Wreszcie! Doczekaliśmy się zwycięstwa reprezentacji Polski na mistrzostwach świata, które coś znaczy, które nie jest już tylko na pocieszenie i otarcie łez. Ile nerwów, potu i łez kosztowała wygrana 2:0 z Arabią Saudyjską każdy doskonale wie, nie musimy tłumaczyć, ale najważniejsze, że MAMY TO!
Ten mundial to na razie przełamywanie kolejnych niemocy naszej drużyny i poszczególnych piłkarzy. Z Meksykiem zagraliśmy antyfutbol, ale jednak nie przegraliśmy na inaugurację rywalizacji w fazie grupowej, co dotychczas w XXI wieku nigdy się nie udało. Dziś w końcu potrafiliśmy zdobyć komplet punktów w drugim spotkaniu i zagwarantować sobie pozycję lidera przed ostatnią serią gier. Pierwszego mundialowego gola strzelił Robert Lewandowski, a Wojciech Szczęsny wyszedł na zero jeśli chodzi o wielkie turnieje ze swoim udziałem.
Polska – Arabia Saudyjska 2:0. Pan bramkarz Wojciech Szczęsny
Gdyby nie on, moglibyśmy już teraz dokonywać pierwszych rozliczeń, kto co zawalił i dlaczego tamten bardziej. Faktem jest, że brazylijski sędzia chyba nie został dopracowany w fazie projektowania, gwizdał dziwnie, zauważał pierdoły, a puszczał rzeczy ewidentne. Inna sprawa, że Krystian Bielik śledząc inne mecze powinien wiedzieć, że na tej imprezie czasami arbitrom wystarczy jakikolwiek kontakt w polu karnym, żeby wskazać na wapno. I tak właśnie było w tym przypadku. Arab dużo dołożył do siebie, ale Bielik dał podstawy, żeby się czegoś doszukiwać, bo gdy piłka znajdowała się już daleko od niego, otarł się o nogę Al-Shehriego.
Ale wtedy pojawił się on. Wojciech Szczęsny, nasz minister obrony narodowej.
Nie chodzi tylko o to, że odbił strzał Al-Dawsariego, choć i za to mu chwała. Największe wrażenie zrobił natychmiastowym pozbieraniem się i zatrzymaniem dobitki Al-Buraikana. Klasa światowa. Takimi interwencjami przechodzi się do historii!
Szczęsny uratował nam tyłki, bo dzięki niemu zeszliśmy na przerwę z prowadzeniem.
Zaczęliśmy ten mecz inaczej, z dwójką napastników, było znacznie więcej ruchu po przechwycie piłki i atakowanie większą liczbą zawodników. Dość szybko jednak straciliśmy kontrolę nad meczem, w parę minut żółte kartki zarobili Kiwior, Cash i Milik. Cash skorzystał na fakcie, że pan Wilton Sampaio był trochę nie ten tego, bo powinien wylecieć za drugie żółtko po wejściu łokciem w rywala przy wyskoku. Na szczęście dla nas Brazylijczyk z gwizdkiem nawet nie stwierdził wtedy faulu…
Mogło być jeszcze wyżej!
Saudyjczycy nie stwarzali sobie nie wiadomo jakich sytuacji, ale tłamsili nas, znów mieliśmy problemy. I nagle wyszła nam fantastyczna akcja od Szczęsnego. Cash, Frankowski, znów Cash, Lewandowski i jego przytomność umysłu, a na końcu idealne wykończenie Zielińskiego. Wszystko super. Okazuje się, że daleka piłka od bramkarza też ma sens, tylko zawodnik ją otrzymujący musi mieć z kim grać.
Drugą połowę zaczęliśmy źle, Arabowie cisnęli i ponownie ratował nas Szczęsny. Kiwior nabił Bielika w zamieszaniu w polu karnym i bramkarz Juventusu znów okazał się lepszy niż Al-Dawsari, znakomicie odbił jego strzał. Panie Wojtku, dzięki. Panie Jakubie, więcej koncentracji. Kiwior później miał jeszcze jedną groźną stratę, po której niecelnie uderzał najlepszy w szeregach rywali Kanno.
Przetrwaliśmy ten napór i koniec końców… możemy nawet czuć niedosyt, że wygraliśmy tylko 2:0.
- poprzeczka Milika
- słupek Lewandowskiego
- zmarnowane sam na sam Lewego
Najważniejsze, że w międzyczasie Robert zabrał piłkę Al-Malkiemu i posłał ją prosto do bramki. Zeszły z niego wszystkie emocje, zwyczajnie się rozpłakał i długo nie podnosił z murawy. Te obrazki obiegną świat. I dobrze, niech ludzie widzą, że jednak mamy tu do zaoferowania coś więcej niż lagowanie.
To nadal było granie dalekie od idealnego, ale tym razem pomysł na mecz okazał się trafiony nie tylko na fazę bronienia. To są właśnie te stany pośrednie między totalnym murowaniem a tiki-taką.
Oczywiście do tego potrzebowaliśmy trochę szczęścia i genialnego Szczęsnego. Wszystko się zgrało. Wiele rzeczy mogło pójść źle, a poszło dobrze. Jakoś tak nie po polsku.
Mamy cztery punkty, szanse na awans są realne, w środę będzie ogień!
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:
- „Już samolot robił wrażenie”, „widziałem armię na ulicach”. Jak graliśmy z Arabią Saudyjską
- Białek z Al Thumama: Nikt nie jest milszy niż Katarczyk, który organizuje mundial
- „Nie lubię siebie oglądać na tym filmiku”. Herve Renard, czyli chodzący szacunek
Fot. FotoPyK