Reklama

Jakub Piotrowski i kariera na zaciągniętym ręcznym

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

28 lipca 2022, 08:12 • 8 min czytania 26 komentarzy

Niewielu polskich piłkarzy rozwija (?) się w tak powolnym tempie jak Jakub Piotrowski, który wyjechał na zachód latem 2018 roku i… wciąż nie odpalił. A mimo to tenże zachód nie zweryfikował go na tyle, by musiał z podkulonym ogonem wracać do Ekstraklasy. Po przeciętnej przygodzie w Fortunie Duesseldorf „Kaszti” zalicza miękkie lądowanie. Zostanie wykupiony przez Łudogorec Razgrad.

Jakub Piotrowski i kariera na zaciągniętym ręcznym

Jakub Piotrowski – transfer do Łudogorca Razgrad

Nie mówimy już o młodym zawodniku, a o 24-latku. Nie chodzi też o zdolny talent do oszlifowania, a piłkarza z permanentnymi problemami. Jakub Piotrowski niby zbacza właśnie z obranej wcześniej drogi – próby przebicia się w teoretycznie mocnych, zachodnich ligach – ale nie powinien z tego powodu w żaden sposób kręcić nosem. Grający regularnie w pucharach Łudogorec Razgrad to dla niego miejsce, w którym MUSI wrócić na dobre tory i popchać wreszcie karierę do przodu.

Umówmy się – do Łudogorca trafiali przecież piłkarze, którzy byli wyróżniającymi się postaciami polskiej ligi. Jacek Góralski? Po świetnej grze w Jagiellonii, srebrnym medalu, pierwszych powołaniach do reprezentacji, łatce ligowego bulteriera potrafiącego zatrzymać nawet Vadisa. Jakub Świerczok? Gdy opuszczał Zagłębie Lubin, miał na koncie 16 bramek w 21 meczach. Kariery obu z nich w momencie otrzymania oferty z Razgradu osiągnęły znacznie większy pułap niż ta Piotrowskiego, który zaczął sezon 2. Bundesligi na ławce rezerwowych.

To dlatego piłkarz powinien doceniać tę propozycję. Transfer jest już właściwie przesądzony, Piotrowski wkrótce zostanie zaprezentowany jako piłkarz mistrza Bułgarii. Mimo że nie zrobił furory w 2. Bundeslidze, jego niemiecki klub wciąż w niego wierzył i nie planował sprzedaży.

– Kuba zwrócił się do nas z chęcią transferu. Nasze oczekiwania finansowe zostały spełnione i są już uregulowane. Pozostają tylko testy medyczne i porozumienie z samym zawodnikiem. To w pierwszym wrażeniu niezrozumiała decyzja, ponieważ nie chcieliśmy oddawać tego piłkarza. Ale otrzymaliśmy atrakcyjną ofertę, która daje nam nowe możliwości, by się wzmocnić – jest cytowany na Twitterze Klaus Allofs, dyrektor sportowy klubu z Duesseldorfu.

Reklama

Jakub Piotrowski – stracone lata

Nie wszyscy piłkarze michniewiczówki, która dała nam sporo emocji na młodzieżowym Euro, rozwija się w taki sposób, jakiego się spodziewaliśmy. W przypadku wielu z nich znamy konkretne i oczywiste przyczyny. Bartosz Kapustka ewidentnie rzucił się na zbyt głęboką wodę. Krystianowi Bielikowi nie pomagają kontuzje. Patryk Dziczek ma problemy ze zdrowiem. Kamil Jóźwiak trafił do klubu, w którym ciężko było o liczby. Kilku innych – jak Pestka, Wdowiak czy do niedawna Wieteska – po prostu zostało w Ekstraklasie.

W przypadku Piotrowskiego ciężko znaleźć jeden, konkretny powód. Ani nie prześladowały go urazy, ani nie podejmował zbyt ryzykownych ruchów, ani nie zabrakło mu cierpliwości, ani nie sprawiał pozaboiskowych problemów. Pomocnik wyjechał bardzo szybko – po ledwie jednym pełnym sezonie w Pogoni Szczecin. W Genku był piłkarzem nawet nie z drugiego, a trzeciego szeregu. Sezon 18/19? 128 minuty. 19/20? 257 minut. Wiadomo, że poprzeczka wisiała wysoko – Genk zdobył w międzyczasie mistrzostwo, puchar, zagrał w Lidze Mistrzów. Sam Piotrowski szukał szczęścia na wypożyczeniu w Waasland Beveren, ale zanim tam się rozkręcił, przyszła pandemia i Belgowie przerwali rozgrywki.

