Nędzna to była kolejka. Sporo remisów i mało bramek, więc nie ma zbyt wielu bohaterów. Sytuacja trochę się rozruszała dopiero na sam koniec, czyli w poniedziałek. To był dzień zaskoczeń, bo akurat tego dnia padło najwięcej bramek, a co jeszcze bardziej zaskakujące – efektowne zwycięstwo odniosła Lechia Gdańsk. Biało-Zieloni sprawili w ostatnich tygodniach, że zaczęliśmy powątpiewać, czy ktoś w ich drużynie potrafi w ogóle grać w piłkę, ale chyba w końcu udowodnili, że wbrew pozorom – ktoś potrafi. A nawet nie “ktoś”, bo aż czterech zawodników tej drużyny znalazło się w naszym gronie kozaków. Za to ani jeden wyjątkowo nie trafił do ekipy badziewiaków.
Kozacy. Odrodzenie Lechii Gdańsk
W naszej poniedziałkowej zapowiedzi Ekstraklasy próbowaliśmy odpowiedzieć na jedno kluczowe pytanie: czy Lechia Gdańsk pogrąży swojego byłego trenera Piotra Stokowca? Mając w pamięci ostatnie “popisy” drużyny z Pomorza, trudno było zakładać, że tak będzie, ale też nie można było całkowicie odrzucić takiej możliwości. W końcu Biało–Zieloni jechali do Lubina jako przedostatnia drużyna w tabeli, więc ich sytuacja, łagodnie mówiąc, nie była najlepsza. Podopieczni Marcina Kaczmarka musieli więc zrobić wszystko, żeby wygrać z Zagłębiem i zacząć się w końcu wygrzebywać z dna.
I trzeba im przyznać, że wykonali swoje zadanie w imponującym stylu. Gdańszczanie zrobili sporą krzywdę byłemu trenerowi i pokonali jego obecną drużynę aż 3:0, nie pozwalając jej na zbyt wiele przez całe spotkanie. Oznacza to, że pozycja Piotra Stokowca jeszcze bardziej osłabła i prawdopodobnie jest w tej chwili pierwszym kandydatem do zwolnienia spośród wszystkich menedżerów w Ekstraklasie.
Pomówmy jednak o bohaterach poniedziałkowego spotkania. Znów na pierwszy plan wysunął się Flavio Paixao, który pomimo lecących lat, wciąż ciągnie Lechię na swoich plecach, choć tym razem koledzy mu w tym pomogli. Portugalczyk zdobył bramkę i zaliczył asystę, więc jest jednym z naszych kozaków, ale nie jedynym z drużyny Marcina Kaczmarka. Na takie wyróżnienie zasłużyli sobie jeszcze strzelcy pozostałych goli – Jarosław Kubicki i Michał Nalepa, którzy dotychczas byli raczej znacznie bliżej badziewiaków. Ostatnim przedstawicielem Gdańszczan w gronie najlepszych zawodników kolejki jest Conrado, który był bezlitosny dla młodego obrońcy Zagłębia Bartłomieja Kłudki.
Miejsce obok Flavio Paixao wśród kozaków zajął kolejny zawodnik, który przypomniał o sobie światu – Piotr Samiec-Talar. Napastnik Śląska został wyciągnięty z szafy przez trenera Ivana Djurdjevicia po prawie trzech miesiącach okupowania ławki rezerwowych i wykorzystał swoją szansę. Najpierw asystował przy trafieniu Petra Schwarza, a niedługo później sam cieszył się z trafienia.
W linii pomocy oprócz Conrado i Kubickiego znalazł się jeszcze Josue, który był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Legii w meczu z Pogonią, ale niejako zmarnował karnego, oddając go Carlitosowi. Nie mogło zabraknąć także Bartłomieja Pawłowskiego, który dał zwycięstwo Widzewowi w starciu z Miedzią, zaliczając piąte trafienie w tym sezonie. Ostatnie miejsce przypadło Radosławowi Murawskiemu, który przy całej marności Lecha Poznań w starciu z Cracovią, był jedynym zawodnikiem, który choć trochę się wyróżniał.
W obronie mamy wspomnianego już Nalepę, a obok niego Serafina Szotę i Daniela Leo Gretarssona. Obrońca Widzewa zaliczył kolejny solidny występ i po raz drugi trafia do jedenastki kozaków. Z kolei Islandczyk był tym, który asystował przy trafieniu Piotra Samca-Talara i był jednym z zawodników napędzających ataki Śląska w meczu z Jagiellonią.
Ostatnim kozakiem musiał zostać oczywiście Bartosz Klebaniuk, o którym powiedziano już chyba wszystko. Trzeba być wyjątkowym zawodnikiem, żeby zadebiutować w Ekstraklasie w meczu przeciwko Legii na Łazienkowskiej i zostać bohaterem meczu. A przecież właśnie to zrobił młody bramkarz Pogoni.
Badziewiacy. Kristoffer Velde po raz piąty
To już się powoli staje tradycją. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mieli nowego rekordzistę wśród badziewiaków, bo za nami zaledwie 14 kolejek, a Kristoffer Velde już po raz piąty znalazł się w gronie najgorszych zawodników. Ktoś pomyśli, że uwzięliśmy się na biednego Norwega, ale tak może pomyśleć tylko ktoś, kto nie widział jego “występu” w spotkaniu z Cracovią. I nie, nie chodzi tutaj tylko o sam fakt, że zagrał fatalnie, ale być może przede wszystkim o to, co zrobił po zejściu z boiska. 23-letni skrzydłowy został zmieniony przez Adriela Ba Louę w 61. minucie meczu i nie mógł się z tym pogodzić. Wpadł w szał i w dość wyraźny sposób próbował pokazać swoje wielkie niezadowolenie. A skoro nikt nie zwracał na niego uwagi, to postanowił, że się spakuje, zostawi drużynę i po prostu pójdzie do szatni. Badziewiak, jak nic.
Skoro Lech zagrał tak słabo przeciwko Cracovii, to Velde nie mógł być jedynym zawodnikiem tej drużyny w gronie badziewiaków. Dołączył do niego Joao Amaral, dla którego było to już trzecie takie “wyróżnienie” w tym sezonie. Jeszcze rok temu Portugalczyk regularnie pojawiał się w jedenastce kozaków, bo przecież był najlepszym zawodnikiem drużyny zmierzającej po mistrzostwo Polski. Dziś jest niestety tylko cieniem samego siebie z poprzedniego sezonu, a John van den Brom wydaje się nie mieć do niego odpowiedniego podejścia, które miał Maciej Skorża.
Jednak Lech nie zagrał aż tak słabo, żeby cała jedenastka badziewiaków składała się tylko z zawodników mistrza Polski. Do bramki wskakuje Gabriel Kobylak, który może nic spektakularnie nie zawalił, ale nie był zbyt pewny w swoich interwencjach i mógł się znacznie lepiej zachować przy trafieniu Michaela Ameyawa. “Wielką trójcę” obrońców tworzą: Roberto Corral, Benedikt Zech i Bartłomiej Kłudka. Najgorszy z nich? Zdecydowanie ten ostatni, który zupełnie nie potrafił sobie poradzić z szalejącym po jego stronie Conrado i spokojnie może zostać uznany za najgorszego zawodnika Zagłębia w poniedziałkowym starciu z Lechią. Należy też zwrócić uwagę na kolejną nominację dla Zecha, który kroczy śladami Amarala i z najlepszego obrońcy w lidze stał się dziś jednym z najgorszych. Te same błędy, ociężałość, brak dynamiki. Między innymi z powodu słabej formy Austriaka Pogoń przestała być monolitem w defensywie.
Wspomniany już poznański duet w linii pomocy uzupełniają Sebastian Kowalczyk i Jorge Felix. Pomocnik Pogoni przeszedł obok meczu z Legią, gubił piłkę, nie potrafił dokładnie dograć. Nie pomógł drużynie, a przecież jest jednym z jej liderów i oczekuje się od niego znacznie więcej. Z kolei grę pomocnika Piasta najlepiej byłoby chyba skwitować milczeniem. Gdy Hiszpan wracał do Gliwic, wszyscy oczekiwali tego samego zawodnika, który dwa lata temu wylatywał do Turcji. Dostali jednak jakąś marną podróbkę, która jak na razie nic nie daje, a momentami nawet przeszkadza.
Podobnie, choć może nie aż tak źle jest z innym Hiszpanem – Carlitosem. Napastnik Legii miał wspaniały powrót, zaliczył kilka solidnych występów, w których nawet strzelał bramki, ale od jakiegoś czasu nie widać go na boisku. W składzie niby jest, ale raczej za zasługi, bo na murawie nie potwierdza swojej wartości. Jakby tego było mało, to w meczu z Pogonią zmarnował karnego, który mógł ostatecznie podciąć skrzydła przeciwnikom.
Obok Carlitosa znalazło się miejsce dla Damjana Bohara i Kanji’ego Okunukiego. Obaj trafili do tego ekskluzywnego gorna po raz pierwszy, ale całkowicie zasłużenie. Słoweniec był kompletnie niewidoczny przez cały mecz z Lechią, a w dodatku zmarnował fantastyczną okazję po kontrze wyprowadzonej przez Hinokio.
W jeszcze lepszej sytuacji do strzelenia bramki był Okunuki, który chyba się zmęczył przebiegnięciem jakichś trzydziestu metrów z piłką i w sytuacji sam na sam z Grobelnym trafił w bandy reklamowe. A mógł podawać do kompletnie niepilnowanego Pacheco, który miał przed sobą zupełnie pustą bramkę. Trzy punkty przeleciały Górnikowi koło nosa.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Piotr Stokowiec zachowa posadę? Zagłębie Lubin szuka wyjścia z kryzysu
- Szota: Po debiucie w Ekstraklasie rozbeczałem się jak dziecko, bo wreszcie się udało
- Dlaczego Widzew wygląda tak dobrze? Pięć fundamentów rewelacji jesieni
Fot. 400mm.pl