W cieniu rywalizacji o najważniejsze klubowe trofea toczy się jeszcze jeden wyścig. O to, czy Francja obroni przed Holandią pozycję w czołowej piątce rankingu UEFA. To dobry pretekst, by zastanowić się, dlaczego w ogóle przyjęło się mówić o pięciu najsilniejszych ligach Europy tak, jakby ich skład był wyryty w kamieniu. A przecież to koncepcja bardzo współczesna.
Kiedy w 2020 roku po raz pierwszy w historii w fazie pucharowej Ligi Mistrzów nie znalazł się ani jeden klub spoza tzw. wielkiej piątki lig europejskich, wydawało się, że proces rozpoczęty wraz z powstaniem tych rozgrywek w miejsce Pucharu Mistrzów, ostatecznie się dokonał. Ligi angielska, hiszpańska, włoska, niemiecka i francuska wzięły wszystko, reszcie kontynentu zostawiając tylko ochłapy, a czasy, w których Crvena Zvezda Belgrad czy Steaua Bukareszt dochodziły do finałów najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie, odsyłając raz na zawsze do podręczników historii. Są jednak powody, by sądzić, że ówczesne głosy były jednak przedwczesne, bo ostatnie edycje przyniosły silniejsze niż wcześniej uniesienie głów zespołów z reszty kontynentu. Do tego stopnia, że po raz pierwszy od sześciu lat może nastąpić zmiana w składzie wielkiej piątki.
PRZETASOWANIA W PIĄTCE
Trudno dokładnie wskazać moment, w którym zaczęło się mówić o pięciu najsilniejszych ligach w Europie, ale na pewno to wynalazek współczesności. Jeszcze na początku minionej dekady np. w Niemczech mówiono o czterech wielkich ligach Europy, nie uwzględniając w tym towarzystwie francuskiej. Obecność Paris Saint-Germain, które zaczęło skupywać największe gwiazdy i regularnie liczyć się w zaawansowanych fazach Ligi Mistrzów, sprawiła, że na ogół przestano kwestionować obecność Ligue 1 w elitarnym gronie. Do tego stopnia, że dość niezauważony przeszedł fakt, że między 2011 a 2016 według rankingu UEFA piąta w Europie była liga portugalska. Nikt nigdy nie mówił jednak o niej wówczas jako o “lidze wielkiej piątki”. Także dlatego, że wówczas kompletnie niczego to nie zmieniało, bo rozgrywkom z pozycji 4-6 w rankingu przysługiwało dokładnie tyle samo miejsc w pucharach. Teraz sytuacja byłaby już inna, a w tych rejonach każda pozycja ma znaczenie. Czwartej lidze przysługują cztery gwarantowane miejsca w fazie grupowej Ligi Mistrzów, piąta może wystawić dwa kluby w eliminacjach Ligi Europy, podczas gdy szósta ma w niej tylko jedno miejsce, przy dwóch w Lidze Konferencji.
WALKA FRANCJI Z HOLANDIĄ
Niewykluczone, że już wkrótce rankingowe zawiłości będą musieli poznawać Francuzi. W klasyfikacji uwzględniającej tylko trzy ostatnie sezony, na piątym miejscu w Europie znajduje się holenderska Eredivisie. W przyszłym roku przestaną się liczyć wyniki z sezonu 2018/19, w którym francuskie kluby punktowały jeszcze znacznie lepiej niż holenderskie. Wiosną ekipy z Ligue 1 będą więc musiały bronić coraz bardziej topniejącej przewagi. Paris Saint-Germain będzie ich jedynym przedstawicielem w Lidze Mistrzów, gdzie Holendrów już nie ma. W Lidze Europy na pewno zagrają natomiast wiosną Ajax Amsterdam i PSV Eindhoven, przesądzony jest też dalszy udział AZ Alkmaar w Lidze Konferencji. Los Feyenoordu Rotterdam rozstrzygnie się w czwartek. Możliwa jest dalsza gra w Lidze Europy, spadek do Ligi Konferencji bądź całkowite wypadnięcie poza puchary. Spośród francuskich klubów wciąż grozi to jeszcze Monaco oraz Nicei, grę na tym froncie ma już z głowy Marsylia. Na pewno o punkty rankingowe powalczą jeszcze w 2023 roku Stade Rennes oraz Nantes. Ale i tak rankingowy los całej ligi będzie zależał w głównej mierze od tego, jak daleko zajdzie PSG w Lidze Mistrzów. Jeśli niedaleko, przetasowanie jest możliwe. Dla Eredivisie byłaby to pierwsza obecność w czołowej piątce rankingu od 1999 roku.
DOBRY CZAS PORTUGALII
Holandia nie jest jednak jedynym krajem, który próbuje naruszyć zabetonowaną hierarchię. Drugi rok z rzędu dwa kluby najlepszej szesnastce Europy mają Portugalczycy, a niewiele brakowało, by w 1/8 finału Ligi Mistrzów zameldowały się nawet trzy kluby z tego kraju. Ostatecznie Sporting przegrał jednak rywalizację z przedstawicielami lig top 5 – Tottenhamem oraz Eintrachtem Frankfurt. Była jednak w tym roku grupa, w którym hierarchia stanęła do góry nogami. Jak wyliczył na Twitterze użytkownik AbsurDB, specjalizujący się w statystykach piłkarskich, po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów dwa kluby z lig będących poza czołową czwórką rankingu wyeliminowały dwa kluby z najsilniejszych lig. Podczas gdy Atletico Madryt i Bayer Leverkusen walczyły tylko o trzecie miejsce, FC Porto oraz Brugia rozstrzygnęły między sobą zwycięstwo w grupie. Do wyrównania wyniku z zeszłego roku, gdy wiosną w Lidze Mistrzów grały cztery kluby spoza lig czołowej piątki, zabrakło jednego zespołu (ostatnią szansę zmarnowały Red Bull Salzburg, który nie zdołał wyeliminować Milanu i Szachtar Donieck, który odpadł z RB Lipsk), ale zwolennicy piłkarskiej różnorodności i tak raczej nie mogą narzekać na nudę. Po raz pierwszy, odkąd wprowadzono taki format rozgrywek, w fazie pucharowej jest tylko jeden klub z La Liga. Portugalia ma więcej klubów niż Hiszpania, Belgia tyle, ile Francja. Patrząc tylko na ten sezon, można by zapytać, o jakich ligach top 5 w ogóle mowa?
PROBLEMY LIGUE 1
O ile ten sezon raczej jest ewenementem, takim samym, jakim był kompletny brak klubów spoza top 5 przed dwoma laty, o tyle problemy Francji z utrzymaniem się w najlepszej piątce to już stały element krajobrazu i raczej są też historyczne powody, by kwestionować obecność Ligue 1 tym gronie. Patrząc na wszystkie 63. edycje rankingu pięcioletniego UEFA, można zauważyć, że każda z wielkich lig miała przejściowe problemy. Najkrócej poza najlepszą piątką kontynentu — łącznie siedem sezonów — była Serie A, która ostatni raz była klasyfikowana niżej w 1983 roku. W podobnym czasie poza top 5 była La Liga — dziewięć sezonów na niższych miejscach, ostatni w 1985 roku. Problemy ligi angielskiej przypadły na przełom lat 80. i 90., gdy tamtejsze kluby miały pięcioletni zakaz występów w pucharach, co na długie lata odbijało się na ich rankingowej pozycji. Dopiero w 1999 po czternastu latach przerwy wdarli się ponownie do najlepszej piątki i nie oddali w niej miejsca do dziś. Najstabilniejsze miejsce w czołówce ma o dziwo liga niemiecka, która w latach 60., krótko po jej założeniu w 1963 roku, nie cieszyła się jeszcze statusem czołowej w Europie, ale od 1973 roku nawet na moment nie wypadła poza najlepszą piątkę.
GRUPA POŚCIGOWA
O ile w przypadku Bundesligi, Serie A, La Liga i Premier League nieobecność wśród najlepszych była tylko epizodami, o tyle Ligue 1 znajdowała się na niższych miejscach w… ponad połowie notowań rankingu UEFA. Więcej sezonów kończyła poza najlepszą piątką (35) niż w niej (28). To wciąż lepszy wynik niż jakiejkolwiek innej ligi – najdłużej w czołowej piątce była liga belgijska (ostatni raz w 1994 roku), minimalnie krócej holenderska, szkocka i portugalska. Epizodycznie wśród najlepszych na kontynencie pojawiały się też rozgrywki jugosłowiańskie, radzieckie, węgierskie, austriackie czy wschodnioniemieckie. Pod względem liczby sezonów kończonych w czołowej piątce w Europie Francja (28) jest daleko za najlepszą czwórką, ale też wyraźnie przed grupą pościgową (15 Belgii).
PUSTA GABLOTA
Siła lig to jednak nie tylko rankingi, lecz także wymierne osiągnięcia. A pod tym względem jeszcze trudniej uzasadnić przypisywanie Ligue 1 do czołowej piątki. Żaden tamtejszy klub nie wygrał Ligi Mistrzów od 1993 roku, podczas gdy na przykład Holandia czeka na triumf od 1995, a Portugalia od 2004 roku. Ligę Europy lub Puchar UEFA wygrywały kluby z Portugalii (2011), Ukrainy (2009), Rosji (2008), Holandii (2002), Turcji (2000), Szwecji (1987) czy Belgii (1983), podczas gdy Francja nie ma w tych rozgrywkach żadnego triumfu. Ostatnie europejskie trofeum zdobyte przez tamtejszy klub przypada na 1996 rok, gdy Paris Saint-Germain triumfowało w Pucharze Zdobywców Pucharów. Patrząc zbiorczo, Francja ma w Pucharze Mistrzów tyle triumfów, ile Jugosławia, Rumunia czy Szkocja i wyraźnie mniej od Holandii, czy Portugalii. Po zsumowaniu wszystkich europejskich pucharów okaże się, że kluby z Ligue 1 mają ich łącznie dwa. Mniej niż Szkoci, liga Związku Radzieckiego czy Belgowie. Portugalia (7 trofeów) i Holandia (11), biją je na głowę.
NIEDOCENIANI W PLEBISCYTACH
Ma to też przełożenie na plebiscyt Złotej Piłki. Wprawdzie w 2021 roku Leo Messi odbierał ją już jako piłkarz Paris Saint-Germain, ale pod uwagę przy przyznawaniu nagrody były brane jeszcze jego występy w Barcelonie oraz reprezentacji Argentyny. Pomijając ten przypadek, od 1991 roku i triumfu Jean-Pierre’a Papina nie triumfował żaden piłkarz z ligi francuskiej. Nawet Bundesliga, której przedstawiciele na ogół nie są doceniani w tym plebiscycie, czeka na tę nagrodę krócej (od 1996 roku). W całej historii plebiscytu przedstawiciele ligi francuskiej dostali mniej nagród (pomijając wspomniany przypadek Messiego) od zawodników grających w lidze radzieckiej i tyle samo, ile piłkarze z klubów holenderskich, węgierskich, portugalskich czy czeskich. Historia nie dostarcza więc silnych argumentów, dla których powinno się dziś mówić o ligach czołowej piątki, a teraźniejszość przynosi je tylko o tyle, o ile układają się akurat wyniki PSG. Najprawdziwsze byłoby chyba stwierdzenie, że w europejskiej piłce rządzi grupa 4+ z czterema członkami stałymi i piątym dobieranym rotacyjnie.
Michał Trela (Canal+Sport)
WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
- Ivan Rakitić. Niedoceniany pracuś skryty w blasku Luki Modricia
- Lato, w którym mały chłopiec dorósł. Jak Hasan Salihamidzić odmienił swoje postrzeganie
- Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów
- Antonio Pintus. Trener, który dodaje skrzydeł Realowi Madryt
- Barcelona i Pep Guardiola. Para, której Liga Mistrzów nie zapomni
- Człowiek z blizną zostawi po sobie duży ślad w historii futbolu