Reklama

Upadek giganta. Dlaczego Pro Evolution Soccer przegrało wyścig z FIFA?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 lipca 2022, 10:42 • 11 min czytania 107 komentarzy

Na starcie XXI wieku seria Pro Evolution Soccer stanowiła realną konkurencję dla symulacji piłkarskich spod szyldu FIFA. Ba, w wielu aspektach produkt Konami wręcz przerastał dzieło EA Sports. I to przerastał zdecydowanie. Rywalizacja na linii PES – FIFA należała więc przez całe lata do najgorętszych i najciekawszych w branży gier wideo. Dziś jednak trudno już mówić o jakimkolwiek realnym wyścigu tych dwóch tytułów. Seria FIFA wyrosła na hegemona w swoim gatunku, podczas gdy PES pogrąża się w problemach.

Upadek giganta. Dlaczego Pro Evolution Soccer przegrało wyścig z FIFA?

Wypada więc zapytać: dlaczego niegdyś uwielbiane Pro Evolution Soccer upadło aż tak nisko?

Ambitne początki

Najpierw kilka słów o historii.

Japońska firma Konami – producent i wydawca gier wideo – tematyką futbolową zaczęła się interesować w pierwszej połowie lat 90. Efektem tego zainteresowania była gra International Superstar Soccer (ISS), funkcjonująca również pod nazwą Jikkyō World Soccer Perfect Eleven. Tytuł przeznaczony dla konsol Super Nintendo Entertainment System, który wypuszczono na rynek azjatycki w 1994, a na europejski i amerykański w 1995 roku. Produkcja zebrała przyzwoite recenzje, choć nie aż tak ciepłe, jak FIFA International Soccer z 1993 roku. Tak czy owak, w tym okresie można już upatrywać początków rywalizacji Konami z Electronic Arts. Inne kultowe serie, takie jak Sensible Soccer czy Kick Off, zostały w tyle ze swoimi staroświeckimi mechanikami. Z kolei Sega Worldwide Soccer miała swoje spektakularne chwile, lecz finalnie nie utrzymała tempa.

Reklama

Niewątpliwie największym triumfem Japończyków w ostatniej dekadzie XX stulecia okazały się gry International Superstar Soccer 64 oraz International Superstar Soccer Pro z 1996/1997 roku, wydane z myślą o konsolach – odpowiednio – Nintendo 64 i PlayStation.

To właśnie wówczas zarysowała się wstępnie podstawowa różnica w podejściu Konami oraz EA do tworzenia piłkarskich symulacji. Ci pierwsi postawili bowiem na szeroko pojęty realizm rozgrywki, bardzo mocno rozbudowując elementy meczowej strategii. Stało się to później znakiem rozpoznawczym całej serii, która zaczęła uchodzić za znacznie bardziej złożoną od głównej konkurentki. FIFA niejako prowokowała graczy do stosowania prostych rozwiązań boiskowych, podczas gdy ISS wymuszał spowalnianie gry i konstruowanie ataków pozycyjnych. Krótko mówiąc: więcej podań, a mniej opętańczego biegania z jednej strony placu gry na drugą.

Jasne, Konami nie miało dostępu do oficjalnych licencji, więc w ofensywie reprezentacji Brazylii szaleli Allejo, Gomez i Senior, a nie Bebeto, Romario i Ronaldo. Z kolei w ataku reprezentacji Polski na gole polowali Musioł, Nawrocki i Lach zamiast Koseckiego, Kowalczyka i Juskowiaka. Pod tym względem niezapomniana FIFA 98: Road to World Cup wyraźnie górowała nad ISS.

Przewag po stronie FIFA było zresztą więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że Konami dobitnie dowiodło, iż ma po swojej stronie bardzo mocne, głównie gameplay’owe argumenty.

Reklama

Szczyt popularności

Kolejne futbolowe produkcje japońskiego studia także cieszyły się niezwykle pozytywnym odbiorem wśród graczy i recenzentów. Strzałem w dziesiątkę okazało się na przykład wprowadzenie trybu Master League w ramach gry ISS Pro Evolution. Pozwalał on na podjęcie zmagań w elitarnej lidze, złożonej z szesnastu zespołów będących odpowiednikami topowych europejskich klubów. Niezależnie od tego, jaką drużynę wybrał sobie gracz, otrzymywał on początkowo do dyspozycji skład złożony z fikcyjnych zawodników. Zabawa polegała więc nie tylko na tym, by walczyć o zwycięstwo w lidze. Za wygrane mecze przyznawano punkty, które z kolei można było później wydać na rynku transferowym, stopniowo przekształcając kadrę złożoną z anonimów w ekipę pełną gwiazd światowego futbolu.

W 2001 roku na PlayStation 2 zadebiutowała zaś gra Pro Evolution Soccer (na rynku japońskim – World Soccer: Winning Eleven 5). Tom Bramwell z magazynu Eurogamer uznał ją za „bez wątpienia najlepszą grę piłkarską” bez podziału na konsole. – PES jest aktualnie jedyną grą, gdzie faktycznie można poczuć ducha piłki nożnej, zamiast jakiejś dziwacznej mieszanki baletu z operą. Tak, mówię teraz do was, panowie z EA – pisał recenzent. I wielu ekspertów podzielało jego opinię, nie pozostawiając suchej nitki na kiepskich mechanikach gry FIFA 2002. – PES sprawia, że bezbramkowy remis staje się ekscytującym doświadczeniem dla gracza nawet w trybie single-player – grzmiał dalej Bramwell. – To pozycja dla prawdziwych miłośników futbolu.

Tym samym Konami i Electronic Arts niejako okopały się po dwóch stronach barykady. Z jednej strony – brak schematyczności, wysoki realizm rozgrywki i immersyjność. Z drugiej – status „oficjalnej” piłkarskiej symulacji. Liczne licencje, pewne przewagi graficzne, przystępność i bardziej efektowna oprawa.

Jak przełożyło się to na sprzedaż?

  • (2003) PES 3 – około 3,68 miliona egzemplarzy
  • (2003) FIFA 2004 – około 4,4 miliona egzemplarzy
  • (2004) PES 4 – około 4,41 miliona egzemplarzy
  • (2004) FIFA 2005 – około 4,89 miliona egzemplarzy
  • (2005) PES 5 – około 5,76 miliona egzemplarzy
  • (2005) FIFA 06 – około 5,27 miliona egzemplarzy
  • (2006) PES 6 – około 6,53 miliona egzemplarzy
  • (2006) FIFA 07 – około 6,38 miliona egzemplarzy
  • (2007) PES 2008 – około 8,56 miliona egzemplarzy
  • (2007) FIFA 08 – około 9,49 miliona egzemplarzy

źródło danych: VGChartz

Na początku bieżącego stulecia PES i FIFA szły po prostu łeb w łeb.

Pro Evolution Soccer 3 było pierwszą odsłoną serii dostępną dla graczy komputerowych. Pecetowcy rzecz jasna nad wyraz gładko uporali się z największym mankamentem gry, tworząc łatwo dostępne mody, które podmieniały zmyślone nazwy i fikcyjne herby klubów na rzeczywiste. Nawet okładka PES 3 stanowiła swoistą demonstrację siły ze strony Konami. Nie znalazł się na niej bowiem żaden gwiazdor światowego futbolu, lecz… sędzia. Pierluigi Collina. Postać niezwykle charakterystyczna, jasne. Ale taka, a nie inna decyzja japońskich marketingowców miała też wymiar symboliczny.

„Nie potrzebujmy super-gwiazdy na okładce. My tworzymy grę dla prawdziwych kibiców, a każdy prawdziwy fan futbolu rozpoznaje i szanuje Collinę” – zdawało się komunikować Konami.

FIFA zmienia zasady gry

Za opus magnum Konami znaczna część polskich graczy do dziś uznaje kultowe w naszym kraju Pro Evolution Soccer 6. Dość powiedzieć, że mniej lub bardziej bezpośrednie nawiązania do tej gry można wychwycić w wielu tekstach rodzimych raperów. Dopracowane modele piłkarzy, bardzo ładne animacje, klarowny system sterowania, gameplay niezmiennie kładący nacisk na kreatywność, smaczki taktyczne, spore pole do popisu w kwestii tworzenia graczy oraz klubów.

