Jakub Świerczok, który jeszcze całkiem niedawno reprezentował przecież Polskę na Euro 2020, został zawieszony na cztery lata po dopingowej wpadce, jaka przytrafiła mu się w Japonii. Całkiem możliwe, że jest to po prostu koniec kariery dla byłego napastnika Piasta Gliwice, ostatecznie ma on już blisko 30 lat na karku. Rzecz jasna Świerczok nie jest pierwszym piłkarzem, w którego organizmie wykryto niedozwolone substancje. Tylko w ostatnich latach mieliśmy w polskim futbolu kilka innych dopingowych skandali.
Przypomnijmy niektóre z nich.
Jakub Świerczok zdyskwalifikowany na cztery lata
Wpadka Wawrzyniaka w Grecji
Wyjątkowo głośną sprawą było zawieszenie za doping Jakuba Wawrzyniaka, więc nie sposób nie zacząć od tego. Zimą 2009 roku obrońca – nie cieszący się może najlepszą opinią wśród kibiców, ale mający już za sobą występy w reprezentacji Polski – trafił z Legii Warszawa do Panathinaikosu Ateny. Jego grecka przygoda szybko przepoczwarzyła się w całkowitą katastrofę – dwa miesiące po debiucie w nowych barwach Wawrzyniak zanotował bowiem dopingową wpadkę. Po meczu ze Skodą Ksanti w jego organizmie wykryto obecność niedozwolonych substancji. Panathinaikos niemal natychmiast rozwiązał z Polakiem kontrakt. Początkowo mówiło się o zawieszeniu na dwa lata. Koniec końców Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie pozwolił obrońcy wrócić do gry już w styczniu 2010 roku.
Jak się okazało – Wawrzyniak napytał sobie biedy przy próbie zredukowania tkanki tłuszczowej.
– Zanim się rozpakowałem w Grecji, to musiałem się pakować. Ekipa była mocna – później się śmiałem, że musiałem odejść, bo budżet nie udźwignąłby Djibrila Cisse i Wawrzyniaka – opowiadał Kuba. – Zawsze miałem problem z dwoma kilogramami, które chciałem zrzucić. W styczniu, po przerwie zimowej, z Bartkiem Grzelakiem z Legii poszedłem do Galerii Mokotów. On był zafiksowany na odżywki, białka, ja raczej tego nie brałem, ale namówił mnie, że kupimy sobie coś na obóz. Z odżywek znałem tylko L-karnitynę i jej akurat nie było. Pan powiedział mi: „dam ci coś podobnego, tylko z mocniejszym kopem”.
– Pojechaliśmy na zgrupowanie, pokazałem to naszemu lekarzowi. Stwierdził, że jest w porządku, ale dokładnie sprawdzi w Polsce. Tyle że do Polski już nie wróciłem, bo poleciałem prosto do Aten podpisać kontrakt. Na miejscu był gość, który odpowiadał tylko za odżywki. Pokazałem mu to i powiedział: „OK, możesz to brać”. Chociaż wolałby nie, bo mają swoje odżywki. To sobie leżało na półce, nigdy nie byłem systematyczny w takich sprawach, więc co jakiś czas to brałem. Miałem sześć kontroli dopingowych. Pięć do 30 marca, każda negatywna. Szósta, czyli pozytywna, była 5 kwietnia. 30 marca odbyła się konferencja antydopingowa w Kolonii. Jeden z panów stwierdził, że jest jakaś substancja stymulująca układ nerwowy. Wrzucili to na listę i szósta kontrola dała wynik pozytywny – dodał Wawrzyniak. – Zaczęło się kopanie z Grekami. Najgorsze moje przeżycie związane z piłką to lot do Lozanny, bo nie wiedziałem, co się wydarzy. Przesłanki były takie, że będę mógł grać, ale jak to sąd oceni? Nie wiedziałem, więc nie było wiadomo, czy wrócę do futbolu. Można mówić, że to nieodpowiedzialne, jak piłkarz coś kupuje na własną rękę. Ale nie zapominajmy, że ja to skonsultowałem z lekarzami i to było czyste. Natomiast ta lista zakazanych substancji tak się zmienia, że to weszło. Paradoksalnie w następnym roku liczba wpadek dopingowych wzrosła i 90% wpadła na tej substancji. Może miałem trochę szczęścia, bo gdybym brał to regularnie, dostałbym zawieszenie na dwa lata. A wtedy to już jest po karierze.
– Sytuacja, którą przeżyłem w Grecji, była bardzo trudna. Może nie dramatyczna, to chyba za duże słowo, ale kosztowała mnie wiele. Pojawiła się krytyka, ludzie nie wiedzieli, a oceniali. A ja byłem sam, w pojedynkę musiałem przyjmować krytykę, w pojedynkę musiałem zmienić tryb funkcjonowania, przestawić się. Bo przez dłuższy czas nie mogłem grać w piłkę, co bolało bardzo mocno. A przecież nie przegrywałem rywalizacji na treningach, nie grałem słabo. Po prostu zostałem zawieszony, zresztą do dziś uważam – a nawet więcej: jestem pewny – że niesłusznie – twierdzi 49-krotny reprezentant Polski.
Kroplówki w Pogoni Siedlce
Nieco świeższy temat to afera kroplówkowa w Pogoni Siedlce. Sześciu piłkarzy zamieszanych w przyjmowanie niedozwolonych wlewów dostało wówczas po tyłku najmocniej, jak tylko się dało. W styczniu 2021 roku Tomasz Margol, Marcin Kozłowski, Piotr Smołuch, Kacper Falon, Aya Diouf oraz Sebastian Krawczyk zostali ukarani czterema latami bezwzględnej dyskwalifikacji. To maksymalna kara, jaką można było otrzymać za niedozwolone infuzje. Nieco wcześniej ukarany czteroletnim wykluczeniem (z dwuletnim zawieszeniem) został także Artur Balicki.
O co chodziło? Zajrzyjmy do naszego archiwum. „Po raz pierwszy o aferze napisaliśmy w październiku 2019 roku. Daniel Purzycki, ówczesny szkoleniowiec Pogoni Siedlce, ordynował swoim piłkarzom wspomagacze w postaci kroplówek. Nie znajdywały się w nich niedozwolone substancje. Mimo to proceder był nielegalny. Prawo zabrania dożylnych wlewów większych niż 100 ml na 12 godzin, ze względu na fakt, iż…
- mogą one wspomagać szybszą regenerację organizmu i poprawiać wydolność (a więc mieć działanie dopingowe),
- istnieje zagrożenie, że są używane do wypłukania niedozwolonych substancji (a więc mogą tuszować faktyczny doping).
„Tu nie ma co trenować, tu trzeba dożylnie”
„Kroplówka z magnezem większa niż 100 ml to już jest doping”
Cztery lata dyskwalifikacji za kroplówki. „Skandal i pokazówka”
Sprawa jest oczywista i jasno określona przez przepisy. O procederze zaczęło być głośno, gdy do siedleckiego klubu wdarli się mundurowi. Zawodnicy, którzy mieli infuzje inspirowane przez Purzyckiego, zrozumieli wtedy, że są w dużych tarapatach. Groziła im czteroletnia dyskwalifikacja. Po usłyszeniu wyroku pierwszej instancji odetchnęli z ulgą – skończyło się na dwuletniej dyskwalifikacji w zawieszeniu. Odbyli półroczny odpoczynek od piłki, a później – po odwieszeniu kary – niektórzy wrócili do zawodowego uprawniania sportu. Cała siódemka miała prawo do odwołania się od orzeczenia pierwszej instancji.
Ich nieszczęście polega na tym, że nie tylko oni mieli tę możliwość. – Światowa Agencja Antydopingowa zgłosiła szereg zastrzeżeń w kontekście tego orzeczenia. Przedstawiciele WADA złożyli odwołanie do Panelu Dyscyplinarnego II instancji, które to Panel miał obowiązek rozpatrzeć. Wczoraj dowiedzieliśmy się o rozstrzygnięciu, o tym jak Panel Dyscyplinarny podszedł do argumentów przedstawianych przez zawodników, ich pełnomocników i światową agencję. Panel uznał, że argumenty przedstawiane przez WADA są zasadne. Zdecydowano, żeby podnieść karę do czterech lat bezwzględnej dyskwalifikacji i nie przyznawać nawet częściowego zawieszenia kary – powiedział nam Michał Rynkowski, dyrektor POLADA, polskiej organizacji antydopingowej. A więc okoliczności łagodzące, jakimi kierowały się polskie organy, nie miały znaczenia dla światowej organizacji. To jej lobby i argumentacja wygrała.
– Naprawdę, zrozumiałbym, gdyby to była nasza wina, gdybyśmy sami poszli, sami zaplanowali, ale nam to zlecili lekarz i trener. Od trenera usłyszeliśmy wprost, przy całej drużynie: „jak nie pójdziecie na kroplówki, możecie wypierdalać” – żalił się nam Marcin Kozłowski, jeden z ukaranych graczy.
Dawid Nowak na dopingu
Swego czasu Dawid Nowak uchodził za jednego z najzdolniejszych polskich napastników. Jeszcze jesienią 2013 roku Adam Nawałka znalazł dla niego miejsce w gronie powołanych na zgrupowanie reprezentacji Polski. Ale Nowak pokładanych w nim nadziei nigdy nie spełnił, głównie z uwagi na niekończące się pasmo kontuzji, a rok po ostatnim wyjeździe na kadrę jego kariera kompletnie się posypała – w organizmie piłkarza wykryto stanozolol, preparat przyspieszający przyrost masy mięśniowej. Nowak był zaskoczony, lecz próbka „B” potwierdziła zarzuty. Napastnika zawieszono na dwa lata, a Cracovia rozwiązała z nim umowę.
– Im dłuższa pauza, tym jest trudniej wrócić. Wiem coś o tym, bo choćby podczas ostatniego sezonu spędzonego w Bełchatowie miałem rok przerwy z powodu kontuzji. Na razie nie dopuszczam do siebie tej myśli, ale wkrótce przyjdzie taki moment i trzeba będzie się zastanowić, co dalej. Nie jestem już młodym zawodnikiem, więc każda przerwa jest dla mnie bardzo niekorzystna. Wrócić będzie bardzo trudno – przyznał Nowak na łamach „Przeglądu Sportowego”.
Koniec końców powrócić się udało i to nawet do Ekstraklasy. Nowak wylądował w Bruk-Bet Termalice Nieciecza, lecz w sezonie 2016/17 zanotował tylko dwa trafienia w 17 występach. Potem zaczepił się jeszcze w Puszczy Niepołomice i Garbarni Kraków, ale z równie marnym skutkiem.
– Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, czym jest stanozolol. To środek głównie używany jest przez kulturystów i ciężarowców. Zwiększa siłę, ale szkodzi na stawy, zmniejsza wydolność, szkodzi na mięśnie. Co jest przede wszystkim potrzebne piłkarzowi? Szybkość i wydolność, a nie siła i mięśnie! – przekonywał Nowak w rozmowie z portalem „Zza Połowy”. – Poza tym jestem po sześciu operacjach kolan, a ten środek bardzo niszczy stawy. Miałem zerwany mięsień czworogłowy, a stanazol osłabia też mięśnie i przyczepy mięśniowe. Zażywając taki środek, przytyłbym i groziłoby to naprawdę poważną kontuzją. Nie mówiąc już o obniżeniu wydolności. Naprawdę to nie jest środek, który pomaga w czymkolwiek piłkarzowi.
Inne przypadki
Oczywiście wyliczać przypadki piłkarzy zawieszonych za doping można dalej . Swego czasu wpadł na przykład Artur Haluch, dziś bramkarz Odry Opole. Jego sytuacja była jednak dość specyficzna – w organizmie golkipera występującego wówczas w Radomiaku Radom wykryto tetrahydrokannabinol.
Mówiąc prościej – marihuanę.
