Reklama

Od Midasa do anty-Midasa. Dlaczego Sevilla znalazła się na zakręcie?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

17 listopada 2022, 14:25 • 6 min czytania 9 komentarzy

Sevilla była jak wąż zjadający własny ogon. Głód sukcesów oraz ambicja dołączenia do grona największych hiszpańskich marek sprawiły, że dziś klub znalazł się na największym zakręcie w erze Monchiego.

Od Midasa do anty-Midasa. Dlaczego Sevilla znalazła się na zakręcie?

W ciągu dwudziestoletniego związku Monchiego z Sevillą trudnych chwil było mnóstwo, ale jeszcze nigdy jego zespół nie wydawał się iść w tak złym kierunku. Kryzys jest w futbolu rzeczą normalną. Ale nie jest nią brak nadziei na lepsze jutro. A właśnie to da się odczuć z wypowiedzi kibiców czy piłkarzy z Andaluzji, którzy jesienią wplątali się w walkę o utrzymanie w LaLiga. – Po czternastej kolejce chcesz rozmawiać o spadku? Nawet mnie nie wkurwiaj – warknął Rafa Mir do dziennikarzy po meczu z Realem Sociedad (1:2).

Wszystko idzie nie tak

Dla piłkarzy Sevilli, obecny sezon jest jak koszmar, z którego nie potrafią się obudzić. Rok temu, na tym samym etapie rozgrywek, walczyli z Realem o tytuł. Teraz, marzenia o mistrzostwie porzucili już w sierpniu. Przed mundialem sięgnęli po 11 z 42 możliwych punktów. Strata do strefy pucharowej to już dziesięć oczek. W LaLiga, Andaluzyjczycy nie odnieśli ani jednego zwycięstwa na własnym stadionie. Odpadli z Ligi Mistrzów. – Jeśli wygramy choć raz, wszystko się odmieni – przekonywał we wrześniu Tanguy Nianzou. Nic z tego. Lepszymi prorokami okazali się dziennikarze „Diario de Sevilla”, którzy pisali, iż ich ekipa „nieustannie odnajduje nowe sposoby na przegrywanie”.

Nie ma jednej, konkretnej przyczyny boiskowego kryzysu. Może chodzi o zbyt dużą liczbę świętych krów? O brak motywacji w nasyconej drużynie? O zły dobór zawodników? O kłopoty komunikacyjne? O liderów będących pod formą? O katastrofalne transfery? O brak „konkretności” w obu polach karnych? Każda z tych odpowiedzi wydaje się poprawna. A złączone w jedną całość dają obraz nędzy i rozpaczy. Jak walczyć, gdy kłopotów jest tak wiele i gdy są na tak różnych frontach?

Sprzedawaj, by się rozwijać

To nie jest czas na płakanie i na załamywanie rąk. Musimy mniej mówić i więcej robić – przekonuje Monchi. Ale działanie w ostatnich latach nie wychodziło mu dobrze. Problem zdiagnozował sam dyrektor sportowy. – Nasz model biznesowy to tanio kupić, drogo sprzedać. Dzięki temu możemy utrzymywać kadrę będącą ponad nasze możliwości finansowe. Ale w ostatnich latach solidnie zarobiliśmy tylko na Bryanie Gilu – rozkładał ręce Hiszpan, tłumacząc, dlaczego zgodził się na sprzedaż Diego Carlosa i Julesa Koundé, dwóch klejnotów w koronie klubu z Ramón Sánchez Pizjuán.

Reklama

Midas świata futbolu zatracił swój złoty dotyk. Od dłuższego czasu ma problem ze znalezieniem piłkarzy, którzy w Sewilli krótkoterminowo pomogą drużynie, nabiorą wartości i odejdą z zyskiem. Sukces Andaluzyjczyków był oparty o filozofię „vender para crecer” („sprzedawaj, by się rozwijać”), która przestała działać wraz z zaprzestaniem sprzedaży i z rozpoczęciem procesu kupowania graczy starszych, dojrzalszych, mających ułatwić Los Nervionenses skrócenie dystansu do europejskiej elity i, przede wszystkich, nie mogących się zrewaloryzować. – COVID odbił się na sytuacji finansowej klubu, to oczywiste. Ale Real i Cádiz nawet mimo braku strat w pandemii nie kupowały nowych zawodników. Sevilla dokonywała transferów. Złych. Nie dość, że ściągano piłkarzy nie mając pieniędzy, to jeszcze wybierano graczy niepasujących do filozofii – twierdzi były prezes Los Nervionenses José Maria del Nido.

Midas pali pieniądze

Obecna kadra Sevilli jest trzecią najstarszą w LaLiga. Jest w niej aż czternastu piłkarzy po trzydziestce – a spora część z nich to fundamentalne postaci zespołu, jak Jesus Navas (38 lat), Fernando Reges (35) czy Ivan Rakitić (34). Zawodników, na których można było solidnie zarobić, albo już sprzedano (Koundé, Diego Carlos, Wissam Ben Yedder), albo przegapiono moment na transfer (Lucas Ocampos, Youssef En-Nesyri). A ostatni gracze sprowadzeni przez Monchiego po prostu nie odnaleźli się na Ramón Sánchez Pizjuán. Przepalono kolosalne pieniądze na Ibrahima Amadou, Jorisa Gnagnona, Rony’ego Lopesa, Oussamę Idrissiego, Óscara Rodrigueza czy Anthony’ego Martiala, którzy nie wnieśli nic. Przed obecnym sezonem lepiej nie było. Tanguy Nianzou ciągle się rozwija. Marcão przyszedł z kontuzją. A Isco, Adnan Januzaj czy Kasper Dolberg mieli potrzebować czasu na zbudowanie formy, której nie odnaleźli.

