Im dłużej człowiek żyje na tym świecie, tym częściej odnosi wrażenie, że ogromna część z nas, Polaków, nie potrafi konsumować sukcesu. Swojego, czyjegoś – nieważne. Może się do tego nie nadajemy, może mamy wyrytą w psychice jakąś dziwną blokadę, a może problemem jest po prostu precyzyjna ocena rzeczywistości. Da się zauważyć gołym okiem, że często upraszczamy napotykane obrazy w sposób absolutnie prymitywny. Kiedy nie rozumiemy ich złożoności, wybieramy jeden kierunek, tak jak na wszelkiej maści politycznych rozprawach: albo jest źle, albo dobrze. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Wszystko, co po środku, często budzi podejrzliwe, wręcz alergiczne reakcje.

Jesteśmy pod tym względem niemożliwi. Staliśmy się – lub zawsze byliśmy – mistrzami w szukaniu podziałów tam, gdzie nie istnieją. Dlatego, być może, polski futbol – i nie tylko on – jest w takim a nie innym miejscu. Ale ten temat odłóżmy na później. W tym tekście chciałbym poszukać zgody. Konflikty na bok, zdrowa polemika naprzód. Zadanie niełatwe, ale nie niewykonalne.
***
Dzisiaj analityczne i chłodne spojrzenie to rzadkie zjawisko. Brakuje go, stąd zatrważająca ubogość w dyskusjach o reprezentacji Polski. I, rzecz jasna, powszechny antagonizm. Kłócimy się, gdy przegrywamy. Kłócimy, kiedy odnosimy sukces. Szukamy dziury w całym, gdy akurat to nie jest potrzebne. Teraz jeszcze okazuje się, że uciekamy w „gdybologię” nawet w momencie, w którym mamy powody do umiarkowanej radości. Nie musimy wpadać w stany euforyczne – precz ze skrajnościami – ale już cieszyć się z małych rzeczy i jednocześnie zauważać mankamenty pod merytoryczną debatę – jak najbardziej. Po to, żeby w przyszłości było lepiej. A tak, niczym zręczny konspirant, podkopujemy własne morale. Sięgamy po argumenty „a gdyby nie obronił, a gdyby oni strzelili gola, a gdyby tamten dostał czerwoną kartkę”, które powinny zdominować przede wszystkim obóz przegranego rywala. Zastanówcie się nad tym, pomyślcie. To absurd. Komedia i tragedia zarazem.
Jeden rabin mówi: zagrajmy jak Arabia Saudyjska Herve Renarda. Okej, śmiało. Najpierw znajdźmy odpowiedni profil selekcjonera skrojony pod możliwości naszej kadry, ruszmy na rynek po sprawdzonego w boju fachowca, dajmy mu kilkuletni kontrakt niezależny od wyniku na jego pierwszym turnieju, otoczmy wsparciem i cierpliwością, czekajmy na efekty. Aha, to oczywiście musi być trener zagraniczny. Chcemy wyższego sufitu, prawda? To najpierw zbudujmy odpowiednie podstawy.
Drugi rabin powie z oburzeniem: dlaczego nie możemy wyglądać jak Szwajcaria! No, nie możemy, bo tam nie wachlują selekcjonerami na potęgę. Petković pracował z kadrą 7 lat, a Yakin przejął jego schedę i ulepsza to, co zostało już wcześniej zbudowane. Nie jest człowiekiem z innej parafii względem poprzednika, wpisuje się w model ustanowiony przez szwajcarską federację piłkarską. Nie brzmi znajomo, czyż nie? Od Brzęczka do Sousy, od Sousy do Michniewicza. Różne światy, to i zaburzony proces rozwoju reprezentacji na przestrzeni lat. A większej skrajności w zmianie szkoleniowców, niż tej ostatniej, chyba nie da się wymyślić. Z Portugalczyka, który chciał nauczać nas odważnej gry nawet kosztem wyniku, do Polaka, który z inklinacjami do zabijania futbolu świetnie sprawdza się w roli zadaniowca. Ale nic więcej. Nie na dłużej.
Nie zrozumcie mnie źle: ani po czasie nie wzdycham na myśl o jednym, ani teraz nie gloryfikuję pracy drugiego. Ja tylko marzę o tym, żeby wyselekcjonować postać, która potrafiłaby połączyć atuty Sousy i Michniewicza. Nie musi to być przecież selekcjoner idealny, nie kozak poza zasięgiem finansowym. Obawiam się jednak, że to marzenie ściętej głowy. Na własne życzenie staliśmy się niewolnikami wyniku, celów, które sami sobie stawiamy. Przykładamy do nich zbyt dużą wagę, tak jak choćby na etapie szkolenia młodych piłkarzy. To pewien paradoks. Góra piramidy jest skażona tak samo jak dół. Mamy za małą tolerancję na błąd, nawet jeśli one mają składać się na drogę do czegoś lepszego. Robimy coś, co krytykujemy w pracy najgorzej opłacanych trenerów. A potem narzekamy – ku wielkiemu zdziwieniu, serio? – że kadrę prowadzi z kolei najlepiej opłacany szkoleniowiec w Polsce, będący uosobieniem filozofii pt. „Liczy się wyłącznie tu i teraz”. A więc nie dość, że jesteśmy hipokrytami, to jeszcze nie potrafimy znaleźć właściwego balansu.
***
Pokonać fazę grupową z powodzeniem można na wiele sposobów. My zaprezentowaliśmy ten najbardziej prymitywny, tym samym robiąc swego rodzaju fikołka. Pokazaliśmy bowiem, jak niewiele trzeba piłki w piłce, żeby osiągnąć cel w postaci awansu do 1/8 finału. Za to – moim zdaniem – wielkich laurów Czesław Michniewicz otrzymywać nie powinien. Nie tak to powinno wyglądać na dalszą metę. Teraz jeszcze da się to usprawiedliwić, owszem, cieszmy się awansem, ale po mundialu zacznijmy myśleć bardziej o drodze do celu, mniej o samym finiszu. Skoro on ma smakować lepiej, inaczej się nie da.
Póki co, jest jak jest. Podpisując cyrograf z diabłem, Michniewicz dał sobie szansę na krótkofalowy sukces. Postawił na jedną kartę, co z jego perspektywy jest całkowicie zrozumiałe. I wygrał: fajną stronę na kartach historii oraz własną przyszłość w biurach PZPN-u. Zapewnił sobie kontrakt do końca eliminacji EURO 2024, co niestety nie daje nam większych nadziei na to, co chcemy w reprezentacji Polski zobaczyć. Nie romantyczne porażki, ale skok jakościowy, równanie do lepszych piłkarzy, nie marnowanie ich, żeby na kolejnym turnieju zaprezentować coś bardziej ekscytującego.
Szczerze mówiąc, boję się, w jakim kierunku będzie podążać nasza kadra pod wodzą Czesława Michniewicza. Na mistrzostwach świata w Katarze pokazaliśmy się do ej pory jako reprezentacja permanentnego strachu, w której górna półka piłkarzy (Zieliński, Lewandowski, Szymański) gubi swoje walory. Ta niższa natomiast, kiedy taktyka jest ustawiona pod nich (Glik, Krychowiak czy Bereszyński), wręcz przeciwnie: zyskuje wiele. Obecny selekcjoner nie wygląda mi na człowieka, który miałby ochotę zmienić te proporcje. Wyważyć je, wnieść coś nowego, co mogłoby odblokować nasz potencjał ofensywny. Szkoda, gdyby rzeczywiście tak miało być, bo nie chciałbym widzieć drużyny, która gra jak Podbeskidzie w walce o utrzymanie.
Nie oczekiwałbym też samobójczej taktyki, nie przekręcenia wajchy w drugą stroną. Wydaje się przecież, że mamy na tyle dobrych piłkarzy (sumę przeciętnych, dobrych i wybitnych), żeby zaoferować wszechstronny futbol na solidnym poziomie. Ale do tego trzeba kogoś z inną mentalnością, nie oszukujmy się – kogoś z zewnątrz, kogoś odważnego.
