Jeremy Sochan zadebiutował w NBA 19 października 2022 roku. Dzisiaj od tego dnia mija dokładnie miesiąc. Ile przez ten czas dowiedzieliśmy się o grze i sytuacji Polaka w najlepszej lidze świata? Które elementy w grze naszego koszykarza stoją na wysokim poziomie, a gdzie może szukać poprawy? Zapraszamy do lektury naszej analizy.
Spis treści
Zaufanie trenera zdobył z miejsca
Rzecz, która jest absolutnie najważniejsza: Jeremy’ego Sochana regularnie oglądamy na boisku. Oczywiście zależnie od charakterystyki rywala, z jakim mierzą się Spurs, polski koszykarz gra dłużej lub krócej, ale średnia minut 24,5 na mecz do najniższych nie należy. I to zdecydowanie nas cieszy.
Szczególnie że Gregg Popovich, trener „Ostróg”, nigdy nie uchodził za szkoleniowca, u którego młodzi gracze cieszą się specjalnym zaufaniem. Nawet Dejounte Murray – obecnie już zawodnik Atlanty Hawks, ale najlepszy wychowanek Spurs ostatnich lat – jako debiutant większość czasu spędzał na ławce. O Sochanie tego nie możemy powiedzieć.
Trzeba zresztą zauważyć, że Pop nie tylko ceni Polaka jako koszykarza, ale też człowieka. Już parę tygodni temu mówił o nim, że jest skory do nauki, że uwielbia rywalizację, że zawsze się uśmiecha i jest optymistyczny. Jeremy zdążył już z Popovichem nawet zjeść kolację (wspólne posiłki to element tradycji i kultury w szeregach Spurs). I co ciekawe – sam go na nią zaprosił.
– Jest legendą. Osobą, którą po prostu musisz poznać na boisku i poza nim. Zadawać tysiące pytań. Nie bałem się zaprosić go na kolację. Jeśli powiedziałby nie, to trudno. Jeśli nie zapytasz, nigdy nie będziesz wiedział. Chciałem po prostu go poznać. Zanurzyć się w jego styl życia oraz historię – mówił nasz koszykarz w materiale Marca J. Spearsa z „Andscape”.
Zabawną anegdotą jest to, że podczas wspólnej kolacji ze swoim trenerem Sochan zamówił… lampkę wina. Choć jak wiemy – w Stanach Zjednoczonych alkohol legalnie można spożywać od 21. roku życia. Cóż, jak widać – 19-latek wciąż tkwi w europejskiej kulturze.
Sochan na pewno zatem dał się poznać w organizacji Spurs jako otwarta osoba, ale najważniejsze jest to, co robi na boisku. I tu też Popovich nie ma do niego wielkich zastrzeżeń. Daje mu miejsce na popełnianie błędów, rozumie, że młody zawodnik musi się uczyć. A niedawno rzucił w jego kierunku naprawdę świetny komplement.
– Jeremy się nie boi – mówił Pop. – NBA nie zrobiła na nim wrażenia. On kocha koszykówkę. Ma to wypisane na twarzy. Możesz to też zobaczyć poprzez jego mowę ciała. On uwielbia być na boisku, rywalizować z innymi i świetnie sobie z tym radzi.
Gregg Popovich ma 73 lata i być może jest w trakcie swojego ostatniego sezonu w NBA. Jego drogi z Sochanem zatem wkrótce się rozejdą. Ale to, jak szybko Polak zyskał uznanie oraz zaufanie jednego z najlepszych trenerów w historii koszykówki, mówi naprawdę wiele.
Rzuca słabo, ale ważne, że rzuca
– Jeremy musi skupić się na ulepszaniu każdego aspektu swojej gry. W tym rzutu, który jest obecnie jego największym minusem. Potrafi trafić kilka trójek, ale też seriami pudłować – pisał w swoim felietonie w Kwartalniku Sportowym Marcin Gortat. Były gracz NBA oczywiście trafił w sedno – bo właśnie rzut jest elementem, który u Sochana budził najwięcej wątpliwości. Tak było zanim jeszcze w ogóle trafił do najlepszej ligi świata.
Co pokazało nam natomiast kilkanaście meczów, które Polak rozegrał już w barwach San Antonio Spurs? Jeremy’emu faktycznie daleko od strzelca wyborowego. Większość punktów zdobywa spod kosza, a jego skuteczność za trzy to zaledwie… 17.1%. Przeciętnie wypada też na linii rzutów osobistych (69.2%), choć tych oddał na razie zaledwie siedemnaście.
Ważne jest jednak to, że Sochan nie boi się rzucać. Nie ma psychicznej blokady jak Ben Simmons czy momentami Deni Avdija. Wierzy, że prędzej czy później będzie mu „wpadać”. Jeśli ma czystą pozycją zza łuku – to piłka wylatuje z jego rąk. Średnio na mecz notuje nieco ponad dwie próby za trzy.
To ważne, bo w obecnej koszykówce nie ma praktycznie miejsca dla graczy, którzy nie czują się komfortowo w rzutach trzypunktowych. Oczywiście – należy liczyć, że Sochan wkrótce poprawi swoją skuteczność. Bo chęci po prostu nie wystarczą, muszą pojawić się rezultaty.
Znowu pojawia się jednak kwestia Popovicha. Trener Spurs wspominał, że zachęca Jeremy’ego, a także Tre Jonesa, do tego, żeby rzucali za trzy. A nie robiłby oczywiście tego, gdyby nie uważał, że stać ich na więcej, niż dotychczas pokazali.
„Dobra trójka” otworzy oczywiście inne elementy gry Sochana. Ale musimy spodziewać się długiego procesu – transformacja ze słabego strzelca do solidnego czy bardzo dobrego zazwyczaj zajmuje koszykarzom NBA parę lat.
19-latek ma nieodkryty potencjał
Sochan oczywiście znacznie lepiej niż w ataku radzi sobie w defensywie. I nie ma w tym nic zaskakującego, bo przez ekspertów był uważany za jednego z najlepszych czy nawet najlepszego obrońcę w drafcie 2022. Same cyferki nie powiedzą nam jednak za wiele – bo Polak nie notuje imponujących statystyk, jeśli chodzi o przechwyty czy bloki (kolejno 0.8 i 0.5). Przy swoim wzroście (206 cm) porusza się jednak bardzo sprawnie i najlepsi strzelcy rywali nie są w stanie go łatwo minąć. To spory atut Jeremy’ego.
Korzysta z niego zresztą Popovich – bo Sochan regularnie otrzymuje szansę do krycia gwiazd. Choćby Damiana Lillarda, który w końcówce meczu Spurs z Portland Trail Blazers spudłował trzy z trzech oddanych rzutów, a raz został nawet zablokowany przez naszego koszykarza. Tu ujawniła się też jego wszechstronność – bo Jeremy potrafi bronić nie tylko zawodników o podobnych warunkach, ale też znacznie niższych. Jest na tyle szybki, że zazwyczaj nie ma problemu, aby „ustać” mających na przeciwko sobie właśnie gracza pokroju Lillarda. Docenić należy też stosunkowo niewielką liczbę fauli, które popełnia (2.6 na mecz).
Obrona to zatem domena Sochana, w której z czasem powinien być jeszcze lepszy. Ale zarówno jego trener, jak i koledzy z zespołu są zdania, że na boisku ma znacznie więcej do zaoferowania. Pop – kiedy został zapytany o porównanie Polaka do Dennisa Rodmana – chwalił go, ale też zwracał uwagę, że może być aktywniejszy po zebraniu piłki spod swojego kosza.
– Zdecydowanie jest w stanie bronić zawodników z innych pozycji. Świetnie porusza się na nogach. Bardzo dobrze czyta grę. Ma dobre czucie gry. Chcemy, żeby dalej tak bronił. Chcemy, żeby zbierał piłkę i biegł na drugą stronę parkietu. „Dennis Rodman-lite” – mówił Amerykanin.
Sam Sochan zdaje sobie sprawę z tego, że ma pole do poprawy: – Obrona jest najważniejsza. Ja też indywidualnie muszę poprawić grę w defensywie. Muszę więcej zbierać, być agresywniejszy zarówno w obronie, jak i w ataku – mówił. – Jestem debiutantem, więc nie wyjdę na boisko i będę cały czas domagał się piłki. Robienie na boisku tych małych rzeczy jest dla mnie bardzo ważne – zauważył innym razem (za Sports Illustrated).
Ciekawe jest jest też to, co miało miejsce w meczu z Golden State Warriors. Pod nieobecność Tre Jonesa Polak był przypisany do pozycji rozgrywającego. Wyprowadzał zatem piłkę z własnej połowy, czasem inicjował akcję. Miał okazję sprawdzić się w nowej roli. – Spisał się dobrze. To był duży krok dla kogoś tak wysokiego, wyjść na boisko i grać jako rozgrywający przeciwko takiej drużynie jak Golden State. To dla niego świetne doświadczenie – opowiadał Popovich.
W ostatnim meczu, przeciwko Sacramento Kings, Sochan zanotował natomiast rekord kariery jeśli chodzi o asysty (5). I to mimo tego, że Spurs grali już w pełnym składzie. Słyszeliśmy opinie kolegów z zespołu Jeremy’ego, że ten na treningach potrafi się w ofensywie pokazać z naprawdę zaskakującej strony. Liczymy zatem, że jego potencjał będzie na parkietach NBA coraz mocniej widoczny.
Jeremy potrafi zaszokować
Jak mogliśmy przeczytać w materiale Sebastiana Parfjanowicza w Kwartalniku Sportowym: mama Jeremy’ego Sochana powtarzała mu, żeby na boisku był zuchwały. Ta cecha od zawsze była charakterystyczna u młodego koszykarza. Porównania do Dennisa Rodmana zresztą nie wzięły się wyłącznie ze względu na zamiłowanie do zmieniania koloru włosów – w czasach gry w lidze akademickiej Polakowi zdarzało się wdawać w małe utarczki i „boiskowe gry” z zawodnikami drużyn przeciwnych.
W NBA Sochan oczywiście musi pamiętać o tym, że jako debiutant nie może się przesadnie „panoszyć”. Ale i tak nie daje sobie w kaszę dmuchać. W meczu przeciwko Memphis Grizzlies przy zamieszaniu pod koszem powalił na ziemię ważącego 120 kilogramów Stevena Adamsa (choć ten trochę dodał od siebie, starając się wymusić faul). Rosły środkowy wypowiadał się zresztą na temat naszego koszykarza po meczu: – W ostatniej akcji meczu trochę sobie ze mną pogrywał. Uszczypnął mnie w sutek. Mówiłem: spadaj stąd, ty brudny draniu! Próbujesz wybić mnie z równowagi…
Bywa zatem, że o Sochanie po meczach mówi się z różnych powodów. Przede wszystkim jednak: Polak gra widowiskowo. I to nawet bardziej widowiskowo, niż myśleliśmy, że jest w stanie. Eksperci opisywali Jeremy’ego jako koszykarza o świetnych warunkach fizycznych, ale niekoniecznie obdarzonego „windą” w nogach. Ale mimo tego w ciągu kilkunastu meczów zdążył już parokrotnie zachwycić kibiców efektownymi wsadami.
Perełką była bez wątpienia „paka” nad mierzącym 211 cm wzrostu Domantasem Sabonisem.
https://twitter.com/SportsCenter/status/1593465729822724098
„Jeremy’ego Sochana aż chce się oglądać” – te słowa mogą paść z ust nie tylko polskich miłośników NBA. A no i właśnie – nie wspomnieliśmy jeszcze o kolorowych włosach, czyli kolejnym elemencie, który może się podobać u Polaka. Ostatnio Jeremy postawił na róż, ale wcześniej przez długi czas pokazywał się z „srebrzystą” fryzurą (jak na zdjęciu głównym).
Jego Spurs są lepsi, niż zapowiadano, ale będą przegrywać
Koszykówka to gra zespołowa, zatem Jeremy Sochan nie myśli tylko o swojej grze, ale też dotychczasowej postawie Spurs. Przyjrzymy się więc tej kwestii. Mało kto spodziewał się po ekipie z Teksasu w tym sezonie fajerwerków – ba, typowano wręcz, że San Antonio będzie jednym z najgorszych zespołów w całym NBA. I faktycznie – 13. miejsce w Konferencji Zachodniej chluby nie przynosi.
Na dobrą sprawę Spurs zaczęli jednak rozgrywki 2022/2023 bardzo dobrze. Z siedmiu pierwszych spotkań wygrali aż pięć. Zadziałał nieco element zaskoczenia, bo rywale nie za bardzo wiedzieli, czego spodziewać się po młodej i odświeżonej w porównaniu do poprzedniego sezonu ekipie Gregga Popovicha. Dobre wyniki „Ostróg” miały jednak – patrząc z perspektywy czasu – prostsze wytłumaczenie. Ani Chicago Bulls, ani Minnesota Timberwolves czy Philadelphia 76ers oraz Indiana Pacers (czyli drużyny, z którymi Spurs wygrywali) nie należą na razie do czołówki NBA.
W każdym razie – nie trzeba było długo czekać, aż Spurs zejdą na ziemię. Z ostatnich dziewięciu meczów zespół Jeremy’ego Sochana wygrał… jeden. I to przeciwko pozbawionym Giannisa Antetokounmpo (a także kilku innych ważnych graczy) Milwaukee Bucks. Nie ma co ukrywać – w kolejnych miesiącach raczej lepiej nie będzie. Drużynie „Popa” zwyczajnie brakuje nie tylko talentu, ale przede wszystkim doświadczenia i jakości, żeby unikać serii porażek.
Dla nas najistotniejsze jest jednak to, że Jeremy Sochan wcale nie przeszkadza Spurs w wygrywaniu. A wręcz przeciwnie – jest jedną z najjaśniejszych postaci ekipy z Teksasu. Choć oczywiście – z racji, że jest debiutantem, kibice oraz trenerzy rozwiesili nad nim parasol ochronny. Ma większe prawo, żeby popełniać błędy niż starsi zawodnicy. Ale to przecież absolutnie naturalne.
A przegrywanie meczów w NBA to wcale nie tragedia. Im gorszy bilans Spurs, tym większa szans na wysoki numer w drafcie w 2023 roku. A im wyższy numer, tym większa szansa, żeby dodać do swojego zespołu nowy wielki talent. Jeremy Sochan potrzebuje w końcu odpowiednich partnerów, żeby w przyszłości uczynić ekipę z San Antonio jedną z najlepszych w NBA. Na ten moment jednak – niech się uczy i staje się lepszy z dnia na dzień. Pierwszy miesiąc, który spędził w najlepszej lidze świata, zdecydowanie napawa nas optymizmem.
Czytaj więcej o NBA:
Fot. San Antonio Spurs / NBA Entertaiment