Reklama

Lech, Raków i dwie niewiadome. Ciąg dalszy walki o Ligę Konferencji

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

28 lipca 2022, 12:45 • 8 min czytania 41 komentarzy

Jeszcze przed tygodniem mało kto spodziewał się, że do rewanżowych spotkań polskich drużyn w eliminacjach Ligi Konferencji Europy będziemy podchodzili w tak dobrych nastrojach. Nastąpił niespodziewany zwrot akcji i każdy z czterech naszych zespołów zaprezentował się bardzo dobrze, a dwa z nich mają już kolejną rundę w kieszeni. Przyszedł czas, żeby wrócić do walki o awans. A jak nie o awans, to chociaż o punkty rankingowe. 

Lech, Raków i dwie niewiadome. Ciąg dalszy walki o Ligę Konferencji

Lech, Lechia, Pogoń i Raków to nasi bohaterowie pucharowego czwartku. Od tych czterech drużyn zależy, w jakich humorach będziemy wszyscy dzisiejszego wieczoru. Tylko drużyna z Gdańska będzie miała przywilej gry na własnym stadionie. Resztę czekają wyjazdy i to w dwóch przypadkach bardzo dalekie. Najlepiej mają szczecinianie, bo akurat ich czeka tylko krótka wycieczka do Kopenhagi. Zdecydowanie gorzej wygląda to w przypadku mistrza i wicemistrza Polski, ponieważ tutaj wchodzą w grę wyprawy do miejsc oddalonych o kilka tysięcy kilometrów.

FK Astana – Raków (17.00). Nie dać się zaskoczyć kazachskim realiom

Drużyna Marka Papszuna w pierwszym spotkaniu przeciwko Astanie dała prawdziwy popis własnych możliwości, choć mało co na to wskazywało. Na dodatek w pierwszej połowie sytuacja znacznie się skomplikowała. Po czerwonej kartce dla Deiana Sorescu w pierwszej połowie można było przypuszczać, że w Częstochowie tworzy się powoli materiał na katastrofę. Nic bardziej mylnego. Częstochowianie jakby zmotywowani grą w osłabieniu rzucili się przeciwnikom do gardeł i rozbili ich aż 5:0.

Po tym meczu doszło w Kazachstanie do prawdziwego trzęsienia ziemi. Oburzony rozmiarami porażki w jakiejś tam Częstochowie były nawet władze państwowe, które zażądały wyjaśnień od przedstawicieli klubu. Z kolei po drugiej stronie zapanował w końcu większy spokój. Raków przełożył weekendowe spotkanie Ekstraklasy z Piastem Gliwice i mógł się skupić wyłącznie na rewanżu z Astaną.

Ten z pewnością nie będzie łatwy, bo w takich przypadkach problemy zaczynają się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Częstochowianie udali się do Nur-Sułtan już we wtorek i byli skazani na sześciogodzinną podróż samolotem. Do tego w klubie zapadła decyzja, że trzeba wziąć własne jedzenie i picie, aby nie ryzykować zdrowiem zawodników. Wszystko zostało dograne na tip-top, ale pociągnęło za sobą ogromne koszty. Cała logistyka wycieczki do Kazachstanu uszczupliła portfel Rakowa o 1,2 miliona złotych. Do tego należy dodać perspektywę gry na sztucznej murawie, ale i na to wszyscy są przygotowani, bo już od kilku dni trenują na takiej nawierzchni.

Reklama

– Przyjeżdżamy tu z solidną zaliczką, ale różnica między zespołami nie jest tak duża, jak wskazywałby na to wynik pierwszego meczu. Przed meczem w Częstochowie szanse na awans oceniano 50 na 50. Dziś szala jest po naszej stronie, natomiast spodziewamy się trudnego spotkania. Astana gra u siebie i na pewno będzie zdeterminowana, by zmazać plamę sprzed tygodnia – powiedział Marek Papszun na konferencji prasowej przed czwartkowym meczem.

Narsingh: Gdyby nie futbol, czyściłbym podłogi

Dinamo Batumi – Lech (19.00). Zrobić swoje i myśleć tylko o Reykjaviku

Kolejorz po pierwszym meczu jest w niemal identycznej sytuacji co Raków. Poznaniacy wygrali pierwsze spotkanie z Batumi na własnym stadionie również 5:0 i do rewanżu mogą w końcu podejść ze względnie spokojną głową. Ostatnie tygodnie przy Bułgarskiej to prawdziwa huśtawka nastrojów – od euforii po mistrzostwie Polski, przez kompromitacje z Karabachem i Stalą Mielec, aż po koncert z Gruzinami.

Pytanie tylko, która twarz Lecha jest tą prawdziwą? Ta z meczu w Baku, czy ta sprzed tygodnia? Dzisiaj raczej nie dostaniemy odpowiedzi na to pytanie, bo raczej mało kto, nawet spośród polskich klubów jest w stanie roztrwonić taką przewagę. Choć pole do kompromitacji jest zawsze, bo spokojnie można przypuszczać, że za taką zostanie uznana na przykład porażka w Batumi więcej niż jedną bramką. Może to sprawić, że nastroje w Poznaniu znów się popsują i radość z awansu nie będzie już taka sama.

Miejmy nadzieję, że nic takiego się nie stanie. Trzeba jednak być świadomym, że Lech w dalszym ciągu ma spory problem z kontuzjami i John van den Brom z pomocą Tomasza Rząsy znów będzie musiał szyć. Na szczęście sytuacja w defensywie nie wygląda już tak źle jak w pierwszym spotkaniu, kiedy to poznaniacy grali w pewnym momencie bez żadnego nominalnego stopera. Do Batumi polecieli zarówno Lubomir Satka i Maksymilian Pingot, więc raczej nie ma się co martwić o powtórkę z rozrywki.

Nie przyjechaliśmy tutaj na wakacje, mimo że warunki mamy znakomite, pogoda jest fantastyczna, a hotel mamy nad samym morzem. Wiemy, po co tu jesteśmy. Naszym zadaniem jest dobrze przygotować się do tego spotkania, podtrzymać nasze dobre samopoczucie – podkreślił John van den Brom na przedmeczowej konferencji. Cel dla Lecha jest jasny – spokojnie dowieźć awans i skupić się na kolejnej rundzie, gdzie czeka już Vikingur Reykjavik.

Reklama

Niedoszłe transfery Lecha Poznań

Lechia – Rapid Wiedeń (19.45). Zadbać o większą skuteczność

Tutaj zaczynają się schody. Przed pierwszym spotkaniem Lechia była skazywana na porażkę i nie ma się co dziwić. Rapid to uznana marka i choć najlepsze lata ma już dawno za sobą, to wciąż jest solidnym przeciwnikiem dla polskich drużyn. W dodatku wcześniej gdańszczanie nie zachwycili w rewanżu z Akademiją Pandev i dostali łomot od Wisły Płock w pierwszej kolejce Ekstraklasy. Ku zaskoczeniu wszystkich dali sobie radę na Allianz Stadion i gdyby byli trochę skuteczniejsi, to mogliby się pokusić nawet o zwycięstwo. Jednak wynik 0:0 też trzeba szanować.

Przed rewanżem nic nie jest więc przesądzone i obie drużyny startują z czystą kartą. Podopieczni Tomasza Kaczmarka mają przewagę własnego boiska, co może mieć spore znaczenie. Wystarczy sobie przypomnieć jak wyglądało starcie z Akademiją Pandev w Gdańsku, a jak w Skopje. – Mamy bardzo dobrą pozycję wyjściową, aby pójść dalej. Czeka nas trudny mecz, ale czujemy się bardzo dobrze przygotowani. Jesteśmy gotowi walczyć przez 90, 120 minut, a także w karnych. Na pewno będzie to świetne widowisko dla publiczności. Fajnie będzie czuć, że kibice na nas liczą – przyznał przed meczem skrzydłowy Lechii Christian Clemens.