Po dwóch latach – leżąc na tarczy – poszukał sobie nowego klubu. Przegrał bardzo dużo – przecież Genk wydawał się klubem w zasięgu jego możliwości, nawet mimo trudnego początku, który polscy piłkarze często przeżywają po wyjeździe. Ambicje zawodnika sięgały przecież wyżej niż liga belgijska. Genk miało być tylko przystankiem. Okazało się poprzeczką nie do przeskoczenia. Przynajmniej na tamten moment.

Piotrowski wciąż był wówczas piłkarzem, któremu poważne kluby chcą dać drugą szansę, zwłaszcza że Genk nie zamierzał blokować swojego zawodnika i nie stawiał zaporowej ceny. Choć Belgowie zapłacili Pogoni dwa miliony euro, oddali pomocnika do Fortuny Duesseldorf za czterokrotnie mniejszą kwotę. Na papierze dużo się zgadzało, no bo…

Po pierwsze – trafiał do klubu, który akurat spadł z Bundesligi, który potrzebował nowego rozdania, złamania pewnej hierarchii, świeżego powietrza w szatni. Po drugie – Fortuna nie szasta kasą na prawo i lewo i jeśli już za kogoś płaci, to ma na niego konkretny plan. Po trzecie – w szatni spotkał dwóch rodaków, czyli Dawida Kownackiego i mającego polskie korzenie Adama Bodzka, zresztą niemieckie media podśmiewały się, że Piotrowskiemu na boisku często myliły się języki i czasem pokrzykiwał na niemieckich kolegów po polsku. Po czwarte – sama liga znów, podobnie jak ta belgijska, wydawała się być w zasięgu. Mowa o rozgrywkach, w których brylował Rodrigo Zalazar (słabiutki w Koronie Kielce) i w których świetne recenzje zbiera Thomas Dahne (słabiutki w Wiśle Płock).

W pierwszym sezonie rozegrał ledwie 593 minuty – znacznie więcej niż w Genku, ale wciąż to bilans, który nie robi wielkiego wrażenia. Piotrowskiemu nie pomogła z pewnością afera koronawirusowa, przez którą stracił miesiąc i po której musiał odbudowywać swoją pozycję w zespole. Zimą 2020 roku Fortuna nie chciała puszczać swoich piłkarzy na święta Bożego Narodzenia. Nieliczni, którzy dostali pozwolenie, otrzymali jasne instrukcje: spędzajcie czas z rodziną, żadnego wychodzenia, żadnego ryzyka. Piotrowski mimo zakazu wziął udział w turnieju halowym, po którym złapał wirusa.

Reklama

Nie jest rozsądnym w tych czasach grać z przyjaciółmi w piłkę na hali i jeszcze publikować z tego zdjęcia. To strata dla nas, bo nie możemy na niego liczyć i strata dla niego, bo nie może trenować. Będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami. Popełnił błąd, ale to dobry chłopak. Nie będziemy go potępiać, tylko przyjmiemy z powrotem do grupy – wyrażał niezadowolenie Adam Bodzek, kapitan Fortuny. Wkurzenie klubu wynikało z tego, że wielu zawodników, dla bezpieczeństwa, zostało w Duesseldorfie, z dala od swoich rodzin. A Piotrowski na własne życzenie osłabił zespół.

W drugim sezonie grał znacznie więcej, ponad 1500 minut, na co złożyło się 17 meczów w wyjściowym składzie. Oznaki zwyżkującej formy wysyłał już w końcówce sezonu 20/21, gdy po meczu z Bochum – kompletnej porażce 0:3, która na dobre wyeliminowała Fortunę z walki o awans – „Kicker” nazwał go „wygranym wśród przegrańców”. Za nim mocno przeciętny sezon z kilkoma przebłyskami, które pojawiały się zwłaszcza po zmianie trenera. Średnia not Piotrowskiego w „Kickerze” to 3,65. Wśród pomocników zajmuje 57. miejsce w lidze. Wśród piłkarzy bez podziału na pozycje – 162.

Czyli bez szału.

Piotrowski trafił do Fortuny w idealnym momencie, bowiem akurat dochodziło do zmiany warty w środku pola. Z klubu odchodzili właśnie nieco bardziej ofensywnie usposobieni środkowi pomocnicy i w tej kwestii wytworzyła się luka – ci, którzy zostali, byli bowiem klasycznymi szóstkami. Uzasadniona była zatem nadzieja, że Polak wedrze się do wyjściowej jedenastki i będzie pełnił funkcję ósemki łączącej przód z tyłem. Tygodnie jednak mijały, a gra Piotrowskiego nie rzucała na kolana. Potem przyplątał mu się również koronawirus, który troszeczkę utrudnił walkę o skład, ale generalnie było cienko. Powiew nadziei, całkiem zresztą spory, przyszedł jednak w kolejnym sezonie i to w rundzie wiosennej. Zespół w kryzysie przejął Daniel Thioune i błyskawicznie dźwignął go z dolnych rejonów tabeli – Fortuna zaczęła grać agresywnym pressingiem, ofensywnie, a w jej środku Piotrowski może nie brylował, ale grał regularnie i na poziomie. Miewał znakomite przebłyski gry charakterystycznej dla rosłego środkowego pomocnika – potrafił odebrać piłkę i ruszyć z kontrą, poprzepychać się z rywalami. Czepić można było się precyzji podań, bo zdarzało mu się samemu zniweczyć własny trud – co z tego że przechwycił piłkę i podciągnął z nią kilkanaście metrów, skoro finalizował to niecelnym podaniem. Tak czy owak – radykalne odstawienie od składu w tym sezonie jest trochę zaskakujące, a transfer do o wiele słabszej ligi – tym bardziej – mówi nam Marcin Borzęcki, ekspert ViaPlay.

