W środowisku trenerskim mówi się, że polscy szkoleniowcy zarabiają niewiele. Bzdura! Jeżeli masz łeb na karku… zarabiać możesz nawet ciesząc się wolnym weekendem.
28 sierpnia 2021, Źlinice, woj. opolskie. W przerwie meczu miejscowego Orła z Klubem Sportowym Krasiejów trener wpada rozwścieczony do szatni. Zawodników miesza z błotem, chociaż prowadzą oni 3:0. Ten wynik zna ze Stambułu, wie, że 3:0 to nie przelewki. Nie chce być drugim Ancelottim. Ostatecznie – kończy się 4:4. Bez karnych, zabrakło Jurka Dudka.
W tym samym czasie w okolicach Grudziądza przejeżdża autokar z piłkarzami Odry Opole, którzy z Gdyni, po przegranym 0:3 meczu I ligi, wracają do domów.
Orzeł Źlinice gra w okręgówce. W drużynie jest kilku młodych, którzy marzą, by z wiejskiego boiska przenieść się na stadiony. Takie jak ten Arki. Wierzą, że ciężka praca na treningach Orła może przybliżyć ich do życiowej szansy. I do tego, by za jakiś czas wylądować na zapleczu Ekstraklasy. Okazuje się, że droga ta wcale nie jest tak kręta, jak by się mogło pozornie wydawać…
A wszystko to przez Andrzeja Polaka. 58-letni trener w swojej karierze pracował m.in. w MKS-ie Kluczbork, Ruchu Zdzieszowice czy Górniku Wałbrzych. Przed dekadą był również trenerem Odry. Aktualnie prowadzi w Opolu juniorów. Młodzież motywuje do tego, by powalczyła o marzenia. O to, by kiedyś mogła żyć z piłki.
Tak jak z piłki żyje Polak, który posiada licencję UEFA PRO i wie dobrze, że w okręgówce czy piłce juniorskiej nie zarobi na godną egzystencję. Dlatego też pieniądze zarabia kreatywnie. Jako… słup.
Trenerzy-słupy w 1. lidze
W sezonie 2021/22 aż trzy pierwszoligowe kluby bazowały na instytucji słupa.
Czym jest słup – tłumaczyć nie trzeba. Ale dobra, jeżeli ktoś reprezentuje młodsze pokolenie i piłkarskich “wygibasów” nie zna z opowiadań ojca: aby pracować na poziomie Ekstraklasy i I ligi w roli trenera, należy posiadać licencję. Tę najwyższą – UEFA PRO. Elitarną licencję, licencję, której koszt sięga kwoty około 20 tysięcy złotych i wymaga nie lada nakładu czasu oraz poświęcenia. Licencję, która przez lata dla wielu była niedostępna, głównie ze względu na to, że byli spoza układu. Licencję, wobec której Polski Związek Piłki Nożnej ostatnio tak mocno się napracował, by poprzez uczciwe i transparentne nabory przywrócić jej dobry PR.
Jeżeli PRO nie posiadasz – w Ekstraklasie oraz na jej zapleczu nie popracujesz. Przynajmniej oficjalnie. Tu z rozwiązaniem przychodzi jednak… słup.
No bo Odra Opole, podobnie jak Resovia i Skra Częstochowa, wymyśliły sobie to tak, że przecież w protokole, w rubryce “pierwszy trener”, nie musi widnieć wcale prawdziwe nazwisko. Wystarczy tylko ktoś z licencją. No i rozpoczęły się poszukiwania.
Idealnym do roli słupa jest ktoś, komu nie chce się już ruszać z miejsca zamieszkania. Ktoś, kto do emerytury chętnie dorobi, a i stawek zaporowych nie zaproponuje. Ktoś związany z regionem. Wreszcie ktoś, komu chyba wszystko jedno: czy kiedyś dyscyplinarnie odpowie za poświadczenie tej nieprawdy, bo przecież i tak w praktyce jest już poza obiegiem i w sumie szczególnie na aktywnej licencji mu nie zależy.
- Odra Opole: na stronie internetowej trenerów jest dwóch. Jeden to jednak trener-widmo. Być może nie było go dawno w klubie?Na wszystkie pomeczowe konferencje przychodzi Piotr Plewnia. Również to jemu poświęcono konferencję, gdy ogłaszano nowego szkoleniowca. To on jeździ na mecze, prowadzi treningi i zajmuje się wszystkim w klubie – jak to trener. Polaka nawet na meczach nie ma. Bo to, że jest wpisywany w protokół, wcale nie znaczy, że fizycznie na meczu być musi. Protokół podpisuje kierownik, ale przecież to nie podstawówka, tu nikt obecności nie sprawdza.
