Mistrzostwa świata tuż tuż, więc zanim zatopimy się bez reszty w mundialowych emocjach, spieszymy z podsumowaniami rundy jesiennej w Ekstraklasie. Jak co pół roku sporządziliśmy ranking najlepszych młodzieżowców. Oto piętnastu najlepszych piłkarzy w lidze z rocznika 2001 lub młodszych.

Zanim przejdziemy do zestawienia, krótki wstęp. Ogólne wrażenie? Jest średnio, a może nawet przeciętnie. Im dłużej się nad tym zastanawiamy, tym mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że od kiedy obowiązuje przepis o młodzieżowcu, nie było jeszcze tak niewielu jakościowych młodych piłkarzy. A przecież teoretycznie z każdym rokiem miało być coraz lepiej. Ideą tej regulacji była poprawa szkolenia, bodziec dla najlepszych klubów, że od teraz nie tylko można starać się o jak najlepszych wychowanków, ale wręcz trzeba to robić, by zachować konkurencyjność.
Ranking – najlepsi młodzieżowcy w Ekstraklasie. Jesień 22/23
Zastanówmy się na chłodno – o ilu młodych ligowcach powiedzielibyśmy, że na pewno poradziliby sobie już teraz na zachodzie, gdyby zimą wpłynęła za nich sensowna oferta? Nie chcemy spoilerować nazwisk, więc chętnie zaprosimy was do dyskusji w komentarzach (o tej kwestii, ale i o poszczególnych miejscach), dzieląc się jednocześnie refleksją, że na ten moment żaden z młodych ligowców nie rokuje choć w połowie tak dobrze jak Kamiński, Moder czy nawet Piątkowski. Oczywiście może się zdarzyć, że ktoś z wybranego przez nas grona opuści zaraz Ekstraklasę, bo dziś oferta z poważnego klubu to żadne wydarzenie, ale na tu i teraz raczej nie mamy w lidze młodego piłkarza, który przebiłby się w przykładowym Wolfsburgu, o Premier League nie wspominając. A przynajmniej żaden tak dobrze nie rokuje.
Kryzys ten dotyka nie tylko klubów z odwiecznym problemem szkolenia, ale i grono najlepszych akademii. Lech może pochwalić się dziś jedynie Szymczakiem, który odpalił dopiero w okolicach października (Marchwiński nie wyróżnia się, wciąż jest forowany, zabrakło go w zestawieniu). Pogoń nigdy nie miała problemu z młodzieżowcem, aż doszła do momentu, gdy ci obniżają jakość jej drużyny – nawet mimo faktu, że jeden z nich wpadł w oko Czesławowi Michniwiczowi. Chlubiące się swoją akademią Zagłębie ogrywa wielu wychowanków, ale niewielu dojeżdża poziomem sportowym, a bryluje ten przechwycony z Legii. Przez Jagiellonię przewinęło się sporo nazwisk, ale nikt nie dał się zapamiętać jako solidna firma. Największy przeciwnik przepisu o młodzieżowcu, czyli Raków, uznał z kolei, że woli zapłacić sowitą karę niż „psuć” sobie jedenastkę niegotowymi piłkarzami.
Oto piętnastu młodych zawodników, którzy pokazali się jesienią z najlepszej strony.
15. Maciej Rosołek (Legia Warszawa)
Jeden gol ofensywnego piłkarza, który w miarę regularnie gra w drużynie wicelidera? Trochę mało, nawet biorąc pod uwagę fakt, że Rosołek nie zawsze jest wystawiany na szpicy. Młodzieżowiec musi wyregulować celownik – jesienią oddał 24 uderzenia, tylko siedem z nich było celnych. Gdy już w końcu wpadło do siatki, to całkiem efektownie.
Przymierzył z woleja🎯 #LEGWAR oglądaj w @canalplusonline i @CANALPLUS_SPORT 👉 https://t.co/C9wDdfm5hnpic.twitter.com/H4Ve0f61eZ
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) October 8, 2022
Kiedy rok temu wracał z wypożyczenia do Arki Gdynia, mało kto zakładał, że odegra w Legii jakąś większą rolę. Jedna bramka w czternastu spotkaniach na zapleczu nie napawała wielkim optymizmem. Wyglądał nieźle w wiosennej Legii Vuko, która ratowała się przed kompromitacją. Teraz paradoksalnie imponuje nieco mniej, ale trzeba mu oddać, że zagrał jesienią 847 minut nie dlatego, że jest młodzieżowcem. Legia ma względny luz ze spełnieniem wymogów tej regulacji za sprawą Kacpra Tobiasza. Kosta Runjaic po prostu mu ufa, a sam Rosołek ma sporo do zaoferowania w grze i niekoniecznie trzeba rozliczać go jedynie z bramek.
14. Kajetan Szmyt (Warta Poznań)
Wydawało się, że sytuacja Warty Poznań na pozycji młodzieżowca jest co najmniej niekomfortowa. Dawid Szulczek miał do dyspozycji występującego z braku laku Matuszewskiego i kilku chłopaków bez ogrania w najwyższej lidze. Pojawiła się przestrzeń, by ktoś niespodziewanie urósł w trakcie sezonu. Kimś takim stał się Kajetan Szmyt.
Ofensywny pomocnik regularnie wchodził jesienią na ogony spotkań, ale dopiero w końcówce rundy zaczął się wyróżniać. Do Warty wniósł nie tylko ożywczy entuzjazm, ale też konkrety – dwie asysty i dwie asysty drugiego stopnia. Szmyt uda się na urlop z realną perspektywą na regularną grę w rundzie wiosennej. Przebił się także do kadry U-21, w której zagrał w obu jesiennych spotkaniach. I to w wyjściowej jedenastce. Inna sprawa, że udział w tych meczach nie jest zbyt dobrą referencją.
13. Szymon Czyż (Raków Częstochowa)
Nieczęsto zdarza się, by polski zawodnik zadebiutował w Lidze Mistrzów i szybko wrócił na polskie boiska. Szymon Czyż zagrał w Champions League ze względu na ognisko koronawirusa w Lazio, więc należy traktować ten występ raczej jako ciekawostkę. Bardziej prawdopodobny wydawał się scenariusz, w którym piłkarz podziela los innych zawodników, którzy w młodym wieku wyjeżdżają do dużych klubów. Potem mają kilka tematów do rozmów z dziennikarzami, ale rzadko rozwijają się na tyle, by poradzić sobie w Ekstraklasie.
Czyż wyglądał blado w poznańskiej drużynie. Wielu kwestionowało zasadność jego transferu do Rakowa (jak ma się wyróżnić w drużynie walczącej o tytuł, skoro zawiódł w Warcie?). W Częstochowie zobaczyli w nim jednak coś więcej i potrafili to wykorzystać. Raków przed startem sezonu najgłośniej mówił o chęci zniesienia przepisu o młodzieżowcu. Gdy stanęło na kompromisowym rozwiązaniu, Marek Papszun zaufał właśnie Czyżowi. A ten się odpłacał. Oferował z przodu więcej niż Papanikolaou, a jednocześnie nie był ciałem obcym w świetnie poruszającej się po boisku drużynie. Gdy zerwał więzadła, Raków po prostu uznał, że nie będzie grał żadnym innym młodzieżowcem i zapłaci karę.
12. Aleksander Pawlak (Wisła Płock)
Niby od lat był blisko pierwszej drużyny „Nafciarzy”, niby co jakiś czas przewijał się na ekstraklasowych boiskach, ale aż do tego sezonu nie dostał jeszcze poważnej szansy. Nie pograł sobie nawet na wypożyczeniu do słabiutkiego Stomilu, w którym zaliczył ledwie 164 minuty (nie pomogło mu wówczas zdrowie, przez które stracił sporo kolejek). Gdy wrócił z wypożyczenia, odesłano go do rezerw.
Gdyby nie Pavol Stano, mógłby tkwić w nich do dziś. Po tym jak słowacki szkoleniowiec objął stery w Wiśle, zaprosił Pawlaka na treningi. Sam piłkarz podkreślał w wywiadzie na Weszło, że Stano rozmawia z każdym zawodnikiem w taki sposób, że ten czuje się ważną częścią drużyny. Pochodzący z Płocka zawodnik znacznie lepiej czuje się w ofensywie, niż w destrukcji – zupełnie jak Vallo, czyli jego konkurent do składu (choć często grali razem). Zanotował cztery asysty drugiego stopnia, z kolei jego braki defensywne obnażył chociażby Kamil Grosicki. Gdy „Nafciarze” przeszli na trójkę z tyłu, Pawlak trochę stracił na znaczeniu.
Aleksander Pawlak: – U trenera Stano jest inaczej. Z każdym rozmawia
11. Mateusz Łęgowski (Pogoń Szczecin)
Najbardziej nieoczywisty reprezentant Polski za kadencji Czesława Michniewicza. Łęgowski nie tylko pojechał na kadrę, ale i zaliczył w niej debiut wchodząc na ogon meczu z Holandią. Co dostrzegł w nim selekcjoner? Raczej nie formę, bo wychowanek Pogoni ligi wcale nie przerastał. Nie mógł jej przerastać, skoro trudno byłoby go wybrać nawet do top10 w środku pomocy.
Michniewicz lubi takich piłkarzy – mobilnych, o charakterystyce box to box, walczących, wybieganych, podobnych do Szymona Żurkowskiego. Łęgowski prochu z przodu nie wymyśli, nigdy nie będzie drugim Kozłowskim, ale swoje wybiega, zaasekuruje, pomoże. Miał niezłą pierwszą część rundy, lecz w drugiej – co zbiegło się z otrzymaniem powołania – wyraźnie obniżył loty. Pogoń zaczęła więc szukać innych opcji na pozycji młodzieżowca. Między innymi z tego powodu szansę dostał Bartosz Klebaniuk.
Grał tak, że pytali: „Na czym on jedzie?!”. Tak Łęgowski dorósł do kadry
10. Kacper Bieszczad (Zagłębie Lubin)
Zakończył rundę z trzema czystymi kontami, a więc jego portfel nie ucierpiał zbyt mocno. Młody bramkarz zadeklarował się przed sezonem, że wpłaci tysiąc złotych na cel charytatywny po każdym meczu, w którym nie puści gola. O Bieszczadzie wciąż mówi się głównie przez pryzmat tego, co poza boiskiem. Należy do generacji piłkarzy, którzy dobrze odnajdują się w w mediach – zarówno tych tradycyjnych, jak i społecznościowych. Z pewnością dodaje lidze kolorytu.
Na boisku było nieźle, choć mogło być lepiej. Bieszczad nie zawalił w tej rundzie żadnego meczu, ale żadnego też nie wybronił. Stracił miejsce w składzie na dwa ostatnie spotkania. Średnia obronionych strzałów? 65,5%. Szału nie robi, tylko trzech regularnie grających bramkarzy ma gorszy bilans.
9. Maik Nawrocki (Legia Warszawa)
Stracił początek sezonu po brutalnym wejściu Bartosza Śpiączki w pierwszej kolejce, po którym musiał przejść operację twarzoczaszki, a później zaprzyjaźnić się z maską ochronną. Gdy już wrócił na boisko, wyglądał nieźle, solidnie, poprawnie. To na tyle dużo, by znaleźć się w dziesiątce najlepszych bąbelków rundy wiosennej – głównie z braku wielkiej konkurencji. Ale jednocześnie zbyt mało, by nawiązać do swojej formy z początków w Legii Warszawa.
Nawrocki znalazł się w pewnym momencie nadspodziewanie blisko wyjazdu do Kataru. Gdy kontuzji doznał Artur Jędrzejczyk, spekulowano, że w jego miejsce może pojechać właśnie legionista, którego Czesław Michniewicz doskonale zna – w końcu to on ściągał do do stołecznego klubu. Sam fakt, że Nawrocki znalazł się na szerokiej liście, jest docenieniem jego rozwoju. Rozwoju, który powinien wiosną przyspieszyć, bo przecież Legia wykupiła obrońcę za 1,5 miliona euro nie po to, by mieć w swoich szeregach solidnego defensora, a ligową gwiazdę, która wkrótce da warszawianom solidnie zarobić.
8. Filip Szymczak (Lech Poznań)
Opuścił w tym sezonie tylko trzy mecze. Oczywiście nie w każdym wychodził w wyjściowej jedenastce, ale sam fakt, jak często John van den Brom zapraszał go z ławki rezerwowych, pokazuje, że holenderski szkoleniowiec pokłada w tym zawodniku naprawdę duże nadzieje. Początkowo wystawianie go wyglądało jak holowanie na siłę piłkarza, który jeszcze nie dorósł do poziomu Lecha, ślepa wiara w to, że każdy wychowanek „Kolejorza” musi coś wnieść do zespołu. A van den Brom naprawdę w niego wierzył, bo stawiał na niego nie tylko w lidze (gdzie obowiązuje przepis), a także w pucharach, w których czterokrotnie wybiegał w wyjściowej jedenastce (licząc z eliminacjami) i niemalże zawsze pojawiał się z ławki.
W końcówce rundy Szymczak odpalił na dobre. Przełamał się w meczu z Hapoelem Beer Szewa, a więc w całkiem istotnym dla losów awansu momencie. Gdy już zeszło z niego ciśnienie, gra ze znacznie większym luzem. Dołożył też dwa trafienia w dwóch ostatnich kolejkach ligowych. Grał na trzech pozycjach – na dziewiątce, jako podwieszony napastnik i jako prawoskrzydłowy. Istnieje duża szansa, że po kolejnej rundzie jego notowania w tym zestawieniu wzrosną. Decyzja van den Broma obroniła się – warto było forować Szymczaka, nawet wtedy, gdy niewiele wnosił.
7. Aleksander Paluszek (Górnik Zabrze)
Wszedł w buty Krzysztofa Kubicy. To Paluszek opanował jesienią przestrzeń powietrzną w polu karnym rywali. Obrońca zaliczył trzy trafienia po stałych fragmentach gry – za każdym razem głową. Ustrzelił nie byle kogo, bo Raków, Legię i Pogoń. Ma na swoim koncie także asystę – również głową. Jest drugim najlepszym strzelcem Górnika (do spółki z Dadokiem i Okunukim) i najskuteczniejszym stoperem w lidze.
Kto by się spodziewał? Złośliwi powiedzą, że na pewno nie Górnik, który rok temu oddał obrońcę na wypożyczenie do FK Pohronie, mimo że sam nie miał dużego komfortu wśród młodzieżowców. Palmę pierwszeństwa dzierżył wtedy wspomniany już Kubica, ale jego konkurencja – Wojtuszek, Szymański, Dziedzic, Winglarek czy Sokół – nieszczególnie naciskała. Po powrocie ze Słowacji Paluszek udał się do Skry Częstochowa. Koniec końców opłaciło się. W obu klubach grał regularnie, nabrał ogłady i doświadczenia, co obserwujemy dziś na boiskach Ekstraklasy, gdzie ostatnio zdarza mu się ustępować miejsca Szcześniakowi. Raczej ustrzegł się większych błędów, choć nie nazwiemy go najlepszym młodzieżowym stoperem w lidze.