Przy tej odsłonie serii naprawdę dało się spędzić setki, czy wręcz tysiące godzin. Nawet kanciasty komentarz Mateusza Borka i Romana Kołtonia wzbudza pewien sentyment. Z dzisiejszej perspektywy można się wszakże zastanawiać, czy ten sukces nieco nie uśpił Konami.

Electronic Arts przez całe lata obrywało za traktowanie piłki nożnej po macoszemu, w porównaniu do symulacji popularnych głównie wśród północnoamerykańskich odbiorców. Żeby wspomnieć przede wszystkim serię Madden NFL – praktycznie nieobecną w Europie, a hitową w USA. Przedstawiciele EA zdali sobie jednak sprawę, że tego rodzaju polityka może w końcu zaowocować ich całkowitą klęską na płaszczyźnie piłkarskiej. Tym bardziej że Konami zaczęło osiągać istotne sukcesy na polu licencyjnym, choćby poprzez oficjalne związanie się z Ligą Mistrzów UEFA.

FIFA ruszyła więc na poszukiwania nowych atutów. Steve Merrett, wieloletni pracownik Konami, przyznał na łamach The Guardian: – EA skopiowało wszystko, co było dobre w starym Pro Evolution Soccer i zaimplementowało to w grach FIFA. Tymczasem PES zaczął błędnie rozkładać akcenty. Oszalał na punkcie upodabniania piłkarzy do ich rzeczywistych odpowiedników. Na pierwszym planie znalazła się technologia przechwytywania ruchu. Ogon zaczął merdać psem. Silnik skrzypiał, ale elastyczność rozgrywki znalazła się w cieniu graficznego realizmu.

Przełom nastąpił w 2008 roku, wraz z premierą gry FIFA 09. Tytuł spotkał się z bardzo entuzjastycznym odbiorem, zwłaszcza wśród użytkowników 7. generacji konsol (Xbox 360, PS3). Kluczowy dla przyszłości serii okazał się jednak niepozorny, płatny dodatek – Ultimate Team.

„Myślę, że właśnie przy FIFA 09 zaczęliśmy odbierać od fanów sygnały, że wreszcie jesteśmy najlepsi w branży. Umocniliśmy swoją pozycję przy okazji kolejnej odsłony. Sądzę, że to był najważniejszy moment w historii naszej serii”

Aaron McHardy z EA Sports na łamach Bleacher Report

Wspomniany tryb (swoją drogą, wykorzystany też w mniej popularnej grze UEFA Champions League 2006/2007) umożliwił graczom stworzenie własnego klubu i wypełnienie go zawodnikami, zgromadzonymi uprzednio w postaci kart o określonych właściwościach i statystykach. Kartami można rzecz jasna handlować albo zdobywać je w specjalnych paczkach. Zagwarantowano również możliwość konfrontowania skompletowanych w ten sposób drużyn w turniejach online. Niespodziewanie nawet dla samych twórców, tryb Ultimate Team zaczął robić oszałamiającą furorę. Stając się najpierw integralną częścią kolejnych gier z serii, a następnie wyrastając na ich centralny punkt. Summa summarum, mówimy o jednym z największych fenomenów w dziejach gier wideo.

Naturalnie FIFA dynamicznie rozwijała się na przeróżnych płaszczyznach, ale nie ma najmniejszych wątpliwości, że to Ultimate Team zapewnił jej skokowy wzrost popularności. Długo by o tym zresztą opowiadać. To w zasadzie materiał na osobny, szeroki artykuł. Miliony wyświetleń pod nagraniami z sesji otwierania paczek przez wydzierających się niemiłosiernie streamerów. Karty futbolowych ikon, takich jak Eusebio, Ronaldinho czy Diego Maradona. Prawdziwi piłkarze, chwalący się swymi cyfrowymi odpowiednikami w mediach społecznościowych. Kluby ogłaszające transfery w sposób stylizowany na FUT… Czyste wariactwo.

Zapytacie jednak: gdzie się podział PES? Wróćmy na chwilę do statystyk.

