Reklama

GP Holandii. Max Verstappen wygrywa na własnym terenie!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

04 września 2022, 17:14 • 5 min czytania 5 komentarzy

Niby nie mogło być inaczej, ale momentami zdawało się, że los może tu nieco zamieszać. Ostatecznie jednak to Max Verstappen wygrał swoje, holenderskie, Grand Prix Formuły 1. I kolejny raz potwierdził, że w tym sezonie jest nie do zatrzymania. Właściwie można by mu już wręczyć puchar za mistrzostwo i nikt nie mógłby przeciwko temu zaprotestować, bo Holender jest poza zasięgiem reszty stawki. Choć dziś nie był nietykalny, ale szansę na pierwsze zwycięstwo w sezonie – przez działania zespołu – stracił Lewis Hamilton.

GP Holandii. Max Verstappen wygrywa na własnym terenie!

Ferrari swoje

Naprawdę chcielibyśmy przestać znęcać się nad włoską ekipą. Ale jak mamy to zrobić, kiedy samo Ferrari daje nam ku temu nowe powody w każdy weekend wyścigowy? Dziś – o dziwo – nie zepsuli co prawda nic Charlesowi Leclercowi (który mimo tego i tak spadł z drugiego miejsca, jakie zajmował po kwalifikacjach, na trzecią pozycję), ale Carlos Sainz zebrał prawdziwe bingo.

Zaczęło się od tego, że na pierwszy z jego pit stopów mechanicy Ferrari zapomnieli… jednej z opon. I zanim ją przynieśli, minęło całe 12 sekund. O dziesięć za dużo, jeśli liczyć w stosunku do typowego postoju w alei serwisowej. Serio, trudno nam wyobrazić sobie, żeby mógł to zrobić ktokolwiek w inny, w którejkolwiek z pozostałych ekip. A w tej z Włoch w sumie zupełnie nas to już nie dziwi. Zero zaskoczenia. Ot, dzień jak coś dzień. Znowu coś zepsuli. A potem zepsuli jeszcze więcej, bo mechanicy Ferrari odrzucili pistolet do kół wprost pod opony Sergio Pereza, który po nim przejechał.

Mało?

Reklama

No to dorzućmy jeden z kolejnych pit stopów, gdy Carlosa wypuszczono wprost pod koła Fernando Alonso. Do zderzenia nie doszło, bo starszy z Hiszpanów zdążył wyhamować, ale Carlos dostał od sędziów pięć sekund kary, przez co spadł z piątego miejsca – tak dojechał do mety – na ósme. Cóż, jak nie idzie, to nie idzie. Potem zresztą nie zostawił jeszcze zbyt dużo miejsca Sergio Perezowi w walce na torze, przez co ten wyjechał na żwir. Generalnie – tę niedzielę Carlos na pewno będzie chciał zapomnieć.

Ferrari? Niekoniecznie, bo trzecie miejsce Leclerca to całkiem sympatyczny wynik biorąc pod uwagę, że tempo Verstappena jest w ostatnich tygodniach wybitne, a w Holandii znakomicie radził sobie też Mercedes. – Dziś było naprawdę ciężko, brakowało nam też nieco szczęścia do neutralizacji. Max był poza naszym zasięgiem. Mercedes też był szybki. Musimy to przeanalizować, ale trzecie miejsce przyjmujemy – mówił Charles. Zadowolony, że akurat jemu nikt tego wyścigu nie zepsuł.

Lewis przeklinał, George wybłagał swoje

Zadziało się zwłaszcza w drugiej części wyścigu. Najpierw przez wirtualną neutralizację, gdy na torze zatrzymał się Yuki Tsunoda, a potem przez samochód bezpieczeństwa, kiedy posłuszeństwa odmówił bolid Valtterego Bottasa i Fin zatrzymał się na samym końcu prostej startowej, tuż przed zakrętem. Na tej sytuacji najbardziej skorzystała ekipa Red Bulla, która wymieniła opony Maxa Verstappena na miękkie i  Holender właśnie dzięki temu wygrał potem wyścig. Z kolei szansę na triumf zaprzepaszczono w Mercedesie, gdy Lewisa Hamiltona zostawiono na torze z pośrednimi oponami. Zamiast walki o wygraną – a po zjeździe samochodu bezpieczeństwa przez kilka sekund zajmował tę pozycję – została mu próba obrony miejsca na podium.

Nieudana, skończył na czwartym. Jego reakcja – widoczna poniżej – wydawała się w pełni uzasadniona. Choć taki wybuch w radiowych komunikatach w kierunku własnego teamu to akurat u Hamiltona rzadkość. Ale to pokazuje tylko, jak bardzo zależało mu na wygranej i jak bardzo żałował, że ta przeszła mu obok nosa.

Reklama

Mercedes jednak ostatecznie nie ma na co narzekać – na drugim miejscu dojechał bowiem George Russell. I to w dużej mierze dlatego, że błagał wręcz przez radio zespół, by ten czym prędzej założył mu miękkie opony. Taki komplet opon faktycznie dostał, a potem wyprzedził Hamiltona. Walka między nimi o mało nie skończyła się zresztą kontaktem, ale gdy się już skończyła, to George spokojnie dojechał do mety za plecami Maxa Verstappena. Bo akurat z Holendrem pod koniec wyścigu nikt już nie miał szans.

– Dziękuję kibicom za tę niesamowitą atmosferę. Każdy może czuć się na tym torze wyjątkowo. Wyścig? Z Lewisem było blisko, ale mieliśmy niesamowite tempo jako zespół. Wynik nie jest ostatecznie taki, jaki chcielibyśmy mieć, ale da nam to dodatkowego kopa. Zbliżamy się do najlepszych – mówił Russell. I trzeba przyznać mu rację. Patrząc na to, gdzie Mercedes był jeszcze kilka miesięcy temu, to jego obecna sytuacja jest wręcz znakomita.

Max zgodnie z planem

Zwycięzca mógł być jednak tylko jeden. Oczywiście, Max Verstappen miał dziś sporo szczęścia z neutralizacjami, które pomogły mu utrzymać pierwszą pozycję. Ale w końcówce – gdy dostał miękkie opony – było widać, że przewagę tempa nad resztą stawki ma ogromną. Lewisa Hamiltona po zjeździe samochodu bezpieczeństwa zaatakował już na pierwszym zakręcie, od zewnętrznej, i bez problemu Brytyjczyka wyprzedził. Wyglądało to tak, jakby Max miał kilkukrotnie mocniejszy silnik, po prostu.

– Naciskaliśmy przez cały wyścig. Po drodze była wirtualna neutralizacja i w jej trakcie podejmowaliśmy odpowiednie decyzje. Wiedzieliśmy, że miękkie opony mogą dać świetne tempo. Przed samochodem bezpieczeństwa braliśmy pod uwagę opcję „twarde opony do końca”. Gdyby nie samochód i zmiana na miękkie, pewnie trudno byłoby utrzymać odpowiednie tempo. To nam pomogło. Mieliśmy dobrą sytuację do ataku na wyjściu z pierwszego zakrętu i się udało. Dobrze wygrać kolejny wyścig. Pracowałem na to intensywniej niż rok temu. Jestem szczęśliwy, że znaleźliśmy się w tym położeniu – opowiadał Holender.

To już czwarte z rzędu wygrane Grand Prix w jego wykonaniu i dziesiąte w sezonie. Na piętnaście rozegranych. Po erze dominacji Hamiltona rozpoczęła się nowa – Maxa Verstappena.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Formuła 1

Komentarze

5 komentarzy

Loading...