Powoli zbliżamy się i do okienka transferowego (15-25 listopada) i do finałów (8-10 grudnia) pierwszego sezonu tenisowej LOTTO SuperLIGI. W walce o tytuł mistrza Polski pozostały cztery kluby. Pamięcią wracamy jednak jeszcze do sezonu zasadniczego, który momentami potrafił zachwycić. A kto w jego trakcie robił to najbardziej? Oto nasze wybory – najlepszego zawodnika, drużyny, najważniejszego momentu… i jeszcze kilka innych.
Spis treści
Najlepszy zawodnik
Jerzy Janowicz (CKT Grodzisk Mazowiecki)
Nie było wątpliwości – zwycięzca mógł być tylko jeden. Jak już zdążyliśmy ustalić, to właśnie Jerzy Janowicz miał najlepszy bilans spośród wszystkich zawodników grających w LOTTO SuperLIDZE. Były półfinalista Wimbledonu wystąpił we wszystkich siedmiu kolejkach ligowych, a raz wszedł też do pary deblowej i w niej zagrał razem z Łukaszem Kubotem. Janowicz nie tylko nie przegrał meczu, ale nie stracił nawet seta. Większość rywali zresztą rozbijał dość gładko, jedynie w kilku przypadkach potrzebował do wygrania tie-breaka, ale w tym odpalał swój serwis i nie dawał przeciwnikom szans.
Dla ekipy z Grodziska – i samej LOTTO SuperLIGI, której jest zresztą ambasadorem – to człowiek wręcz nieoceniony. Janowicz występami w rozgrywkach ligowych pokazał, że na krajowym podwórku nadal potrafi namieszać. Liczymy, że w Final Four dostanie po drugiej stronie siatki naprawdę wymagających rywali, bo mecze Jerzego nadal potrafią zachwycić poziomem tenisa, jaki ten prezentuje. Zresztą w podcaście u Łukasza Kadziewicza mówił nie tak dawno temu, że tenisowo – tak uważa – wcale nie jest gorszy, niż w swoich najlepszych czasach.
– Na ten moment nie mam pojęcia czy będę w stanie powtórzyć moje sukcesy sprzed lat. Tym niemniej czysto tenisowo nie widzę z tym problemu. Gorzej jak chodzi o moją dyspozycję fizyczną. Moje ciało przez te wszystkie lata nacierpiało się dużo, i nie wiem czy będzie w stanie to udźwignąć – opowiadał. W pierwszym momencie może taka deklaracja brzmi nieco śmiesznie. Ale gdy oglądało się jego mecze czy to w LOTTO SuperLIDZE, czy też na przykład w Challengerze w Sewilli (pokonał tam choćby wówczas 116. na świecie Carlosa Tabernera), raczej zamiast śmiechu zostaje pokiwanie głową i zgodzenie się z Janowiczem.
Final Four może okazać się dla niego dobrym sprawdzianem. Raz, że rywale powinni być naprawdę wymagający. A dwa, że będzie grać pod presją nie tylko swoich oczekiwań, ale też drużyny – to jego CKT Grodzisk Mazowiecki będzie bowiem faworytem do mistrzostwa. A skoro już o grodziszczanach mowa…
Najlepsza drużyna
CKT Grodzisk Mazowiecki
Nie sposób było wybrać innej ekipy. Nie tylko dlatego, że grodziszczanie zdominowali rozgrywki sezonu zasadniczego, wygrywając wszystkie spotkania i kończąc rywalizację z kompletem punktów (co oznacza, że zawsze wygrywali co najmniej 4:2, za trzy punkty, wygrana 4:3 jest już liczona za dwa oczka). To po prostu najrówniejsza pod względem składu ekipa ze wszystkich, które występują w LOTTO SuperLIDZE. Na tyle równa, że trudno wskazać jakiś jej słaby punkt.
W zadeklarowanym przed sezonem składzie CKT znajdziemy wiele znanych twarzy. Chwali się też to, że w dużej mierze postawiono tu na Polaków. Poza liderem w postaci Janowicza są też między innymi:
- Paula Kania-Choduń (124. w rankingu deblowym WTA);
- Martyna Kubka (588. w singlu, wciąż uznawana za całkiem spory talent);
- Katarzyna Piter (114. w deblu, w przeszłości zawodniczka TOP 100 w singlu);
- Maks Kaśnikowski (19-latek, właśnie po raz pierwszy w karierze awansował do TOP 400 rankingu ATP);
- Łukasz Kubot (były lider rankingu ATP w deblu, dwukrotny mistrz wielkoszlemowy);
- Kamil Majchrzak (zawodnik TOP 100 rankingu, nasz drugi najlepszy singlista);
- Kacper Żuk (266. w rankingu ATP);
- Jan Zieliński (aktualnie nasz najlepszy deblista, 34. na świecie) – choć on jeszcze w LOTTO SuperLIDZE nie zagrał.
Gdy do tego miksu dorzuci się ekipę z zagranicy w postaci Iriny Bary (174.), Dalmy Galfi (85.), Ekateriny Gorgodze (183.) i jeszcze kilku innych postaci, naprawdę łatwo jest zrozumieć, jakim sposobem ekipa z Grodziska była w stanie utrzymać wysoki poziom w każdym możliwym spotkaniu – po prostu ma na tyle zbilansowany skład, że choćby jego połowa zagrać akurat nie mogła, to inni sprawę ogarną. A gdy dołoży się do tego fakt, że Jerzy Janowicz dostępny był na każdy mecz, to szybko robi się nam ekipa na… no cóż, mistrzostwo.
Co do zbilansowania ważne jest jeszcze jedno. W LOTTO SuperLIDZE liczą się bowiem nie tylko występy singlowe, ale i debel – zarówno kobiecy, jak i męski (a jeśli po sześciu meczach jest 3:3, to i mikst). A w Grodzisku grają nie tylko świetni specjaliści od gry pojedynczej, ale i sporo osób, które ogarnia temat w podwójnej. W przeciwieństwie do niektórych ekip, gdzie pary deblowe tworzy się głównie z singlistów i rzuca ich z nadzieją, że zagrają dobry mecz (co się zdarza, oczywiście), tak tu bardzo często co najmniej połowę – a czasem i całość – pary tworzy ktoś, kto z deblem ma związek na co dzień.
I o punkty z miejsca jest wtedy łatwiej.
Największa niespodzianka
KT Kubala Ustroń
Najmniejsze z miast LOTTO SuperLIGI (technicznie rzecz biorąc mniejsze są Kozerki, gdzie mecze rozgrywa CKT Grodzisk Mazowiecki, ale sam Grodzisk jest większy), choć już od dawna obecne na tenisowej mapie Polski, głównie za sprawą rodu Panfilów – Grzegorza i Aleksandra. Tego pierwszego kojarzyć możecie choćby z występu w Pucharze Hopmana, gdzie w 2013 roku pojechał w parze z Agnieszką Radwańską i zaskoczył wszystkich, pokonując wówczas 11. na świecie Milosa Raonicia. Po spotkaniu mówił, że to był najlepszy mecz w jego karierze i… miał rację. Więcej tak dobrze nie zagrał.
Z klubu znanego ze szkolenia, ale i z kilku niezłych seniorów, ustrońska ekipa przekształciła się na potrzeby LOTTO SuperLIGI w pełni profesjonalny zespół. Mówił nam o tym zresztą Artur Bochenek, wiceprezes zarządu SuperLIGA S.A.
– W projekcie SuperLIGI celem naszych działań jako zarządu ligi, było to, by ten profesjonalizm na każdej płaszczyźnie i w każdym etapie rozwijać w polskich klubach. To widać już w tym pierwszym sezonie. Spójrzmy na klub z Ustronia, znany do tej pory jako UKS Beskidy Ustroń. Od wielu lat była to drużyna, licząca się w rozgrywkach młodzieżowych i seniorskich w Polsce. Na potrzeby LOTTO SuperLIGI – gdzie zostali zaproszeni za osiągnięcia z ostatnich lat – stali się w pełni profesjonalnym klubem. Zmienili nazwę, mają teraz sponsora tytularnego, w składzie zakontraktowali gwiazdy tenisa takie jak Lukasa Rosola, który kiedyś pokonał na Wimbledonie Rafę Nadala.