Podczas gdy FIFA z roku na rok zwiększała sprzedaż (o dochodach z mikropłatności nie wspominając), seria Pro Evolution Soccer pod kątem sprzedażowym zaczęła karleć. I to dość gwałtownie. W 2008 roku Konami sprzedało około siedmiu milionów kopii swojej piłkarskiej gry. Dwa lata później – około pięciu. W 2013 roku – około dwóch. Dla porównania, FIFA 14 rozeszła się w przeszło czternastu milionach egzemplarzy. A nie było to wcale ostatnie słowo EA Sports. Bank rozbiła bowiem FIFA 18. 24 miliony sprzedanych kopii zapewniają jej miejsce wśród 50 najlepiej sprzedających się gier wszech czasów. To niebagatelne osiągnięcie, zwłaszcza że mówimy o tytule obarczonym swoistą datą ważności i zastąpionym już po roku nowszą wersją.

Alex Iwobi (wtedy gracz Arsenalu) wypalił swego czasu w rozmowie z New York Times, że jeśli nie kojarzy jakiegoś piłkarza z drużyny, z którą „Kanonierzy” mają się wkrótce zmierzyć w Premier League, to sprawdza wartość i statystyki jego karty w FIFA Ultimate Team. Z ankiet przeprowadzanych w Stanach Zjednoczonych wynika, że Amerykanie nazwę FIFA kojarzą dziś bardziej z serią gier, niż ze światową federacją piłkarską. Powtórzmy: szaleństwo.

Całkowita klęska

EA Sports genialnie wykorzystało więc kolekcjonerskie, hazardowe i kompetytywne zacięcie u swoich graczy, oczarowując ich trybem Ultimate Team. W efekcie PES przestał być realną konkurencją dla FIFA. Trzeba jednak zaznaczyć, że pozostał dla niej, mimo wszystko, interesującą alternatywą.

Japończycy otrząsnęli się bowiem z przydługiego letargu i kilka lat temu zaczęli wreszcie pracować nad odzyskaniem przez Pro Evolution Soccer reputacji gry – ujmijmy to, może z pewną przesadą – stworzonej z myślą o koneserach futbolu. Bardzo pozytywne recenzje zebrał choćby PES 2016, doceniony za gameplay i oprawę graficzną. Przygotowano też bezpośrednią odpowiedź na sukces FUT, czyli tryb myClub. No i, co bardzo istotne, rozpoczęto potężną ofensywę na urządzeniach mobilnych, gdzie PES zaczął generować wielkie zyski. Gra eFootball PES 2020 została ściągnięta przeszło 300 milionów razy.

Bolesny okazał się wprawdzie koniec mariażu z Champions League, ale podjęto dalsze próby kąsania hegemona, jeśli chodzi o licencje. Przykłady? Konami związało się z Juventusem, który w grach z serii FIFA trzeba było na jakiś czas przemianować na Piemonte Calcio, a także zainicjowało ścisłą współpracę z FC Barceloną. Na tym tle doszło zresztą do mini-skandalu. Gdy Sergi Roberto z „Dumy Katalonii” miał wziąć udział w charytatywnym turnieju FIFA, Japończycy postawili twarde weto. – Najważniejszy jest nowy silnik. Aktualne rozwiązania wyhamowują grę tam, gdzie kiedyś najbardziej imponowała. Zapomnijmy o wielkich wydatkach na licencje. Wróćmy do trzech fundamentów, które uczyniły tę serię popularną. Atrakcyjna rozgrywka, realistyczna sztuczna inteligencja i wciągające tryby gry. Zapewnijmy graczom sfrustrowanym przez serię FIFA prawdziwą alternatywę – rozsądnie apelował Asim Tanvir na łamach The Guardian.

I jego apel został wysłuchany. W pewnym sensie.