- Skra Częstochowa: tu sytuacja jest nieco inna, bo po zwolnieniu Marka Gołębiewskiego, drużynę przejęli Jacek Rokosa i Konrad Gerega. Za ster złapali w połowie maja, więc warunkowo dokończyli sezon, a że zrobili awans do I ligi, wpisywany w protokół jako pierwszy trener Rokosa prowadzić częstochowian mógł też w kolejnym sezonie. Z licencją UEFA A prowadził więc zespół, ale tylko oficjalnie – bo 5 lipca 2021 do klubu przyszedł Jakub Dziółka. I znów, podobnie jak z Plewnią: to on odpowiadał za treningi, to on ustalał pod Jasną Górą skład. Swojej roli nie krył choćby w wywiadzie dla Weszło. Oficjalna klubowa strona, w sezonie, również nie kryła się za podwójną gardą:
- Resovia Rzeszów: asystent Dawid Kroczek wskoczył do drużyny za Radosława Mroczkowskiego, jednak tymczasowo zespół prowadzić mógł tylko do końca rundy. Zimą dokooptowano więc do sztabu Sławomira Adamusa, 61-latka ze Stalowej Woli, który rolę słupa, według lokalnego środowiska, wycenił na tysiąc złotych za mecz.
W Opolu mówią, że Polak jest trochę tańszy, bo miesięcznie z kasy klubowej pobiera trzy tysiące (prowadzi też w Odrze juniorów, więc pobiera więcej, 3 tysiące dotyczy wyłącznie “słupowania”). Chociaż nie wiemy jak z płatnościami tych należności wygląda w wakacje, więc może wcale tańszy od Adamusa nie jest.
Czy trener-słup może mieć problemy?
Czy kluby profesjonalne powinny decydować o tym kogo zatrudniają? Głosy są podzielone. Czy jednak tak jawne lekceważenie przepisów proponowanych przez federację może się spotkać z jakimiś konsekwencjami?
Pytamy u źródła.
– Protokół meczowy to swego rodzaju lista obecności – tłumaczy Konrad Kowalski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN. – Co do zasady, wszystkie uwzględnione w nim osoby powinny zasiąść na ławce zawodników rezerwowych. Może się oczywiście zdarzyć, że – już po sporządzeniu przez klub protokołu – co może nastąpić nawet dzień lub wcześniej przed meczem, dana osoba, z jakichkolwiek przyczyn, nie może osobiście uczestniczyć w meczu. W takim przypadku klub powinien powiadomić sędziów o zaistniałej sytuacji i różnicy pomiędzy treścią protokołu a stanem faktycznym. Wypełniając protokół w systemie Extranet, klub korzysta z zamkniętego katalogu funkcji: trener, asystent trenera, trener bramkarzy, lekarz, kierownik drużyny itd. Do każdej z tych funkcji jest przypisana lista osób, wcześniej zaakceptowanych przez klub, które mogą pełnić daną funkcję – dodaje.
– Na poziomie profesjonalnym sztab szkoleniowy obejmuje od kilku do nawet kilkudziesięciu osób – zaznacza Paweł Grycmann, dyrektor Szkoły Trenerów PZPN. – W sztabie szkoleniowym wszystkich zespołów na poziomie I ligi byli trenerzy z ważną licencją UEFA PRO. Oczywiście pozostali członkowie legitymowali się różnego rodzaju licencjami (głównie UEFA A). Należy podkreślić, że zawód trenera już kilka lat temu został uwolniony – co to oznacza? Tyle, że każdy dzisiaj może prowadzić treningi, na każdym poziomie współzawodnictwa. Jednak mecze rangi mistrzowskiej prowadzić musi trener z odpowiednią licencją adekwatną do danego poziomu rozgrywek, co uwzględniane jest w protokołach meczowych, a w tych funkcję I trenera pełnił trener z licencją UEFA PRO. Jeżeli na ławce drużyny znajduje się trener z odpowiednią licencją, nie ma powodów do interwencji. Jeżeli, w rzeczywistości inny trener, np. z licencją UEFA A, pełni funkcję pierwszego trenera, a obok niego znajduje się trener z licencją UEFA PRO, który “asystuje” w całej sytuacji, można powiedzieć, że w tym momencie mamy związane ręce, podobnie jak ma to miejsce w innych federacjach. Formalnie wszystko jest OK, w praktyce za “stery” trzyma ktoś inny. Tutaj – nad czym ubolewamy – nie mamy narzędzi. To klub zatrudnia trenerów, których opłaca. My weryfikujemy zgłoszone wnioski i protokoły meczowe, a wszystkie, zgodnie z podręcznikiem licencyjnym, były w porządku – dopowiada jeden z głównych odpowiedzialnych za zmiany w procesie naborowym na kursy UEFA PRO.
– W przypadku niezgodności protokołu ze stanem faktycznym musimy polegać na czujności obecnych na meczu przedstawicieli PZPN. Jeśli w jakimkolwiek dokumencie dot. meczu zostanie odnotowana niezgodność, jest to podstawą do podejmowania czynności wyjaśniających – podsumowuje Kowalski.
Jak rozumiemy więc, przedstawiciele PZPN nie zauważyli niezgodności, które w środowisku były tajemnicą poliszynela. “Odra Opole. Polak formalizuje sztab!” – pisał przed rokiem choćby dziennik “Sport”, rozwijając w artykule: “Andrzej Polak został nowym trenerem Odry. Taką przynajmniej przyjęto oficjalną wersję, bo tajemnicą poliszynela jest, że drużynę nadal prowadzić będzie przede wszystkim Piotr Plewnia”.
W PZPN-ie zabrakło więc chyba czujności. A o tę najwięcej pretensji powinni mieć dzisiaj wszyscy, którzy w ostatnich latach na kursy PRO jeździli do Białej Podlaskiej. Bo czy w obliczu nakreślonych wyżej działań i możliwości, z których w poprzednich rozgrywkach korzystał co szósty klub w I lidze, trenerski kurs i licencje UEFA PRO mają w ogóle sens?
Grycmann: – Oczywiście, że mają sens. Wyposażamy trenera w wiedzę i kompetencje niezwykle istotne w pracy na najwyższych poziomach współzawodnictwa. To najważniejsze. Druga sprawa, to oczywiście wymagania formalne: pierwszy trener musi posiadać ważną licencję UEFA PRO w dwóch najważniejszych klasach rozgrywkowych. Taka osoba musi być w klubie. Dla mnie to wystarczające aspekty przemawiające za zatrudnieniem takiego trenera.
Oczekując na nową uchwałę w sprawie kursu UEFA PRO oraz listę zakwalifikowanych trenerów (na kurs dostali się zarówno Plewnia, jak i Dziółka, a w międzyczasie Kroczka pozbyto się z Rzeszowa) mocno się zdziwiliśmy, bo PZPN o sprawie po raz pierwszy usłyszał chyba w momencie, gdy poprosiliśmy o komentarz do tego tekstu. Czy Odrze, Skrze i Resovii grozić mogą zatem jakieś konsekwencje? Czy to, co zrobiły jest fair wobec pozostałych, z którymi walczyły o awans czy utrzymanie?
Trzech pierwszoligowców skorzystało w poprzednim sezonie z formalnego dopingu. Czy gdyby doping wykryto u jednego z piłkarzy, konsekwencje poniósłby klub? A gdyby na dopingu grało pół składu? Cała jedenastka? Jak dużą częścią drużyny jest jednak trener? To 10 procent? 30? A może 70?
Słupy to w polskiej piłce żadna nowość. Już w roku 2011 Wojciech Łazarek zapowiadał, że “każdy figurant czy trener-słup będzie karany wstrzymaniem licencji”, gdy Tomasz Hajto prowadził Jagiellonię. Na dywaniku w związku był też swego czasu Andrzej Pyrdoł, który wspomagał swoimi uprawnieniami Piotra Świerczewskiego, a o Józefie Dankowskim, którego licencja pozwalała prowadzić Górnik Zabrze Robertowi Warzysze, napisano kilkadziesiąt artykułów. O ile jednak Ekstraklasa jest na świeczniku, o tyle wszystko wskazuje na to, że w I lidze jest dużo spokojniej.
Fundamentalną kwestią powinna być tu weryfikacja obecności słupów na ławce: to prosty utrudniacz, który kombinatorom może uprzykrzyć życie. Jeżeli jednak, jak ujął to trener Grycmann, federacja w przypadku “słupa aktywnego”, takiego, który na meczach się pojawia, ma związane ręce, a koniec końców to kluby odpowiadają za to, kogo zatrudniają – być może warto raz jeszcze poddać pod wątpliwość zasadność wymagań licencyjnych?
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- TOP 10 – najciekawsze nazwiska na zapleczu Ekstraklasy
- Dyrektor sportowy Chojniczanki: Chciałbym mieć 380 tysięcy miesięcznie na zawodników
- Beniaminek Ekstraklasy czy 1. ligi – kto ma trudniejsze zadanie?
- Skrzypczak: Podpuszczaliśmy się: daj mu za kołnierz. To dałem
PRZEMYSŁAW MAMCZAK
Fot. Newspix