6. Szymon Włodarczyk (Górnik Zabrze)
Wykapany tata. Też gra niezgrabnie, też swoje zmarnuje, też ma niebywałą lekkość w dochodzeniu do sytuacji bramkowych. Mimo że przecież swoje przestrzelił, nie ma w Ekstraklasie piłkarza, który potrzebuje tak niewielu minut, by umieścić piłkę w siatce. Młodzieżowiec Górnika wpisuje się na listę strzelców średnio co sto minut.
W wykręceniu tego bilansu trochę pomógł mu fakt, że dwukrotnie wykonywał jedenastkę. W zespole, którego liderem jest Lukas Podolski, możliwość podejścia do rzutu karnego jest zawsze swego rodzaju ukłonem. Urocza jest zresztą ta współpraca napastnika z mistrzem świata. Podolski asystował przy czterech z pięciu bramkach Włodarczyka z gry. Niemcowi leży na sercu nie tylko dobro młodszego kolegi, ale i całego Górnika. Ma świadomość tego, że klub ma do zasypania sporo dziur budżetowych. A jeśli Włodarczyk wykręci podobny wynik bramkowy wiosną, zgłoszą się po niego kluby z poważną gotówką.
I to nawet mimo faktu, że Włodarczyk – jakkolwiek to brzmi – wcale nie gra zbyt dobrze. To typ egzekutora. Poluje na gole, jest w tym skuteczny, ale dzięki Włodarczykowi gra całego zespołu nie wygląda lepiej. Bartoschowi Gaulowi zdarzyło się nawet zmienić młodzieżowca w przerwie i to w meczu, w którym ten strzelił gola. Powodem było to, że źle pressował. Ta jedna zmiana to świetna soczewka tej rundy w wykonaniu napastnika Górnika – Włodarczyk trafia do siatki, ale w wielu innych aspektach rzemiosła piłkarskiego średnio sobie radzi.
5. Michał Rakoczy (Cracovia)
Niezwykle efektywny. Notuje gola lub asystę co 136,2 minuty. Ma w swoim repertuarze jedną charakterystyczną i powtarzalną akcję. Gdy Cracovia rusza z szybkim atakiem, Rakoczy szuka sobie przestrzeni na linii szesnastego metra. Kiedy tworzy się luka, dostaje wsteczne podanie z bocznego sektora i uderza z pierwszej piłki. W taki sposób strzelił swoje wszystkie cztery gole w tym sezonie (jedynie pierwszej bramki z Rakowem nie poprzedziło wsteczne podanie, ale sektor boiska i uderzenie z pierwszej się zgadzały).
Nie przerosła go łatka sporego talentu. Zadebiutował w Ekstraklasie jako pierwszy piłkarz ze swojego rocznika (2002). Jego trenerzy przyznają, że już 15-letni Rakoczy miał prawie wszystko jak na swój wiek. Nie tylko umiejętności, lecz także mentalność – upór, wytrwałość i charakter. To właśnie one zaprowadziły młodzieżowca do pierwszej drużyny „Pasów”, z którą związał się we wrześniu kontraktem do 2027 roku.
4. Jakub Myszor (Cracovia)
Podobnie jak Rakoczy zbiera świetne recenzje i podobnie jak on nie ma abonamentu na granie. Dwie pozycje numer dziesięć obsadza w Cracovii czterech zawodników – Myszor, Rakoczy, a także Konoplanka i Makuch, kiedy Jacek Zieliński zechce wypuścić do boju dwóch napastników. Sam Myszor, postrzegany wcześniej raczej jako skrzydłowy, dobrze odnalazł się grając bliżej środka. Choć ma gorsze liczby niż jego kolega z linii pomocy, w tym sezonie wyceniamy go minimalnie wyżej.
Drybling, szybkość, dynamika – to cechy, którymi się wyróżnia. Od roku należy do ścisłej czołówki ekstraklasowych młodzieżowców. W zestawieniu za sezon 22/23 umieściliśmy go na szóstym miejscu, a teraz wszedł na wyższy poziom. Jeśli myśli o wyjeździe zagranicznym, powinien poprawić liczby, którymi imponował zarówno w Centralnej Lidze Juniorów, jak i trzecioligowych rezerwach.
Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor? [SYLWETKA]
3. Ariel Mosór (Piast Gliwice)
Kiedy w polskiej piłce przebija się młody stoper, często jesteśmy zachwyceni dodatkami. Bramkami po stałych fragmentach gry. Wyprowadzeniem piłki. Długimi podaniami z linii obrony. Mosór ani nie stanowi wielkiego zagrożenia pod bramką rywala (jest swoją drogą dość niski jak na stopera – ma 1,84 m), ani nie skrada serc maniaków taktyki wyprowadzeniem piłki, choć jest w tym elemencie poprawny (jeśli zapomnimy o meczu z Koroną, gdy przy próbie podania nastrzelił Błanika w głowę, z czego padła bramka).
W jego kontekście zwraca uwagę raczej to, z czego powinien być rozliczany w pierwszej kolejności środkowy obrońca. To typ elegancko grającego stopera. Praktycznie nie ucieka się do brutalności. Nie obejrzał w tym sezonie jeszcze żadnej żółtej kartki (ogółem zanotował tylko osiem fauli), w zeszłym uzbierał je zaledwie dwie. Wyróżnia się inteligencją. Świetnie się ustawia. Stara się czytać grę. Mimo że jego wzrost nie daje mu przewagi, wygrał 36 pojedynków w powietrzu, co daje mu pod tym kątem dziewiętnastą pozycję w lidze (dane sprzed ostatniej jesiennej kolejki). Mosór to jeden z większych wyrzutów sumienia Legii w ostatnich latach i jednocześnie jeden z trzech jej wychowanków w finałowej trójce. A przy okazji piłkarz, do którego kibice Piasta nie powinni mieć żadnych pretensji. Zbyt wielu takich w drużynie Vukovicia nie znajdziemy.
2. Łukasz Łakomy (Zagłębie Lubin)
Będąc Łukaszem Łakomym lepiej nie patrzeć jesienne liczby, bo można się nieźle wkurzyć. I to niekoniecznie na siebie, a na kolegów z zespołu. Jeden gol, jedna asysta, zero asyst drugiego stopnia – to bilans młodego pomocnika. Jednocześnie…
- zanotował 38 kluczowych podań (nikt w lidze nie ma ich więcej),
- stworzył kolegom osiem sytuacji bramkowych (więcej ma na koncie jedynie Lukas Podolski, który kończy jesień z pięcioma asystami – za Ekstrastats).
Długo zastanawialiśmy się, na którym miejscu go umieścić i na ostatniej prostej minimalnie przegrał wyścig o pierwszą lokatę. Gdyby utrzymał poziom z pierwszych kolejek, pewnie nie mielibyśmy wątpliwości. Ale Łakomy lekko zjechał z formą. To jeden z nielicznych piłkarzy w Ekstraklasie, na których zwyczajnie dobrze się patrzy. Ładnie podaje, robi efektowne kółeczka, potrafi przyjąć kierunkowo czy dryblować w tłoku. Taki pomocnik do tańca i do różańca – choć więcej walorów ma w grze do przodu.
Byłoby to bardziej doceniane, gdyby nie grał w jednej z najgorszych ofensywnie drużyn w lidze. Z drugiej strony – w tym towarzystwie jeszcze łatwiej mu się wyróżnić. Do czego można się przyczepić? Łakomy często próbuje z dystansu i rzadko coś z tego wychodzi, nawet mimo faktu, że właśnie w ten sposób zdobył swoją jedyną bramkę w tym sezonie. Zagłębie wyciągnęło wnioski z historii Patryka Szysza, który latem opuścił Lubin za darmo, i przekonało najlepszego młodzieżowca do przedłużenia umowy, która potrwa do czerwca 2024 roku.
1. Kacper Tobiasz (Legia Warszawa)
Wielu uważa, że Kacper Tobiasz to przyszły kapitan Legii. Trudno polemizować z tym, czy młody bramkarz nadawałby się do tej roli. Ma świetną mentalność. Łączy w sobie dużą pokorę i jeszcze większą pewność siebie – w odpowiednich proporcjach. Bezproblemowo odnalazł się w szatni, ma w niej posłuch. No i jest chłopakiem z Żylety, utożsamiającym się z Legią.
Przyszły kapitan Legii. Historia Kacpra Tobiasza
Kosta Runjaić już kiedyś uczynił kapitanem młodzieżowca – konkretnie: Sebastiana Kowalczyka – a więc w głowie niemieckiego trenera pewnie istnieje taki pomysł. A myśli te pogłębia fakt, że w Legii nie było w ostatnim czasie mocnego kapitana. Jędrzejczyk kilka razy tracił opaskę. Noszący ją od czasu do czasu Boruc okazał się zapalnikiem. Luqinhasa status formalnego lidera zespołu nie udobruchał – szybko czmychnął do MLS. Josue ma zbyt wybuchowy charakter, by zaufać mu bez żadnych znaków zapytania. Dylemat jest inny – czy Tobiasz w ogóle zdąży wywalczyć sobie opaskę, zanim wyjedzie na zachód?
Młodzieżowiec świetnie sobie radzi w bramce Legii, a „powołanie” na mundial, gdzie jako nieformalny czwarty bramkarz będzie pomagał reprezentacji na treningach, jest tego ukoronowaniem. W Warszawie przyznają, że w przypadku Tobiasza kluczowe okazało się wypożyczenie do Stomilu, gdzie spędził jedną rundę. Wrócił jako gotowy bramkarz, który nie pęka na robocie. Najlepsze występy? Ten z Lechem Poznań, gdy wybronił między innymi sam na sam Joao Amarala. Jeszcze lepiej wypadł ze Śląskiem Wrocław, w ostatniej jesiennej kolejce, gdy wyjął sam na sam Exposito, świetnie wyciągnął się przy strzale Yeboaha, zachował czujność przy bilardzie po stałym fragmencie gry. Jesienią nie było lepszego.
