Burza wokół reprezentacji Polski po mistrzostwach świata w Katarze trwa w najlepsze. Lista afer wydłuża się w zasadzie co kilka godzin, jednak w zalewie informacji uderzających w selekcjonera, zawodników oraz PZPN znajdują się też mocno niesprawdzone wiadomości. Jaka wyglądały kulisy pobytu biało-czerwonych w Dosze?
Konflikt o podział premii — wirtualnej — od rządu oraz „kosa” spowodowana noclegiem dla rodzin w hotelu reprezentacji Polski — to dzisiejsze tematy dnia. Pierwsza afera wybuchła już wczoraj, gdy o sprawie informowały „WP Sportowe Fakty”, potem dwie różne wersje wydarzeń przedstawiał „Przegląd Sportowy”, a na koniec sytuację w jeszcze inny sposób przedstawiły „Meczyki”. Informacje o konflikcie Czesława Michniewicza z PZPN-em, który wywołało rzekome wyrażenie zgody na dokooptowanie rodzin zawodników do hotelu, przekazała natomiast „Interia”.
Natłok afer, które zdają się wybuchać z efektem domina, kazał zainteresować się tematem także nam, więc poszukaliśmy odpowiedzi na to, co właściwie stało się w Katarze.
Aktywny i pracowity. To był mundial Przemysława Frankowskiego
Michniewicz: Żadna żona piłkarza nie mieszkała w naszym hotelu
– Selekcjoner wyraził zgodę, aby na kilka dni w hotelu zamieszkały też żony i rodziny kilku piłkarzy. Co prawda byli oni rozlokowani na pierwszym piętrze, podczas gdy drugie było zamknięte wyłącznie dla drużyny. Przez obecność bliskich piętro niżej w pewnych momentach zgrupowanie przypominało kolonię, gdyż piłkarze i tak schodzili do swych rodzin. Na pewno nie wpływało to korzystnie na koncentrację — czytamy na „Interii”, która powołuje się na anonimowego informatora.
Problem w tym, że wieści przekazywane przez Michała Białońskiego są po prostu nieprawdziwe. W kilku źródłach, także od samych zawodników, którym mocno nie spodobało się wykorzystane ich rodzin do kolejnej afery, ustaliliśmy, że rodziny reprezentantów Polski mieszkały w zupełnie innych hotelach, także w tym, w którym ulokowani byli działacze PZPN i ich goście. W trakcie mistrzostw świata zawodnicy spotykali się z najbliższymi, jednak miało to miejsce w ściśle określonych warunkach, które zakładały, że po godz. 19 partnerki, rodzice i krewni wracali do siebie. Jedynym odstępstwem od tej reguły była sytuacja, w której ktoś z bliskich nie miał wcześniej załatwionego noclegu i skorzystał z gościnności kadry. Mówimy jednak o trzech czy czterech osobach, które w hotelu „Ezdan Palace” spędziły tylko krótką chwilę.
– Dzień po meczu z Meksykiem rodziny mogły spędzić czas z piłkarzami. O godz. 19 wszyscy wyjechali, nikt nie został na noc. Podobnie było po meczach z Arabią Saudyjską i Argentyną. Przed ostatnim meczem przyjechało więcej rodzin, ale nazywanie tego kolonią jest grubym nadużyciem. Te osoby zostały na noc po meczu, ale spały na innym piętrze, w innych pokojach – wyjaśnia nam Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN.
Zawodnicy w nieoficjalnych rozmowach podkreślają, że sami opłacali nocleg swoich najbliższych, gdy ci chcieli przylecieć na mundial w Katarze. O sprawę zapytaliśmy także Czesława Michniewicza.
– Od początku turnieju żadna żona piłkarza nie mieszkała w naszym hotelu. Rodziny piłkarzy wykupiły w PZPN możliwość bycia na 3 meczach grupowych i mieszkały w hotelu oddalonym od nas o ponad godzinę, na przeciwnym końcu miasta. Dzień przed meczem z Argentyną przyjechało kilka osób, one zamieszkały w przeciwnym skrzydle naszego hotelu. Zawodnicy mieszkali w innym skrzydle hotelu, dostęp do nich był ograniczony przez ochronę hotelu — uciął temat selekcjoner reprezentacji Polski.
Najlepsi i najgorsi. Oceniamy Polaków za Mistrzostwa Świata 2022
Afera z premiami od premiera. „Mocno to rozdmuchano”
Poważniejszym tematem była jednak specjalna premia, którą piłkarzom przed mundialem obiecał Mateusz Morawiecki, premier polskiego rządu. Od kiedy sprawa wypłynęła, pojawiło się kilka zupełnie różnych wersji wydarzeń. Z tego co słyszymy, prawdę napisał Tomasz Włodarczyk z portalu „Meczyki”, który zdradził, że zawodnicy w luźnej rozmowie podbijali stawkę, ale wówczas nikt nie wziął tego za negocjacje. Dopiero później okazało się, że „ustalono” warunki faktycznego bonusu, który miał trafić do zawodników w nagrodę za wyjście z grupy. Kiedy więc kadra spełniła warunek i wywalczyła promocję do 1/8 finału, postanowiono rozstrzygnąć kwestię tego, jak ewentualne dodatkowe pieniądze podzielić.
Z wewnątrz drużyny słyszymy, że rzekomy konflikt zawodników z selekcjonerem jest mocno rozdmuchany. Faktycznie miała miejsce sytuacja, w której Czesław Michniewicz chciał wynegocjować dla sztabu kwotę wyższą niż pierwotnie i faktycznie wywołało to lekkie spięcie, jednak ciężko uznać to za poważny konflikt, bo sprawa została wyjaśniona. Żadna ze stron nie komentuje sytuacji publicznie, zwłaszcza że wiadomo już, że żadnej premii nie będzie, natomiast po kilku nieoficjalnych rozmowach ustaliliśmy, że podział ewentualnej premii ustalono w bardzo krótkim czasie, a temat miał powrócić już po mistrzostwach.
O sprawę premii zapytaliśmy także samego selekcjonera, jednak nie chciał on jej szerzej komentować. – Załatwiliśmy to w moment, ale to nie jest temat na telefon. W czwartek udzielę wywiadu w tej sprawie — usłyszeliśmy.
Ciekawą i istotną dodatkową informacją jest to, skąd wziął się temat zwiększenia premii dla sztabu szkoleniowego. Pieniądze miały bowiem trafić do tak zwanego zaplecza, czyli do osób pracujących w cieniu — fizjoterapeutów, masażystów i pozostałej części mocno rozbudowanej ekipy, która pomagała drużynie w Katarze. Łącznie w skład sztabu na mistrzostwa świata weszły 24 osoby. Poza trenerem i jego pięcioma asystentami byli to trenerzy bramkarzy (dwóch), trenerzy przygotowania motorycznego (dwóch), analityk, filmowiec, lekarz, fizjoterapeuci (trzech), masażysta, dietetyk, szef kuchni razem z zastępcą, menadżerowie (dwóch) oraz kierownik techniczny. Wyższa premia miała oznaczać, że ich bonus także będzie wyższy, co miało posłużyć za docenienie ich często niewidocznej, ale istotnej pracy dla zespołu.
Część osób wspomniała także o tym, że sam selekcjoner, a także Kamil Potrykus, mieli być wyłączeni z podziału części premii przeznaczonej dla sztabu. Podobna informacja pojawiła się także w „Polsacie Sport”, gdzie anonimowo wypowiedział się jeden z kadrowiczów. – Podczas spotkania z premierem żartowaliśmy, żeby pamiętał, że my w większości zarabiamy w euro. Trener zaproponował, żeby podzielić to równo, a sztab poza Michniewiczem i jego asystentem miał dostać dziesięć procent. W grę wchodziło trzydzieści osób. Ktoś tam zaproponował, żeby podzielić to inaczej. Ustaliliśmy, że do tematu wrócimy po mistrzostwach, jeśli w ogóle jakieś dodatkowe pieniądze się pojawią.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Lewandowski kontra selekcjonerzy – kolejny odcinek długiego serialu
- Odpadliśmy z Francją, ale dziś zagraliśmy w piłkę
- Nie jesteśmy skazani na niski pressing. Jednak możemy grać odważniej
- Ile wolno i co przystoi Robertowi Lewandowskiemu?
- Robert Lewandowski nie jest szczęśliwy
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK