Napisalibyśmy, że w podobny scenariusz wierzyli tylko niepoprawni optymiści, ale nawet to stwierdzenie mijałoby się z prawdą. Jeżeli już znalazłoby się te parę osób, które zakładało że dziś reprezentacja polskich siatkarek pokona mistrzynie olimpijskie z USA, te osoby zapewne powiedziałyby, że będzie to wygrana po pięciosetowym meczu na styku. Ale dziś kibice zgromadzeni w łódzkiej Atlas Arenie i przed telewizorami, na własne oczy zobaczyli prawdziwy cud. Polska rozgromiła Stany Zjednoczone 3:0, dzięki czemu znacznie ułatwiła sobie drogę do ćwierćfinału mistrzostw świata! To wielki dzień polskiej siatkówki kobiecej.
PRZEGRANA 2:3 BYŁABY DOBRYM WYNIKIEM
Reprezentacja Polski nie najlepiej rozpoczęła zmagania w grupie F, czyli drugiej fazie siatkarskich mistrzostw świata kobiet. Wczoraj Polki zagrały w niej pierwszy mecz – z Serbią. Obecne mistrzynie globu nie pozostawiły Biało-Czerwonym wiele złudzeń co do przebiegu tego spotkania i bez większych problemów wygrały 3:0 w setach.
Jednak mówiąc szczerze, tego należało się spodziewać. Serbskie siatkarki to czołowa reprezentacja świata, która przyjechała do Polski i Holandii bronić mistrzowskiego tytułu. Polki w porównaniu do nich są „tylko” niezłym zespołem. W dodatku kadra prowadzona przez Stefano Lavariniego znajduje się w fazie przebudowy, podczas gdy najlepsze reprezentacje z którymi gramy w grupie F, ten etap mają już za sobą.
Do tej grupy należy również dzisiejszy rywal Polek, którym była reprezentacja USA. Amerykanki to złote medalistki olimpijskie oraz zespół który aż trzykrotnie triumfował w ostatnich czterech edycjach Ligi Narodów. Kiedy w ramach zapowiedzi MŚ kobiet rozmawialiśmy z Natalią Bamber-Laskowską, mistrzyni Europy z 2005 roku oraz brązowa medalistka tej imprezy z roku 2009 wyraźnie wskazała, która drużyna ma największe szanse na złoto mistrzostw świata.
– Amerykanki są faworytkami do mistrzostwa, tu nie mam żadnych wątpliwości. To zespół, który bardzo długo się ze sobą zgrywał. Znakomicie przygotowały się na igrzyska, zdajemy sobie sprawę z tego, jak dobrze przygotowane są pod względem mentalnym. Ale jak wcześniej wspomniałam, zbudowanie takiej reprezentacji to długofalowy projekt. Jednak w wieloletnim projekcie efektów należy się spodziewać dopiero za jakiś czas. Reprezentacja USA znalazła się właśnie na tym etapie – powiedziała nam Bamber-Laskowska, która miała przyjemność komentować mecz.
Biało-Czerwone na początku zmagań w grupie F bez wątpienia trafiły na najmocniejsze zespoły w całych mistrzostwach. Serbki jeszcze nie zaznały goryczy porażki. Z kolei reprezentantki USA przegrały tylko z Serbią, z którą grały w poprzedniej fazy grupowej. Dlatego dziś niespecjalnie można było wierzyć w zwycięstwo naszych siatkarek, a nawet przegrana po tie-breaku, która dawała jeden duży punkt do tabeli, mogła uchodzić za sukces.
RECEPTA NA USA? PRZEZ ŚRODEK!
Na dzisiejsze spotkanie Stefano Lavarini desygnował następujący skład: na pozycji środkowych Agnieszka Korneluk i Kamila Witkowska, w przyjęciu wystąpiły Olivia Różański i Zuzanna Górecka, w ataku Magdalena Stysiak, na rozegraniu Joanna Wołosz, a na pozycji libero Maria Stenzel.
Atmosfera w łódzkiej Atlas Arenie wydawała się bardzo podniosła, a podczas hymnu odśpiewywanego a cappella czuć było, że zgromadzeni w hali kibice mają w ten zespół nieco irracjonalną wiarę. Niestety, Polki zadbały o to, by wraz z początkiem spotkania wiara wśród kibiców uleciała niczym powietrze z przebitej opony. Ani zdążyliśmy się obejrzeć, a rywalki zaserwowały naszym siatkarkom pierwszego gonga i wyszły na prowadzenie 5:0. Trudno było nie pomyśleć wtedy, że czeka nas powtórka z wczorajszego spotkania z Serbią.
Na całe szczęście, Polska zdołała otrząsnąć z pierwszych niepowodzeń. A selekcjoner Stefano Lavarini najwyraźniej naoglądał się męskiego odpowiednika dzisiejszego spotkania. Czyli meczu Polska-USA podczas siatkarskich mistrzostw świata mężczyzn. I tak drużyna Włocha w dzisiejszym spotkaniu rozłożyła akcenty podobnie do zespołu Nikoli Grbicia. I nieco niespodziewanie dla Amerykanek, Polki zaczęły często grać środkiem.
Prym w takiej grze wiodła zwłaszcza Agnieszka Korneluk (dawniej Kąkolewska, w czerwcu środkowa wyszła za mąż). Jednak w porównaniu do wczorajszego meczu z Serbią, widać było również, jaką różnicę na parkiecie robi Kamila Witkowska. To głównie dzięki naszym środkowym tak znakomicie funkcjonował polski blok, na który Amerykanki nie mogły znaleźć sposobu.
W grze przez środek odnajdowała się również Magdalena Stysiak. Jako atakująca, Magda przyzwyczaiła do tego, że zdobywa punkty z bocznych sektorów boiska. I jasne, w dzisiejszym spotkaniu też punktowała głównie w ten sposób, nie raz mądrze nabijając amerykański blok. Ale czasami atakowała z drugiej linii, schodząc do środkowej strefy boiska.
Uśpione dobrym początkiem meczu Amerykanki nie spodziewały się tego, że Polska będzie miała aż tyle ciekawych koncepcji w ataku. W tym miejscu pochwały należą się Joannie Wołosz, która wczoraj raczej unikała gry z wykorzystaniem środkowych. Dziś nie bała się używać tej broni, która okazała się zabójcza dla USA. W ten sposób Polska sensacyjnie zwyciężyła w pierwszym secie 25:23!
BIAŁO-CZERWONY WALEC!
Do drugiego seta podchodziliśmy z obawami. W końcu Amerykanki już nie lekceważyły Polski – tego byliśmy pewni. Osobną kwestią było, czy Polki utrzymają taki poziom gry. No i nie utrzymały.
One na początku seta wręcz ją poprawiły! Dziewczyny, co wy w ogóle zagrałyście na początku drugiej partii? To był biało-czerwony walec, który rozjechał reprezentację USA. W pewnym momencie Polska prowadziła już 15:8 i wydawało się, że tylko kataklizm może odebrać naszym siatkarkom wygraną w drugiej partii. Polkom wychodziło wszystko – no prawie, może skuteczność Olivii Różański pozostawiała sporo do życzenia. Z kolei będące pod presją siatkarki ze Stanów Zjednoczonych popełniały błąd za błędem. Symbolem gry rywalek były dwie akcje z udziałem Alexandry Frantti, która najpierw zepsuła przyjęcie, a później zupełnie przestrzeliła własny atak.
Niepewność co do wyniku poczuliśmy tylko w jednym momencie. Przy stanie 15:12 Joanna Wołosz zgłosiła zagranie Amerykanek jako niedozwolone. Polska kapitan twierdziła, że jedna z rywalek przełożyła ręce przez siatkę, uniemożliwiając jej poprawne rozegranie. Tymczasem sędzia dopatrzyła się podwójnego odbicia Wołosz i tak zrobiły się tylko 2 punkty przewagi. W dodatku zarówno kapitan Polski, jak i trener Lavarini otrzymali po żółtej kartce.
Ale to w ogóle nie wyprowadziło Polek z równowagi. Zaraz po kontrowersyjnej sytuacji Magdalena Stysiak wbiła w parkiet rywalek takiego gwoździa, jakby chciała im powiedzieć, że dziś nikt i nic nie uratuje wyniku mistrzyń olimpijskich. Polki wciąż grały jak natchnione, a bezradne przeciwniczki mogły tylko spoglądać na trenera Karcha Kiraly’ego, którego twarz zdawała się mówić, że przygotował swoje podopieczne na zupełnie inny, gorszy zespół.
Na trzeci set Polska wychodziła ze zrealizowanym planem minimum – czyli dwoma ugranymi setami, oznaczającymi punkt. Jednak po przebiegu tego spotkania, nikt już nie myślał o ładnej porażce. Zarówno wśród kibiców, jak i polskiej drużyny dominowała dewiza niegdyś rozpowszechniana przez Franciszka Smudę – masz frajera, to go duś! I tak też Polki zagrały, nie dając Amerykankom ani chwili wytchnienia. Tak, by do głów naszych przeciwniczek ani na moment nie doszła myśl, że mogą w tym spotkaniu jeszcze cokolwiek ugrać.
Ale jak tu miały myśleć o zwycięstwie, gdzie zdobyć punkt? Polski blok wciąż był niesamowity. Przyjęcie funkcjonowało na znakomitym poziomie. Joanna Wołosz – nie będziemy kolejny raz rozpływać się nad jej rozegraniem, ale warto podkreślić jej pracę przy siatce w stykowych momentach z przeciwniczkami. Duet środkowych Korneluk-Witkowska? Top. To warto zaznaczyć – że w tym spotkaniu obie środkowe zagrały na dobrym poziomie, a poprzednio kolejne partnerki odstawały od Korneluk. Olivia Różański i Zuzanna Górecka również zagrały niezłe zawody, nawet pomimo czasami słabej skuteczności Olivii. Wreszcie, Magda Stysiak, która wręcz zmasakrowała obronę mistrzyń olimpijskich.
Tak, proszę państwa, dziś zdarzył się prawdziwy cud, ale z kategorii takich, na które nasze zawodniczki zapracowały bardzo solidną grą. Polska zwyciężyła ze Stanami Zjednoczonymi 3:0 w setach!
WIELKI KROK W STRONĘ ĆWIERĆFINAŁU
Nie bez powodu zapowiedź drugiej fazy mistrzostw świata w wykonaniu Polek zatytułowaliśmy „Grać swoje i oglądać się na rywalki”. Polska przystępowała do drugiej fazy mistrzostw na szóstej pozycji w grupie F, z której do fazy pucharowej awansują cztery reprezentacje. Podopieczne Stefano Lavariniego siłą rzeczy muszą liczyć na potknięcia tych drużyn, które nas wyprzedzały, a które mieliśmy największe szanse dogonić. Czyli głównie Dominikany oraz Tajlandii.
Na szczęście, wyniki tych dwóch reprezentacji układają się dla Polek wyśmienicie. Tajlandia, która miała jedną wygraną więcej (4) od Biało-Czerwonych, ale też taką samą liczbę punktów (10), przegrała po 1:3 z Kanadą oraz Niemcami, nie dopisując do tabeli żadnej zdobyczy. Z kolei Dominikana przegrała 1:3 z USA oraz 0:3 z Serbią. To oznacza, że Polska po drugiej serii gier grupy F wskoczyła na premiowane awansem czwarte miejsce w grupie!
Ale zaznaczamy, że Polki po dzisiejszej wygranej nie mogą osiąść na laurach. W piątek i sobotę Biało-Czerwone czekają równie ważne spotkania. Decydujące może okazać się to pierwsze, z Kanadą, która ma na swoim koncie tyle samo zwycięstw, ale dwa punkty mniej. Zarówno Kanadyjki jak i Niemki to na papierze o wiele słabsze reprezentacje od USA. W dodatku w tym sezonie Polska wygrała z nimi podczas turnieju Ligi Narodów. Jednak po dzisiejszym spotkaniu Biało-Czerwone powinny wiedzieć, że nikogo nie można lekceważyć, a mistrzostwa świata to impreza, która lubi wyłaniać sensacyjne rezultaty.
Polska-USA 3:0 (25:23, 25:20, 25:18)
Fot. Newspix