Do przerwy zimowo-reprezentacyjnej pozostały już tylko dwie kolejki Ekstraklasy, ale to nie oznacza, że nie przyniosą one odpowiedniej dawki emocji. Wręcz przeciwnie – już w sobotę czekają nas aż cztery spotkania, którym towarzyszyć będzie gorąca atmosfera. Uwaga tego dnia będzie skupiona głównie na stadionie przy ulicy Okrzei w Gliwicach, gdzie zadebiutuje Aleksandar Vuković. Jego pierwszy występ w roli trenera Piasta nie był zbyt udany, choć faktem jest, że zakończył się zwolnieniem opiekuna rywali. Ale trudno stwierdzić, żeby to akurat Serb znacząco się do tego przyczynił.
Ciekawie powinno być w sobotę także w Częstochowie, gdzie lider Ekstraklasy – Raków podejmie Wisłę Płock. Będziemy więc świadkami starcia dwóch drużyn prezentujących bardzo efektowny futbol. I choć płocczanie w ostatnich tygodniach nieco spuścili z tonu w porównaniu z tym, co działo się na początku sezonu, to na pewno dla podopiecznych Marka Papszuna nie będzie to łatwa przeprawa.
Oprócz Częstochowy i Gliwic zajrzymy jeszcze do Krakowa i Szczecina, gdzie również nie powinno być nudno. Ekstraklaso, nie zawiedź nas!
Kosta Runjaić w poszukiwaniu legijnej tożsamości [ANALIZA TAKTYCZNA]
Piast Gliwice – Warta Poznań (12:30): zapowiedź meczu
Siedem spotkań bez zwycięstwa – tyle było potrzeba, żeby władze Piasta Gliwice zdecydowały się na zwolnienie Waldemara Fornalika, który pracował w klubie od ponad pięciu lat. Czy zasłużenie? Na to pytanie niech już każdy odpowie sam. Ale prawdą jest, że Piastunki od jakiegoś czasu wyglądały fatalnie, a były selekcjoner reprezentacji Polski zdawał się nie mieć pojęcia jak to zmienić. Słabe wyniki gliwiczan sprawiły, że zbliżyli się niebezpiecznie do strefy spadkowej, więc to faktycznie mogło być już za wiele. Także Waldek King poleciał a w jego zastępstwo został sprowadzony Aleksandar Vuković.
I oczywiście, trudno oczekiwać od Serba nagłej odmiany gry drużyny, ale trzeba przyznać, że nie przyniósł nawet efektu nowej miotły. W debiucie nowego trenera Piast zaledwie zremisował na wyjeździe z Koroną 1:1 i trochę szkoda, bo bramka padła po błędzie indywidualnym Ariela Mosóra. Co najśmieszniejsze w całej sytuacji przeciętny występ gliwiczan przyczynił się do… zwolnienia Leszka Ojrzyńskiego. Trener drużyny z Kielc pożegnał się z pracą od razu po meczu, choć do zakończenia rundy jesiennej pozostały zaledwie dwie kolejki. Wygląda więc na to, że karuzela kręci się w najlepsze.
Wróćmy jednak do Vukovicia. Póki co nie ma się chyba co przejmować, bo w końcu “pierwsze koty za płoty”. A były trener Legii będzie miał okazję na zaimponowanie gliwickiej publiczności już w sobotę. Tego dnia Serb zadebiutuje na stadionie przy Okrzei, więc będzie to dla niego bardzo ważny moment, bo jak wiemy, pierwsze wrażenie bywa kluczowe. A poza tym, czego jak czego, ale akurat punktów Piast potrzebuje jak tlenu.
Niestety dla Vukovicia, pozytywów trudno się doszukiwać. Przeciwnikiem Piasta będzie bowiem Warta Poznań, która jest w zdecydowanie lepszej sytuacji, a na dodatek jest najlepiej punktującym na wyjeździe zespołem Ekstraklasy (śr. 2.29 pkt na mecz). To nie wszystko. Poznaniacy jeszcze nigdy nie stracili bramki na stadionie w Gliwicach w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Jedynym pocieszeniem dla gliwiczan, którego możemy się doszukiwać na siłę jest prawdopodobna absencja Adama Zrelaka, czyli najlepszego strzelca zespołu Dawida Szulczka. Słowak doznał urazu w spotkaniu z Radomiakiem Radom (3:2) i raczej nie zdąży się wyleczyć. – Adam dołączył do zawodników, którzy mają problemy zdrowotne i jego gra w sobotę stoi pod znakiem zapytania. W przeszłości były jednak sytuacje, że nie trenował przez cały tydzień, a potem brał udział tylko w rozruchu, by następnie pojawić się w składzie i strzelić gola – przekazał trener Warty na konferencji prasowej.
Bejger: Lukaku śmiał się, że powinienem potrenować na siłowni
Cracovia – Jagiellonia Białystok (15:00): zapowiedź meczu
Maciejowi Stolarczykowi zwolnienie raczej jeszcze nie grozi, ale trzeba przyznać, że ostatnie wyniki Jagiellonii mogą martwić kibiców. Drużyna z Podlasia nie potrafi wygrać od czterech ligowych spotkań, a na dodatek skompromitowała się niedawno w pucharowym starciu z trzecioligową Lechią Zielona Góra. To oczywiście nie koniec, bo chwały nie przynosi białostoczanom także ostatni mecz z Legią Warszawa. Jaga przegrała w fatalnym stylu aż 2:5, pozwalając przeciwnikom na przerwanie passy bez zwycięstwa na stadionie przy ulicy Słonecznej trwającej aż od 2016 roku!
A to jeszcze nie koniec problemów Macieja Stolarczyka, bo w sobotnim meczu z Cracovią nie będzie mógł skorzystać z dwóch kluczowych zawodników, którzy będą musieli pauzować za kartki. I o ile akurat Israela Puerto trener Jagiellonii może nie chcieć narazie widzieć, po tym co ten wyczyniał w ostatnim meczu, to już absencja Marca Guala jest poważnym osłabieniem. Hiszpan jest obok swojego rodaka Jesusa Imaza zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Jagi w tym sezonie. Ma już na swoim koncie osiem bramek i trzy asysty, a zastąpić go będzie musiał zaledwie 17-letni Mateusz Kowalski.
Wbrew wszelkim problemom trener Stolarczyk zdaje się być niewzruszony. – Pauza jednego zawodnika jest dla mnie szansą drugiego. Inni czekają na swój czas, aby udowodnić swoją wartość. Na proces budowania drużyny nie można patrzeć przez pryzmat jednego meczu, bo po przegranej trzeba byłoby wszystko budować od początku, a po wygranej osiąść na laurach, a nie o to chodzi. Skrajności na pewno nie pomagają w tym budowaniu zespołu, Naturalnie, czasami trzeba uderzyć batem, ale w tej chwili jesteśmy w trakcie procesu. Możemy bazować na ostatnich dniach, ale także możemy wrócić do serii meczów bez porażki. Wiemy, co się wydarzyło w sobotę, jesteśmy z tego powodu wkurzeni. Są kontuzje, kartki. Nie chcę, aby to było usprawiedliwienie, ale taki jest obraz sytuacji – stwierdził trener Jagiellonii na przedmeczowej konferencji prasowej.
A jak po drugiej stronie barykady? Niewiele lepiej. Powiedzieć, że Cracovia gra w kratkę, to tak jakby nic nie powiedzieć. Drużyna Jacka Zielińskiego raz potrafi zatrzymać Lecha Poznań, a raz potrafi odpaść w Pucharze Polski z Resovią Rzeszów. Nawet zeszłotygodniowe zwycięstwo z Zagłębiem Lubin na nikim wrażenia nie zrobi, bo akurat z Miedziowymi wygrywa ostatnio każdy. Pasy muszą mieć nadzieję, że uda im się wykorzystać braki kadrowe Jagiellonii i na dobre wrócić na zwycięską ścieżkę.
Szukanie przewag. Dlaczego Korona zwolniła trenera, który na to nie zasłużył?
Pogoń Szczecin – Górnik Zabrze (17:30): zapowiedź meczu
Na nowo wybudowanym stadionie w Szczecinie dojdzie w sobotę do starcia zespołów, które dały prawdziwy popis w poprzedniej kolejce. Pogoń, choć nie bez drobnych problemów rozbiła na wyjeździe Miedź Legnica 4:2, a Górnik sprawił ogromną niespodziankę, pokonując przed własną publicznością rewelację tego sezonu, czyli Widzew Łódź aż 3:0. Obecna sytuacja obu drużyn jest jednak zgoła odmienna. Portowcy po triumfie na Dolnym Śląsku wrócili do czołowej trójki ligi, więc mają już tylko przed sobą Legię i Raków. Z kolei zabrzanie wciąż okupują dolne rejony tabeli, a ich przewaga nad strefą spadkową wynosi zaledwie cztery punkty.
Jens Gustafsson może z nadzieją patrzeć na przyszłość, bo w końcu obudził się jeden z liderów jego drużyny – Sebastian Kowalczyk. 24-letni pomocnik przeżywał ostatnio trudne chwile, podobnie zresztą jak cała drużyna. W meczu z Legią (1:1) popełnił fatalny błąd, który doprowadził ostatecznie do utraty bramki i został zdjęty z boiska już w przerwie. Zapewne wielu zawodników po czymś takim potrzebowałoby sporo czasu, aby się otrząsnąć, ale nie on. Wychowanek Pogoni wziął sobie za cel pokazanie całemu światu, że to był tylko wypadek przy pracy i w starciu z Miedzią popisał się hat-trickiem, a dorzucił do tego jeszcze asystę przy trafieniu Grosickiego. Man of the Match.
Jednak to by było na tyle, jeżeli chodzi o pozytywy. Portowców martwi przede wszystkim bardzo słaba postawa defensywy, która straciła już w tym sezonie ligowym aż 20 bramek, a przez cały poprzedni sezon było ich zaledwie 31. Pogoń była raczej znana z solidnej postawy w obronie, a teraz? Skoro dwie bramki w jednym spotkaniu strzela ci Koldo Obieta, to wiedz, że coś jest ewidentnie nie tak. Słabo wyglądają wszyscy defensorzy, ale najbardziej martwi postawa Benedikta Zecha. Austriak do niedawna był uznawany za jednego z najlepszych stoperów w całej lidze, a obecnie jest cieniem samego siebie. Ostatnie spotkania, to festiwal jego błędów, całkowity brak dynamiki, agresji. A w dodatku zaczął narzekać na zdrowie. Dlatego wszystko wskazuje na to, że w meczu z Górnikiem zastąpi go Kostas, który zresztą również nie jest w szczycie formy.
– Górnik gra twardo i intensywnie. W ostatnim meczu wygrał 3:0 z Widzewem w świetnym stylu. Na pewno starcie z Górnikiem będzie wyzwaniem i musimy dać z siebie wszystko przez 90 minut. Nie możemy tracić tak banalnych goli, jak we wcześniejszych meczach. Górnik jest zbyt mocnym zespołem, żebyśmy powtarzali błędy z przeszłości – powiedział Jens Gustafsson przed meczem. Zabrzanie faktycznie zrobili wrażenie, pokonując Widzew, ale to był zupełnie inny mecz, w dodatku rozgrywany na własnym stadionie. Tym razem Górników czeka wyjazd i to na stadion, gdzie gospodarze jeszcze w tym sezonie nie przegrali, a Zabrzanie wygrali tam po raz ostatni w 2017 roku.
Ile, ku*wa, można? Wykład motywacyjny kibiców Zagłębia
Raków Częstochowa – Wisła Płock (20:00): zapowiedź meczu
Na deser tego pięknego sobotniego dnia dostaniemy coś specjalnego. Oczekiwania powinny być spore, bo w Częstochowie zmierzą się być może dwie najefektowniej grające drużyny w całej lidze – Raków Częstochowa i Wisła Płock. To będzie starcie dwóch wyjątkowych umysłów trenerskich – Marka Papszuna i Pavola Stano, więc fajerwerki po prostu muszą być. Oczywiście, zgodnie z ekstraklasową tradycją taki mecz powinien okazać się całkowitym paździerzem, który zakończy się jakimś marnym 0:0, ale miejmy nadzieję, że akurat tym razem tak nie będzie.
Raków to w tej chwili lider Ekstraklasy, który ma na razie pewną przewagę nad resztą i nawet w przypadku porażki pozostanie na czele tabeli. Trudno się jednak spodziewać porażki, skoro mamy do czynienia z drużyną, która ostatnio po prostu nie przegrywa. Od odpadnięcia w dramatycznych okolicznościach z Ligi Konferencji Europy ekipa Marka Papszuna obrała sobie za cel mistrzostwo Polski i zmierza do niego nie oglądając się na innych. Od tamtego przykrego wieczoru w Pradze częstochowianie rozegrali 12 spotkań we wszystkich rozgrywkach i przegrali tylko raz – we wrześniu z Cracovią (0:3).
Medaliki są też na dobrej drodze do wyrównania fantastycznego rekordu Lecha Poznań z poprzedniego sezonu. Jeżeli w sobotę uda im się pokonać Wisłę, to bedzie to już ich szóste zwycięstwo z rzędu w Ekstraklasie. Z perspektywy płocczan trudno znaleźć więc jakieś pozytywy, a to jeszcze nie wszystko, bo Raków wyjątkowo dobrze radzi sobie też na własnym stadionie. W ostatnich sześciu spotkaniach przy Limanowskiego nie padła ani jedna bramka dla gości. Ostatnim zespołem, który strzelił gola w Częstochowie, była Slavia Praga, a miało to miejsce… w sierpniu.
Oczywiście Wisła też radzi sobie w tym sezonie nadzwyczaj dobrze, ale w ostatnich tygodniach złapała zadyszkę. Od trzech spotkań nie potrafi wygrać meczu, a w dodatku na dobre zablokował się jej największy gwiazdor Davo, który na początku sezonu strzelał bramkę za bramką. Ale nie da się zaprzeczyć temu, że płocczanie nadal są drużyną z największą liczbą bramek w tym sezonie Ekstraklasy, więc ich ofensywa wciąż robi wrażenie. Broni na pewno nie złożą, bo zwycięstwo w sobotnim meczu może im dać nawet awans do czołowej trójki. Jest więc o co walczyć.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- „Trzecie miejsce było większym sukcesem niż mistrzostwo”. O pięciu latach Fornalika w Piaście
- Sikorski: Nie da się wymazać tych pięciu lat spędzonych w Rakowie
- Zwoliński: Piłkarze mieli fatalną opinię na uczelni
Fot. Newspix