WIĘCEJ O MŁODZIEŻOWCACH W EKSTRAKLASIE:
- Aleksander Pawlak: – U trenera Stano jest inaczej. Z każdym rozmawia
- Grał tak, że pytali: „Na czym on jedzie?!”. Tak Łęgowski dorósł do kadry
- Wojownik. Połączenie mentalności zwycięzcy z umiejętnościami. Lub po prostu Michał Rakoczy [SYLWETKA]
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor? [SYLWETKA]
- Przyszły kapitan Legii. Historia Kacpra Tobiasza
Fot. FotoPyK, dane: EkstraStats
Zastanawia mnie, czy regulaminy mogą zastąpić mądre myślenie. Już dokładnie nie pamiętam, ale polskie kluby ze sprzedaży młodych Polaków, zarobiły w zeszłym sezonie 80 mln zł. To jest około 25% kontraktu TV nad którym tak wszyscy pieją. Sprzedaż młodych zawodników, to jest jedyny element budżetów polskich klubów, który może rosnąć skokowo i teoretycznie jego pułap jest dużo wyższy niż każdego z innych elementów przychodów.
Tymczasem w akademie i szkolenie inwestuje niewiele klubów a nawet jak inwestują, to słaby poziom szkolenia w reszcie klubów powoduje, że do tych akademii przychodzą zawodnicy z brakami trudnymi do nadrobienia.
Kto inwestuje w sport dziecięcy i młodzieżowy? Teoretycznie jest to domena państwa, bo jest to część edukacji i dbałość o zdrowie Polaków, ale najwięcej pieniędzy idzie na budowę stadionów, na których prym wiodą patusy, którzy są zaprzeczeniem tego, co ma nieść za sobą sport.
W ten sposób, zaniedbując cały dół piramidy, od szkół po juniora, buduje się jakiegoś potworka i zmusza kluby eklasy, do uczenia gry w piłkę zawodników, którzy nie zrobili tego przez wiele lat. Tymczasem w niższych ligach kluby twierdzą że nie mają pieniędzy na szklenie i tylko udają że szkolą.
Uważam, że stworzenie sytuacji w której kluby niższych lig też muszą szkolić jest dużo bardziej efektywne, bo jest ich poprostu więcej, lepiej mogą skautować w swojej okolicy i dostrzegać więcej talentów. Potem zawodników sprzedawać do wyższych lig, te jeszcze dalej (np zagranicę) i w ten sposób udrożnić strumień pieniędzy do do samych korzeni polskiej piłki.
Według mnie w eklasie powinien być zlikwidowany obowiązek gry młodzieżowcem, za to w niższych ligach ich liczba powinna być progresywna w zależności od ligi. W I lidze 2, w II lidze 3 w tym minimum jeden wychowanek, w III lidze 4 w tym minimum 2 wychowanków. Kluby będą skamleć, że to obniży poziom, ale o jakim poziomie my mówimy? Oni w większości żyją z pieniędzy samorządowych, przeznaczonych na rozwój kultury fizycznej a nie na dobrobyt podstarzałych piłkarzy, agentów piłkarskich i skorumpowanych trenerów i prezesów tych klubów. Kluby biorą pieniądze przeznaczone na rozwój sportu w regionie i mają się do tego rozwoju przyczyniać faktycznie a nie jakimś kuwa mitycznym „rozsławianiem na świecie”. Niech organizują sport w szkołach, selekcję i szkolenie dzieciaków i inwestują w rozwój trenerów dziecięcych, bo to oni tworzą podstawy dla przyszłych mistrzów.
A później na trening, albo pod szkołę wpadną troglodyci z uległej, i wybiją młodemu treningi z głowy, a jak dziadek coś powie to też mu się kopa zasadzi.
Nie, nie, nie. Obowiązek grania młodzieżowcami w niższych ligach jest jeszcze gorszy niż takowy w ekstraklasie. W ten sposób produkowanych będzie mnóstwo przeciętniaków na te niższe ligi. Co da polskiej piłce gra młodzieżowca w 3 czy 4 lidze, przeciwko zawodnikom grającym na tym poziomie, z tymi nawykami itd.
Kluby niższych lig będą miały motywacje do zatrzymywania lepszych zawodników „bo ktoś musi grać”, ale nawet pomijając ten efekt – gra młodzieżowców w tych ligach po prostu nie przyniesie nic szczególnego na skale powiedzmy reprezentacji.
A teraz są produkowani na potrzeby eklasy.
W tym co proponuję widzę kilka plusów.
Po pierwsze, poziom dyscypliny sportu to zawsze jest liczba uprawiających, wsparta jakością szkolenia. Te kilka akademii eklasy nie zapewnia odpowiedniej liczby zawodników do selekcji. Statystycznie np. w Legii z 20-30 chłopców w wieku 11-12 lat, zaczynających treningi w samej akademii, po weryfikacji w wieku 14-15 lat zostaje średnio 4-5, bo nie sposób jest ocenić potencjał w tym wieku. Akademia musi więc dobierać zawodników szkolonych w innych klubach a nie specjalnie jest z kogo. To widać chociażby po liście wyróżniających się zawodników w tym artykule. Więc jakość zawodników zależy od poziomu szkolenia w innych klubach a tych szkolących dobrze jest na lekarstwo.
Po drugie, wymusi to na klubach niższych lig lepsze szkolenie i poszerzenie bazy selekcyjnej we własnej okolicy, oraz większą dbałość o poziom szkolenia bo ich wyniki będą zależeć od jakości wychowanków.
Po trzecie, z wyżej wymienionego powodu zadbają bardziej o szkolenie trenerów, co może zmienić dominujące prowincjonalne myślenie o piłce.
Po trzecie, może im zapewnić dopływ pieniędzy ze sprzedaży zawodników. Jeśli kluby eklasy będą sprzedawać zagranicę, to dużą część tych pieniędzy będą mogły skierować w dół, do klubów niższych lig. Dzisiaj wydają je w większości na zawodników z zagranicy. Tym samym polska piłka będzie miała więcej kasy, że już nie wspomnę o jakości myśli trenerskiej i poziomie zarządzania klubami.
Dzisiaj przepływy finansowe w polskiej piłce są minimalne a wszyscy stoją z wyciągniętymi łapami do samorządów.
Generalnie chodzi o to, że jest szansa ruszyć ten muł organizacyjno umysłowy, panujący na dole.
Pieniądze z samorządów, które mają iść na sport lokalny, zostaną wykorzystane na rozwój tego sportu a nie na wpychanie ich do kieszeni podstarzałych znajomków.trenerów i prezesów, oraz ich agentów.
Mam pytanie. Jakm obecny stan rzeczy przekłada się na reprezentację? Bo mnie się wydaje, że im więcej dzieciaków objętych dobrym szkoleniem, tym lepiej ma się reprezentacja.
Mnóstwo się napisałeś, ale kompletnie nic z tego nie wynika.
1) Publiczne pieniądze wydawane są zawsze nieefektywnie i jest to raczej wiedza powszechna i bezdyskusyjna. Jakby było inaczej to USA by się rozpadło a nie Związek Radziecki
2) Jaki sens jest przerzucać szkolenie młodzieży na niższe ligi skoro pieniądze i całe „know how” jest w najwyższych ligach. To trochę jak przenosić pieniądze edukacji wyższej z Uniwersytetu Warszawskiego czy Jagielońskiego na wiejskie szkoły podstawowe. To kompletnie inne placówki mające inne funkcje i kompetencje
3) Wbrew temu co piszesz naszym problemem nie jest szkolenie najmłodszych, bo ci w bezpośredniej konformacji z rówieśnikami z mitycznego Zachodu nie odstają mimo tego, że często muszą konkurować z piłkarzami pochodzenia afrykańskiego, którzy znacznie szybciej dorastają i mają znaczną przewagę fizyczną. Problemem i newralgicznym punktem jest właśnie przeskok od juniora do seniora.Przepis o młodzieżowcu miał ten problem rozwiązać, ale szybko wystarczyło, że kilku leśnych dziadków powiedziało, że to „debilny przepis” i tyle straczyło, aby znależli grupę popleczników. Nawet na tym forym znajdziesz ludzi, którzy powtarzają bełkot Fornalika.
Przepis musi być. On ZAWYŻA poziom
Zawyża? To dlaczego Raków jest liderem z ogromną przewagą?
Bo to potęga i są najlepsi. Tylko warszawskie przegrywy jeszcze tego nie ogarnęły
Artykuł Białka, no cóż .. 🙂
Jest średnio, a może nawet przeciętnie.
Tekst jest słaby, a może nawet kiepski.
Może trochę nie na temat, ale nie ogarnąłem, że Kubica poszedł do Benevento. On tam nie gra bo ma kontuzje, czy jest weryfikowany negatywnie? Jak ja lubię te transfery do Serie B tak od czapy jakiś Musiolików, Łobajków itd.
skończył się skok wzwyż a zaczęło się przeciętne granie w piłkę i chłopaka nie ma … wiedziałem że Górnik robi mega interes sprzedając go
Myślę, że najlepszym potwierdzeniem tego, jak cienko jest obecnie z młodzieżowcami, jest fakt, że Szymczak, który był jechany od góry do dołu za mizerną skuteczność i przeciętną grę, zajął w takim rankingu 8 miejsce. Wystarczyły 2-3 lepsze mecze na koniec, gdzie dał impuls i już wywindował się o kilka pozycji w górę.
Szymczak to jest ogromny talent. Zobaczysz na wiosnę jak odpali. Wyróżniał się już gra w 2 lidze jak grał w drugiej drużynie Lecha. Później trafił do GKS Katowice tam strzelił ponad 10 goli. Teraz się powoli rozkręca. Bardzo dobrze ustawia się tyłem do bramki. Ma drybling i jest silny. Skuteczność szwankowała ale on przy Van dem broomie rośnie z meczu na mecz. Zresztą trener prowadził takiego piłkarza jak Tielemans więc widzi z nim znacznie więc niż zwykły kibic. Zresztą Szymczak ma 20 lat, Moder w tym czasie grał jeszcze w rezerwach Lecha bo ŻURAW wolał stawiać na chorwata
Szymczak był jechany przez patokiboli i psudoznawców, a nie przez ludzi wiedzących cokolwiek o piłce. Ludzie się oburzali, że nie daje liczb i często grał niedokładnie, natomiast ma to, czego aktualnie wielu zawodnikom brakuje – przyspieszenie gry. Zawsze na jeden, maks 2 kontakty, podania zawsze do przodu, piłka krótko prowadzona przy nodze. To nigdy nie była kwestia CZY, tylko KIEDY.
Panowie, spokojnie – sam jestem fanem Jego talentu, obserwowałem go od dłuższego czasu i liczyłem na to, że właśnie w tym sezonie na niego mocniej postawią, co wcale nie jest takie proste przy Ishaku. Moja obserwacja tyczy się całej grupy młodzieżowców i jakby nie patrzeć, Szymczak był mocno przeciętny, w wielu meczach nie dawał jeszcze tej jakości, której na pewno od niego oczekują, a mimo to w rankingu jest wysoko. To raczej źle świadczy o Jego rówieśnikach, że również za wiele nie pokazali.
Warszawski bol dupy, bo tam zostal jedyny mlody Brychczy
Rozumiem, że oni wszyscy jadą na wycieczkę do Kataru? Nie jako część kadry, ale tak sobie pozwiedzać i „potrenować”
Zaczyna sie, 1000 artykulow uzasadniajacych decyzje Czeska o zabraniu Kacpra na wakacje zycia.
A co jest takiego ciekawego w Katarze, że nazywasz to wakacjami życia? Myślę, że chłopak miałby ciekawsze zajęcia niż podawanie piłek Skorupskiemu na środku pustyni.
Od Skorupskiego to niech on sie uczy, bo jest tragiczny
Myślę, że chłopak zarabia na tyle dużo, że sam se może postawić wakacje w Katarze. Za ostatnią rundę na pewno zasłużył, żeby pojechać potrenować sobie w doborowym gronie, przecież i tak jedzie tam głównie jako bramkarz do pary, bo taki trening jest po prostu efektywniejszy.
I zadna druzyna tak nie robi oprocz chyba jeszcze Iranu. Beda dwie NAJEFEKTYWNIEJSZE druzyny do pary z Polska. Az strach pomyslec jak efektywmne bylyby takie zespoly jak Francja, Holandia, Brazylia, Argentyna, Niemcy czy Anglia jakby odkryly sekret mysli szkoleniowe PZPN i pupili kumpli szkoleniowca jako czwartego bramkarza poza kadra, ale dla lepszego treningu. Dobrze, ze mysl szkoleniowa w tych krajach jest jeszcze daleko za nami
Rosołek w tym sezonie 20 spotkań on 1100 minut na boisku, 1 bramka, 1 asysta ( Puchar Polski),
Marchwiński, 20 spotkań, ok 800 minut, 1 bramka , 2 asysty.( z tego w Europie 1 bramka, 1 asysta).
W rankingu oczywiście piłkarz Legii.
Lukasz Bejger, w tym sezonie 11 spotkań, 867 minut, 1 bramka, 2 asysty. Nawet go nie ma w rankingu.
Co za różnica? 15 miejsce, ani jeden, ani drugi nie prezentuje się dobrze.
Nagle po odejściu polskiego Guardioli okazuje sie ze sa zdolni mlodzi pilkarze w klubie.
Dziwne, niby Łakomy, a wygląda na chudego.
Łakomy nie znaczy najedzony. On by sobie pojadł, ale go nie karmią.
#bezbek #poziomkomentarzy #pokarm #duchswiety
Lista w zasadzie bez przyszłości, istniejąca tylko z powodu sztucznego przepisu. Największym nieobecnym Bartosz Bida, któremu „eksperci” wróżyli karierę (bajki i podania ludowe hehe), a gość w wieku 21 lat jest na kompletnym aucie w 27. lidze Europy.
Znalazłem tak wiele ciekawych rzeczy na Twoim blogu, zwłaszcza jego dyskusji. Z mnóstwa komentarzy do Twoich artykułów, myślę, że nie jestem jedynym, który ma tutaj całą przyjemność! Kontynuuj dobrą robotę… basket random
Piekarski lubi to.
3/4 gdyby nie przepis byłaby dalej w rezerwach. Zobaczcie o ile średni poziom jest wyższy niż średni poziom szrotu ściąganego co okno
A Skóra?
Skoras uch przerasta dlatego kadra i 1 sklad
Jak to jest…Paluszek strzela a tak mało gra? Zwyczajnie jest slaby ale tutaj osoby tego nie widzą. Jak on może być w tej 15tce? Chyba tylko za gole. Popatrzcie na statystyki jak jest w składzie i jak go nie ma. Na trybunach mamy z niego niezłą szyderę.
Nie zesrajcie się tym Tobiaszem. Od paru dni chodze głodny bo boje się otwierać lodówke że mi Tobiasz z niej wyskoczy.
Nie posraj się z zazdrości i nienawiści.
Za późno…
A ja to widzę tak: przepis o młodzieżowcu się zmienił. Już nie musi być non-stop minimum jeden, a liczy się suma z sezonu, w dodatku nie pod ryzykiem walkowera, a jedynie opłaty. Więc przez jesień i kilka kolejek wiosny gra się o wynik drużyny – wystawiając najlepszych. A jak już będzie się grało o nic (tzw. bezpieczny środek tabeli) – to wystawi się 11 młodych. Liczby na koniec się zgodzą.
Zapoznaj się dokładniej z przepisem o młodzieżowcach.
Nope. Maksymalnie 270 minut mozna z 1 meczu wyciagnac z mlodziezowców, wiec wiecej niz 3 mlodziezowcow na mecz nie warto wystawiac.