Wraca Josip Juranović do hotelu po meczu z Brazylią. Ściąga buty, zawiesza bluzę na wieszaku, odkłada czapkę z daszkiem. Wreszcie opróżnia kieszenie spodni, a tam portfel, klucze, karta hotelowa i Vinicius.
Wybaczcie, musieliśmy zacząć od tego oklepanego żartu. Ale to było pierwsze, co przyszło nam do głowy, gdy zobaczyliśmy to, co były gracz Legii Warszawa robi ze skrzydłowym Realu Madryt. I to nie z gościem, który po prostu terminuje gdzieś sobie na skrzydle „Królewskich”. Przecież dopiero co futbolowy świat burzył się o to, że dla Brazylijczyka zabrakło miejsca w TOP6 najlepszych zawodników w plebiscycie „France Football”. Mówimy o Viniciusie, który do tej pory wyglądał na tym mundialu lepiej od Neymara, Raphinhi i Rodrygo. Mówiąc wprost – mówimy o najlepszym skrzydłowym Brazylii na tym mundialu.
„Najlepszym”, ale tylko do tego starcia. Bo Juranović dzisiaj na swojej prawej stronie zamknął drzwi, wyciągnął klucz i bajo, wejścia nie ma. Rok temu z małym hakiem dostawał w trąbę od Radomiaka w barwach Legii, dzisiaj był jednym z najważniejszych piłkarzy w zwycięskim starciu Chorwacji z Brazylią. Ładnie ujął to Jurgen Klinsmann na antenie BBC: – Trenerzy dzisiaj chcą gości, którzy wygrywają pojedynki. Chcą widzieć, jak doprowadzają swoich rywali do szału. Dzisiaj Juranović powiedział do Viniciusa swoją grą: „ja tu rządzę, ja jestem szefem”.
Z rezerwą podchodzimy do statystyk SofaScore, ale niech będzie, spójrzmy na ich liczby w kontekście Juranovicia:
- 4 wybicia
- 1 przechwyt
- 4 odbiory
- ani razu nie został przedryblowany
- 5/5 w pojedynkach na ziemi
- żadnego faulu
- raz faulowany
- podania 60/64 (94% celności)
- 3 podania kluczowe
- 2/4 dośrodkowania
Statystyki potwierdzają tylko to, co widać było gołym okiem. A widać było, że Vinicius rozbijał się na Juranoviciu jak na ścianie. Z kolei w drugą stronę Chorwat hasał sobie jak gazela. Podobała nam się zwłaszcza akcja z 30. minuty – ex-legionista zagrał krótko pod własnym polem karnym, zerwał się do sprintu, dostał piłkę, znów sklepał ją na ścianę z pomocnikiem, uciekł dalej i Brazylijczycy oglądali tylko jego numer na koszulce.
Symptomatyczne było to, że Tite zdjął Viniciusa po nieco ponad godzinie gry. Można było się spodziewać, że świeży Rodrygo urządzi sobie rodeo na flance coraz bardziej zmęczonego tak wysoką intensywnością gry Juranovicia. Ale ten wydawał się niezmordowany. – Wyślijcie go na testy antydopingowe, nie można tyle i tak szybko biegać – pisali Brazylijczycy na Twitterze.
My oczywiście pasjonujemy się tymi mistrzostwami w całości, ale siłą rzeczy szukamy naszych ekstraklasowych wątków. Gdy Vanja Milinković-Savić wychodził sobie na luzie na skraj pola karnego Serbów, to przyjmowaliśmy to ze wzruszeniem ramion, bo pamiętaliśmy takie akcje z Lechii. Gdy Steven Vitoria był za wolny, to machaliśmy ręką, bo przecież on w Lechii już był za wolny. A gdy Juranović złomuje Viniciusa, to jednak przecieramy oczy, bo on w Ekstraklasie wyglądał naprawdę świetnie, ale przecież w Ekstraklasie zatrzymywał Krystiana Getingera czy Karola Danielaka, a nie czołowego skrzydłowego świata.
Kilka dni temu Fabrizio Romano donosił, że Chorwat wcale nie musi wiosną grać dalej w Celtiku, bo już parol nad nim zagięło kilka klubów z bardzo poważnych lig. Mundial miał być papierkiem lakmusowym co do tego, czy to jest obrońca na najwyższy europejski poziom. Czy dzisiejszy wieczór dał odpowiedź na pytanie „a tego Juranovicia to stać na podobną grę co tydzień w Premier League?”. Cholera wie, kiedyś Grzegorz Bronowicki powstrzymał Cristiano Ronaldo, a do ligi TOP5 nie trafił. Natomiast biorąc pod uwagę wysoką formę na całym turnieju i ozdobniki w postaci tak znakomitego występu na tle faworytów do złota – tak, można się pokusić o stwierdzenie, że Josip zdał dziś test.
Kasę liczy Celtic, który jest już gotowy na sprzedaż Chorwata, jeśli chodzi o wyłonienie zastępcy dla niego na prawej flance, ale liczy i Legia Warszawa. Według różnych źródeł warszawianie zapisali sobie w umowie sprzedażowej od dziesięciu do piętnastu procent od następnego transferu Chorwata. Angielskie media donosiły, że Celtic zadowoli się sumą 10-15 milionów euro, a gotowość do wyłożenia takiej kasy zgłasza ponoć Atletico Madryt. Łatwo policzyć, że 10% od dziesięciu baniek w europejskiej walucie to bonusowy milion euro dla Legii.
Zatem za kolejny wybitny występ Juranovicia – tym razem już w półfinale – trzymają kciuki w kilku miejscach świata. W całej Chorwacji, bo piłkarz w takiej formie to skarb. W Glasgow, bo to pozwoli jeszcze mocniej podbijać im cenę w negocjacjach. No i w Warszawie, bo tutaj ważyć się mogą losy kolejnych kilkuset tysięcy euro dla Legii. A za to można wyczarować już rzetelne wzmocnienie na poziomie Ekstraklasy.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE: