Reklama

Grupa 4+. Czy wielka piątka lig europejskich faktycznie istnieje?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

03 listopada 2022, 09:41 • 7 min czytania 51 komentarzy

W cieniu rywalizacji o najważniejsze klubowe trofea toczy się jeszcze jeden wyścig. O to, czy Francja obroni przed Holandią pozycję w czołowej piątce rankingu UEFA. To dobry pretekst, by zastanowić się, dlaczego w ogóle przyjęło się mówić o pięciu najsilniejszych ligach Europy tak, jakby ich skład był wyryty w kamieniu. A przecież to koncepcja bardzo współczesna.

Grupa 4+. Czy wielka piątka lig europejskich faktycznie istnieje?

Kiedy w 2020 roku po raz pierwszy w historii w fazie pucharowej Ligi Mistrzów nie znalazł się ani jeden klub spoza tzw. wielkiej piątki lig europejskich, wydawało się, że proces rozpoczęty wraz z powstaniem tych rozgrywek w miejsce Pucharu Mistrzów, ostatecznie się dokonał. Ligi angielska, hiszpańska, włoska, niemiecka i francuska wzięły wszystko, reszcie kontynentu zostawiając tylko ochłapy, a czasy, w których Crvena Zvezda Belgrad czy Steaua Bukareszt dochodziły do finałów najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie, odsyłając raz na zawsze do podręczników historii. Są jednak powody, by sądzić, że ówczesne głosy były jednak przedwczesne, bo ostatnie edycje przyniosły silniejsze niż wcześniej uniesienie głów zespołów z reszty kontynentu. Do tego stopnia, że po raz pierwszy od sześciu lat może nastąpić zmiana w składzie wielkiej piątki.

PRZETASOWANIA W PIĄTCE

Trudno dokładnie wskazać moment, w którym zaczęło się mówić o pięciu najsilniejszych ligach w Europie, ale na pewno to wynalazek współczesności. Jeszcze na początku minionej dekady np. w Niemczech mówiono o czterech wielkich ligach Europy, nie uwzględniając w tym towarzystwie francuskiej. Obecność Paris Saint-Germain, które zaczęło skupywać największe gwiazdy i regularnie liczyć się w zaawansowanych fazach Ligi Mistrzów, sprawiła, że na ogół przestano kwestionować obecność Ligue 1 w elitarnym gronie. Do tego stopnia, że dość niezauważony przeszedł fakt, że między 2011 a 2016 według rankingu UEFA piąta w Europie była liga portugalska. Nikt nigdy nie mówił jednak o niej wówczas jako o “lidze wielkiej piątki”. Także dlatego, że wówczas kompletnie niczego to nie zmieniało, bo rozgrywkom z pozycji 4-6 w rankingu przysługiwało dokładnie tyle samo miejsc w pucharach. Teraz sytuacja byłaby już inna, a w tych rejonach każda pozycja ma znaczenie. Czwartej lidze przysługują cztery gwarantowane miejsca w fazie grupowej Ligi Mistrzów, piąta może wystawić dwa kluby w eliminacjach Ligi Europy, podczas gdy szósta ma w niej tylko jedno miejsce, przy dwóch w Lidze Konferencji.

WALKA FRANCJI Z HOLANDIĄ

Niewykluczone, że już wkrótce rankingowe zawiłości będą musieli poznawać Francuzi. W klasyfikacji uwzględniającej tylko trzy ostatnie sezony, na piątym miejscu w Europie znajduje się holenderska Eredivisie. W przyszłym roku przestaną się liczyć wyniki z sezonu 2018/19, w którym francuskie kluby punktowały jeszcze znacznie lepiej niż holenderskie. Wiosną ekipy z Ligue 1 będą więc musiały bronić coraz bardziej topniejącej przewagi. Paris Saint-Germain będzie ich jedynym przedstawicielem w Lidze Mistrzów, gdzie Holendrów już nie ma. W Lidze Europy na pewno zagrają natomiast wiosną Ajax Amsterdam i PSV Eindhoven, przesądzony jest też dalszy udział AZ Alkmaar w Lidze Konferencji. Los Feyenoordu Rotterdam rozstrzygnie się w czwartek. Możliwa jest dalsza gra w Lidze Europy, spadek do Ligi Konferencji bądź całkowite wypadnięcie poza puchary. Spośród francuskich klubów wciąż grozi to jeszcze Monaco oraz Nicei, grę na tym froncie ma już z głowy Marsylia. Na pewno o punkty rankingowe powalczą jeszcze w 2023 roku Stade Rennes oraz Nantes. Ale i tak rankingowy los całej ligi będzie zależał w głównej mierze od tego, jak daleko zajdzie PSG w Lidze Mistrzów. Jeśli niedaleko, przetasowanie jest możliwe. Dla Eredivisie byłaby to pierwsza obecność w czołowej piątce rankingu od 1999 roku.

DOBRY CZAS PORTUGALII

Holandia nie jest jednak jedynym krajem, który próbuje naruszyć zabetonowaną hierarchię. Drugi rok z rzędu dwa kluby najlepszej szesnastce Europy mają Portugalczycy, a niewiele brakowało, by w 1/8 finału Ligi Mistrzów zameldowały się nawet trzy kluby z tego kraju. Ostatecznie Sporting przegrał jednak rywalizację z przedstawicielami lig top 5 – Tottenhamem oraz Eintrachtem Frankfurt. Była jednak w tym roku grupa, w którym hierarchia stanęła do góry nogami. Jak wyliczył na Twitterze użytkownik AbsurDB, specjalizujący się w statystykach piłkarskich, po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów dwa kluby z lig będących poza czołową czwórką rankingu wyeliminowały dwa kluby z najsilniejszych lig. Podczas gdy Atletico Madryt i Bayer Leverkusen walczyły tylko o trzecie miejsce, FC Porto oraz Brugia rozstrzygnęły między sobą zwycięstwo w grupie. Do wyrównania wyniku z zeszłego roku, gdy wiosną w Lidze Mistrzów grały cztery kluby spoza lig czołowej piątki, zabrakło jednego zespołu (ostatnią szansę zmarnowały Red Bull Salzburg, który nie zdołał wyeliminować Milanu i Szachtar Donieck, który odpadł z RB Lipsk), ale zwolennicy piłkarskiej różnorodności i tak raczej nie mogą narzekać na nudę. Po raz pierwszy, odkąd wprowadzono taki format rozgrywek, w fazie pucharowej jest tylko jeden klub z La Liga. Portugalia ma więcej klubów niż Hiszpania, Belgia tyle, ile Francja. Patrząc tylko na ten sezon, można by zapytać, o jakich ligach top 5 w ogóle mowa?

Reklama

PROBLEMY LIGUE 1

O ile ten sezon raczej jest ewenementem, takim samym, jakim był kompletny brak klubów spoza top 5 przed dwoma laty, o tyle problemy Francji z utrzymaniem się w najlepszej piątce to już stały element krajobrazu i raczej są też historyczne powody, by kwestionować obecność Ligue 1 tym gronie. Patrząc na wszystkie 63. edycje rankingu pięcioletniego UEFA, można zauważyć, że każda z wielkich lig miała przejściowe problemy. Najkrócej poza najlepszą piątką kontynentu — łącznie siedem sezonów — była Serie A, która ostatni raz była klasyfikowana niżej w 1983 roku. W podobnym czasie poza top 5 była La Liga — dziewięć sezonów na niższych miejscach, ostatni w 1985 roku. Problemy ligi angielskiej przypadły na przełom lat 80. i 90., gdy tamtejsze kluby miały pięcioletni zakaz występów w pucharach, co na długie lata odbijało się na ich rankingowej pozycji. Dopiero w 1999 po czternastu latach przerwy wdarli się ponownie do najlepszej piątki i nie oddali w niej miejsca do dziś. Najstabilniejsze miejsce w czołówce ma o dziwo liga niemiecka, która w latach 60., krótko po jej założeniu w 1963 roku, nie cieszyła się jeszcze statusem czołowej w Europie, ale od 1973 roku nawet na moment nie wypadła poza najlepszą piątkę.

GRUPA POŚCIGOWA

O ile w przypadku Bundesligi, Serie A, La Liga i Premier League nieobecność wśród najlepszych była tylko epizodami, o tyle Ligue 1 znajdowała się na niższych miejscach w… ponad połowie notowań rankingu UEFA. Więcej sezonów kończyła poza najlepszą piątką (35) niż w niej (28). To wciąż lepszy wynik niż jakiejkolwiek innej ligi – najdłużej w czołowej piątce była liga belgijska (ostatni raz w 1994 roku), minimalnie krócej holenderska, szkocka i portugalska. Epizodycznie wśród najlepszych na kontynencie pojawiały się też rozgrywki jugosłowiańskie, radzieckie, węgierskie, austriackie czy wschodnioniemieckie. Pod względem liczby sezonów kończonych w czołowej piątce w Europie Francja (28) jest daleko za najlepszą czwórką, ale też wyraźnie przed grupą pościgową (15 Belgii).

PUSTA GABLOTA

Siła lig to jednak nie tylko rankingi, lecz także wymierne osiągnięcia. A pod tym względem jeszcze trudniej uzasadnić przypisywanie Ligue 1 do czołowej piątki. Żaden tamtejszy klub nie wygrał Ligi Mistrzów od 1993 roku, podczas gdy na przykład Holandia czeka na triumf od 1995, a Portugalia od 2004 roku. Ligę Europy lub Puchar UEFA wygrywały kluby z Portugalii (2011), Ukrainy (2009), Rosji (2008), Holandii (2002), Turcji (2000), Szwecji (1987) czy Belgii (1983), podczas gdy Francja nie ma w tych rozgrywkach żadnego triumfu. Ostatnie europejskie trofeum zdobyte przez tamtejszy klub przypada na 1996 rok, gdy Paris Saint-Germain triumfowało w Pucharze Zdobywców Pucharów. Patrząc zbiorczo, Francja ma w Pucharze Mistrzów tyle triumfów, ile Jugosławia, Rumunia czy Szkocja i wyraźnie mniej od Holandii, czy Portugalii. Po zsumowaniu wszystkich europejskich pucharów okaże się, że kluby z Ligue 1 mają ich łącznie dwa. Mniej niż Szkoci, liga Związku Radzieckiego czy Belgowie. Portugalia (7 trofeów) i Holandia (11), biją je na głowę.

NIEDOCENIANI W PLEBISCYTACH

Ma to też przełożenie na plebiscyt Złotej Piłki. Wprawdzie w 2021 roku Leo Messi odbierał ją już jako piłkarz Paris Saint-Germain, ale pod uwagę przy przyznawaniu nagrody były brane jeszcze jego występy w Barcelonie oraz reprezentacji Argentyny. Pomijając ten przypadek, od 1991 roku i triumfu Jean-Pierre’a Papina nie triumfował żaden piłkarz z ligi francuskiej. Nawet Bundesliga, której przedstawiciele na ogół nie są doceniani w tym plebiscycie, czeka na tę nagrodę krócej (od 1996 roku). W całej historii plebiscytu przedstawiciele ligi francuskiej dostali mniej nagród (pomijając wspomniany przypadek Messiego) od zawodników grających w lidze radzieckiej i tyle samo, ile piłkarze z klubów holenderskich, węgierskich, portugalskich czy czeskich. Historia nie dostarcza więc silnych argumentów, dla których powinno się dziś mówić o ligach czołowej piątki, a teraźniejszość przynosi je tylko o tyle, o ile układają się akurat wyniki PSG. Najprawdziwsze byłoby chyba stwierdzenie, że w europejskiej piłce rządzi grupa 4+ z czterema członkami stałymi i piątym dobieranym rotacyjnie.

Michał Trela (Canal+Sport)

Reklama

WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH:

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

51 komentarzy

Loading...