Dzisiaj podopieczni Janusza Niedźwiedzia mierzyli się w 1/32 finału Pucharu Polski z KKS-em Kalisz. Łodzianie byli w tym meczu klarownym faworytem. W końcu ekipa z Kalisza to tylko drugoligowiec. Owszem, wicelider tabeli, ale dalej drugoligowiec. Tymczasem piłkarze Widzewa stwierdzili, że lepiej się pomęczyć, a jeszcze na sam koniec skompromitować. I to na całej linii. No bo w sumie, to dlaczego nie?
Już po pierwszej połowie wynik spotkania mógł wywołać atak niepohamowanego śmiechu u każdego. KKS Kalisz prowadził 3:1 po dwóch bramkach Nestora Gordillo i jednej Filipa Kendzi. Pierwszy z nich jeszcze niedawno odbił się od Arki Gdynia, a drugi to tylko i wyłącznie solidny drugoligowiec. Ale najwidoczniej to wystarczy, żeby bawić się z Ekstraklasowiczem.
Ale piłkarze Widzewa nie dali tak łatwo za wygraną! W przerwie meczu chyba któryś z nich krzyknął: panowie, robimy remontadę! No i poniekąd zrobili, tylko że taką w polskim wydaniu. Odrobili straty i doprowadzili do dogrywki. Któryś z kibiców RTS-u mógłby w tamtym momencie pomyśleć, że teraz, to już jego ulubieńcy na pewno awansują… Nic bardziej mylnego.
Widzew pierwszy stracił bramkę we wspomnianej dogrywce. Ravasa tym razem z rzutu karnego pokonał 31-letni środkowy obrońca. Był nim Mateusz Gawlik. Zawodnik, który nie ma na swoim koncie nawet jednego występu na poziomie wyższym niż druga liga.
Mimo to widzewiacy nie złożyli broni, choć w tym przypadku brzmi to iście groteskowo. Wyrównali na 4:4. Później znowu stracili bramkę (po raz kolejny z rzutu karnego strzelił Gawlik), aby chwilę później ponownie wyrównać. Dogrywka skończyła się wynikiem 5:5.
Istny rollercoaster, prawda?
Ano prawda. Z tym że już wtedy taki wynik sam w sobie był kompromitujący. Ale piłkarze z Łodzi postanowili, że jeszcze bardziej dołożą do pieca i podpalą. A niech płonie.
No i zapłonęło.
Widzew przegrał z KKS-em Kalisz w rzutach karnych 3:4 i już w sierpniu odpadł z Pucharu Polski. I to z zespołem, którego łączna wartość kadry wynosi – według zabawowych ocen Transfermarktu – 25 tysięcy euro. Dla porównania sam Patryk Lipski wyceniany jest na szesnaście razy więcej. Wiadomo, to tylko TM, ale to też chyba idealnie podsumowuje dzisiejszą wtopę łodzian. Choć w tym przypadku słowo „wtopa” brzmi dość delikatnie. Lepiej byłoby nazwać ten „występ” w wykonaniu Widzewa krajowym odpowiednikiem srogiego „eurowpierdolu”.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Czy sędzia Przybył nie wyrzucił piłkarza, który dostał czerwień?
- Uzupełnienie kadry, a może ktoś więcej? Mateusz Żukowski w Lechu Poznań
- „Nie zamierzałem wymuszać transferu. Jak mógłbym spojrzeć w oczy chłopakom?”
Fot. 400mm.pl