Podczas gdy Raków Częstochowa wygrał dwie ostatnie edycje Pucharu Polski i jeszcze jako pierwszoligowiec dotarł do półfinału, Pogoń Szczecin w zasadzie w tych rozgrywkach nie istnieje. Odpadnięcie w 1/8 z obrońcą tytułu – będącym w gazie, liderującym w Ekstraklasie – nie jest kompromitacją. Tym razem „Portowcy” się od niej uchronili, choć w starciu z Rekordem Bielsko-Biała byli naprawdę blisko. To jednak poznanie swojego miejsca w szeregu. Na nowo. Po raz kolejny.
Pogoń Szczecin – Raków Częstochowa 0:1. „Portowcy” odpadają z Pucharu Polski
Raków znów pokazuje wyższość
Pogoń i Raków to projekty, które miały iść ze sobą łeb w łeb. Pierwsi byli w ligowej piłce od lat, ale dopiero w ostatnim czasie nabrali rozpędu, który pozwala im walczyć co roku o najwyższe cele – a przynajmniej stwarzać takie pozory. Drudzy wielkich tradycji może nie mają, a do Ekstraklasy wparowali nagle, z niebywałym, nieporównywalnym do szczecińskiego impetem. Można mówić o wyższości Rakowa nad Lechem w ostatnich meczach, ale ów zespół również Pogoni pokazuje, jak klasowy rywal wyrósł jej na polskim podwórku.
Pogoń nie jest dla częstochowian konkurencyjnym rywalem w wyścigu po mistrzostwo, co widać już w listopadzie (dwanaście punktów straty…). Pogoń była o klasę gorszym zespołem w ostatnim ligowym starciu obu ekip. Pogoń wygrała tylko jedno starcie pomiędzy tymi drużynami z ośmiu. Pogoń wreszcie odpadła z Pucharu Polski po meczu z Rakowem, który swoją drogą niczego wielkiego nie zagrał.
Obrońcy tytułu podchodzili do tego spotkania po najlepszym meczu w sezonie. „Portowcy” z kolei znajdowali się na przeciwległym biegunie, bo starcie z Górnikiem było prawdopodobnie najgorszym występem tego zespołu w obecnych rozgrywkach. Standardowa logika podpowiadała, że szykuje się pogrom ze strony rozpędzonego lidera Ekstraklasy. Logika polskiej piłki dodawała, że w takich okolicznościach to Pogoń prawdopodobnie zagra świetny mecz. Nie doszło ani do jednego, ani do drugiego.
Raków niczego wielkiego nie zagrał.
Pogoń także.
Zadecydował błąd indywidualny.
Badanie terenu
Hity w Ekstraklasie ostatnio nie rozczarowują, a więc liczyliśmy, że dobrze się pobawimy także w pucharowym anturażu. No cóż – jednak nie. W przekroju całego spotkania oglądaliśmy jeden wielki respekt do przeciwników. W pierwszej połowie Raków się nie wychylał, a Pogoń oddała tylko jeden (!) strzał. Obie ekipy zastanawiały się, na jak wiele mogą sobie pozwolić i pozostawały bez odpowiedzi.
Natomiast Raków mógł szybko otworzyć to spotkanie, ale Fabian Piasecki znów zmarnował setkę. Pamiętacie spotkanie z Lechem? Tam oczywiście odkupił swoje winy, bo zapakował zwycięskiego gola, ale zanim to zrobił, nie trafił z kilku metrów na pustaka i niepotrzebnie zagrał ręką w sytuacji bramkowej. Dziś znów dostał patelnię i znów posłał ją w trybuny. Szkoda świetnego rozrzucającego podania Iviego Lopeza, szkoda też dobrej reakcji Sorescu, który wstrzelił płasko w pole karne.
Oto wszystko, co powinniście wiedzieć o pierwszej odsłonie.
A jeśli bardzo chcecie wiedzy bezużytecznej, można jeszcze wspomnieć o domagającej się rzutu karnego Pogoni (jej zdaniem Svarnas dostał w rękę, którą się podpierał – dostał jednak w znacznie bardziej czułe miejsce) i zrywie Rakowa w samej końcówce, gdy Lopez zepsuł strzał z dobrej pozycji (Klebaniuk obronił, można było uderzyć precyzyjniej) i spróbował także Koczerhin.
Indywidualny błysk, indywidualny błąd
Nie będziemy rozliczać teraz bilansu Bartosza Klebaniuka w dorosłej piłce, ale jest on bardzo niejednoznaczny. Albo ratuje mecze, jak z Legią, albo jest memiczną postacią, jak z Rekordem Bielsko-Biała. Dziś znów zawalił. Bramkarz nie może przepuścić wolnego, który leci prosto w niego.
Oczywiście – rotacja po strzale Lopeza była nieprzyjemna. Jasne – Hiszpan prowadził swego rodzaju gierkę z bramkarzem, przewidując, w którą stronę się ruszy, by posłać piłkę w przeciwnym kierunku. Natomiast koniec końców jest to strzał, który podąża dokładnie tam, gdzie chwilę przed kopnięciem futbolówki stoi Klebaniuk. Młody bramkarz spodziewał się, że lider Rakowa uderzy nad murem – i właśnie w tę stronę zaczął podążać. Gdy okazało się, że piłka atakuje jednak inny ze słupków, nie zdołał sprawnie przenieść ciężaru ciała na tę stronę. Niby się rzucił, ale piłka nie była już w jego zasięgu. W ten sposób Raków otworzył wynik tego spotkania.
A mogła to zrobić Pogoń, bo zanim doszło do tego trafienia, miała dwie sytuacje. Młodzieżowy bramkarz Rakowa również popełnił błąd – za daleko wyszedł w sytuacji, gdy Kucharczyk otrzymał prostopadłą piłkę. Skrzydłowy Pogoni powinien w tej sytuacji lobować, bo miejsca była cała masa. Zamiast tego uznał, że zaatakuje golkipera strzałem po ziemi, w dodatku w boczną siatkę. Zła decyzja, złe wykonanie. Wcześniej „Kuchy” spróbował sprzed pola karnego, gdy znalazł sobie miejsce do strzału będąc w gąszczu nóg rywali i nieznacznie się pomylił.
Wtedy jeszcze Pogoń mogła się podobać, bo łapała wiatr w żagle. Ale po golu na 0:1 nie potrafiła wymyślić NIC, kompletnie nic, co mogłoby zaskoczyć rywala. Grała pozycyjnie, jak zwykle – powoli, nieprzekonująco, od lewej do prawej. Wynikało z tego bardzo niewiele. Pogoń jakby wyszła z założenia, że w krytycznym momencie będzie grała to samo, co od lat, co przestało przynosić jej korzyści i co w ostatnim czasie kompletnie nie wychodzi.
Dziś też.
Już przy 0:1 „Portowcy” nie mieli choćby jednej okazji na zmianę rezultatu. No bo co mamy wskazać, strzał Grosickiego z zerowego kąta? Zablokowane uderzenie Biczachczjana? Okazję „Grosika” w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, gdy ofiarną interwencją zatrzymał go Tudor? Już lepszą sytuację miał Koczerhin, który w ostatnich minutach mógł zamknąć to spotkanie. Gospodarzom ewidentnie zabrakło planu B, z kolei w ekipie Marka Papszuna bez zarzutu funkcjonował cały blok obronny. Raków wiedział, kiedy przytrzymać piłkę na połowie rywala. Wiedział, kiedy ukraść czas stałym fragmentem gry. Wiedział, jak się ustawić, by nie było luk w tyłach, bez których przeciwnik był bezradny.
Pogoń musi odpowiedzieć sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie – czy ma jakiś pomysł na to, by wygrać jakieś trofeum, jeśli nie ligę, to chociaż Puchar Polski? Rok temu odpadła z KKS-em Kalisz. Dwa lata temu z Piastem Gliwice w 1/8 finału. Trzy lata temu w pierwszej rundzie ze Stalą. Cztery lata temu z GKS-em Katowice w pierwszej rundzie. Pięć lat temu z Bytovią Bytów w 1/8.
Choć odpaść z Rakowem to nie wstyd, całościowo te rozgrywki to dla szczecinian nieustanne pasmo porażek.
POGOŃ SZCZECIN – RAKÓW CZĘSTOCHOWA 0:1
Ivi Lopez 68′
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Sensacja! Górnik Zabrze wyrzucony za burtę przez KKS Kalisz!
- Nowa miotła bałagani. Piast odpadł z Pucharu Polski
- Wisła Kraków się nie popisała – i na boisku, i na trybunach
- Bramkarz KKS-u Kalisz: – To niesamowite, że jesteśmy w ósemce najlepszych drużyn w Polsce
Fot. FotoPyK