Ustroniacy faktycznie postawili w dużej mierze na miks polsko-czesko-słowacki, w dużej mierze ze względu na bliskość granic obu krajów. Zresztą podobnie postąpiła ekipa BKT ADVANTAGE Bielsko-Biała, mająca swą siedzibę ledwie 30 kilometrów dalej. To te dwa kluby otwierały też oficjalnie swoim pojedynkiem rozgrywki ligowe. Wygrali wtedy – stosunkowo gładko – bielszczanie. I choć początek sezonu nie był dla KT KUBALA przesadnie obiecujący (zwłaszcza, że w trzeciej kolejce lepszy okazał się KS GÓRNIK Bytom), to Aleksander Panfil mówił nam wtedy, że w Ustroniu wierzą w swoje możliwości.
– Już po losowaniu zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie bardzo trudny mecz. Muszę też dodać, że mamy, oczywiście, zakontraktowanych wielu zawodników, ale to też nie tak, że narzucamy każdemu z nich konkretnie, kiedy ma przyjechać. Oni wybierają to wszystko pod kątem swoich startów i mówią nam, kiedy będą. Więc to, o co gramy w danym spotkaniu, zależy też po części od tego. Choć liczymy na Final Four. Fajnie byłoby się tam znaleźć, jednak od początku zakładaliśmy, że mecze z Bielskiem i Grodziskiem Mazowieckim trudno będzie nam wygrać. Pozostałe drużyny są jednak na podobnym poziomie, i wiele może zależeć od składu na dane spotkanie.
Skład Ustroń nie zawsze miał najmocniejszy, a w lidze było kilka ekip – choćby wspomniany Bytom – któremu też marzyło się Final Four. A jednak ustroniacy nie tylko zdołali do finałów wejść, ale zrobili to jeszcze tak, że zajęli trzecie miejsce w fazie zasadnicze, wyprzedzając całkiem mocną WKT MERĘ Warszawa, którą zresztą pokonali w bezpośrednim starciu. W dodatku mieli w całym sezonie niespodziewaną bohaterkę – Natalią Siedliską, która na siedem rozegranych przez siebie meczów (w singlu i deblu) przegrała tylko jeden.
W Ustroniu pokazali więc, że da się zrobić coś ciekawego nawet w stosunkowo niewielkiej miejscowości. I to słynącej raczej głównie z walorów uzdrowiska (ciekawostka: to tam kręcono pierwsze sezony “Sanatorium Miłości”), a nie sportu.
Moment sezonu
Powrót na kort Agnieszki Radwańskiej
Co prawda od tego czasu zdążyła wystąpić też w turniejach legend na Wimbledonie czy – całkiem niedawno – w Luksemburgu, to jednak to właśnie w LOTTO SuperLIDZE powróciła do rywalizacji na korcie po raz pierwszy od momentu, gdy w 2018 roku zakończyła karierę. Stało się to w meczu drugiej kolejki rozgrywek, gdy WKT MERA Warszawa podejmowała na własnym terenie ekipę PARK TENISOWY OLIMPIA Poznań. Agnieszka wskoczyła do pary deblowej, którą – jak czasem przed laty – stworzyła wraz z Urszulą, swoją młodszą siostrą.
Mecz obie Radwańskie wygrały. 6:3, 6:4 z parą Kamilla Bartone/Anastasiya Soboleva.
Powrót Agnieszki – choć zapowiadany – sporo osób zresztą zaskoczył. Wielu fanów nie sądziło, że była wiceliderka rankingu WTA faktycznie pojawi się w rozgrywkach ligowych w roli zawodniczki, a raczej tylko jako ich ambasadorka, która swoją twarzą i nazwiskiem będzie reklamować nowopowstałą ligę. Choć Artur Bochenek od początku zapewniał, że “Isia” faktycznie zagra w lidze.