W efekcie opuszcza Fortunę już nie jako piłkarz, który leży na tarczy, ale piłkarz, który ligi nie zawojował. Ani nie zaniżał poziomu, ani nie zapracował na pozycję, w której kibice nie wyobrażają sobie Fortuny bez Polaka w składzie. Po prostu: stanowił alternatywę, był gościem do rotacji. Wiele o Piotrowskim mówią nie tylko występy w obecnym sezonie (dwa mecze – cztery i dziewięć minut), ale i przytaczana wcześniej reakcja dyrektora sportowego, który mówi, że może to dziwny ruch, może nie planowaliśmy go sprzedawać, ale skoro płacą nam pieniądze, to dlaczego nie? Przecież da nam to nowe możliwości. Czytaj – być może ściągniemy na tę pozycję lepszego zawodnika.

Co czeka Piotrowskiego w Łudogorcu?

Łudogorec może być dla Piotrowskiego świetnym oknem wystawowym. Warunek jest jeden – musi grać regularnie i dawać jakość. Przykłady Góralskiego czy Świerczoka pokazują, że w Razgradzie nie ma abonamentu na grę. Obaj mieli swoje wzloty i dołki, koniec końców żaden z nich się nie wypromował. Góralski odszedł przecież do Kajratu, a Świerczok wrócił do polskiej ligi.

W ostatnich latach rzadko zdarzało się, by piłkarze Łudogorca spektakularnie szli w górę. By znaleźć ostatnie naprawdę duże transfery wychodzące, trzeba się cofnąć do sezonu 17/18, gdy Jonathan Cafu odszedł do Bordeaux (7,50 miliona euro), a Jose Luis Palomino do Atalanty (4,70 miliona euro). Wygranie ligi bułgarskiej będzie dla Piotrowskiego oczywistością, w Razgradzie nie wiedzą nawet, jak to jest nie zdobyć mistrzostwa. Od kiedy Łudogorec awansował do bułgarskiej ekstraklasy w 2011 roku… zawsze sięgał po tytuł.

Środki finansowe – są, poważna baza treningowa – jest, mentalność zwycięzców i krajowa dominacja – również. Wyznacznikiem dobrego sezonu są dla tego klubu europejskie puchary. A w nich Łudogorec gości regularnie. Wkrótce powalczy o Ligę Mistrzów w bałkańskim pojedynku na szczycie z Dinamo Zagrzeb. Statystyka z ostatnich lat to…

  • 13/14 – 1/8 Ligi Europy (odpadnięcie z Valencią)
  • 14/15 – faza grupowa Ligi Mistrzów (4. miejsce)
  • 15/16 – brak awansu
  • 16/17 – faza grupowa Ligi Mistrzów (3. miejsce) i 1/16 Ligi Europy (odpadnięcie z FC Kopenhaga)
  • 17/18 – 1/16 Ligi Europy (odpadnięcie z Milanem)
  • 18/19 – faza grupowa Ligi Europy (4. miejsce)
  • 19/20 – 1/16 Ligi Europy (odpadnięcie Interem)
  • 20/21 – faza grupowa Ligi Europy (4. miejsce)
  • 21/22 – faza grupowa Ligi Europy (4. miejsce)

W porównaniu do polskich klubów – kosmos. A przecież wielu zawodników na miejscu Piotrowskiego zaczęłoby się już rozglądać za możliwością powrotu do Ekstraklasy. Przykładów nie trzeba daleko szukać – dopiero co Dawid Kownacki spędził rundę w Lechu Poznań, gdzie chętnie pograłby dłużej, gdyby tylko „Kolejorza” było stać na sumę odstępnego. Dla polskiego zawodnika to prawdopodobnie ostatnia szansa w poważnym klubie. Albo się sprawdzi i wreszcie pchnie swoją karierę do przodu, albo pozostanie z łatką talentu, któremu z niewiadomych przyczyn nie wyszło.

WIĘCEJ O POLAKACH ZAGRANICĄ: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...