Reprezentacja Polski w siatkówce kobiet bardzo dobrze zaprezentowała się w dobiegających dziś końca mistrzostwach świata. Polki zakończyły udział w turnieju na ćwierćfinale, przegrywając po tie-breaku z Serbią, która o godzinie 20:00 będzie bronić mistrzowskiego tytułu. Z tego względu postanowiliśmy ocenić występ reprezentacji Polski na tej imprezie. Która z polskich siatkarek zaprezentowała się najlepiej? Jakie elementy w polskiej grze wymagają poprawy? Jakie wyniki może osiągnąć zespół Stefano Lavariniego w najbliższych dwóch sezonach i jakim potencjałem w zespole dysponuje włoski selekcjoner?
Spis treści
TU JEST NA KIM BUDOWAĆ SUKCESY
Na początku pracy z kadrą selekcjoner Stefano Lavarini nie miał łatwego zadania. Atmosfera w zespole była dramatyczna. Siatkarki nie akceptowały sposobu prowadzenia kadry przez Jacka Nawrockiego. Joanna Wołosz – kapitan reprezentacji i jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek – w ogóle postanowiła zrezygnować z gry w reprezentacji. Powróciła do niej dopiero w tym roku. Kiedy rozmawialiśmy z polską rozgrywającą przed startem sezonu reprezentacyjnego, zapytaliśmy ją również o nowe twarze w polskiej drużynie. Oto fragment:
Czy z perspektywy dwóch lat swojej nieobecności widzisz, że w kadrze następuje wymiana pokoleniowa? Są w niej Martyna Czyrniańska, Zuzanna Górecka, Magda Stysiak – wszystkie z rocznika 2000 lub późniejszego. Malwina Smarzek, obecna liderka kadry, ma 25 lat, więc przed sobą jeszcze kilka ładnych sezonów gry na najwyższym poziomie.
Ta wymiana pokoleniowa postępuje już od kilku lat, rozpoczął ją już trener Nawrocki. I tak powinno być – młode dziewczyny muszą walczyć i pokazywać, że warto dawać im szansę gry. Ale oczywiście, najpierw muszą udowodnić swoją klasę. Cieszę się, że w tym sezonie dużo meczów rozegrała Martyna Czyrniańska. Teraz jest podstawową zawodniczką w Chemiku Police. Wygryzła ze składu Serbkę – mistrzynię świata. Zmiany pokoleniowe to normalna kolej rzeczy. Kiedy spojrzymy na zespół Włoch, tam w pewnym momencie też nastąpiło przecięcie i obecnie mamy tam same młode zawodniczki. Tylko na pozycji libero została tam Monica De Gennaro. Ale reszta zespołu to siatkarki poniżej trzydziestego roku życia.
Jak możecie się zorientować, nawet na przestrzeni kilku miesięcy sporo zmieniło się w reprezentacji Polski. Podczas mistrzostw świata brakowało przede wszystkim Malwiny Smarzek. Selekcjoner Lavarini zarzekał się, że na decyzję o niepowoływaniu siatkarki brazylijskiego Gremio de Volei Osasco wpłynęły wyłącznie kwestie sportowe. Lecz do niedawna podstawowa atakująca reprezentacji z pewnością nie pomogła sobie tym, że w czasie wybuchu wojny ukraińsko-rosyjskiej nie chciała odejść z Lokomitiwu Kaliningrad i nie skrytykowała działań rosyjskiego agresora.
Z kolei Martynę Czyrniańską z MŚ wyeliminowała kontuzja mięśni brzucha. Zawodniczka Grupy Azoty Chemika Police uchodzi za jeden z największych talentów kobiecej siatkówki znad Wisły. 13 października tego roku Czyrniańska skończyła 19 lat. Ale młoda przyjmująca bynajmniej nie jest różą, która wyrosła na siatkarskim pustkowiu. Przyjrzyjmy się pierwszemu składowi, który trener Lavarini wystawił na ćwierćfinał z Serbią. W nawiasach podajemy wiek poszczególnych zawodniczek. Pierwszy zespół stworzyły Agnieszka Korneluk (27 lat), Kamila Witkowska (30), Olivia Różański (25) i Zuzanna Górecka (22), Joanna Wołosz (32), Magdalena Stysiak (21), zaś na libero zagrała Maria Stenzel (23). Średnia wieku pierwszej szóstki plus libero wyniosła niecałe 26 lat. A Włoski szkoleniowiec często stawiał też na Weronikę Szlagowską (20) czy Klaudię Alagierską-Szczepaniak (26).
O składzie reprezentacji – i nie tylko – porozmawialiśmy z Jakubem Bednarukiem, byłym siatkarzem, trenerem, a obecnie ekspertem tej dyscypliny w telewizji Polsat Sport.