***
Główna idea, z jaką macie wyjść po przeczytaniu tego tekstu, brzmi: cieszmy się tą chwilą, „carpe diem”, bo jest ważna. Ale nie zapominajmy o drugiej, wstydliwej stronie medalu z myślą o przyszłości. Zmianach, jakie powinny nadejść. Konserwatywnym nastawieniu, jakie warto zastąpić entuzjazmem, choćby takim, jaki chciał wpoić swoim uczniom John Keating, słynny nauczyciel ze „Stowarzyszenia umarłych poetów”. Nikt nie wymaga, żeby piłka w wydaniu reprezentacyjnym była poezją, ale jakieś jej namiastki może posiadać.
Ja sam, kiedy zwycięska przegrana z Argentyną okazała się ostatnim elementem drabiny do historycznego sukcesu, miałem mieszane uczucia. Nie skakałem z radości, kłóciłem się z samym sobą, aż ostatecznie przyjąłem to wszystko z niepokojącą obojętnością. Z jednej strony wiedziałem, że kadra osiągnęła coś fajnego. Z drugiej: mam oczy. Chciałbym, żeby chociaż raz na jakiś czas, szczególnie na wielkim turnieju (może następnym?), uświadczyły grania w piłkę, na jakie nas stać. Za tym – co do tego nie mam żadnych wątpliwości – pójdą także wyniki. I fura emocji, której teraz dostarczyły nam łzy radości kapitana po strzelonym golu czy legendarne parady Wojtka Szczęsnego.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Trela: Awans dał szczęście, szczęście dało awans. Przypadek przyjacielem Polaków
- Weszło z Kataru: Zmiażdżeni na boisku, zmiażdżeni na trybunach
- Michniewicz selekcjonerem przynajmniej do końca eliminacji EURO 2024
Fot. Newspix
Ważyha co ty pierdolisz?
Napisz lepiej za kim wczoraj byłeś podczas meczu Polska – Argentyna.
Sugerujesz, że redaktor co zna profesora Miodka, wali konia do argentyńskiego bożka?
Za Hiszpanią
„przy taktyce ustawionej pod Glika i Krychowiaka drużyna wiele zyskuje”. Czy Pan „Redaktór” coś ćpa?
jestescie banda dupolizow michniewicza bo stanowski wma tak kaze
walcie sie na cytryne razem z kadra ichniewicza i pzpnem
zjebany farmazoniarzu
Ja zawsze za chłopcami z Poznania.
Ważoha, przestań filozofować. 2 procent dla dzieciaków, człowieku humoru z Hojnowa. Tylko to się liczy.
Każdy kolejny dzień nietrzymającego ciśnienia Czesława na stanowisku selekcjonera, to w kontekście przyszłości naszej piłki, a szczególnie biorąc pod uwagę, że zaraz z kadry zniknie Lewy i kilku innych, to po prostu dzień stracony, bo to kolejny dzień rozgaszczania się w czarnej dupie, do której zaprowadziła nas wielopokoleniowo hołubiona legendarna polska myśl szkoleniowa (i działaczowska, żeby nie było też).
Niestety trwają usilne prace nad wdrukowywaniem nam, że obcokrajowiec nie może naszej kadry prowadzić Spójrzmy chociażby na idiotyczna wypowiedź Góralskiego, który powiedział „Dla mnie, dla wszystkich piłkarzy i dla wszystkich ludzi w Polsce ważne jest, by selekcjonerem był Polak.” Nie wiem skąd ten cep takie wnioski wyciągnął, ale sobie kurwa nie życzę, by ten boiskowy półmózg wypowiadał się w moim imieniu.
Trwają też usilne prace nad wmawianiem nam, że Polska inaczej w piłkę grać nie może. Nie może i chuj. Taka argumentacja, no że nie może. Fajna, nie. Niedasizm, niemożliwizm i oczywiście najnowsze odkrycie, czyli michniewiczowszczyzna, czyli murarka totalna przedstawiana jako genialny plan taktyczny, bo przecież Czesiek założył, że przegramy 0:2, a drugi mecz nam się ułoży.
Co tam jakiś Lewy. Karbownik to dopiero nam wszystkim pokaże. O i jeszcze ten skrzydłowy z Turcji, zapomniałem jak mu tam było, ale bardzo dobry jest.
Michalski? Michalczuk? No ale ważne, że z dobrej stajni.
Kolejny z połykiem Dzwoniącego Bajeranta… Jak Polacy nie umieją się cieszyć sukcesami? Robercik najlepszy wypadał do niedawna z każdej lodówki…
O przyszłości z grubasem 711-stką? Was to do reszty pojebało! Brak słów na takie podejście. Jaka przyszłość?
Na Euro dostaje się każdy, nie potrzeba trenera. To idealny czas by zburzyć beton i ogarnąć kadrę by zaczęła mieć jakiś styl. Na kolejny mundial też dostaje się każdy, więc tutaj znów nie potrzeba trenera by awansowac, potrzeba by budować. Michniewicz to cynik, stawiający tylko na wynik bez względu na koszty, łącznie z rakiem oczu. Gorzej niż Polska nie gra nikt na świecie, nikt! Nawet Gibraltar czy San Marino próbują póki mogą, zachowując proporcje. Czesław to jest koleś dziennikarzy i klika PZPN-u go trzyma. Brzęczek wyleciał pomimo wyników, bo chcieli stylu, teraz nagle styl nieważny, to chuj że gramy jeszcze gorzej niż za Wuja i cały świat nami gardzi.
Porównaj z kim grał Brzeczek, a z kim Michniewicz specjalisto zza kanapy. Kraj 38 milionów ekspertów piłkarskich.. typowe randomy, żyjące według abc przeciętnego Polaka. Nie podoba się, to nie oglądaj.
nie podoba się to nie czytaj idioto
Dwa razy remis z Włochami, plus remis z Portugalią wygląda imo lepiej niż to co ta śmieszna kaderka pokazała za michniewicza na MŚ.
no z kim grał Czesio? Z Meksykiem i Arabią. No faktycznie, największe potęgi piłkarskie
Chłopie, selekcjonować to ty sobie możesz ziemniaki w piwnicy a nie selekcjonerów. W piłkarskim kurwidołku to działa trochę inaczej patrząc na powołanie M. a dalej zawodników.
Nie ma co się cieszyć chwilą jak za trzy dni sromotny wpierdol z Francją po kolejnym pokazie wybijania na aut w wykonaniu polskich piłkarzy. Bo otyły bajerant prędzej się przyzna, że faktycznie handlował meczami z Fryzjerem, niż zmieni taktykę.
Dobra, ale z czego, kurwa, ja mam się cieszyć? Ostatnie 20 minut to po prostu krzyczałem do TV (a nawet wręcz błagałem), by Karzeł zrobił rajd, wpieprzył nam 3 bramkę i skończył tą żenadę. Dotąd mieliśmy 2 mecze do bani z kilkoma momentami i jako-taki ostatni mecz o honor. Teraz dostajemy zapakowane w złoty papierek 3 pokazy futbolopodobne, a czeka nas jeszcze czwarty. Na forach zagranicznych ludzie dziwią się jak tak słabo grający zespół wszedł do fazy pucharowej. Jedynie Wojtek dostaje słowa respektu. Ten awans jest kompletnie bez znaczenia. Dalej będziemy prowadzić antyfutbol, stracimy niedzielny wieczór, by wyrywać sobie włosy z głowy i umierać z żenady. Sorry, ale skala gówna wybiła ponad łajnometr i nie ma co udawać, pisać peany na cześć św. Czesława. Trzeba pierdolnąć mocno pięścią w stół i powiedzieć „dość!”. 711 na następne 2 lata, to jest dosłowne cofnięcie się o dekadę, zabicie kolejnej generacji młodych piłkarzy i zakończenie ostatnich momentów starej gwardii. A każdego mejwena pierdolącego o tym, czy „wolimy grę ładną czy mieć dobry wynik” wysłałbym na pieprzoną Antarktydę. Odwalając taką imitację możemy przepchnąć jeden, dwa, góra trzy mecze, a potem z powrotem do wpierdolów 6:1. Wyrabiając sobie styl, ucząc prawidłowego pressingu, walki do końca zwiększamy szansę na sukces. Zgoda, to nie gwarantuje awansów, zawsze dostanie się po dupie, ale wolę jeden padaczkomecz na 10 niż to, co teraz się odpierdala. Chuj, mam kurwa dość.
Ja jestem pewien, że jak Francja nam wpierdoli 6:1 (prowadząc 6:0 i odpuszczając obronę) w 1/8, to zlecą się tu różni tacy wielbiciele gówna i będą wołać „Wielki Czesław może i przegrał, ale z Francjom to nie fstyd, każden by przegrał!”
Porażka porażce nie jest równa. Ekipy na nią skazywane czasami zaskakują, powalczą, pokażą mental, z kolei inni będą się modlić o najmniejszy wymiar kary. Na tablicy wynik może ten sam, ale postawa jednak zgoła odmienna.
wczoraj Kostaryka pięknie się postawiła zdecydowanemu faworytowi – tam też widac że jest przeciętna kadra bez gwiazd z podstarzałym bramkarzem, ale pokazali że gra się do końca! W pewnym momencie byli w fazie pucharowej. Zabrakło indywidualności…..A u nas??? Przypadkowa zbieranina osób, pewnie nawet średnio się lubią – po tych filmikach na Męczy nas Futbol widać że to wszystko klejone na siłę. Co się dzieje z Zalewskim? Chłopaczek wygląda jak jakiś przedszkolak, Szymański? Był i już go nie ma…. Kamiński? Tak zesranego chłopaka na twarzy nie widziałem od bardzo dawno…. Kiwior? Jakby zapomniał jak się gra w piłkę „do przodu”…. Można by tak wymieniać bez liku. Czesiu zaszczepił towarzystwu że inaczej się nie da – że tylko defensywka uber alles. Skoro nawet Lewandowski się z tym zgodził, to wiec że coś jest na rzeczy…. Ale dość! Po takim awansie jedyną szansą na „odkupienie” się jest wreszcie zagranie w piłkę z Francją – nawet jezeli ma to się skończyć 0:6.
może jakiś samoój sobie francuzi strzelą i bedzie 6;1-na to liczy czesław
Myślę, że każdy kibic ten upragniony awans z grupy na mundialu wyobrażał sobie inaczej. Mianowicie, że drużyna, która w końcu go wywalczy, będzie drużyną, która swoją postawą na to zasłużyła, jej gra będzie sprawiać, że będzie czuć się dumę z bycia kibicem.
A fakty są takie, że obecna kadra pod dowództwem ojca chrzestnego syna Stanowskiego i jego pryncypały discopolowca cały ten wynik zawdzięcza furze farta i niczemu innemu. Nie da się jej oglądać. Nie wiem skąd się biorą ci zadowoleni ludzie, których pokazują w telewizji. Dziś rano u mnie w pracy nie spotkałem dosłownie żadnej osoby, która by nie wyrażała mniejszego lub większego poczucia zażenowania wczorajszym meczem. I awans nic tu nie zmienia, bo awans dla samego awansu nic nie znaczy. Jesteśmy chujowi, piłkarzy mamy w skali tych mistrzostw nie tak złych, by tak źle to wyglądało, więc patrzy się na trenera. A że ten czy przegra, zremisuje czy fartem wygra jest tak samo zadowolony, to ludziom się odechciewa już to oglądać, emocjonować się. Szkoda nerwów na tą klikę kolesi.
dlatego wolę koszykówkę i piłkę ręczną – bo tutaj typowa defensywka i murowanko nie ma szans bytu.
Ty się redaktorek produkujesz, wymyślasz wypracowanie, a tymczasem polską piłką rządzi szemrana klika na modłę lat 90tych i takie też przełożenie na grę nam funduje. Może czas przejść się w większym gronie pod szopę pzpnu i co nieco zasugerować?
Skoro Michniewicz ma zostać, to nie mamy ŻADNEJ przyszłości.
No tak znowu bronienie Czesława Michniewicza….. Po takim sukcesie chcecie byśmy piali z zachwytu. Otóż nie, bo gramy jak San Marino.
Problem w tym, ze z tym trenerem nie bedzie lepiej. Kuriozum polega na tym, ze telefonista narobil takiego syfu, ze nawet moja kobieta po meczu z Argentyna stwierdzila: Awansowalismy, niestety.
CM711 zjednoczyl narod, niemal kazdy zada jego odejscia. Wiec o jakich podzialach i polemice tu mowa?
po pierwszym mecz daliście setki tekstów, że nie dało się na to patrzeć, bo już się asekurowaliście na wypadek odpadniecie. teraz psim swędem, przy pomocy wszystkich dookoła udąło się prześliznąc i nagle całkowita zmiana frontu i pompowanie ego czesia. oj, Stano chyba pogroził zwolnieniami za krytykę
jebac cale weszlo michniewicza i stanowskiego jebanego szefa mafii
„Dzisiaj analityczne i chłodne spojrzenie to rzadkie zjawisko. Brakuje go, stąd zatrważająca ubogość w dyskusjach o reprezentacji Polski.”
Zatrważająco ubogie to są Twoje teksty w treści. Znowu wypisujesz bzdury. Patrząc analitycznie na ten „sukces” możemy jedynie zapłakać z bezsilności. Ten nic nie znaczący awans do 1/8, będący wyłącznie ciekawostką, do której będą nawiązywali komentatorzy przez następne 20 lat. Zyskaliśmy jedynie pieniądze dla PZPN, który raz, że ma ich w cholerę, a dwa, że wszystko wyda na zaprawę murarską do betoniarki. Straciliśmy za to bardzo wiele. Opinia (która jest niezbędna w tych czasach) kadry została zdruzgotana, zdeptana jak karaluch. Śmieją się m.in. z naszego trenera, z zacofania, nieumiejętnosci przyznania się do błędu i brnięcia w dalsze zatrudnianie amatorów. W kraju liczącym 40 mln, mającym topowych piłkarzy w topowych ligach, mając siatkę kontaktów zagranicą, PZPN zatrudnia na jedno z najważniejszych stanowisk w Polsce umoczonego w korupcję śmieszka, bazującego na prymitywnej odmianie taktyki z lat 80 (na 100% mu to w końcu udowodnią).
Zresztą wszystko jest prawdą, Leo zdiagnozował ten problem lata temu. Miałem napisać ścianę tekstu, ale tak się wściekem, że mi się odechciało xddd W skrócie więc:
– gra repki została cofnięta do epoki kamienia łupanego;
– pomimo pragmatycznego prymitywizmu wyniki są gówniane, z tak łatwej grupy, to i Boniek by wyszedł;
– całkowite zniszczenie mentalu zwycięzców, który zaczął wypracowywać w Polsce, wmówienie zawodnikom z Juve, Barcy, Napoli etc., że są słabi, typowo niewolnicze myślenie;
– obdarcie Polaków z godności (nie żebyśmy jakąkolwiek godność posiadali);
– obrzydzenie reprezentacji kibicom do granic możliwości, zresztą nie tylko polskim, całkowite obdarcie tego sportu z emocji, kadra aktualnie wywołuje w najlepszym przypadku totalne zobojętnienie, a najczęściej obrzydzenie i odruch wymiotny;
– widmo totalnej anihilacji w meczu z Francją, który wzniesie nas na wyżyny kompromitacji i zażenowania, jakich jeszcze świat nie widział, zamiast rozegrać w miarę przyjemnej mecz z Australią;
– zostanie okrzykniętym najgorszym zespołem na mundialu;
– zmarnowanie czasu kolejnej generacji piłkarzy, zamiast ściągnąć jakiegoś reformatora z Holandii zakopujemy się w tym gównie jeszcze głębiej i tak będzie aż do 2024;
– zabranie Lewemu mundialu, na jaki zasługuje;
– wzmożenie obrzydliwej hipokryzji Stanowskiego;
– udzielenie pochwały dla kolesiostwa.
To tylko kilka punktów napisanych na szybko z palca. Czy warto było ponieść tyle strat w zamian za statystyczną ciekawostkę, która nie znaczy zupełnie nic?
Niech już każdy sam sobie odpowie na to pytanie.