W ćwierćfinale mistrzostw świata 1998 reprezentacja Argentyny poległa w starciu z Holandią po tym, jak Dennis Bergkamp zdobył jedną z najpiękniejszych bramek w historii mundiali. Choć do dziś niektórzy przekonują, że losy Albicelestes na tym turnieju potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby na ławce trenerskiej nie zasiadał Daniel Passarella – zajadły wróg bujnych męskich fryzur, który kłócił się z największymi gwiazdami argentyńskiego futbolu, gdy te nie chciały się podporządkować jego twardym regułom.
Jak to zatem z tym Passarellą było? Powspominajmy.
Argentyna na mistrzostwach świata 1998
Klęska w USA
Mistrzostwa świata w 1994 roku dla reprezentacji Argentyny zakończyły się wielopoziomową katastrofą. Wprawdzie Albicelestes zaczęli turniej od zwycięstw w meczach z Grecją i Nigerią, ale ich boiskowe sukcesy przysłonił wielki skandal z Diego Armando Maradoną w roli głównej. Ulubieniec argentyńskiej publiczności zanotował dopingową wpadkę i w kompletnie żenujących okolicznościach pożegnał się z międzynarodowym futbolem. A to był tylko początek kłopotów w zespole dowodzonym przez Alfio Basilego. W trzeciej kolejce fazy grupowej Argentyńczycy przegrali bowiem 0:2 z Bułgarią, natomiast w 1/8 finału mistrzostw polegli 2:3 w konfrontacji z Rumunią. Marzenia o trzecim mundialowym triumfie można było zatem odłożyć między bajki. Szczególnie upokarzający był dla Argentyńczyków fakt, że lekcję futbolu odebrali od drużyn z Europy Południowo-Wschodniej. Włochy, Niemcy, Holandia? Okej. Ale Rumunia?!
Basile nie mógł uwierzyć własnym oczom, obserwując swój rozsypujący się zespół. – To była najlepsza drużyna, jaką kiedykolwiek prowadziłem. Wygraliśmy Copa America w 1991 i 1993 roku. Pokonywaliśmy wszystkich i wszędzie, zaliczyliśmy serię 33 meczów bez porażki. Miałem poczucie, że możemy wygrać z każdym. Wiedziałem, jakim potencjałem ludzkim dysponuję. Na mundial jechałem z przekonaniem, że zostaniemy mistrzami świata. To oczywiście głupota, być aż tak pewnym siebie, gdy mówimy o futbolu, ale tak właśnie było. Moja wiara w sukces była ogromna – wspominał Basile w rozmowie z „La Nacion”.
Argentyńczyk jest przekonany, że jego drużyna była sekowana przez FIFA. – Mieliśmy pewność, że FIFA chce nas wyrzucić z turnieju. Wiedzieliśmy, że stąpamy po cienkim gruncie. No i wszystko zaczęło się psuć. Dyskwalifikacja Diego, kontuzjowany Caniggia, podróże z jednego końca Stanów Zjednoczonych na drugi. Świadomość, że FIFA ma nas na celowniku też nie pomagała. Zniszczyli nas. To był ostatni mundial Joao Havelange’a na stanowisku prezesa. Facet przed przejściem na emeryturę chciał koniecznie zostać mistrzem świata. Widział, jak gramy, więc doszedł do wniosku, że coś z tym musi zrobić. Mam uwierzyć, że sytuacja z Maradoną była dziełem przypadku? Nigdy tego nie łyknę. Po tym pieprzonym golu, gdy Maradona pobiegł pokrzyczeć do kamery, FIFA się przestraszyła. „Oni znowu wyglądają jak mistrzowie” – z pewnością tak pomyśleli. Nie mam dowodów – to tylko moja intuicja.
Konflikty, skandale, kontuzje. Jak piłkarscy giganci żegnali się z boiskiem?
Cóż, skoro dowodów brak, to też nie ma co się nad tym dłużej rozwodzić. Fakty są takie: Argentyna nie zrealizowała mundialowych ambicji, a rozgoryczony Basile rozstał się z reprezentacją. Jego miejsce na ławce trenerskiej w ekipie Albicelestes zajął Daniel Passarella.
„Wielki Kapitan”
Że Passarella prędzej czy później zostanie selekcjonerem drużyny narodowej było jasne w zasadzie od zawsze. Pytanie brzmiało tylko: kiedy nastąpi odpowiedni moment, by powierzyć mu stery? Już same boiskowe przydomki Argentyńczyka – El Gran Capitan („Wielki Kapitan”), El Caudillo („Wódz”), El Kaiser („Cesarz” w nawiązaniu do Franza Beckenbauera) – dość dobitnie świadczą o tym, jak charyzmatyczną i szanowaną był on postacią. Mimo niezbyt imponującej postury (173 centymetry wzrostu), w latach 70. i 80. Passarella zapracował na status jednego z najwybitniejszych obrońców w historii futbolu. W narodowych barwach wywalczył mistrzostwo świata w 1978 roku, z River Plate regularnie święcił triumfy na krajowym podwórku. Bronił też barw Fiorentiny oraz Interu Mediolan.
Wyróżniała go bramkostrzelność. Zanotował przeszło 150 trafień w karierze klubowej i 22 gole w kadrze. Do dziś stawia go to w czołówce rankingów najskuteczniejszych defensorów. W sumie – trudno było mu cokolwiek zarzucić. Nawet w pojedynkach główkowych świetnie dawał sobie radę. Potrafił też wziąć na siebie ciężar rozgrywania akcji ze swobodą, jakiej nie powstydziliby się we współczesnym futbolu Mats Hummels czy Leonardo Bonucci.
Jako urodzony przywódca, którego rola wymyka się konwencjonalnym opisom, Passarella był twardym, choć niskim środkowym obrońcą, który z łatwością mógł grać także w drugiej linii, a nawet w ataku. Niezawodny wykonawca rzutów karnych, był najskuteczniejszym strzelcem pośród obrońców w historii futbolu, do czasu gdy jego rekord pobił Ronald Koeman. Jeśli dorzucimy, że przez cały ten czas dbał o swój przedziałek, oddamy ducha dyscypliny i porządku, który zawsze mu towarzyszył.
Jonathan Wilson – „Aniołowie o brudnych twarzach”
Passarella połączył też dwa mundialowe triumfy Albicelestes. Znajdował się bowiem w kadrze zarówno w 1978, jak i 1986 roku. O ile jednak te pierwsze mistrzostwa rozegrał jako kapitan i jedna z dwóch-trzech największych gwiazd zespołu, tak osiem lat później nie spędził już na boisku ani minuty. Pokonała go choroba jelitowa. Aczkolwiek wiele wskazuje na to, że niedyspozycja „Wielkiego Kapitana” w ostatecznym rozrachunku wyszła zespołowi na dobre. Passarella nie potrafił się dogadać ani z trenerem Carlosem Bilardo, ani z Diego Maradoną, który przejął od niego opaskę kapitańską i w Meksyku rozegrał turniej życia.
Passarella i Maradona walczyli o władzę w grupie. Dwóch samców alfa, z których żaden nie miał zamiaru położyć uszu po sobie.
Do ostatecznej konfrontacji doszło w Barranquilli, tuż przed startem mistrzostw świata. Argentyńscy zawodnicy spotkali się w zamkniętym gronie, by wyrzucić wszystko, co leży im na wątrobie i w ten sposób oczyścić atmosferę przed turniejem. Zaczął Passarella, przemawiający w imieniu grupy swoich stronników, do której należał między innymi Jorge Valdano. „Wielki Kapitan” podważał taktyczne decyzje Carlosa Bilardo i proponował, by powrócić do pięknego futbolu a la Cesar Luis Menotti. Oskarżył on również Maradonę i grupę jego kumpli o prowadzenie się w sposób nieprofesjonalny. Sugerował im zażywanie narkotyków. – Jeżeli zagrasz na maksa, jesteśmy mistrzami świata. Jeżeli nie będziesz ćpał, jesteśmy mistrzami świata. Będziesz o siebie dbał i morderczo trenował, jesteśmy mistrzami świata. Dociera to do ciebie, dzieciaku? Wszystko od ciebie zależy. Jeśli to spieprzysz, skopię ci tyłek – grzmiał Passarella.
Yin i yang. Menotti i Bilardo – dwaj argentyńscy mistrzowie, których dzieliło wszystko
Tylko że Maradona nie był już żadnym „dzieciakiem”. Przerwał mistrzowi świata i zaczął własną tyradę. Głośno wyliczył wszystkie grzeszki i grzechy Passarelli, włącznie z tym, że obrońca romansował z żoną jednego z kadrowiczów i chwalił się tym potem za jego plecami. – Pokazałem im prawdzie oblicze Passarelli – wspominał Diego. – Gdy skończyłem, głos zabrał Valdano, który wcześniej stał po stronie Kaisera. „Jesteś skurwysynem” – powiedział krótko. To był koniec Passarelli. To w tamtym momencie się rozchorował. Prawda jest taka, że wszystkim nam ciekło z dupy. Tylko on się wycofał. Tak właśnie było.
Z tą ostatnią „prawdą” Maradona odrobinę się zagalopował, biorąc pod uwagę, że Passarella był nawet hospitalizowany.
Powiedzieliśmy sobie wtedy wszystko. Dosłownie wszystko. Nie odpuściłem Passarelli i nie żałuję tego, bo zasłużył sobie na kilka słów prawdy.
Diego Maradona – „Yo soy El Diego”
Jednakże ta historia w jakimś sensie tłumaczy, dlaczego w 1994 roku argentyńska federacja obsadziła na stanowisku selekcjonera właśnie Passarellę. Biorąc pod uwagę skandale towarzyszące drużynie podczas mistrzostw świata w USA, nowy trener miał jasny cel – zaprowadzić w kadrze porządek.
Otworzyć nową erę po upadku Maradony.
Wojna o fryzury
Passarella jako szkoleniowiec zadebiutował w 1989 roku i szybko dał się poznać z bardzo dobrej strony. Objęte przezeń River Plate odniosło szereg sukcesów na początku lat 90. Jonathan Wilson opisuje w „Aniołach”: – Gdy po wyborach prezesa klubu w grudniu 1989 roku z funkcji trenera zrezygnował Reinaldo „Mostaza” Merlo, to właśnie Passarella – niezależnie od braku doświadczenia w roli szkoleniowca – był naturalnym kandydatem na jego następcę. Jak się okazało: słusznie, bo położył fundamenty pod dekadę sukcesów. „Podszedłem do tego ze spokojem, który nawet mnie samego zaskoczył” – opowiadał później.
„Wielki Kapitan” miał zatem z pozoru wszelkie argumenty, by sprawdzić się w roli selekcjonera. Wspaniałą przeszłość zawodniczą, silny charakter, udane przetarcie trenerskie w futbolu klubowym. Tylko czy facet, który nie potrafił dogadać się z Maradoną, złapie wspólny język z nowym pokoleniem gwiazd argentyńskiej piłki?
Jak się miało wkrótce okazać – nie złapał.
Argentyńczyk usiłował zaprowadzić w zespole rządy silnej ręki. Dał się poznać jako zajadły przeciwnik szeroko rozumianego „zniewieścienia” – długich włosów, biżuterii i tak dalej. W szatni Albicelestes szybko zapanowała też atmosfera głębokiej homofobii. W końcu dziennikarze „El Grafico” zapytali szkoleniowca wprost, czy w jego ekipie byłoby miejsce dla piłkarza, który jest homoseksualistą. – Nie. Nie wysłałbym mu powołania. Bo tak mi się podoba. Nie przepadam też za wyjątkowo wysokimi piłkarzami. Żyję w demokratycznym kraju i mogę mieć własne preferencje. Nie mam nic przeciwko gejom, ale nie chcę z nimi pracować.
Tego rodzaju retoryka nie spodobała się wielu reprezentantom kraju. Claudio Caniggia, który poza boiskiem nosił się jak gwiazda rocka, za kadencji Passarelli przestał przyjeżdżać na zgrupowania kadry, nie licząc jednorazowego epizodu w 1996 roku. Podobny los spotkał Fernando Redondo, który nie miał zamiaru skracać fryzury na żądanie trenera i wyraźnie mu to zakomunikował. Passarella najpierw go zatem pryncypialnie odsunął od zespołu, a potem – gdy już zdał sobie sprawę, że poprzez rezygnację z gracza takiego kalibru strzela samemu sobie w kolano – próbował namówić do powrotu. Redondo zignorował prośby, ośmieszając tym samym selekcjonera. Burzliwe były także relacje Passarelli z Gabrielem Batistutą. Gwiazdor włoskiej Serie A w ramach gestu dobrej woli lekko przyciął czuprynę.
Gabriel Batistuta – showman, który nie lubił futbolu
Sytuacja stała się absurdalna. O surowych regułach Passarelli zaczął debatować cały naród. Supermodelka Daniela Urzi stanęła po stronie trenera: – Mnie też czasem poleca się w pracy przefarbowanie włosów i nie protestuję – stwierdziła. Aktor Gerardo Romano opowiedział się za zawodnikami. – Co to ma być? Trener, za którego sam płacę jako podatnik, wprowadza w reprezentacji zasady, które są nie tylko dyskryminujące, ale i nazistowskie oraz faszystowskie? – wściekał się.
Jestem lekko przerażony. Passarella czepia się kolczyków, długich włosów, homoseksualistów. Jeszcze kilka podobnych wymysłów i zacznie powoływać do reprezentacji same seksowne blondynki.
Jorge Valdano
Swoje trzy grosze musiał naturalnie dorzucić Maradona.
Nazwał on swego starego wroga „zacofanym durniem” i „człowiekiem, który zatrzymał się w epoce kamienia łupanego”. W drugiej połowie lat 90. Diego powrócił na boisko w barwach Boca Juniors, gdzie spotkał się w szatni z Claudio Caniggią. Po bramce zdobytej w starciu z River Plate panowie… pocałowali się w usta. – Na dziesięć dni przed terminem powołań na mundial Passarella do mnie zadzwonił. Prowadziliśmy dialog przez całą jego kadencję, ale zwykle kończyło się to kłótnią. Tak było i w tym przypadku. „Dobrze, skrócę włosy o centymetr” – powiedziałem w końcu dla świętego spokoju. „Nie, nie. To za mało. Musisz ściąć co najmniej cztery centymetry” – odpowiedział. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że debatujemy o takich głupotach – opowiadał Caniggia.
Sytuacja Passarelli nie poprawiła się, gdy jego podopieczni przeciętnie się spisali na Copa America w 1995 i 1997 roku. Ale z drugiej strony, przez eliminacje do mistrzostw świata we Francji ekipa Albicelestes przeszła w bardzo przyzwoitym stylu, wygrywając grupę federacji CONMEBOL. Inna sprawa, że w zmaganiach nie uczestniczyła broniąca tytułu Brazylia, a reprezentacje Paragwaju czy Kolumbii szły z Argentyńczykami łeb w łeb. Tak czy owak – mimo konfliktów wewnętrznych i rozmaitych pozaboiskowych kontrowersji, przed startem mundialu w Argentynie stawiano sobie jeden cel – odzyskać Puchar Świata.
Przebłysk geniuszu Bergkampa
Nie były to ambicje pozbawione podstaw.
Argentyńczycy trafili do relatywnie łatwej grupy z Jamajką, Japonią i Chorwacją. No i wciąż mieli w swoim składzie całą plejadę gwiazd. Gabriel Batistuta, Hernan Crespo, Juan Sebastian Veron, Diego Simeone, Ariel Ortega, Javier Zanetti, Claudio Lopez, Marcelo Gallardo, Roberto Sensini, Roberto Ayala, Abel Balbo, Carlos Roa – z takimi zawodnikami Passarella jak najbardziej miał prawo mierzyć wysoko. Nie bez kozery zresztą Albicelestes przez fazę grupową przeszli suchą stopą – najpierw pokonali Japonię (1:0), następnie rozbili Jamajkę (5:0), a na deser w rezerwowym składzie uporali się z Chorwacją (1:0). Trzy mecze, trzy zwycięstwa, zero straconych bramek. Wydawało się, że koniec końców selekcjoner perfekcyjnie zdyscyplinował swój zespół. Problem w tym, że zajęcie najwyższej lokaty w stawce wcale nie zapewniło Argentyńczykom łatwej przeprawy w 1/8 finału. Przeciwnie – trafili oni tam na reprezentację Anglii.
Konfrontacja – jak zawsze podszyta dodatkowymi, polityczno-historycznymi kontekstami – miała szalony przebieg. Finalnie Argentyńczycy zatriumfowali po serii jedenastek, aczkolwiek najszerzej komentowano wybryk Davida Beckhama, który – sprowokowany przez Diego Simeone – obejrzał czerwoną kartkę na początku drugiej połowy meczu. Generalnie starcie stało pod znakiem fauli, symulacji i wszelakich boiskowych złośliwości.
– Simeone wyprowadził mnie z równowagi i zareagowałem instynktownie, aczkolwiek niewłaściwie. Po ułamku sekundy wiedziałem, że popełniłem błąd. Ale wtedy Simeone zwijał się już z bólu, jak gdybym go postrzelił – wspominał Beckham w swojej autobiografii.
Wyklęty i pokochany. Hollywoodzka historia Davida Beckhama
Gwiazdor Manchesteru United został w ojczyźnie wrogiem publicznym numer jeden. Argentyna grała dalej.
W ćwierćfinale ekipa z Ameryki Południowej trafiła na kolejny zespół z chrapką co najmniej na finał – Holandię. I znów Albicelestes wzięli udział w niesamowitym dreszczowcu. Patrick Kluivert szybko dał „Pomarańczowym” prowadzenie, ale z natychmiastową ripostą wystąpił Claudio Lopez. Po przerwie gracze obu ekip – Arthur Numan z Holandii oraz Ariel Ortega z Argentyny – obejrzeli czerwone kartki. Raz jeszcze zapachniało zatem dogrywką. Inny plan na mecz mieli jednak Fran de Boer oraz Dennis Bergkamp. W ostatnich sekundach spotkania ten pierwszy rzucił doskonałe górne podanie, a „Nielatający Holender” zanotował jedno z najpiękniejszych trafień w dziejach mundiali. Był to popis technicznej maestrii Bergkampa. Coś nieprawdopodobnego.
Choć trzeba pamiętać, że nie byłoby tego gola, gdyby Jose Maria Garcia-Aranda, sędzia meczu 1/8 finału między Holandią a Jugosławią, wlepił Bergkampowi czerwoną kartkę za brutalnie nadepnięcie na Sinisę Mihajlovicia. Arbiter miał wtedy wszelkie argumenty, by usunąć napastnika Arsenalu z boiska.
– To była minuta ciszy – tak „El Grafico” podsumowało cudownego gola Holendrów.
***
Passarella – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – po mundialu zrezygnował z posady selekcjonera kadry. Zastąpił go Marcelo Bielsa, który na turnieju w Korei Południowej i Japonii… poległ w fazie grupowej. Jak zatem należy oceniać kadencję Kaisera? Część dziennikarzy i ekspertów do dziś dowodzi, że gdyby nie jego rozdmuchanego ego i konfliktowy charakter, Albicelestes mogli we Francji sięgnąć po mistrzostwo świata. Ale nie brak też głosów, że Passarella summa summarum zbudował naprawdę silny zespół i w ćwierćfinałowej konfrontacji z Holandią jego ekipie po prostu zabrakło odrobiny szczęścia.
Jechali po złoto, polegli w grupie. Największa klęska Marcelo Bielsy
Jedno jest jednak niemal pewne – drugiej awantury o długość włosów już się w światowym futbolu nie doczekamy.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Trela: Koszty już poniesione. Dlaczego dobry moment na zmianę selekcjonera jest właśnie teraz
- Dało nam przykład Maroko, jak bronić mamy
- Premie, rodziny i inne afery wokół reprezentacji Polski. „Mocno to rozdmuchano”
fot. NewsPix.pl