– Poza Joanną Wołosz, która jest po trzydziestce, wszystkie dziewczyny są młode i mogą grać w kadrze przez wiele lat. Do tego dochodzą Martyna Łukasik i Martyna Czyrniańska – widzę perspektywy tej kadry w jasnych kolorach. Dziewczyny mają określony cel, wypracowały sobie styl, widać że ufają trenerowi i grają coraz lepiej. To jest najistotniejsze – mówi nam Bednaruk.
MISTRZOSTWA ŚWIATA BYŁY TYLKO PRZYSTANKIEM?
Płynie stąd prosty wniosek. Drużyna prowadzona przez Stefano Lavariniego to nie jest projekt nastawiony na wynik, który ma przyjść od razu. A mimo wszystko, Polki już osiągnęły znakomity rezultat, najlepszy na mistrzostwach świata od sześćdziesięciu lat. Jednak Włoch ma z kim pracować w kontekście przyszłych dwóch sezonów. Polki nie ukrywają tego, że głównym celem są igrzyska olimpijskie w Paryżu. Już sam udział w tej imprezie to bardzo ambitne zadanie. Dość powiedzieć, że od lat sześćdziesiątych reprezentantkom Polski ta sztuka udała się tylko raz. Miało to miejsce w 2008 roku w Pekinie.
Dodajmy, że selekcjonerem kadry był wtedy rodak Stefano Lavariniego – Marco Bonitta. Polska w stolicy Chin zajęła dziewiąte miejsce. Być może z kolejnym Włochem za sterami misja Paryż 2024 się powiedzie?
– Mistrzostwa w wykonaniu Polek oceniam na piątkę w skali szkolnej. Oczywiście, były sytuacje, że mogliśmy znaleźć się poza burtą, ale były też takie, że mogliśmy skończyć w półfinale. Ale biorąc pod uwagę to, że na mistrzostwach zabrakło dwóch kontuzjowanych zawodniczek, trzeba ten wynik odbierać pozytywnie – mówi nam Bednaruk, po czym dodaje: – Wydaje mi się, że zarówno trener Lavarini jak i dziewczyny zaczynają traktować każdy turniej jak ten najważniejszy. Na pewno odczuwają niedosyt, bo wystarczyły dwie dobre piłki i walczylibyśmy o medale. Ale trzeba też pamiętać, że wystarczyły dwie piłki w meczu z Kanadą i w ogóle nie wyszlibyśmy z grupy.
KTO WYRÓŻNIŁ SIĘ NAJBARDZIEJ?
Wspomnieliśmy wcześniej, że włoski selekcjoner nie mógł (lub nie chciał) skorzystać z usług Malwiny Smarzek. Wydawało się, że Polski po prostu nie stać na rezygnację z tej klasy atakującej. Problem unaocznił się zwłaszcza podczas rozgrywania Ligi Narodów. Lavarini nie był wtedy w stanie skorzystać z kontuzjowanej Magdaleny Stysiak. W pewnym momencie reprezentacja Polski była zmuszona grać bez nominalnej atakującej. Jednak kiedy zawodniczka włoskiej Monzy powróciła do dyspozycji, na mistrzostwach świata była najjaśniejszym punktem polskiej drużyny. Zasada była prosta – kiedy Magda punktowała, gra reprezentacji Polski się kleiła.
– Bez Magdy Stysiak ciężko byłoby cokolwiek ugrać. Ale w żeńskiej siatkówce ogólnie gra bardzo opiera się na głównej atakującej. Zresztą to, co oznacza mieć taką zawodniczkę na boisku, doskonale pokazuje reprezentacja Serbii – ocenia Bednaruk.
Oczywiście, po mistrzostwach świata nie tylko Stysiak ma powody do zadowolenia. Znakomite zawody rozgrywała Joanna Wołosz, która kolejny raz udowodniła, że jest czołową rozgrywającą na świecie. Z dobrej strony pokazały się też przyjmujące – Olivia Różański czy Zuzanna Górecka. Chociaż po meczu z Serbią w pamięci na długo pozostanie widok Marii Stenzel, która popłakała się po tym jak nie poradziła sobie z zagrywką Jovany Stevanović, to nie wolno zapominać, że ogólnie polska libero w przyjęciu wykręcała bardzo dobre statystyki. Z kolei w meczu z USA, najlepszym spotkaniu jakie Polska rozegrała na mistrzostwach, ze świetnej strony pokazały się środkowe Agnieszka Korneluk i Kamila Witkowska.
– Wydaje mi się, że żadna z tych dziewczyn nie może czuć niezadowolenia albo niedosytu. Jasne, mieliśmy słabsze momenty. Asia Wołosz musiała bardzo dużo pracować, bo w jednym meczu lepiej grała jedna zawodniczka, a w kolejnym druga. Rzadko zdarzało się, by wszystkie naraz zagrały na równym, topowym poziomie. A jeżeli to się zgra, to możemy sporo namieszać w czołówce – ocenia Bednaruk.
USTABILIZOWAĆ FORMĘ
Ale żeby ten tekst nie zamienił się w laurkę napisaną na cześć kadry Stefano Lavariniego, nie możemy nie wspomnieć o tym, co w reprezentacji Polski jest do poprawy. Jak wspomniał Jakub Bednaruk, postawa polskich siatkarek czasami była jedną, wielką loterią. Z przymrużeniem oka możemy stwierdzić, że dzięki temu mecze Polek dobrze się oglądało, bo nie wiadomo było jak zagrają w następnym secie. Jednak zarówno trener Lavarini jak i kibice reprezentacji raczej życzyliby sobie, by nasze siatkarki potrafiły utrzymać dobry poziom gry na przestrzeni całego spotkania. Podczas mistrzostw świata takie mecze w ich wykonaniu w zasadzie nie miały miejsca.
Polki potrafiły znakomicie rozpoczynać spotkania i grać bez mała na poziomie światowej czołówki. Szkoda tylko, że w następnych setach w niczym nie przypominały drużyny z początku spotkania. W szczególności drugie partie były tymi, w których polskie siatkarki zupełnie sobie nie radziły. Na dziesięć spotkań, które Polska rozegrała podczas mistrzostw świata, aż siedem razy to rywalki wygrywały w partii numer dwa. Chociaż wielokrotnie początek spotkania by tego nie zapowiadał. Tak było chociażby w meczu inauguracyjnym z Chorwacją, przegranym po tie-breaku spotkaniu z Turcją, czy meczach z Kanadą i Niemcami.
Polskie siatkarki mogą żałować w szczególności przebiegu spotkania z Kanadyjkami i Niemkami. Owszem, były to wygrane mecze. Jednak niewiele brakowało, by z Kanadą Polki przegrały na własne życzenie i tym samym zaprzepaściły szanse na awans. Z kolei w trakcie meczu z Niemkami, kiedy okazało się że nasze siatkarki zagrają w fazie pucharowej, niewiele dzieliło je od tego, by ostatecznie zająć trzecie miejsce w grupie. Dzięki temu w 1/4 finału ponownie zagrałyby z USA, czyli zespołem który wcześniej zdołały pokonać 3:0. By spełnić taki scenariusz, wystarczyło wygrać z Niemkami 3:0 lub 3:1. I nasze siatkarki były dosłownie o krok od realizacji tego celu, gdyż w czwartym secie wygrywały już 24:22. Miały piłki meczowe, ale ostatecznie przegrały tę partię. Wielka szkoda, bo przez to w ćwierćfinale trafiły na reprezentację Serbii – mistrzynie świata, które dziś o 20:00 będą bronić tytułu w starciu z Brazylią.
Bednaruk: – W jakości gry Polek występuje bardzo duża sinusoida. Potrafiły zagrać bardzo dobre sety, by w następnych grać przeciętnie. W drugim secie z Serbią przegrywały już 12:19, w pewnym momencie cztery razy zaatakowały w aut. Ale z drugiej strony, potrafiły też odrabiać spore straty. Na pewno tej drużynie brakuje doświadczenia, musi rozegrać jeszcze trochę wielkich meczów. Jeżeli chcemy osiągać duże rzeczy, to musimy nauczyć się o nie grać. To nauka odpowiednich zachowań i odpowiedzialności, której nie da się wypracować na treningach. Ją zdobywa się dopiero na takich turniejach jak mistrzostwa świata.
Na obecną chwilę ustabilizowanie formy wydaje się kwestią, nad którą selekcjoner Stefano Lavarini musi popracować z zespołem. Ta drużyna pokazała, że posiada jakość, jednak bez jej utrzymania na odpowiednim poziomie trudno będzie o sukcesy. Ale z drugiej strony, jeśli Polkom uda się zwalczyć ten mankament, to nie widzimy przeszkód by nawiązały do największych sukcesów polskiej siatkówki kobiet. Głównym celem Polek jest gra na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Ale przecież już za rok zostaną rozegrane mistrzostwa Europy. Reprezentacja Polski ma już zapewniony udział w tej imprezie. Kto wie, być może drużynie Lavariniego za rok będzie dane cieszyć się z medalu mistrzostw Starego Kontynentu?
Owszem, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ta ekipa jeszcze potrzebuje zgrania. Ale w końcu mówimy o zespole, który potrafił ograć 3:0 mistrzynie olimpijskie ze Stanów Zjednoczonych i był o krok od tego, by wyeliminować Serbię z mistrzostw świata. Wystarczy tylko ustabilizować formę i znakomite wyniki, zakończone nawet medalami z dużych imprez, nie będą jawiły się jako nierealne scenariusze.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix