Reklama

Przyszły kapitan Legii. Historia Kacpra Tobiasza

Kacper Zieliński

Autor:Kacper Zieliński

18 października 2022, 08:46 • 15 min czytania 60 komentarzy

Jeszcze za małolata potrafił grywać jako napastnik. W napadzie wyglądał naprawdę dobrze, ale wolał zostać bramkarzem i marzyć o dorośnięciu do miana następcy Artura Boruca. Sen się urzeczywistnił. Niedawno przejął w Legii bluzę z numerem jeden, a już teraz wielu widzi w nim nowego lidera drużyny. Kacper Tobiasz to legionista z krwi i kości. I potencjał na prawdziwego kozaka. 

Przyszły kapitan Legii. Historia Kacpra Tobiasza

2 października 2022 roku. Legia gra z Lechem przy Bułgarskiej. Druga połowa powoli dobiega końca. Tobiasz przez cały mecz broni jak najęty. „Kibiców” rywala dopada frustracja. Zaczynają wyzywać 19-letniego bramkarza. Ten odpowiada im wymownym gestem – pokazuje „eLkę”. Tłum na trybunach szaleje. Niektórzy zaczynają ciskać szklanymi butelkami. Golkiper przyjezdnych prosi o przerwanie gry i reakcję sędziego. Wytrzymuje przy tym ciśnienie. Nie pozwala się zastraszyć. Dowozi czyste konto. Legia jedynie remisuje, ale Tobiasz zbiera pochwały – bez niego stołeczny klub wyjechałby z poznańskiej ziemi z pustymi rękoma.

– Zawsze miał silną psychikę. Jego rozwój przebiega bardzo szybko. Wsiadł na rower i pewnie utrzymuje się na siodełku. Sami zresztą widzimy jego umiejętności, jak „pajacyk”, dyrygowanie zespołem czy gra nogami. Ale i tak uważam, że to dopiero ułamek jego możliwości – stwierdza Krzysztof Lizińczyk, dyrektor sportowy SEMP-a Ursynów, jeden z pierwszych trenerów Tobiasza.

To będzie przyszły kapitan Legii. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – zapowiada trener bramkarzy Rakowa Częstochowa, Maciej Kowal, który pracował z Tobiaszem w rezerwach Legii.

Wszystko to brzmi o wiele bardziej niż obiecująco.

Reklama

Kim jest Kacper Tobiasz?

Urodził się w Płocku, ale od najmłodszych lat związany był z warszawskim Urysnowem i ukochaną Legią. Na pierwszy mecz „Wojskowych” wybrał się w wieku siedmiu lat. Rok wcześniej zaczął swoją przygodę z piłką w SEMP-ie Ursynów, czyli jednej z największych akademii w regionie.

– Trafił do nas przy pierwszym naborze. Miał wtedy sześć lat. Jego trenerem był Jakub Korczykowski. Już od początku szkolenia w SEMP-ie Kacper był jednym z wiodących zawodników. Nie tylko na bramce, ale też i w polu. Lubił być kluczowy. Czasami grał w ataku, gdzie bardzo dobrze sobie radził. Zawsze miał mocną lewą nogę i grę głową, co pokazywał też w późniejszych latach. Poza tym od początku miał świetną koordynację ruchową, a to bardzo pomagało mu także na bramce – opowiada nam Krzysztof Lizińczyk.

– Po niecałych trzech latach gry u nas trafiła się oferta z Legii. Zawsze o niej marzył, więc postanowił spróbować swoich sił – dodaje.

Zaczęły się schody.

– Jego marzeniem była gra dla Legii, ale niektóre dzieci nie potrafią zaadaptować się do warunków dużego klubu. Szczególnie w tak młodym wieku. To są trochę inne szatnie i inne relacje wewnątrz grupy. Jedni potrzebują więcej czasu, a nie zawsze mają taką możliwość, bo konkurencja jest tam bardzo duża. Selekcja przebiega tam bardzo szybko – wyjaśnia Andrzej Krzyształowicz, jeden z trenerów Kacpra z czasów juniorskich.

Reklama

I rzeczywiście, Tobiasz trafił do Legii w wieku dziewięciu lat, ale po półtora roku postanowił się z nią rozstać. Albo ona z nim. Na dobrą sprawę dziś trudno wskazać, która ze stron o tym zadecydowała. Każdy mówi co innego, wersje są sprzeczne.

– Pobudka 7.30, potem do szkoły, ja lub mama Kacpra zrywaliśmy się z pracy, żeby dojechać po niego i go zawieźć na trening. Obiad w pojemniku plastikowym jedzony na kolanach na tylnym siedzeniu. Jeśli trenowali na Woli, to trzeba było liczyć nawet 1,5 godziny w korkach. Dojeżdżaliśmy na 17. Wracaliśmy do domu o 21. Kolacja i lekcje. To oznaczało, że kilka dni w tygodniu od 7.30 do 23 jest na nogach. Po roku daliśmy spokój – tłumaczył jego tata Filip Tobbiasz na łamach Wirtualnej Polski.

– W wieku jedenastu lat z niego zrezygnowano. Nie byłem zdziwiony, bo w tak młodym wieku wielu chłopaków przewija się przez akademię. Łatwo nie dostrzec talentu zawodnika – opowiada za to Maciej Kowal.

Sam bramkarz mgliście i niejasno wspomina tamte dni, o czym wspomni choćby w podcaście „Kilka Słów o Legii”. – Nie pamiętam siebie z tego czasu. Wiem, że gdybym wtedy został w Legii, to na pewno nie byłbym dziś w miejscu, w którym jestem. Może nawet nie grałbym w piłkę…

Pojawiła się opcja powrotu w dobrze znane mu miejsce.

– Akurat przejąłem rocznik 2002. Często rozmawiałem z jego rodzicami, a zwłaszcza z tatą. Próbowałem go przekonać, aby Kacper do nas wrócił. Uważałem to za najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Wtedy na dobre zaczęła się nasza wspólna przygoda – wspomina Lizińczyk.

Powrót do „domu” okazał się kluczowy

– Gdy do nas wrócił, mieliśmy czterech bramkarzy. Ale on od razu czuł się u nas swobodnie. Był numerem jeden. Miał bardzo pozytywny wpływ na resztę drużyny. Trenował znacznie więcej niż inni. Razem z Szymonem Włodarczykiem chodzili do pobliskiego gimnazjum, tam odbywali jeszcze dodatkowe treningi, przez następne lata trochę się ich nazbierało – mówi Krzysztof Lizińczyk.

– Graliśmy wtedy dużo na turniejach halowych czy orlikowych. Kacper bardzo dużo widział w grze. Wykazywał się też już wtedy mocnym mentalem. Był ekspresyjny. Często głośno celebrował swoje interwencje. Chłopcy zaczęli odnosić sukcesy turniejowe i indywidualne. Kacper wiele razy zdobywał nagrodę bramkarza rozgrywek, kiedy graliśmy z najlepszymi akademiami w Polsce. Czasami nawet zdarzały się i zespoły zagraniczne, jak MSK Zilina czy Sparta Praga. Na ich tle Kacper także wyglądał bardzo dobrze – podkreśla.

Za przygotowanie Kacpra przez długi czas odpowiadali też wcześniej wymieniony Andrzej Krzyształowicz i jego syn – Maciej. Obaj świetnie zajęli się młodziutkim bramkarzem, w którym od początku dostrzegli ogromne możliwości.

– Prowadziłem go przez dwa lata. Później wyjechałem do Arabii Saudyjskiej, a całą opiekę nad nim przejął mój syn. Pamiętam, że Kacper zawsze wyróżniał się smukłą sylwetką i bardzo dobrą lewą nogą. Z czasem też i wzrostem. A ten – co było bardzo ważne – nigdy nie przeszkadzał mu w koordynacji ruchowej. Potrafił też z łatwością odnaleźć się w szatni, nawet wśród starszych kolegów – opisuje nam Andrzej Krzyształowicz.

– Przepracowałem z Kacprem pięć lat. Wspominam ten czas bardzo dobrze. Wiadomo, w wieku jedenastu czy dwunastu lat trudno ocenić, czy dany zawodnik na pewno trafi na poziom krajowy, ale Kacper już wtedy pokazywał cechy, które dawały mu takie możliwości. Bardzo szybko przyswajał informacje. Był niesamowicie świadomym zawodnikiem – dodaje za to Maciej Krzyształowicz.

Kacper Tobiasz, czyli przyszły kapitan warszawskiej Legii

Tobiasz od zawsze był ułożony. Ciągle pragnął zrealizować swoje marzenie, ale nie zapominał przy tym o innych obowiązkach. Pomagali mu w tym rodzice, którzy zadbali też m.in. o podejście syna do edukacji. – Kacper zawsze się dobrze uczył. Znam się z nim od ostatnich klas podstawówki. Pamiętam, że zawsze był bardzo dobry z przedmiotów ścisłych, jak na przykład matma. Często mi z niej pomagał. Dalej jest mega zorganizowany. Kiedy tylko planujemy jakieś wyjście, to on ogarnia większość rzeczy – mówi nam napastnik Szymon Włodarczyk.

Świadomość Kacpra – choć i tak była duża – rosła z roku na rok. Dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy zbierał coraz to bardziej okazałe owoce.

Kacper Tobiasz, czyli przyszły kapitan warszawskiej Legii

Dalszy rozwój, seniorski debiut i zainteresowanie innych klubów

– Z czasem zaczął rosnąć. Dalej jeździliśmy na turnieje. Byliśmy nawet na jednym z nich w Chinach na zaproszenie akademii Guangzhou Evergrande. Kacper był tam jednym z najlepszych zawodników. Wraz ze słoweńskim bramkarzem Escoli Warszawa, Żanem-Lukiem Lebanem (obecnie akademia Evertonu), byli dwoma najbardziej obiecującymi bramkarzami w regionie. Później Kacper zadebiutował też w kadrze Mazowsza – wyjaśnia Krzystof Lizińczyk.

– Do tego trening motoryczny stał się dla niego świętością. Jakoś od 15. roku życia zaczął bardzo dbać o swoje ciało. Nie chodziło tylko o gibkość, czy skoczność, ale też o samą sylwetkę. To składało się w jedną całość i budowało go jako bramkarza – dodaje.

– Najważniejszy w jego rozwoju był okres pierwszej i drugiej klasy gimnazjum. Wtedy oddał się piłce w stu procentach. Cały czas dążył do celu. Wyróżniał się coraz bardziej w grze ofensywnej i sprawności ogólnej. Łatwo też przyswajał wszystkie wskazówki. Miał też niesamowicie silną osobowość, która pozwalała mu sobie radzić z presją otoczenia. Czystą przyjemnością było patrzeć, jak ten chłopak się wspina coraz wyżej – mówi za to Maciej Krzyształowicz.

Kacper Tobiasz, czyli przyszły kapitan warszawskiej Legii

Debiut w seniorskim futbolu zaliczył już w wieku 15 lat. Co prawda w lidze okręgowej, ale i tak mogło robić to duże wrażenie. Nie bez powodu znalazł się na radarach coraz większych klubów. W marcu 2018 roku był na testach niemieckim Ingolstadt. Jego umiejętności sprawdzały także Derby County i Virtus Entella.

Młokos był także na półrocznym wypożyczeniu w jednym z krajowych zespołów, ale… – W pewnym momencie zainteresowanie ze strony Legii było mocne. Bardzo chcieli Kacpra u siebie i obserwowali go od dłuższego czasu. Planowali go sprowadzić nie z myślą o młodzieżówce, ale raczej głównie o drużynie rezerw. Przedstawili mu konkretny plan i przekonali do dołączenia – opisywał trener Lizińczyk.

Drugie podejście do Legii było inne

– Nasza hierarchia rocznikowa pokazywała pewne ubytki w roczniku 2002. Nie widziałem tam zbytnio chłopaka, który może trafić do pierwszego zespołu. Zaczęliśmy poszukiwanie, które nie było łatwe, bo przecież w takim wieku już większość zawodników jest przechwycona przez największe akademie. No ale pojawił się Kacper Tobiasz wspomina Maciej Kowal.

– Zadaniem akademii od zawsze było łączenie przyjemnego z pożytecznym. Tym pierwszym było utożsamianie się zawodnika z klubem, a drugim sam model szkolenia. Fajnie, że udało się połączyć obydwie cechy w przypadku Kacpra, ale pierwsza z nich była tylko dodatkiem. Przy jego wyborze w pierwszej kolejności kierowałem się przede wszystkim oceną sportową – dodał.

Pod tym względem także wyglądał obiecująco. – Wyróżniał go bazowy poziom sprawności specjalnej. To połączenie sprawności z umiejętnościami technicznymi, co daje też o wiele większe możliwości wprowadzania wiedzy taktycznej. Później było go o wiele łatwiej nauczyć decyzyjności. Ciężko pracował nad techniką bronienia, co widzimy teraz chociażby na przykładzie jego „pajacyka”. Do tego doszedł silny charakter połączony z ponadprzeciętną inteligencją. Miał posłuch wśród reszty, ale nie był typem krzykacza. Miał wysokie IQ emocjonalne. Rozumienie sytuacji, czy całej gry przychodziło mu z dość dużą łatwością. Zawsze potrafił zarządzać emocjami. Miał ten luz. Podchodził do wszystkiego bardzo dojrzale – mówi nam trener Kowal.

– Bardzo dobrze zainwestował swój czas przed powrotem do Legii. Zresztą później też. Chciał udowodnić coś sobie i osobom, które myślały, że nie spełnia oczekiwań. Na Łazienkowską wrócił znacznie silniejszy. Uwierzył w siebie i w to, że może grać regularnie – stwierdza za to Andrzej Krzyształowicz.

Mentalność niezwykle pomogła mu po raz drugi odnaleźć się w Legii. Tym bardziej, że miał dużą konkurencję. – Mieliśmy wtedy wielu dobrych bramkarzy. Jednym z nich był Gabriel Kobylak, który wtedy wyglądał na lepszego od Kacpra. Niewielu spodziewało się, że „Tobi” odpali tak szybko. Pokazywał dość spory talent, ale nie wyróżniał się aż tak znacząco na tle reszty – opowiada nam Gabor Grabowski, zawodnik KTS-u Weszło, który grał z Kacprem w akademii Legii.

Kacper Tobiasz, czyli przyszły kapitan warszawskiej LegiiFot. FotoPyk

I nasz rozmówca ma bardzo dużo racji, bo w kolejce do pierwszego zespołu Kacper nie był pierwszy, drugi, czy nawet trzeci. Ba, kilka osób chciało nawet z niego zrezygnować, o czym dwa tygodnie temu mówił Jan Mucha w programie „Tylko Legia” na Kanale Sportowym: – Mówiono nam – mówię serio – że ten bramkarz nie ma szans i po co my go w ogóle bierzemy. To było jeszcze za pierwszej kadencji trenera Vukovicia i wtedy widzieliśmy ten potencjał chłopaka, który ma jaja.

– „Jano” opisał to wtedy w sposób bardzo bezpośredni, ale ma trochę racji. Gdy odchodziłem z rezerw, Kacper wyglądał okej. Do tamtego momentu wykazywał talent, ale nie taki, przez który można byłoby go nazywać perłą – odpowiadał Maciej Kowal.

Niemniej Kacper pracował wytrwale. Może i nie grał w młodzieżowych reprezentacjach Polski, ani nikt nie widział w nim epokowego talentu, ale za to – jak opisywali nam wszyscy – od początku miał plan na siebie. Do tego potrafił poradzić sobie ze wszystkim, nawet gdyby ostatecznie nie wyszło mu z piłką. No ale los chciał inaczej. Jego talent rozkwitł, gdy tylko trafił do pierwszego zespołu.

Kacper Tobiasz spełnił marzenie

Podobno Krzysztof Dowhań po pierwszym treningu z Kacprem powiedział wprost: – On zostaje z nami. Nigdzie się stąd nie rusza. Od tamtego momentu został powoli wdrażany do pierwszego zespołu. Nie pełnił od razu znaczącej roli. Musiał poczekać na swój debiut, który nastąpił na początku sezonu 2021/2022 w ligowym starciu przeciwko Wiśle Płock. Szanse w wyjściowej jedenastce dał mu Czesław Michniewicz. Tobiasz zachował w tamtym meczu czyste konto. Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego usłyszeliśmy gromkie brawa dla 18-letniego bramkarza. Swój podziw wyraziła cała „Żyleta”, a z oczu Kacpra popłynęły łzy. – Kibicował Legii całym sobą, cały czas. Często chodziliśmy razem na mecze. Debiut przy Łazienkowskiej był dla niego spełnieniem marzeń – wspomina Szymon Włodarczyk.

Słowa uznania ze strony najbardziej zagorzałych kibiców nabrały też dodatkowego znaczenia. – Razem z tatą długo chodził na „Żyletę”. Nawet gdy jako zawodnik naszej akademii mógł korzystać z innych sektorów, to i tak wolał być w sercu dopingu. Ale to normalne, w końcu Kacper wychował się na Legii. Jest legionistą z krwi i kości – tłumaczył Maciej Kowal.

Kacper Tobiasz, czyli przyszły kapitan warszawskiej LegiiFot. FotoPyk

Wtedy też stał się kolejnym ulubieńcem legijnych trybun. Ponadto trzy miesiące później otrzymał pierwsze powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski. Z orzełkiem na piersi zadebiutował w drużynie U-20 przeciwko Norwegii. Jego kariera powoli nabierała rozpędu, ale dla Legii nastał trudny okres. Ekipa z Warszawy znalazła się w strefie spadkowej. Z klubu zwolniony został Czesław Michniewicz, którego zastąpił Marek Gołębiewski. Chwilę później doszło do kolejnej zmiany szkoleniowca, bo na ławce trenerskiej znowu zasiadł Aleksandar Vuković. W dużym skrócie – tamta jesień nie należała do łatwych.

Jak wszyscy pamiętamy, Tobiasz nie pograł zbyt wiele. Pod koniec wspomnianej rundy miał na swoim koncie jedynie cztery spotkania. Dalej był jedynie melodią przyszłości. Głupotą było stawiać na nim jednogłośne wyroki. Z jednej strony spisywał się fenomenalnie przegranym 0:1 meczu z Lechem, gdzie obronił nawet rzut karny. No ale z drugiej wpuścił cztery gole podczas październikowej klęski 1:4 w Gliwicach. Mimo to chciał zostać w Legii i walczyć o pierwszy skład, ale świeżo upieczony dyrektor sportowy, Jacek Zieliński, miał na niego inny plan. Chciał, żeby Kacper poszedł na wypożyczenie do klubu, w którym będzie grał regularnie. Wybór padł na Stomil Olsztyn.

Ezgamin dojrzałości

Tobiasz przed przyjściem do Stomilu dostał też oferty z Ekstraklasy. Jednak Legia wolała, aby trafił do zespołu, w którym nie zmarnuje czasu na ławce rezerwowych. Olsztyn był do tego idealnym miejscem. „Duma Warmii” grała bardzo słabo, zajmowała przedostatnie miejsce w pierwszej lidze. Potrzebowała bramkarza-ratownika. Kogoś, kto obroni zespół nie tylko przed porażką, ale i przed spadkiem.

Dla Tobiasza takie warunki nie stanowiły żadnego problemu.

– Ma świetny charakter. Przychodził z jednego z największych klubów w Polsce do pierwszej ligi, a nie było w nim ani trochę buty. Od początku był zaangażowany. Co prawda do Olsztyna przyszedłem pod koniec marca, kiedy Kacper już był w zespole od miesiąca. Jednak sporo osób opowiadało mi o momencie, w którym do nas trafił. .Jego wypożyczenie zostało sfinalizowane dwa dni przed wyjazdowym meczem z Koroną Kielce. Od razu wsiadł do autokaru i przyjechał do Kielc. W dodatku miał prawdziwe wejście smoka, bo Stomil zremisował na trudnym terenie, a on zagrał fenomenalne spotkanie – mówi nam trener bramkarzy Stomilu, Zbigniew Małkowski.

– Na pierwszym treningu zrobił super wrażenie. Pierwszy raz miałem styczność z takim talentem w tak młodym wieku. Próbował wyciągnąć z każdej jednostki treningowej tyle, ile się dało. Na trening przychodził zawsze uśmiechnięty i chętny do pracy. Wkładał w grę dla Stomilu całe swoje serce. Z meczu na mecz rósł coraz bardziej. Złapał rytm. Jego postawa pozwalała nam wszystkim myśleć do końca o tym, że uda nam się utrzymać – dodał.

Tobiasz stał się gwiazdą zaplecza Ekstraklasy. Każdy zastanawiał się, dlaczego ten chłopak nie został w walczącej o utrzymanie Legii. Po internecie non-stop latały powtórki jego interwencji. W międzyczasie zaliczył też kolejne dwa występy dla reprezentacji U-20. Miał jednak moment słabości w starciu z Podbeskidziem. Po meczu pokazał miejscowym kibicom gest Kozakiewicza, lecz jak sam niedawno tłumaczył we wspomnianym wcześniej programie: – Fakt, to był mój najlepszy mecz w Stomilu, ale moja reakcja to nie jest kwestia tego, że poczułem się zajebisty. Wtedy byłem ciągle ciśnięty po rodzinie. Nie będę teraz powtarzał tych wyzwisk, bo to są okropne rzeczy. Od samego pukania po ginięcie na raka. Uraziło mnie to do potęgi.

I być może ta sytuacja mogła małą rysę na jego wizerunku, ale i tak zawsze przysłaniał to swoją grą. Z tego wszystkiego olsztyńscy kibice nie chcieli, żeby opuszczał ich ukochaną ekipę. Wiadomo, nie uratował zespołu przed spadkiem, ale w każdym meczu spisywał się przynajmniej dobrze, w większości wręcz świetnie.

– W swoich ośmiu ostatnich meczach dla Stomilu zachował pięć czystych kont. To też o czymś świadczy.Nasz ówczesny trener, Piotrek Jacek, powiedział mi, że nigdy się nie bał, gdy rywal wychodził do sytuacji sam na sam z Kacprem. Po prostu wiedział, że on to obroni – mówi Zbigniew Małkowski.

Fot. Krzysztof Dzierzawa

Do stolicy wracał więc ze sporymi oczekiwaniami, ale na początku zostały one szybko zweryfikowane. Miał znowu zostać wypożyczony. Był już nawet jedną nogą poza Legią, o czym sam opowiadał w wymienionym wcześniej podcaście. Jego usługami niezwykle zainteresowana była Stal Mielec. Klub z Podkarpacia chciał go wypożyczyć na bieżący sezon. Jednak Kosta Runjaić wolał osobiście ocenić możliwości bramkarskiej trójki, a dopiero potem wybrać podstawowego bramkarza.

Nieoczekiwanie Tobiasz został nową jedynką.

Kacper Tobiasz udowadnia swoją wartość

– Trenerzy Legii prosili mnie o klipy z jego interwencjami i opinię na jego temat. Bardzo ciężko pracował, aby stać w Legii „jedynką”. Zarówno tu w Olsztynie, jak i po powrocie do Warszawy. Nie przez przypadek przy zmianie trenerów zadecydowano, że to on będzie pierwszym bramkarzem – tłumaczy Zbigniew Małkowski.

Teraz co tydzień pokazuje, że ten wybór był w pełni słuszny.

Udowodnił w ostatnich spotkaniach, że potrafi grać pod presją. Znakomicie sprawdza się w nowej roli. Wyrazem tej klasy była chociażby interwencja przy strzale Joao Amarala. „Tobi” wie, że musi nad sobą pracować. Już teraz jest to jedna z większych niespodzianek tego sezonu. Do tej pory nasz bramkarz nie miał doświadczenia gry przed tak dużą liczbą kibiców przeciwnika, a pokazał się ze świetnej strony – mówił Runjaić na konferencji prasowej po meczu z Lechem.

I choć raczej mało kto spodziewał się, że Tobiasz tak szybko odpali, to już większość postrzega go jako najpoważniejszego z kandydatów do jeszcze ważniejszej roli. Nic dziwnego, w końcu to idealny materiał na przyszłego kapitana Legii.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyk

Lubi pogadać. Szczególnie o piłce. Sympatyk Ekstraklasy i Premier League, choć śledzi też inne rozgrywki. Na co dzień kibic Legii Warszawa i Manchesteru United.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

60 komentarzy

Loading...