Pisaliśmy na Weszło: „Wiemy, że w pierwszej lidze wszystko może się zdarzyć, ale mimo wszystko zjarany bramkarz to coś nowego. Haluch znalazł się w sporych tarapatach, bo THC jest na liście substancji zakazanych. Sprawa jest o tyle zagmatwana, że w przypadku marihuany i haszyszu, które zawierają THC, ich obecność w organizmie utrzymuje się przez długi czas. Tłumaczy to portal thc-detox.pl. – Ustawodawca rozdziela też substancje psychoaktywne na cztery kategorie: stymulanty, narkotyki, kanabinoidy THC oraz glikokostykoidy. Wszystkie zakwalifikowane są do tej samej grupy. Warto jednak zaznaczyć, że narkotyki utrzymują się w organizmie bardzo długo i może się okazać, że ich obecność zostanie wykryta podczas zawodów mimo ponad miesięcznej abstynencji.
Pierwsza liga – styl życia! Bramkarz na (zielonej) trawce
Haluch wpadł po meczu z GKS-em Bełchatów, ostatnim w rundzie, zachował w nim czyste konto. Jesienią był głównie golkiperem rezerwowym (stracił miejsce po czterech kolejkach, wrócił do składu na dwie ostatnie). Co go teraz czeka? Przede wszystkim badanie próbki B i budowanie linii obrony”.
Stanęło na półrocznej dyskwalifikacji. Gorzej skończył Michał Kołba z ŁKS-u Łódź, w organizmie którego na starcie sezonu 2019/20 wykryto clomifen, specyfik zapobiegający problemom z niskim poziomem testosteronu. Kołba został zawieszony na dwa lata. Po odbębnieniu kary, powrócił do ŁKS-u, choć grywa głównie w trzecioligowych rezerwach. – Jestem bardzo szczęśliwy, że wróciłem. W ostatnim, trudnym czasie był to dla mnie jeden z największych celów, jedno z największych marzeń. Początek okresu wykluczenia to był najtrudniejszy czas w moim życiu. Zajmowałem się w nim przede wszystkim ciężkimi treningami, to pozwalało mi normalnie funkcjonować i wytrwać. Wizja tego, że mogę wrócić kiedyś do ŁKS-u każdego dnia przed wstaniem z łóżka dodawała mi sił. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że znajdę się w tak trudnej sytuacji. Doświadczyłem, że prawdą jest to, co ludzie często powtarzają, że człowiek najbardziej rozwija się w najtrudniejszych momentach. Czuję, że wydoroślałem. Zupełnie inaczej patrzę dziś na piłkę nożną i wszystko, co dzieje się wokół niej – stwierdził Kołba.
– Nie oczekuję od ludzi współczucia. Wiem, co zrobiłem i mam o to do siebie ogromne pretensje. No i wiem też, że zawiodłem najbliższych i naszych kibiców – dodał w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. – Winny jestem ja, bo nie sprawdziłem co łykam i zamiast iść ze swoimi problemami do lekarza, zaufałem nieodpowiedniemu człowiekowi. Ale myślałem, że skoro jest specjalistą, nie da mi czegoś, co może mnie wpędzić w tarapaty.
***
Co będzie dalej z Jakubem Świerczokiem? Trudno orzec, zwłaszcza że kulisy całej sprawy są na razie dość tajemnicze. Jako się jednak rzekło, mówimy o niespełna 30-letnim zawodniku. Powrót Świerczoka na najwyższy poziom – co udało się choćby Wawrzyniakowi – wydaje się piekielnie trudny.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIM FUTBOLU:
- Jagoda: – Nie jestem najlepszym ekspertem od Ekstraklasy, ale pokażcie mi lepszego
- „Głównym problemem w szkoleniu dzieci i młodzieży jest ego trenerskie”
- Kaszowski: – Vuković? Odczucia kibiców są różne, mówiąc delikatnie
- Pedro Rebocho. Człowiek, który nie potrafi grać z Austrią Wiedeń [NOTY]
fot. FotoPyk / NewsPix.pl