Joel Pereira i Mikael Ishak zrobili swoje, Filip Szymczak dołożył dużo pozytywnej energii, no ale Pedro Rebocho jest wyjątkowym przypadkiem człowieka, który nie potrafi grać z Austrią Wiedeń, więc Lech Poznań tylko zremisował w stolicy Austrii i oddalił się od awansu do fazy pucharowej Ligi Konferencji. Oto nasze noty w skali od 1 do 10.
Noty dla piłkarzy Lecha za mecz z Austrią Wiedeń
Filip Bednarek – 5
Taki mecz typowego Filipa Bednarka z minionego sezonu. Ani nie spartaczył, ani nie uratował. Zachował czujność przy płaskim strzale Kelesa, poszczęściło mu się przy próbach Teigla i Tabakovicia, przy bramce nie miał za wiele do powiedzenia, turlająca się do jego bramki piłka złapała go na wykroku.
Joel Pereira – 7
Gdyby nie wstrzelił się wślizgiem przy sam na sam Drame z Bednarkiem, byłaby kolejna poznańska historia z gatunku „hello mokra szmata, my old friend”. Jakieś dwa razy zdrzemnął się w defensywie, ale raz, że nadrobił z nawiązką, a dwa, że przez większość spotkania grał na miarę doskonale nam znanego i bardzo przez nas lubianego Joela Pereiry. Szukał sposobności do odpalania kolegów z przodu. Wrzucał. Dośrodkowywał. Centrował. Dogrywał. Wychodziło. Nie wychodziło. Różnie było. Ale próbował i nie cierpiały oczy. Przyjemnie patrzy się na niego w Europie.
Antonio Milić – 4
Poniżej swoich standardów. Trochę spóźniony, trochę przepompowany agresją, gdy nie szło po myśli mistrza Polski. Przewodził defensywie, w której poczynania stanowczo zbyt często wkradał się destabilizujący chaos. Wcale niekrótkimi momentami piłkarze Austrii pozwalali sobie przy nim na zbyt wiele brykania.
Lubomir Satka – 5
Pewniejszy od Milicia. Wygrał cztery z sześciu pojedynków, górował w powietrzu, naprawił kilka drobniejszych błędów kolegów z zespołu, ale idealnie nie było, zdarzyły się chwile, w których brakowało mu spokoju.
Pedro Rebocho – 2
Człowiek, który nie potrafi grać z Austrią Wiedeń. Brzmi jak tytuł jakiejś szmiry, która nigdy nie powstałaby w żadnej poważnej telewizji, ale taka jest prawda. Całym poprzednim sezonem Pedro Rebocho przyzwyczaił nas do kozackiego poziomu, a w nowej kampanii coraz częściej poznajemy jego gorsze oblicze. I nie, że zawala co tydzień, bo absolutnie tak nie jest, ale no choćby właśnie ta Austria. Pierwszy mecz? Krzywa akcja przy rzucie karnym. Drugi mecz? Niewytłumaczalna strata w sytuacji, kiedy nie można było stracić piłki i gol Kelesa na wagę remisu. Kryminał. Można było szukać podania do bramkarza, do kolegów, w najgorszym razie wypieprzyć futbolówkę w aut, a tak stracić? No nie wypada.
Jesper Karlstrom – 4
Zbyt chaotyczny występ szwedzkiego pomocnika. Niby chciał dobrze. Tu ruszył do pressingu, tam pociągnął akcję, tu wrócił, tam pognał, tu wjechał, tam wziął na siebie odpowiedzialność, wszystko to ze znanym sobie zaangażowaniem, ale za mało było w tym wszystkim ładu i składu. Przyczynił się do tego, że ten mecz był nieskoordynowany i nieuporządkowany, szła akcja w jedną, po czym szła akcja w drugą, wymiana dominacji co kwadrans. Nie można było powiedzieć, że Lech wygrał środek pola z Austrią, jest też w tym jego wina. No i szkoda, że wykartkował się na kluczowy mecz z Villarrealem.
Nika Kwekweskiri – 6
Podjął decyzję o strzale. I chwała mu za to, bo nie byłoby wyplucia Früchtla, podania Szymczaka, wykończenia Ishaka. Całkiem niewiele do szczęścia zabrakło mu też przy rzucie wolnym z siedemnastu-osiemnastu metrów. Spróbował technicznie, chybił nieznacznie. Różnie wygląda w tym sezonie Ligi Konferencji, ale trzeba mu oddać, że umiejętnościami piłkarskimi nie odstaje od „średniej wyższej” europejskiego standardu. Nie głupieje z piłką przy nodze.
Radosław Murawski – 3
Trudno powiedzieć, jakie konkretnie zadania wypełniał na boisku. Niewykluczone, że kij się znamy (dokładnie tak jest) i czegoś nie widzieliśmy (bez dwóch zdań), może jest w tym jakaś czarna magia niedostępna dla zwykłych zjadaczy chleba (to my), ale często odnosiliśmy wrażenie, że Murawski biega „box to box” w najgorszym możliwym wyobrażeniu biegania „box to box”. Udział w konstrukcji? Spodziewanie niewielki. Udział w destrukcji? Niespodziewanie niewielki. Słaby mecz, nawet ambicją, podostrzaniem i jeżdżeniem na tyłku nie nadrabiał, bo ani nie zaprezentował wielkiej ambicji, ani specjalnie nie podostrzał, ani szczególnie nie jeździł na tyłku.
Filip Szymczak – 6
Zaliczył cholernie ważną i bardzo przytomną asystę przy golu Ishaka. Wcześniej mógł strzelić gola w niezłej sytuacji po podaniu Rebocho, ale jego huknięcie odbił Früchtl, tam chyba trzeba było podnieść głowę, popatrzeć i szurnąć kąśliwie po ziemi, bo miejsca kilometry, a czasu godziny. Biegał. Starał się. Wchodził w pojedynki. Uruchamiał kolegów. Czasami zabrakło celności, innym razem umiejętności, ale występ na plus.
Michał Skóraś – 4
Zaciął się po świetnym początku sezonu. Liczby przestały wpadać, a i w zwykłej grze wygląda to gorzej niż przed przerwą reprezentacyjną. Poszedł na ambicji za wypadającą za linię boczną piłką? Aut wykonywali piłkarze Austrii. Przyjął na skrzydle, zszedł do środka, oddał strzał? Früchtl musiał się schylić, ale to tyle z jego wysiłku i stresu. Zabrakło pary, przebojowości, spektakularności, efektu wow.
Mikael Ishak – 6
– Temat mojego pozostania w Lechu jest trudny, ale możliwy – rzucił po meczu. Jego odejście byłoby niezwykle bolesne dla Kolejorza, bo to facet, który ma fantastyczną wręcz zdolność do strzelania w europejskich pucharach. Ten sezon? Dwanaście meczów, osiem goli, w samej fazie grupowej Ligi Konferencji – pięć występów, cztery trafienia. Z Austrią latał poturbowany, ale kiedy trzeba było, przebił się w polu karnym i wykonał swoją robotę. Niezmiennie: szacun.
Giorgi Citaiszwili – bez oceny
Wniósł ożywienie, holował piłkę, ale nic z tego nie wyniknęło. Raz, że sędzia nie zagwizdał karnego, gdy nabił rękę jednego z piłkarzy Austrii, dwa, że zbyt często podejmuje egoistyczne decyzje rozegrania akcji w okolicach pola karnego drużyn przeciwnych.
Artur Sobiech – bez oceny
Mateusz Borek opowiadał kiedyś anegdotę o meczu Polski z Hiszpanią za kadencji Franciszka Smudy. Biało-Czerwoni przegrywają 0:4. Franz szykuje zmianę. „Dawajcie naszego Torresa”, krzyczy selekcjoner. I wchodzi Sobiech. No to właśnie John van den Brom wpuścił tego polskiego Torresa na pogoń za zwycięstwem. I prawie piłby szampana, bo Sobiech całkiem przytomnie dograł w polu karnym do Amarala, ale…
Joao Amaral – bez oceny
Portugalczyk przestrzelił. Przestrzelił piłkę meczową. Amaral zalicza okrutny zjazd, jest bez formy.
Czytaj więcej o Lechu Poznań:
- Van den Brom nauczył Lecha łączenia ligi z pucharami? To najlepszy taki sezon od lat
- Szkoła komplikowania sobie życia. Darmowy wykład od Lecha Poznań
Fot. Newspix