– Podania na jeden kontakt zgubiły naszą obronę przy golach. Jeśli nie strzelasz na 1:1, gdy masz taką sytuację, to kończy się na 0:2. I tak było w tym przypadku – mówił Czesław Michniewicz na konferencji prasowej po meczu z Holandią (0:2).
Michniewicz nie krył rozczarowania zachowaniem obrońców przy obu straconych bramkach, aczkolwiek dostrzega lepszy fragment gry polskiej kadry po przerwie. – Wiedzieliśmy, że Holandia będzie częściej przy piłce. Oni z każdym tak grają, na wyjeździe i u siebie. Kluczowe było to, że w najważniejszych momentach Holendrzy grali na jeden kontakt i to gubiło naszą obronę. Nie zdążyliśmy się zorganizować. Grając z taką drużyną jak Holandia, gdy masz taką okazję na 1:1, to musisz strzelić gola. Bo lepszej możesz nie mieć. Obiecująco zaczęliśmy drugą połowę, była okazja Milika, ale od 0:2 już nie wróciliśmy do takiej gry. Przy prowadzeniu 2:0 Holendrzy skupili się na obronie, utrzymywali piłkę, rozstawili się po boisku i nam było trudno tę piłkę odebrać – skomentował selekcjoner.
O grze w defensywie Michniewicz mówił następująco: – Po raz pierwszy zagraliśmy z taką trójką w tyłach. Każdy jest w innej sytuacji. Dla Kiwiora to był trzeci mecz w kadrze, Bednarek gra mało, Glik pierwszy raz zagrał w takim otoczeniu. Bardzo ważne było, byśmy zobaczyli to w takim zestawieniu. Chcieliśmy zobaczyć też Recę na tle takiego rywala, bo to nasz jedyny lewonożny wahadłowy grający na poziomie europejskim, ale Arek nie mógł zagrać – wyjaśnił.
W kwestii gry na dwóch lub nawet trzech napastników w wyjściowym składzie Michniewicz stwierdził, że gra z dwoma dziesiątkami wydawała się dobrym pomysłem. – Powinniśmy robić więcej akcji takich, jak ta po której strzelał Zalewski. Wtedy będzie mniej dyskusji o tym, ilu napastników ma grać. W drugiej połowie widzieliśmy dwóch napastników, ale ja nie pamiętam między nimi takiej bliskie współpracy. Dla wysokich obrońców jak van Dijk łatwiej jest grać na wysokich napastników niż na ruchliwego Zielińskiego czy Szymańskiego – uważa trener kadry.
Michniewicz został też zapytany o gwizdy, które żegnały piłkarzy schodzących do szatni. – Nie dziwi mnie, że gwizdy były, chociaż do końca ich nie słyszałem, wcześniej zszedłem do szatni. Takie jest prawo kibica, który przychodzi na mecz i jego ukochana kadra przegrywa. Zapłacił za bilet, miał swoje oczekiwania, które nie zostały spełnione. Rozumiem to – przyznał.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: