia wybitnymi atletami, a w ich grze widać zacięcie i pozytywną agresję, która pcha ich w kierunku spełnienia oczekiwań dotyczących ich ogromnego potencjału.

Najlepsze młode talenty w kraju są tutaj, rywalizują ze sobą tydzień w tydzień, przez cały rok. Można sobie tylko wyobrazić, jaką to robi różnicę, jak wpływa na ich rozwój — dowodzi Mohamed Coulibaly, opiekun Sarcelles.

Futbol nieuchronnie zbliża się do momentu, w którym mistrzostwa wewnątrzfrancuskie będą mogły pochwalić się wyższym poziomem niż te ogólnoświatowe. Pozostali muszą to zaakceptować, a Paryż i Francja muszą nauczyć się żyć ze wszystkimi plusami i minusami tej sytuacji.

WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
2
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Mistrzostwa Świata 2022

Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
2
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Komentarze

31 komentarzy

Loading...