– Agnieszka – jako gwiazda polskiego tenisa – przykuwa wzrok kibiców. […] Powtarzano, że to wyłącznie zabieg marketingowy, że tak mówimy, a potem nic z tego nie będzie i Agnieszka nie wystąpi ani razu na korcie. Bo zakończyła karierę, założyła rodzinę i ma inne obowiązki. Jednak jak już pokazało losowanie LOTTO SuperLIGI i forBET 1. Ligi – Agnieszka naprawdę jest w to zaangażowana. To ona i Jerzy Janowicz byli odpowiedzialni za wspomniane losowanie i oboje potwierdzili wtedy swoją obecność i grę w SuperLIDZE. Mogę też sam powiedzieć, że w tej lidze faktycznie chcą grać. Jestem przekonany, że zobaczymy Agnieszkę przynajmniej w deblu – mówił.
I wyszło dokładnie tak, jak to powiedział. Starsza z sióstr pojawiła się w LOTTO SuperLIDZE dwukrotnie – w obu przypadkach w deblu. Jej bilans wyszedł zresztą na zero, bo w drugim z tych spotkań lepsze od niej i Uli okazały się Katarzyna Kawa oraz Viktoria Kuzmova. Możliwe jednak, że Agnieszkę po raz kolejny zobaczymy na korcie w trakcie Final Four. Bo, jak już wspomnieliśmy, MERA do finałów weszła.
Nagroda za starania
OSAVI TENNIS TEAM Kalisz
Gdy spojrzycie na tabelę LOTTO SuperLIGI zobaczycie, że ekipa z Kalisza… jest ostatnia. Ba, nie zdobyła nawet punktu, a to można zrobić nawet przegrywając mecz, byle 3:4. Nie udało jej się to jednak. Łącznie na 42 rozegrane mecze (po sześć na każde spotkanie ligowe) zawodnicy z Kalisza wygrali tylko dziewięć. Z czego ponad połowa – bo pięć – to zasługa Piotra Gryńkowskiego, który wygrał trzy razy w singlu i dwukrotnie – w parze z Petrem Hajkiem – w grze podwójnej. W teorii więc nagrodę za starania można by wręczyć tylko jemu, zwłaszcza, że to 30-latek, który nigdy przesadnie dużych osiągnięć nie miał. Nawet na krajowym podwórku. A tu nagle zagrał kilka naprawdę dobrych spotkań.
Ogółem w całej ekipie z Kalisza trudno doszukiwać się jakichkolwiek bardziej znanych nazwisk. Ale i tak warto docenić fakt, że wyzwanie podjęli. W końcu do niedawna… tego klubu po prostu nie było.
– Do tej pory w środowisku Kalisz kojarzył się z osobą Piotra Matuszewskiego, naszego singlisty, który stamtąd pochodzi [swoją drogą gra w LOTTO SuperLIDZE, ale w barwach… AZS-u TENIS Poznań – dop. red.]. Natomiast nie jest to przesadnie rozpoznawalna postać poza tym środowiskiem. W Kaliszu do tej pory nigdy nie było profesjonalnego klubu, a przez projekt LOTTO SuperLIGI postanowiono taki tam stworzyć. I powołano do życia w pełni profesjonalny organizm – OSAVI TENNIS TEAM Kalisz. Oczywiście, teraz czeka go rozwijanie akademii, ale samo to, że już się pojawił, jest czymś świetnym. Chcemy by kluby, które już istniały, się rozwijały i profesjonalizowały. Liczymy też jednak, że powstanie więcej klubów, tak jak w Kaliszu, które sprawią, że w każdym miejscu w kraju będzie można oglądać mecze ligowe i zapisać dziecko do profesjonalnej akademii – mówił Bochenek jeszcze przed sezonem.
Kalisz czeka teraz, oczywiście, próba walki o powrót do LOTTO SuperLIGI, bo ostatnie miejsce oznacza spadek na jej zaplecze. Kaliska ekipa pokazała się już jednak na tenisowej mapie Polski, a przed kolejnym sezonem powinna być w stanie skompletować lepszy i bardziej zbilansowany skład. Przede wszystkim jednak istotne jest to, że w miejscu, gdzie wcześniej takiego brakowało, powstał klub gotowy służyć za miejsce do rozwoju dla młodych tenisistów. Jasne, rejon Kalisza – leżącego w końcu stosunkowo blisko Poznania – tenisową pustynią nie był.
Ale dodatkowy klub nie zaszkodzi. Kto wie, może w drugim sezonie – spędzonym na zapleczu LOTTO SuperLIGI – nie będzie to już ekipa do bicia, a zespół walczący o powrót do elity.
Nagroda dla tenisowej stolicy Polski
Poznań
Nie Grodzisk Mazowiecki, nie Warszawa, nie Bielsko-Biała, choć drugi zespół tamtejszego BKT gra w forBET 1. LIDZE. To właśnie Poznań trzeba uznać za miasto, które w minionym sezonie zasadniczym LOTTO SuperLIGI pokazało się najbardziej. A to z tego prostego powodu, że w obu ligach na szesnaście ekip aż trzy są właśnie z Poznania. I to jedyna taka miejscowość na tenisowej mapie Polski. Stolicę Wielkopolski reprezentowały AZS TENIS Poznań, PARK TENISOWY OLIMPIA Poznań i WKS GRUNWALD Poznań.
Owszem, dwa pierwsze sukcesów w LOTTO SuperLIDZE nie odniosły. AZS zdołał jedynie zapewnić sobie utrzymanie, a OLIMPIA zagra o nie w barażu z ekipą TIM GWARDII Wrocław. Jeśli w lidze się utrzyma, to w kolejnym sezonie zobaczymy na najwyższym poziomie trzy zespoły z Poznania. Bo WKS GRUNWALD w forBET 1. LIDZE był tym, czym CKT Grodzisk Mazowiecki jest na najwyższym poziomie rozgrywkowym – dominatorem.
Choć nie niepokonanym. Zawodnicy z Poznania ulegli bowiem ekipie COME-ON Wrocław, ale zrobili to w ostatniej kolejce ligowe, gdy mieli już pewny awans. Wcześniej kłopoty sprawiła im jedynie wspomniana TIM GWARDIA, którą jednak pokonali 4:3 po decydującym o zwycięstwie mikście. Jak się potem okazało – rozstrzygał on nie tylko o triumfie w tamtym meczu, ale i o kwestii bezpośredniego awansu, gdy sezon zasadniczy dobiegł końca. GRUNWALD to też o tyle ciekawy przykład ekipy, że opiera się w całości na polskich – w wielu przypadkach młodych – zawodnikach. Kadrę, oczywiście, będzie musiał i rozszerzyć, i przebudować (w tej chwili liczy 12 osób, dla typowego zespołu LOTTO SuperLIGI to raczej 16-18 zawodników), ale ma na to sporo czasu.
Całkiem możliwe, że w przyszłym sezonie przekonamy się, czy w LOTTO SuperLIDZE jest miejsce dla trzech zespołów z Poznania i czy wszystkie zdołają ułożyć takie składy, by sobie nie przeszkadzać. Choć powinno im się to udać. Wielkopolska tradycje tenisowe ma akurat spore, to z jej stolicy pochodzą choćby Magda Linette (jest w kadrze AZS-u, ale nie zagrała ani jednego meczu), Wojciech Fibak, Katarzyna Piter czy Karol Drzewiecki (w rozgrywkach forBET 1. LIGI, gdzie reprezentował WKS GRUNWALD, niemal bezbłędny – przegrane zanotował tylko z powodu walkowera i kontuzji).
Potencjał jest więc spory, a obecność trzech klubów tylko to potwierdza. Pytanie brzmi tylko: jak spożytkują go w najbliższych latach? Trzymamy kciuki, by dobrze. Bo każdy mocny klub to korzyść nie tylko dla Poznania, ale i całego polskiego tenisa.
Fot. Piotr Kucza/400mm.pl
Czytaj więcej o LOTTO SuperLIDZE: