Na spotkaniu pionu sportowego Lecha miał zostać określony “piłkarzem na maksymalnie Górnika Zabrze”. Gdy był na wypożyczeniu w Niecieczy, to czuł się zaniedbany, bo nikt z Lecha do niego nie dzwonił. Dopiero dobra forma na mundialu do lat 20 sprawiła, że klub przedłużył z nim kontrakt. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie Lecha bez Michała Skórasia, który w nagrodę za bardzo dobrą formę dostał powołanie do reprezentacji Polski. Jaka była jego droga do tego miejsca?
Trudne wejście do akademii
Duże akademie piłkarskie to często tygiel charakterów. Lech ściąga piłkarzy z całej Polski, ze wsi i miast, ze wschodu i zachodu. Ci wszyscy młodzi chłopcy trafiają pod jeden dach, uczą się w tej samej szkole, a później wspólnie chodzą na treningi. Zdarzają się docinki, bywa niemiło, a przecież każdy z tych wychowanków walczy o swoje i marzy o zagraniu z pierwszym zespole Kolejorza.
To nie jest droga dla każdego. W przeszłości były przykłady juniorów Lecha, którzy na tyle źle znosili przenosiny z rodzinnego domu, że po pewnym czasie rezygnowali z marzeń i wracali skąd przyszli, bo nie byli w stanie przyzwyczaić się do takiego stylu życia w lechowym akademiku. O podobne myśli otarł się też sam Skóraś.
– W Lechu miałem bardzo duże problemy z aklimatyzacją. Szybko opuściłem swoją strefę komfortu, mocno tęskniłem za domem, za rodziną i znajomymi. Przestałem czuć miłość do piłki. Były momenty, że chciałem wracać. Traciłem mobilizację do treningów, źle znosiłem krytykę – przyznawał na naszych łamach.
Ostatecznie jednak zacisnął zęby i został – tak jak chociażby Karol Linetty, który potrafił zapłakany dzwonić do rodziców, by przyjechali po niego z Damasławka. Skórasiowi ciążyła też zmiana statusu w zespole. W Jastrzębiu-Zdroju był miejscową perełką, a w Kolejorzu musiał pogodzić się z tym, że właściwie każdy z kolegów z drużyny był takim swoim lokalnym Skórasiem. Teraz oni mieli jednocześnie współpracować w osiąganiu wspólnych celów, ale i rywalizować o to, by w przyszłości trafić na Bułgarską.
– W Jastrzębiu byłem lokalną gwiazdeczką, a w Lechu chłopaków o porównywalnych umiejętnościach grało wielu i na początku trochę mnie to przytłoczyło. Musiałem zacząć więcej pracować i stąd trener mentalny – wspominał.
A przecież do Lecha mógł trafić wcześniej. Już gdy miał dwanaście lat do Poznania dotarły wieści o utalentowanym chłopaku. Kolejorz zaprosił go na testy, które miały zadecydować o tym, czy zostanie w Lechu na dłużej. Ale weto postawili rodzice. I z perspektywy czasu ich mądrość chyba dotarła do samego Skórasia. Jeśli jako piętnastolatek miewał problemami po wyjeździe z rodzinnego domu, to jak zniósłby przeprowadzkę jako dwunastolatek? Być może sparzyłby się po przenosinach i już nigdy nie pomyślał o dużej akademii. Tata po męsku zniósł wyprowadzkę syna. Mamie było trudniej, przeżywała. Ale wiedziała, że to cena spełniania marzeń jej syna.
Walka o udowodnienie własnej wartości
Duże akademie mają też to do siebie, że trenerzy i dyrektorzy szkółek mają pod sobą setki dzieciaków, z których tylko niewielu będzie miało okazję dojść na sam szczyt piramidy selekcyjnej. Grupa, z której wybierani są zawodnicy do pierwszego zespołu, jest bardzo duża i część z tych chłopaków musi się liczyć z tym, że nigdy nie dostaną prawdziwej szansy w drużynie, o której każdy z nich marzy. Mogą grać regularnie z juniorach młodszych, trafić do juniorów starszych, dotrzeć do rezerw, ale nigdy nie zagrają w tej najważniejszej drużynie seniorskiej. W Lechu ten efekt przejścia wyżej jest o tyle widoczny, że przecież akademia mieści się we Wronkach, tam też swoje mecze rozgrywa druga drużyna i dopiero wyjazd do Poznania sprawia, że możesz w pełni poczuć się piłkarzem.
Skóraś był zawsze istotnym elementem rocznika 2000. Ale z tej drużyny większą karierę wśród skrzydłowych miał zrobić Tymoteusz Klupś. To w nim pokładano większe nadzieje, on pierwszy trafił do seniorskiej drużyny Lecha, szybciej zadebiutował w dorosłym Kolejorzu. Klupś miał jednak mnóstwo problemów ze zdrowiem – od zwykłych kontuzji po poważniejsze kłopoty z plecami. Ostatecznie latem został sprzedany do Zagłębia Sosnowiec. A to on, a nie Skóraś, miał dziś decydować o obliczu Kolejorza.
Gdy Klupś na zmianę szukał swoich szans w Lechu i leczył urazy, Skóraś tułał się po wypożyczeniach. W Lechu przeszedł przez trenerskie ręce Karola Bartkowiaka, Krzysztofa Kołodzieja, Wojciecha Tomaszewskiego czy Ivana Djurdjevicia, aż w końcu postanowił, że młody skrzydłowy musi otrzaskać się poza Wronkami i Poznaniem. Wysłał go na wypożyczenie do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza. Tam czekało go pierwsze twarde starcie z seniorską piłką. O tym często mówią trenerzy – przeskok z piłki juniorskiej na seniorską weryfikuje wiele gwiazdek. Przy rówieśnikach mogli grać mniej odpowiedzialnie, na większym luzie, rywal wybaczał im więcej. W seniorach margines błędu jest zdecydowanie mniejszy.
Sezon w Niecieczy nie był dla Skórasia olśniewający. W 28 meczach strzelił jednego gola i zaliczył trzy asysty. Czuł się też niejako zesłany do Termaliki – nie przez wzgląd na to, że to tylko 1. liga, ale przez to, że miał mało sygnałów z Poznania świadczących o tym, że klub cały czas go monitoruje. – Zdarzało się, że trenerzy z Lecha pojawiali się na moich meczach, ale brakowało zwykłych telefonów, sygnałów, że jestem na bieżąco obserwowany i w razie czego mam gdzie wracać. Nie mówię, że mieli dzwonić co tydzień, zdarzyło się jednak, że kontakt nastąpił dopiero po pół roku. Zawodnicy na wypożyczeniu powinni czuć, że nie dostali biletu w jedną stronę, że klub wiąże z nimi jakieś plany i się interesuje. Sądzę jednak, że potem sobie to w Lechu wyjaśniliśmy i dziś wszystko jest w porządku – mówił.
Po sezonie w Niecieczy pojechał z reprezentacją Polski na Mistrzostwa Świata U20. Sam przyznawał, że gdyby nie ten mundial, to… w Lechu prawdopodobnie by go nie było. W gabinetach Kolejorza dopiero po mistrzostwach zapadła decyzja, by postarać się o przedłużenie wygasającej tamtego lata umowy. Ale wątpliwości wciąż po stronie lechitów były. Podczas jednego ze spotkań pionu sportowego miały paść słowa, że “Skóraś to piłkarz na miarę Górnika Zabrze czy Wisły Płock, ale nie Lecha Poznań”.
I wysłano go ponownie na wypożyczenie. W Rakowie miał spędzić rok, jednak wrócił po jednej rundzie. W Częstochowie miał większe szanse na grę, mógł sprawdzić się na wahadle i popracować też nad grą w defensywie. W tym miał braki, na co uwagę zwracał Łukasz Włodarek, jego trener z Jastrzębia.
– Był gadatliwy, ale największy problem w młodym wieku miał z reakcją po stracie piłki. Machał rękami i kręcił głową, trzeba było popracować, żeby swoje umiejętności wykorzystywał też do gry w defensywie. Michał był kreatywnym, inicjatywnym dzieciakiem, który zawsze lubił komentować, ale nie lubił zwracania uwagi – opowiadał
Samego Skórasia do tego ruchu przekonało poważne zainteresowanie ze strony Rakowa, który kontaktował się z nim jeszcze przed mistrzostwami. Kto wie – może gdyby nie udany mundial, to po wygaśnięciu umowy trafiłby wówczas pod skrzydła Marka Papszuna jako wolny zawodnik i dzisiaj grałby w Częstochowie, a nie w Poznaniu?
W Rakowie grał w kartkę. Wchodził z ławki, siedział na ławce, grał od początku. Uzbierał jednak 772 minuty w siedemnastu spotkaniach, miał udział przy czterech golach i Kolejorz ściągnął go do siebie. Następnego lata znów pojawiło się zainteresowanie z klubów 1. ligi i Ekstraklasy. O Skórasia pytał chociażby Radomiak Radom, bo młodego skrzydłowego widział u siebie Dariusz Banasik. Ostatecznie jednak Lech chciał mieć u siebie zawodnika zabezpieczającego pozycję młodzieżowca na wypadek, gdyby Kamiński był pod formą. A i sam Skóraś zacisnął zęby i chciał postawić kolejny krok w Poznaniu. Poprzedni sezon miał być dla niego sezonem typu “make or break”.
Przełomowy rok efektem pracy
Gdyby ktoś nam powiedział jesienią zeszłego roku, że ten chłopak niespełna dwanaście miesięcy później będzie strzelał gola Villarrealowi i dostanie powołanie do reprezentacji Polski, to popukalibyśmy się w czoło.
Gol w Ekstraklasie i asysta w Pucharze Polski z Unią Skierniewice. To cały dorobek Skórasia poprzedniej jesieni. Dodatkowo zimą do klubu trafił do spore pieniądze Kristoffer Velde, na wypożyczenie przyszedł mogący obstawić skrzydła Dawid Kownacki, a po półrocznej aklimatyzacji był już Adriel Ba Loua. Wydawało się, że dla chłopaka z Jastrzębia Zdroju zabraknie miejsca. Ale wiosna była dla niego przełomowa – zaliczył ważną asystę w Płocku, strzelił gola we Wrocławiu i zaczął budować swoją pozycję w wyjściowej jedenastce.
To wszystko było jednak poprzedzone pracą indywidualną. Skóraś poza treningami dokładał sobie zajęcia z trenerami-specjalistami. Chodził na treningi rozwijające koordynacje, gibkość, zwinność, przyspieszenie i lepszą kontrolę własnego ciała u Piotra “Gatuno” Kurka. To z nim pracuje lub pracowało wielu reprezentantów Polski – Krzysztof Piątek, Tymoteusz Puchacz, Karol Linetty, Jan Bednarek, Tomasz Kędziora czy Kamil Jóźwiak. Lechita zajmował się też analizą własnych spotkań i udoskonaleniem wiedzy taktycznej wraz z grupą “Deductor”. Do tego skrzydłowy już jako nastolatek rozpoczął współprace z Rafałem Kubowem, trenerem mentalnym.
A w tym wszystkim wspiera go partnerka, która doskonale rozumie z czym mierzą się sportowcy. Ada, dziewczyna Skórasia, to zawodniczka taekwondo, która w przeszłości jeździła na zawody Pucharu Świata w tej dyscyplinie.
Praca indywidualna przyniosła efekty. Skóraś wyraźnie wzmocnił się fizycznie, stał się bardziej opanowany pod bramką i podejmował lepsze decyzje taktyczne. Za to ostatnie chwalił go na dniu medialnym przed finałem Pucharu Polski trener Maciej Kędziorek, asystent w Lechu. Zwracał uwagę na to, że Skóraś poprawił się pod względem rozumienia gry, efektywniej wykorzystuje przestrzeń na boisku, wybiera optymalne rozwiązania akcji.
Efekty przyszły też w postaci konkretów. W tym sezonie ma już sześć goli i trzy asysty. A w poniedziałek znalazł się w gronie zawodników powołanych przez Czesława Michniewicza na najbliższe zgrupowanie reprezentacji Polski.
Postawić kolejny krok
Skóraś już udowodnił tym, którzy określili jego potencjał na poziomie przeciętnej drużyny Ekstraklasy, że się mylili. Ale przed nim postawienie kolejnego kroku. Nieoczekiwanie stał się jednym z kandydatów do wyjazdu na mundial. W ponad rok przeszedł od potencjalnego transferu do Radomiaka do wpisania się do notesu kilku zagranicznych skautów.
Niewątpliwie jest jednym z beneficjentów zmiany sposobu gry przez Lecha. Dziś skrzydłowy w Kolejorzu gra bardziej wąsko, nie jest przyklejony do linii, częściej atakuje pole karne. A że van den Brom potrafi budować skrzydłowych pod zagraniczny transfer – to już wiemy. Przykładami mogą być Steven Berghuis czy Alireza Jahanbakhsh, którzy trafili do Premier League, ale i Junaj Ito, który wyjechał do Ligue 1.
Skóraś ma właśnie okno wystawowe i doskonałą okazje, by wejść na jeszcze wyższą półkę. Dzisiaj już nikt w Lechu nie zapomni do niego zadzwonić, jak w Niecieczy. I też nikt nie powie, że to piłkarz na środek tabeli Ekstraklasy.
CZYTAJ WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ: