Kristoffer Velde na boiskach ligowych? Gol i asysta w piętnastu meczach. Ten sam Kristoffer Velde w pucharowych konfrontacjach? Pięć goli i trzy asysty w dziesięciu meczach. Skrzydłowy Lecha to jedna z największych zagadek obecnego sezonu. Norweg nie zna stanów pośrednich. Albo strzela, albo irytuje. Albo chcesz go przekląć, albo ręce same składają ci się do oklasków. Albo widzisz kozaka, albo badziewiaka.

To on otworzył wynik w 19. sekundzie rewanżu z Karabachem. Z Dinamo Batumi dał dwie asysty – napędził akcję Skórasia po wygraniu przebitki w środku boiska i posłał prostopadłe podanie do Amarala pomiędzy dwoma rywalami. W rewanżu z Vikingurem wypatrzył Ishaka w polu karnym dobrą wrzutką (asysta) i przytomnie wbiegł na podanie Pereiry (gol). W starciu z Dudelange przy Bułgarskiej otworzył wynik efektownym strzałem z linii pola karnego. Wreszcie – ustrzelił dwa gole przeciwko Austrii Wiedeń, gdy wszedł na dwa ostatnie kwadranse meczu. I to przy stosunkowo niewielkim współczynniku xG, który wynosił zaledwie 0,36. Ofensywny konkret oferuje co 72 minuty. To rewelacyjny bilans.
A jednocześnie to wcale nie tak, że gra Kristoffera Velde zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Że nagle przeskoczyło mu coś w głowie tak, jak nie mogło przeskoczyć Zielińskiemu. Wciąż jest tym samym piłkarzem, który potrafi doprowadzić kibica do szału.
Absurdalnym i przekombinowanym dryblingiem.
Podaniem, w którym nie ma ani tempa, ani precyzji.
Wszechobecnym chaosem, cechującym większość jego poczynań boiskowych.
Przecież nawet wczoraj przy swojej pierwszej bramce skiepścił przyjęcie piłki. Potem sprytnie się uratował, robiąc coś na wzór rulety, czym wypracował sobie pozycję strzelecką. Mimo że został jednym z bohaterów wieczoru, grał to samo, co zawsze. Po pół godziny gry miał na koncie tyle samo podań, co bramek, podejmując przy tym sześć prób dryblingu.
Pół roku kompletnego rozczarowania
Kiedy Velde trafiał na Bułgarską, wydawało się, że „Kolejorz” wszystko rozegrał wzorowo. Sprzedał już Jakuba Kamińskiego za ogromne pieniądze do Wolfsburga, a jednocześnie zostawił go do końca sezonu, dając sobie czas na to, by jego potencjalni następcy zaaklimatyzowali się, okrzepli, weszli na swoje optymalne obroty. Velde miał poznać się z ligą i zacząć robić w niej to, co w Norwegii. Ba Loua miał z kolei wygaszać swój proces adaptacyjny. W odwodzie byli jeszcze Skóraś, wówczas wciąż do oszlifowania czy Jan Sykora – wypożyczony do Viktorii Pilzno, dziś już oddany definitywnie.
Choć Lech nie lubi sypać groszem, to na nowych skrzydłowych go nie szczędził. I Ba Loua, i Velde, kosztowali go przecież ponad bańkę. Wyszło tak, że obaj za wiele nie wnosili, a jednocześnie zachwycały inne, znacznie tańsze nabytki Lecha Poznań. Maciej Skorża chętniej wystawiał na skrzydle Dawida Kownackiego, który może zagrać na każdej pozycji w ofensywie. Większymi notowaniami w tej dwójce cieszył się Iworyjczyk, który przynajmniej miewał przebłyski. Velde został niemalże schowany do szafy. Zagrał na starcie cztery mecze w wyjściowym składzie, nieźle pokazał się z Bruk-Betem, tak jak i cały Lech, a potem aż do końca sezonu uzbierał ledwie 86 minut. Zdarzyło się nawet, że Skorża nie wziął go do kadry na spotkanie z Legią, tłumacząc to względami taktycznymi.