– Płacimy cenę za trudny presezon, do którego piłkarze nie przystępowali w topowej formie. Ale ściągamy zawodników nie na miesiąc, a na cały rok – w ten sposób Monchi kilka tygodni temu próbował uspokajać atmosferę. Dziś trudno te słowa traktować poważnie. Jorge Sampaoli, którego klub sprowadzał w roli ratownika po nieudanym początku sezonu, nie zdołał odmienić gry zespołu, który za jego kadencji zdobył 6 na 21 punktów w LaLiga. Argentyńczyk chce, by jego drużyna grała wysokim pressingiem, szybko i dynamicznie, jednak twierdzi, że ma kadrę kompletnie niepasującą do tego celu, opartą przede wszystkich o zawodników, którzy lubią dostawać piłkę do nogi. 62-latek, który z Olympique Marsylia rozstał się przez nieporozumienia ws. transferów, dostał od władz Sevilli obietnicę wzmocnień i w związku z tym. siedzi na karku Monchiego.

Rekordowy okres był katastrofą

Dziś, problemy Sevilli są tożsame z niedawnymi kłopotami Barcelony. Jej skład jest zbyt szeroki (na 25 miejsc, zajęte są 24) i pełen niesprzedawalnych zawodników, którzy są już po swoim szczytowym okresie, a dalej sporo zarabiają. 175 milionów euro wydatków na pensje przy zakładanych przychodach na poziomie ok. 200-215 milionów euro nie brzmi dobrze. By znaleźć środki, prezes José Castro będzie starał się negocjować obniżki pensji z gwiazdami (Jesus Navas, Rakitić, Fernando), jednak przykład Barçy pokazuje nam, że to będzie trudne zadanie, tak samo jak pozbycie się niepotrzebnych zawodników.

Przez trzy lata zajmowaliśmy czwarte miejsce w LaLiga i biliśmy klubowe rekordy pod względem punktów, jednak uważam ten okres za katastrofę – przyznaje del Nido. Były prezes Sevilli, który próbuje dokonać przewrotu i ponownie objąć władzę, jest zdania, że Andaluzyjczycy byli odpowiednikiem mitologicznego Ikara. Kolejne sukcesy uśpiły czujność dyrektorów, którzy chcieli więcej i więcej, na już, na teraz. I się sparzyli. – Problemem Sevilli jest to, że dokonywała rzeczy wielkich, że w ostatniej dekadzie zdobyła mnóstwo trofeów. Nie jest łatwo utrzymać się na szczycie. Sevilla miała sporo problemów, ale gdy znajdzie ich źródło, wróci na swoje miejsce – twierdzi Pep Guardiola.

Reklama

W Andaluzji mieli nadzieję, że ucieczka do przodu da pozytywne efekty. Wydawano dużo, krótkoterminowe efekty były dobre, jednak długofalowe już nie. – Nie może być tak, że w ciągu trzech lat mamy straty na poziomie 70 milionów euro i że środki własne klubu kurczą się o 70 proc. Liga Mistrzów to wspaniałe rozgrywki, ale bierzmy w nich udział, gdy rzeczywiście będziemy na nie gotowi – grzmiał del Nido.

Wzmocnienia, teoretycznie, w drodze

Najgorsza pod względem wyników Sevilla w XXI wieku wysyła na mundial rekordową liczbę dziesięciu piłkarzy. Pozostała czternastka po dziesięciu dniach urlopu rozpocznie przyspieszony kurs „sampaolizmu”. Nadziei na poprawę należy upatrywać w tym, że gorzej być po prostu nie może. Drużyna miała posiadanie piłki, ale nie umiała przekuć go na gole, a sama była wyjątkowo wrażliwa w obronie – w „El Pais” defensywę Andaluzyjczyków porównano do flanu – tradycyjnego katalońskiego deseru, będącego przeciwieństwem muru.

Sampaoli domaga się co najmniej czterech transferów – stopera, pomocnika, skrzydłowego (a najlepiej dwóch) i skutecznego napastnika. Paradoksem jest, że piłkarze na dokładnie te pozycje zostali ściągnięci latem – Marcão i Nianzou to stoperzy, Isco to rozgrywający, Adnan Januzaj gra na skrzydle, a Kasper Dolberg w ataku. Problem w tym, że żaden się nie sprawdził. Na Ramón Sánchez Pizjuán wrócić ma Ocampos, który odbił się od Ajaksu Amsterdam, ale reszta nazwisk to niewiadoma.

– Czuję wewnętrzną żądzę rewanżu, pokazania, że potrafimy poprowadzić tę drużynę do odbudowania się – przekonuje Monchi. Tylko czy ktoś jeszcze wierzy w jego złoty dotyk?

JAKUB KRĘCIDŁO

 

CZYTAJ WIĘCEJ O LA LIGA:

fot. Newspix.pl

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

9 komentarzy

Loading...