Kierownictwo Konami jęło się bowiem głowić nad tym, dlaczego w gruncie rzeczy na urządzeniach mobilnych PES z taką swobodą dystansuje konkurencję, włącznie z produktem EA, podczas gdy na konsolach przegrywa z nią o ładnych kilka długości. No i doszło do wniosku, że najlepszym sposobem na zaradzenie tej sytuacji będzie przełożenie fundamentalnych rozwiązań z gry „małej” na „dużą”. W 2020 roku w ogóle nie wydano więc nowej wersji, oferując graczom jedynie uaktualnienie poprzedniej. Taka przekąska przed daniem głównym. Natomiast 29 września 2021 roku zaprezentowano światu tytuł eFootball 2022.

To był blamaż japońskiego studia. Grze nie pomogło nawet to, iż została (podobnie jak wersja mobilna) udostępniona w formule free-to-play, opartej o system dodatków i mikropłatności. Powszechnie uznano ją za gniot. Kompletny niewypał i jedną z najgorszych produkcji ostatnich lat. Największą klęskę w dziejach serii.

Te screeny mówią chyba wszystko. – Po wydaniu eFootball 2022 otrzymaliśmy liczne wiadomości zwrotne i prośby w związku z balansem rozgrywki, a przede wszystkim szybkością podań i defensywą zawodników. Gracze zgłaszają też problemy z cut-scenkami, wyrazem twarzy zawodników. Ich ruchami i fizyką piłki. Bardzo przepraszamy za te niedociągnięcia i zapewniamy, że każdą uwagę traktujemy poważnie. Robimy wszystko, by sytuacja zmieniła się na lepsze – kajało się Konami w oficjalnym oświadczeniu. No ale mleko zdążyło się rozlać. Gra zaczęła bić rekordy negatywnych ocen na platformie Steam.

O katastrofie najprawdopodobniej zadecydował pomysł, by przekreślić lata pracy nad dopracowywaniem fotorealizmu rozgrywki w ramach silnika Fox Engine i przy tworzeniu eFootball 2022 wykorzystać Unreal Engine 4 (znów: podobnie jak w wersji mobilnej). Nie tylko zrujnowało to gameplay, ale doprowadziło również do mnóstwa kuriozalnych błędów graficznych, które na długie miesiące zmieniły eFootball w grę-mem. Sytuację jako-tako odratowano dopiero wiosennymi uaktualnieniami. Co wcale nie oznacza, że twórcy przestali rozczarowywać graczy. Wściekłość wzbudził na przykład majowy komunikat, że tryb Master League – jak już wspominaliśmy, flagowy dla całej serii – zostanie zaimplementowany do gry dopiero w 2023 roku. Rzecz jasna w formie płatnego dodatku.

***

Oczywiście najzagorzalsi fani Pro Evolution Soccer pozostaną wierni kolejnym odsłonom eFootball. Wielu z nich podkreśla na przykład, że wykorzystanie Unreal Engine 4 na dłuższą metę otwiera przed Konami szereg nowych możliwości i koniec końców wyjdzie grze na dobre. Choć transformacja jeszcze trochę potrwa. Trudno jednak w tej chwili zakładać, by w dającej się przewidzieć przyszłości Japończycy mogli ponownie rzucić wyzwanie gigantom z EA Sports. Kilkanaście lat temu mieli wprawdzie pełne prawo, by uważać się za najlepszych w branży, lecz obecnie pozostaje im walka, aby w ogóle utrzymać się na powierzchni.

I oby im się udało. Cokolwiek powiedzieć o ostatnich wpadkach, PES to wciąż kawał historii cyfrowego futbolu. Przeszło 100 milionów sprzedanych egzemplarzy plasuje serię w gronie 25 najpopularniejszych w historii gier wideo. Zresztą nawet miłośnicy FIFA nie powinni narzekać, gdyby Electronic Arts ponownie poczuło na plecach oddech Konami. Impuls ze strony silnego konkurenta na ogół sprzyja przecież rozwojowi.

CZYTAJ WIĘCEJ O GRACH WIDEO:

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Kluby z Arabii Saudyjskiej chcą Kevina De Bruyne. W grze 100 milionów euro

Patryk Fabisiak
0
Kluby z Arabii Saudyjskiej chcą Kevina De Bruyne. W grze 100 milionów euro
Ekstraklasa

Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Patryk Fabisiak
6
Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Komentarze

107 komentarzy

Loading...