Skrzydła, które w teorii zostały dość logicznie zabezpieczone, stanowiły największy problem Lecha w sezonie mistrzowskim.
Więcej asyst niż Velde uzbierali Milić czy Satka.
Z jednej strony nikt od niego nie oczekiwał cudów – miał po prostu bezboleśnie przejść półroczny okres aklimatyzacyjny. Z drugiej – nikt też nie oczekiwał, że będzie aż tak bezużyteczny. Nie piłkarz, na którego trzeba było wydać tak duże pieniądze. Przychodził z opinią gościa, który potrafi kiwać. – Velde nie ma brazylijskiego pokrętła w nodze. Ale ma pozytywną bezczelność. Nie zniechęca się, jest bardzo szybki i widać, że po prostu lubi wchodzić w pojedynki w ofensywie. Jeśli dostanie swobodę, nie będzie słyszał z ławki trenerskiej „nie kiwaj!”, to myślę, że będzie to robił też w Polsce. Gra Haugesund opierała się głównie na nim i to przekładało się na gole oraz asysty – mówił o nim Paweł Tanona, ekspert od ligi norweskiej.
Potwierdzały to statystyki – nikt w Eliteserien nie podejmował większej liczby prób dryblingów niż właśnie Velde. I nawet mimo ich niewielkiej skuteczności, było to obietnicą czegoś dobrego, bo przecież zdolni dryblerzy to w Ekstraklasie wartość deficytowa.
Widząc to, jak pokracznie wygląda drybling Norwega w Ekstraklasie, można się było tylko uśmiechnąć.
Szansa od John van den Broma
Od początku tego sezonu braków kadrowych nie dało się już przykryć Kamińskim, który wyjechał do Wolfsburga, czy Kownackim, którego Lech – mimo chęci samego piłkarza – nie zdecydował się wykupić z Fortuny. W najważniejszych meczach „Kolejorz” grał Skórasiem (wtedy jeszcze postrzeganym jako kompletnie jednowymiarowy piłkarz, jego przemiana to temat na osobną opowieść) i Velde właśnie, na którego odważnie postawił van den Brom. Posłanie go do boju na Karabach wyglądało jak desperacja – ofensywę Lecha miał ciągnąć gość zawodzący, nieoszlifowany, niefunkcjonujący ani jako część drużyny, ani indywidualność. Jednocześnie do dyspozycji był wtedy jeszcze Ba Loua, który może nie wciągnął ligi nosem, ale pokazał znacznie więcej.
Van den Brom tłumaczył, że postawił na Norwega, bo ten w jego oczach gwarantował większe zabezpieczenie defensywy. Tylko w teorii, bo Karabach hasał sobie wówczas skrzydełkiem Velde, który za bardzo nie pomagał, dawał się ogrywać, spóźniał się z asekuracją, nie wracał na czas. Miejsce w składzie utrzymał, a potem przyszły ofensywne konkrety, które są jego największym argumentem. Ale nawet i po „przemianie” zawodnika nie cieszy się on nieograniczonym zaufaniem. We wczorajszym meczu van den Brom wolał posłać na skrzydło Filipa Szymczaka, co było pomysłem dość karkołomnym i ostatecznie nie wypaliło.
Bo to nie tak, że oglądamy w ostatnich tygodniach odmienionego Velde. On wciąż gra to samo, co wcześniej – tylko że znacznie częściej mu wpada. Kiwa, często bez celu? No tak. Jest chaotyczny? Jeszcze jak. Nie zauważa kolegów? Niezaprzeczalnie. Podejmuje złe wybory? Niekiedy nawet bardzo złe. Oglądając go podczas meczu trudno się nie irytować. Zresztą wymowna jest statystyka, którą już przytaczaliśmy – nawet w spotkaniu z Austrią Wiedeń Velde zanotował taką samą liczbę podań, co bramek.
Przeciwwagę dla pucharowych występów stanowi liga, której skrzydłowy nie notuje już konkretów (ma na koncie tylko gola strzelonego Lechii). Znacznie częściej pokazywał w niej tę drugą twarz. A to w meczu ze Stalą pozorował krycie Piotra Wlazło, który korzystając z okoliczności, sieknął sobie bramkę. A to w meczu z Wisłą Płock strzelił z kilku metrów w bramkarza, mając masę czasu i miejsca. A to z Zagłębiem absurdalnie spowolnił dobrze zapowiadający się kontratak. No i tracił piłki. Źle podawał. Gubił się.
Skuteczność dryblingów Velde to w tym sezonie ligowym 51,3%. Więcej pojedynków defensywnych i ofensywnych przegrywa, niż wygrywa. Traci średnio dziesięć piłek na mecz, z czego trzy na własnej połowie. Według statystyk, co druga aktywność Norwega na boisku kończy się fiaskiem. Jeśli rozłożymy na czynniki pierwsze jego wszystkie boiskowe aktywności, dostaniemy obraz piłkarza, który częściej przeszkadza niż pomaga.
Ale nawet i w tych okolicznościach żaden trener nie będzie kręcił nosem na zawodnika, który daje tyle konkretów. Przymknie oko nawet wtedy, gdy znów rozpocznie pokraczne tańce na skrzydle albo potknie się na piłce. Bo Velde to nie tylko niezwykle niechlujny zawodnik. To także jeden z największych bohaterów pucharowej przygody Lecha Poznań. W pełni na to miano zasłużył.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Szaraczek nabiera kolorów. Droga Skórasia do udowodnienia, że nie jest jednym z wielu
- Wyjście z grupy to nie mrzonki. Lech rozbija Austrię Wiedeń!
- Filip Bednarek znów dał coś ekstra w pucharach
- Świetny Skóraś, wejście smoka Velde [NOTY]
Fot. Newspix.pl
ma bonusy w kontrakcie za gole w ełropejskich pucharach to mu sie chce, a w lidze to co bedzie ryzykowal kontuzje grajac przeciwko rzeznikom
Za każdy gol 5 tys Euro… W Norwegii tyle zarabiał w miesiąc i słusznie zresztą bo u nas ktoś pomylił ilość zer jeśli chodzi o wypłaty pilkarzy
Dobrze, że to napisałeś.
Trener na pewno nie jest w stanie zauważyć lekceważenia gry w lidze. Może napisz priva do sztabu. Myślę, że po takiej błyskotliwej analizie wygryziesz analityka z Lecha.
Pewnie też masz poza analizą plan na zmiany.
Gwiazda ligi i tyle w temacie
Ligi Konferencji tak, ekstraklasy póki co zdecydowanie nie.
Wymien lepszych. Swoją drogą chyba lepiej błyszczeć wśród gwiazd europejskich niż na krajowym podwórku z takimi tuzami jak Jędrzejczyk, Wszolek czy jakiś Baku…
Dla „gwiazdy” nie powinno być dysproporcji między ligą krajową, a pucharami. On gwiazdą nie jest, ale gra solidnie w pucharach – jak Emreli powiedzmy. W lidze nikt w pucharach lider.
Rozwiązuję zagadkę. Koleś ma kiepsko ułożone pod kopułą. Gdy gra w pierwszym składzie jest w strefie komfortu i gra kupę. Gdy wchodzi z ławki lub ewentualnie gra w pierwszym składzie ale po wcześniejszym ławkowaniu, jedzie na wkurwie i ma dodatkową motywację. Szybko jednak znów wpada w strefę komfortu i kółko się zamyka.
W takim schemacie jednak długo się to nie utrzyma, bo dodatkowo zaraz się sfoszy, że za mało gra w podstawie, pójdą jakieś teksty o braku szacunku i trzeba będzie się typa pozbyć.
Za rok Velde pojdzie do Bundesligi za 8-10 milionow. Robcie screeny.
Też tak uważam. Moim zdaniem będzie jeszcze lepszy, nie traci głowy pod bramką i jest skuteczny.
Jaki rok ? Przecież on jest w Lechu od 12 sty 2022. Ktoś nie potrafi liczyć.
Piłkarsko Velde jest całkiem dobry. Nie dojeżdża psyche. Za szybko się frustruje. Wystarczy kilka fauli na nim, kiepskie zagranie i po ptakach.
Veni, Vidi, Velde – przybyłem, zobaczyłem, Zveldowałem!!!
Jak tam Lechici? Poczwara się na was wypruł?
Przyjdzie oferta na sporą kwotę, to sprzedać go jak Tonev’a. Fajny gość z ławki, ale opierać na nim grę w następnym sezonie to samobójstwo.
Typowy case najemnika, ktory spina sie na puchary bo wie ze moze tam ugrac dobry kontrakt a zwykla ligowa siepanke ma w 4 literach – czeste zjawisko na naszych boiskach, nic nowego
Dobrze, że to napisałeś.
Trener na pewno nie jest w stanie zauważyć lekceważenia gry w lidze. Może napisz priva do sztabu. Myślę, że po takiej błyskotliwej analizie wygryziesz analityka z Lecha.
Pewnie też masz poza analizą plan na zmiany.
Morda, nikt cie o zdanie nie pytal
Bardzo Cię przepraszam. Nie chciałem Cię urazić. Jest mi niezmiernie przykro.
Byłem przekonany, że pisząc w internecie możesz się spodziewać odpowiedzi. Ale chyba tego nie było w Twej błyskotliwej analizie.
Ty jakis nienormalny jestes
Nienormalność – tak czubki nazywają zwykłą logikę.
Widicznie w pucharach są turbo ogóry.
Przegrywamy – ale jesteśmy kurwa słabi. Wygrywamy – ja pierdolę, jacy oni są słabi. No nie dogodzisz. Śmiałem się z Lecha po Karabachu i po pierwszym meczu z Vikingurem jak chyba każdy z poza Poznania, ale są na najlepszej drodze do pełnego Redemption (oby nie poszło się to jebać z Izraelczykami). Liga Konferencji jest jaka jest, ale trzeba się cieszyć z punktowania do uefa coefficient i po prostu fajnych meczów.
Oczywiście, że tak jest.
Większość osób uważa, że Ekstraklasa jest wyjątkowo słaba. Więc muszą znaleźć wytłumaczenie. Jeśli z kimś przegrasz – nie nadajesz się do niczego. Jeśli nie przegrasz, to nie dość, że się nie nadajesz do niczego, to jeszcze przeciwnik też się do niczego nie nadaje.
Największy. Pęknie 50 baniek. Tylko drużyna musi grać na niego, jak Barca na Messiego.
Mija czas sztuczek technicznych, bzdurna tikitaka, liczy się szybkość, siła i spryt. Zawodników, którzy mają wszystkie te atuty jest niewielu, jak wyłonić najlepszego ? Velde znalazł metodę – pozorna niezgrabność, celowe błędy, prowadzące do zlekceważenia go przez rywali. To daje minimalną przewagę – najlepszy z najlepszych.
Przez całe życie uczył swoje nogi niezdarności w obchodzeniu się z piłką.
My i tak chuja gramy, wszyscy się do tego przyzwyczaili, zatem chociaż grajmy atrakcyjnie. Takich ludzi nam potrzeba, idźmy w stronę Holandii. Dosyć grania z kontry i „czemu u was piłka tak lata”.
Przestańmy pierdolić o pragmatyźmie i ciułaniu punktów, kiedy jesteśmy w Europie mułem. Trzeba zacząć stawiać na wesoły futbol. Nie mamy nic do stracenia tak naprawdę.
Trochę uprościłeś, ale zgadzam się z Tobą. Najfajniejsze przygody polskie kluby przeżywały grając fajną dla oka piłkę. O Wiśle Schalko-Parmo-Laziowej tylko wspomnę, bo tam z przodu była ekipa, która naprawdę robiłaby robotę i w silniejszych ligach razem. Lech z Ligi Europy pamiętamy z naprawdę fajnych otwartych meczów (last dance Smudy w powaznej piłce). Legia w Lidze Mistrzów ostatnio to też „Wesołe mecze”, Legia Berga – ok, było brzydkie zwycięstwo z Molde i większy pragmatyzm wówczas w lidze, ale generalnie też potrafili zrobić fajerwerki. Wyjątkiem chyba tylko Groclin, który grał naprawdę brzydko, a osiągał wyniki (najładniej chyba grali z Bordeaux którzy akurat ich wypunktowali). Była też ta Wisła z wchodzącym Błaszczykowskim i Brożkiem, ale wówczas obowiązki powodowały że oglądałem tylko skróty, więc się nie wypowiem, podobnie z tą Wisłą gdy cudem awansowała, śledziłem tylko ostatnią kolejkę i stream Odense – Fulham (dobrze pamiętam?).
Nie bez powodu u siebie miał raczej średnia opinie mimo liczb. Brak powołań do kadry
ale przecież wyjaśnienie jest proste: w lidze Lech jest jednym z silniejszych zespołów więc przeciwnicy grają bardziej defensywnie, przez co trudniej o liczby. W Europie rywale grają bardziej otwartą piłkę i bardziej się odsłaniają. A Velde (i w sumie ktokolwiek grający w Ekstraklasie) nie jest takim kozakiem by przebijać się przez zasieki niczym Messi z najlepszych lat
Velde wygląda na gościa, którego szkolono w Polsce. Potęga chaosu, ale wyrabia się
Wcale bym się nie zdziwił gdyby Velde został najlepszym skrzydłowym w Ekstraklasie.
1) Strzał dobry ma
2) Potrafi dryblować
3) Jest szybki
4) Jest dość silny
5) Potrafi dobrze podawać, zwłaszcza prostopadłe piłki
6) Dobrze się odnajduje w grze kombinacyjnej
Na jego postrzeganiu ciąży wzrost. Po prostu niżsi gracze biegają „ładniej”. Gdy popatrzy się na Amarala i na Veldę, do jest bardzo duża różnica. Obaj często przyjmują piłki niechlujnie. Często podają pod nogi przeciwnika.
U Velde gdy się patrzy z boku irytują przyjęcia – przy których traci piłkę. Gdy się jednak spojrzy na statystyki, to tak źle nie wygląda. Strat na mecz ma mniej niż Kądzior. Skuteczność podań też wyższa niż u Kądziora. Porównując obu Kądzior zdecydowanie przerasta Velde jeśli chodzi o dośrodkowania. Velde jest znacznie lepszy jeśli chodzi o liczbę i jakość dryblingów. Velde ma też przewagę jeśli chodzi o grę obronną. (Statystyki za Sofa Score)
Wiedząc,
że w Lechu za wrzutki są odpowiedzialini boczni obrońcy, to lepiej mieć Velde, niż Kądziora.
Trochę o tym było napisane w artykule i ktoś w komentarzach wspomniał że kluczowa jest mentalność. Velde wygląda na rozchwianego zawodnika, który ma jakość, ale nie zawsze potrafi ją pokazać. Nie lubię stwierdzeń „nie chce mu się w mniej ważnych meczach” ale coś z tymi meczami w ekstraklasie jest nie tak, być może w Europie ma więcej przestrzeni by pokazać swoje umiejętności, w końcu ekstraklasa co by nie było słynie głównie z kasowania kreatywnych graczy.
Nie do końca się z Tobą zgodzę, że on ma problem z mentalnością. Bardziej to kibice mają z nim problem, bo wygląda niezdarnie. Oglądam od wielu lat mecze Lecha ze stadionu i nie widzę u niego problemu. Początki po transferze miał oczywiście słabe, ale teraz jest już lepiej.
Osobiście dużo wyżej cenię Velde niż Gio. Ten to dopiero potrafi się zgubić w obronie. Do tego zbyt dużo głupich dryblingów, gdzie się pcha na 2, nawet 3. Ale Gio wygląda na bardziej dynamicznego i ładniej biegającego, przez to jest lepiej postrzegany. Do tego Velde dorobił się łatki „pokraki”, więc wszyscy dużo bardziej zwracają uwagę na jego błędy techniczne. Niestety u nas w lidze nie ma piłkarzy którzy nie popełniają błędów.
Białek, pochwal Raków. Może myszkę dostaniesz