Właśnie na publiczność w Gdańsku liczą najbardziej. Od tygodnia trwa tam poważna mobilizacja i namawianie kibiców do pojawienia się na stadionie. Akcja #TrzyDychyNaLechię ma doprowadzić do obecności 30 tysięcy kibiców na stadionie i to byłby naprawdę fajny wynik. Tomasz Kaczmarek mówił już o tym od razu po pierwszym meczu z Rapidem i na szczęście temat został podchwycony. W czwartek możemy się spodziewać więc prawdziwego święta futbolu, o ile nie zostanie znów popsute przez kiboli zdenerwowanych na jakiś punkt gastronomiczny.

Wszystko więc w rękach Lechii, która nie ma na co narzekać. Wsparcie kibiców będzie spore, nawet jeżeli nie będzie ich aż 30 tysięcy. Tomasz Kaczmarek nie ma problemu z kontuzjami, bo niezdolny do gry w całej kadrze jest tylko Henrik Castegren. Gotowy do występu w czwartek ma być także Łukasz Zwoliński, co jest prawdopodobnie najważniejszą wiadomością. Wiadomo już, że Rapid jest do ogrania, więc teraz przyszła pora, aby to udowodnić.

Raków nie oszczędza na wyprawie do Kazachstanu. Cały pobyt pochłonie ponad 1 mln zł

Broendby IF – Pogoń Szczecin (20.00). Zagrać dwie dobre połowy

Mecz w Szczecinie miał dość zaskakujący przebieg. W pierwszej połowie Pogoń wyglądała fatalnie i nie miała zbyt wiele do powiedzenia w starciu z duńskim rywalem. Obserwując to, co działo się na boisku, można było spokojnie wysnuć wnioski, że skończy się to wszystko tragicznie. Na szczęście do przerwy padła tylko jedna bramka dla gości, a tuż po niej Portowcy narodzili się na nowo. Tym razem to oni nie pozwalali na nic rywalom. Na boisku szalał szczególnie Kamil Grosicki, który w końcu dobrze dograł do Luki Zahovicia i udało się wyrównać.

Sytuacja Pogoni jest więc bardzo podobna do tej Lechii Gdańsk, ale jest pewna różnica. Portowcy nie przełożyli swojego ligowego spotkania w weekend jako jedyni z całej czwórki pucharowiczów. Ten temat został w ciągu minionego tygodnia przerobiony na wszelkie sposoby, ale trudno powiedzieć, aby wszystko zakończyło się korzystnie dla szczecinian. Wszyscy chylili czoła przed Jensem Gustafssonem, który mówił otwarcie, że czas się w końcu nauczyć grania co trzy dni. Idea piękna, ale wynik ze Śląskiem już niespecjalnie. Pogoń przegrała we Wrocławiu 1:2 i tylko dała więcej argumentów zwolennikom pomysłu przekładania meczów.

Jednak trzeba przyznać, że pomimo porażki Portowcy wyglądali całkiem nieźle pod względem fizycznym, więc zabrakło czegoś innego. Najważniejsze będzie to, jak mecz we Wrocławiu wpłynie na czwartkową dyspozycję zespołu Jensa Gustafssona. Obawy mogą być spore, bo Pogoń będzie grała na wyjeździe przed fanatycznymi kibicami Broendby. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem szczecinianie będą w stanie rozegrać dwie równe połowy. Tylko byle na takim poziomie, jak w drugiej części meczu w Szczecinie.

Jens Gustafsson jest o to wyjątkowo spokojny i pewny, że ligowa porażka nie wpłynie negatywnie na zespół. – Wrócimy do gry po porażce w lidze, co daje nam jeszcze więcej energii przed tym drugim spotkaniem. Chcemy zagrać tak, jak w II połowie pierwszego spotkania z Broendby. Wierzę, że będziemy wciąż rosnąć jako zespół i jesteśmy gotowi podjąć wyzwanie, które jest przed nami. Wracają do nas Michał Kucharczyk i Konstantinos Triantafyllopoulos. To dwóch doświadczonych piłkarzy, bardzo ważnych dla naszego zespołu. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów są w składzie. To będzie niesamowicie ważne spotkania dla każdego z nas. Wiem, że nasi kibice będą nas wspierać. Potrzebujemy tego – przyznał szwedzki szkoleniowiec.

Czytaj więcej:

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Liga Konferencji

Komentarze

41 komentarzy

Loading...