Mistrzostwa Świata w Eugene rozpoczęły się od biegu sztafet mieszanych 4 x 400 metrów. Spośród wszystkich sztafet, to konkurencja najmniej prestiżowa, gdyż jest najmłodsza. Ale w nas wzbudziła najwięcej emocji. Te, niestety, nie były związane wyłącznie z walką Polaków o medale. Światło dzienne ujrzały wzajemne nieporozumienia sztabu szkoleniowego i zawodników, związane ze składem drużyny. Ostatecznie Polska zajęła w finale miejsce poza podium, jednak w Eugene pobiegną nasze trzy kolejne sztafety. Jak zamieszanie związane z mikstem wpłynie na Aniołki Matusińskiego – jedną z naszych największych medalowych nadziei? Czego możemy oczekiwać po męskiej sztafecie 4 x 400 m? I dlaczego bieg na 100 metrów kobiet w Polsce ma szansę być kojarzony z kimś więcej, niż tylko z Ewą Swobodą?
ANIOŁKI MAJĄ KŁOPOTY W RAJU?
Wspominając dzień 31 lipca 2021 roku, chciałoby się powiedzieć – ah, co to był za występ, co to była za sztafeta! Właśnie tego dnia Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński zdobyli złoto olimpijskie na igrzyskach w Tokio. Mogłoby się wydawać, że skoro ta sama czwórka została wystawiona w finałowym biegu sztafet mieszanych 4 x 400 metrów w Eugene, to przez rok nic się nie zmieniło.
Ale to tylko pozory, bo zmianom uległo sporo rzeczy.
Po pierwsze, World Athletics w swoich przepisach doprecyzowało kolejność zmian w których pobiec miały sztafety mieszane. Obecnie, od startu brzmi ona: mężczyzna-kobieta-mężczyzna-kobieta. Po drugie – i ważniejsze – nie był to najmocniejszy skład, który do walki mogli desygnować Polacy. Wszystko przez drugi przepis, który głosił, że w porównaniu do biegów eliminacyjnych, reprezentacje występujące w finale mogą wymienić maksymalnie 25% składu osobowego sztafety. Czyli tylko jednego jej uczestnika (lub uczestniczkę). Dla porównania dodajmy, że podczas igrzysk w Tokio Polacy wymienili aż trzy osoby, które startowały w eliminacjach. Byli to Dariusz Kowaluk, Iga Baumgart-Witan oraz Małgorzata Hołub-Kowalik.
Rzecz w tym, że polski sztab w osobach Aleksandra Matusińskiego oraz Marka Rożeja najwyraźniej nie wiedział o przepisie, który funkcjonuje od marca bieżącego roku. Wobec tego pierwotnie planowano, by w biegu kwalifikacyjnym sztafety mieszanej, obok Karola Zalewskiego i Kajetana Duszyńskiego, pobiegły Iga Baumgart-Witan oraz Justyna Święty-Ersetic. W finale miały je zastąpić Natalia Kaczmarek oraz Anna Kiełbasińska. Ta ostatnia o zmianach w regulaminie wiedziała, jednak nie poinformowała o nich trenerów kadry (inną kwestią jest, że to oni powinni znać regulamin). Wcześniej otrzymała zapewnienie od sztabu, że jest przewidziana tylko do jednego występu w mikście. Tego finałowego.
Kiedy okazało się, że tylko jedna z naszych biegaczek może zostać zmieniona w finale (u panów jasne było, że Duszyński i Zalewski pobiegną dwa razy), trenerzy zdecydowali się na to, że tą zawodniczką będzie Natalia Kaczmarek, zaś Kiełbasińska pobiegnie dwa razy. Natalię w eliminacjach miała zastąpić Justyna Święty-Ersetic. Ale przy takim obrocie spraw, zawodniczka z Sopotu powiedziała, że rezygnuje z występów w sztafecie mieszanej tłumacząc, że nie jest przygotowana na dwa starty. Zawodniczka wydała oświadczenie, w którym skomentowała całe zamieszanie. Poniżej zamieszczamy pełne oświadczenie zawodniczki (pisownia oryginalna).
Nie będę biegała sztafety mieszanej 4x400m podczas Mistrzostw Świata w Eugene 2022r. z następujących powodów:
Od ponad dwóch tygodni wiem o nowych zasadach obowiązujących w biegu sztafetowym MIXED Relay (wg decyzji World Athletics podjętej na jesieni 2021 r.).
Zasady te mówią nowym obowiązującym układzie kolejności ustawiania zawodników na zmianach (MEN-WOM-MEN-WOM) oraz o tym, że każda z drużyn będzie miała prawo wymienić tylko 25% swojego składu z eliminacji do finału. Czyli jednego zawodnika.
W dwóch rozmowach pomiędzy mną, a trenerem kadry sztafety 400m Aleksandrem Matusińskim zostałam poinformowana oraz zapewniona, że wystawi mnie tylko na finał sztafety mieszanej 4x400m. Powiedział, żebym przekazała tę informację swojemu trenerowi, tak abyśmy mogli ustalić przygotowania pod mistrzostwa.
Nie byłam zdziwiona tą decyzją i w pełni ją zaakceptowałam, ponieważ przez ostatnie lata nigdy nie biegałam dwa razy pod rząd w sztafecie. Wtedy było mi powiedziane od trenera, że to dla mnie za dużo.
Wczoraj podczas zebrania sztafety mieszanej po treningu, nagle usłyszałam, że sztab szkoleniowy dopiero co odkrył, że WA zmieniło zasady i w takim razie ja mam biegać w obydwu biegach sztafety mieszanej 4x400m.
Powiedziałam trenerowi, że mogę zgodzić się jedynie na jeden bieg, tak jak do tej pory się umawialiśmy i jak do tego jestem faktycznie przygotowana na niecałe 24 godziny przed startem.
Na Mistrzostwach Świata czekają mnie również biegi indywidualne na 400 m oraz sztafeta damska 4x400m (el. I finał). Za cztery tygodnie mamy Mistrzostwa Europy na których będę biegać 400 m indywidualnie oraz mam nadzieje w sztafecie damskiej 4×400 m co do których mam również wysokie oczekiwania.
Po moim oświadczeniu, że będę biegała w sztafecie mieszanej tylko raz, trener Matusiński zdecydował dzisiaj rano, że w ogóle nie będę brała udziału w tym biegu.
Jest mi przykro z powodu takiej decyzji, ale szanuje ją i życzę całej drużynie powodzenia.
No i się zaczęło.
Justyna Święty-Ersetic: – Nie wyobrażam sobie stanąć z nią na bieżni. Pod ostrzałem znalazł się mój trener i my. A prawda nie jest taka, jak została podana w oświadczeniu przez Anię. To należy powiedzieć. Ania dostała szansę biegania, ale zrezygnowała. Nie jest tak, że trener jej nie wystawił, że my jej nie chcieliśmy. Trzeba jasno powiedzieć, że Ania ma drugi czas w kraju w tym sezonie i to ona powinna biegać w finale, a nie ja. Tak było uzgadniane, ja miałam tylko wesprzeć drużynę w eliminacjach. Ale skoro zrezygnowała, to próbowaliśmy ratować sytuację i zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy.
– Cała ta sytuacja z rezygnacją ze startu, z oświadczeniem, to w mojej ocenie dziecinada. Cała idea zespołu, wzajemnego wsparcia została zaburzona – to z kolei Karol Zalewski.
Możecie również zadać pytanie, dlaczego to właśnie Kiełbasińska, a nie Natalia Kaczmarek, miała pobiec dwukrotnie w mikście. Odpowiedziała na nie sama Kaczmarek:- Udowadniałam w sezonie, że jestem numerem 1 [miała najlepszy czas sezonu spośród Polek – dop. red]. Miałam być oszczędzana z tego powodu, że sobie na to zapracowałam. Nikt tego nie kwestionował z wyjątkiem Ani. Ona się nie zgodziła, powiedziała, że rezygnuje, a my musieliśmy sobie z tym poradzić. Bo jakie mieliśmy inne wyjście?
Ostatecznie sztafeta zajęła czwarte miejsce, wykręcając czas 3:12.31. Trzeci Amerykanie pobiegli w czasie 3:10.16. Zgodnie z oficjalnymi danymi, Justyna pokonała swoje kółko w czasie 51.22. Nie twierdzimy, że z Anią na bieżni mielibyśmy pewny medal – reprezentanci gospodarzy byli lepsi o blisko dwie sekundy. Jednak czy z Kiełbasińską Polacy osiągnęliby lepszy czas, napsuli Felix i spółce więcej krwi? To bardzo prawdopodobne.
PONAD PODZIAŁAMI
Tymczasem starty indywidualne pokazały zawodniczce trenowanej przez Laurenta Meuwly’ego, że pójście pod prąd czasami się opłaca. Kiełbasińska znakomicie zaprezentowała się w swoim półfinale biegu na 400 metrów, w którym zajęła trzecie miejsce. Biegaczka Grupy Sportowej ORLEN wykręciła świetny czas 50.65. Natalia Kaczmarek pobiegła zaledwie 51.34 – z piątym miejscem nie miała szans na udział w najważniejszym biegu sezonu. Ale oddajmy Natalii, że zachowała się z klasą i pomimo sporów na linii Kiełbasińska-reszta grupy, pogratulowała jej awansu do finału.
Jednak gesty gestami, a kibice mieli pełne prawo zastanawiać się, czy Aniołki Matusińskiego pobiegną w najsilniejszym składzie w sztafecie 4 x 400 metrów kobiet. W końcu w zestawieniu z Kiełbasińską mamy ogromną szansę na medal. Po cichu liczymy nawet na to, że dziewczyny napędzą trochę strachu Amerykankom, które u siebie nie wyobrażają sobie innego scenariusza jak zdobycie złotych medali. Jednak w sytuacji, w której nieformalna liderka naszej drużyny – Justyna Święty-Ersetic – mówi, że nie wyobraża sobie dalszych startów z Kiełbasińską… sami widzicie że, mówiąc delikatnie, atmosfera nie jest najlepsza.
Na całe szczęście, wszystko wskazuje na to, że nasze biegaczki potrafią odłożyć dumę na bok i jeszcze raz – przynajmniej na bieżni – zjednoczyć się w imię wspólnego celu. Oczywiście, to nie tak, że cała grupa nagle zapomni o tym, co działo się w trakcie ostatnich dni. Jednak na analizę tego, kto zawinił w całej sytuacji, oraz legendarne wyciąganie wniosków, jeszcze przyjdzie pora. Niech dziewczyny oraz sztab szkoleniowy przepracują ten problem we własnym gronie.
Na szczęście, wszystko zmierza w tym kierunku i prawdopodobnie zobaczymy naszą sztafetę w najsilniejszym składzie. Czyli z Anną Kiełbasińską. Tak przynajmniej twierdzi Iga Baumgart-Witan. Biegaczka z Bydgoszczy wczoraj opublikowała na swoim instagramowym profilu wpis, w którym poprosiła kibiców o wsparcie i zapowiedziała, że sztafeta dojdzie do porozumienia. Pozostaje nam trzymać za to kciuki. W końcu szkoda by było, gdyby medal przeszedł nam koło nosa przez wewnętrzne kłótnie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zatem drogie panie, wysyłamy do was gorącą prośbę. Pokażcie się na bieżni zjednoczone tak, jak na zdjęciu głównym, zrobionym podczas oficjalnej sesji treningowej reprezentacji przed mistrzostwami. Dosłownie na kilka chwil przed tym, jak do opinii publicznej wylał się cały kwas związany ze składem osobowym sztafety mieszanej.
MĘSKA SZTAFETA NA PRZYSTANKU „EUGENE”. ALE TO NIE STACJA KOŃCOWA
Jeżeli chodzi o atmosferę w żeńskiej sztafecie, to nasuwa nam się tu analogia do naszej drużyny męskiej. Ostatnich „Lisowczyków”, czyli biegaczy za których odpowiadał legendarny trener Józef Lisowski. Szkoleniowiec bardzo zasłużony, ale też dokonujący kontrowersyjnych decyzji personalnych, które wywoływały konflikty w zespole. W ostatnich latach Lisowskiego na stanowisku szkoleniowca, członkowie tego zespołu funkcjonowali właściwie osobno. Ale na bieżni potrafili dokonać rzeczy wielkiej. Podczas halowych mistrzostw świata w Birmingham Polacy w składzie Rafał Omelko, Łukasz Krawczuk, Jakub Krzewina i Karol Zalewski, wywalczyli złoty medali i pobili rekord świata.
Od tego pamiętnego biegu minęły cztery lata, podczas których męska sztafeta zmieniła się prawie nie do poznania. Przede wszystkim, Józefa Lisowskiego zastąpił Marek Rożej, który na co dzień prowadzi między innymi Natalię Kaczmarek. Oczywiście w wyniku zamieszania z Anną Kiełbasińską, Rożej jako stały trener Natalii oraz współprowadzący sztafety mieszanej, nie przeżywa ostatnio dobrych dni. Jednak co warto podkreślić, to że podopieczni bardzo cenią sobie współpracę z nim.
Nowy szkoleniowiec dopuścił do sztafety męskiej nieco świeżej krwi oraz przywrócił wśród chłopaków ducha rywalizacji. Obecnymi liderami drużyny są Karol Zalewski – jedyny, który miał udział w sukcesie z Birmingham – oraz Kajetan Duszyński. Do nich dochodzą Maksymilian Klepacki, Mateusz Rzeźniczak, Tymoteusz Zimny (wszyscy z rocznika 1998) oraz Jan Wawrzkowicz (ur. 2001). Tu jest na czym budować i Polacy udowodnili to w tym roku w sezonie halowym. Podczas HMŚ w Belgradzie nasza sztafeta męska zajęła czwarte miejsce. A przecież do Serbii pojechała w mocno osłabionym składzie. Zabrakło tam Karola Zalewskiego oraz Dariusza Kowaluka. Zresztą tego drugiego problemy zdrowotne nie opuściły również w sezonie letnim, stąd nie pojechał do Eugene.
NASZ WYWIAD: DARIUSZ KOWALUK. MISTRZ, KTÓRY PO WARSZAWIE NADAL JEŹDZI TRAMWAJEM
Kiedy po tej imprezie rozmawialiśmy z trenerem Rożejem o stanie osobowym męskich czterystu metrów, szkoleniowiec również widział przyszłość w jasnych barwach.
– Grupa szkolona przez Polski Związek Lekkiej Atletyki jest dosyć liczna. Jest z kogo wybierać. W Belgradzie udowodniliśmy, że kiedy brakuje dwóch czołowych zawodników, ich zastępcy chcą zrobić wszystko by udowodnić, że nadają się do biegania w tej sztafecie. Podobnie jak w przypadku kobiet, większa liczba zawodników do walki o miejsce w składzie napędza poziom danej konkurencji. Wtedy mamy coraz większe szanse na to, by osiągać sukcesy – mówił nam Rożej.
Rzecz w tym, że ta przyszłość to jeszcze nie są mistrzostwa świata w Eugene. Impreza w Stanach ma posłużyć tylko kolejnemu zebraniu cennych doświadczeń dla tej grupy. Widać to chociażby po Kajetanie Duszyńskim. Był jedynym Polakiem, który wystartował indywidualnie w biegu na 400 metrów. Ale w swoim biegu eliminacyjnym zajął ostatnie miejsce, zupełnie słabnąc w końcówce stadionowej pętli.
– Po prostu nie mam formy i odcina mi prąd – mówił bez zbędnych usprawiedliwień Kajetano Kapitano.
Ta forma ma przyjść dopiero za niecały miesiąc, kiedy w drugiej połowie sierpnia odbędą się mistrzostwa Europy w Monachium. W nich Polacy będą już mieli realne szanse na walkę o medale. W przypadku mistrzostw świata, sam awans do finału będzie niezłym wyczynem. Jeżeli się tam dostaną, trudno będzie oczekiwać od nich wyniku na miarę medali. Raczej proponowalibyśmy podejście, zgodnie z którym chłopaki w finale nie będą mieli nic do stracenia. Ale jeszcze raz – najpierw trzeba się do niego dostać.
SĄ MŁODE I ZDOLNE. ALE MOGĄ BYĆ SILNIEJSZE
Na zakończenie pozostawiliśmy sztafetę, której awans do finału będzie nie tyle miłym zaskoczeniem – jak w przypadku 4 x 400 m mężczyzn – co wręcz sensacją. W końcu z dwóch biegów bezpośrednio do finału przechodzą po trzy zespoły, a stawkę uzupełnią dwa kolejne z najlepszymi czasami. Mowa o drużynie 4 x 100 metrów kobiet. Która za przeciwniczki w pierwszym starcie będzie mieć między innymi reprezentantki Jamajki (mistrzynie świata oraz olimpijskie), Wielkiej Brytanii (wicemistrzynie świata, trzecie w Tokio) oraz Niemiec i Chin (biegaczki obu krajów wystąpiły w finałach MŚ i IO). Innymi słowy, będzie kogo gonić i – mamy taką nadzieję – będzie przed kim uciekać.
Liczymy na dobry wynik przede wszystkim dlatego, że kobiecy sprint w Polsce długo przeżywał chude lata. A przecież jeszcze w 2010 i 2012 roku Polki potrafiły wrócić z mistrzostw Europy z brązowymi medalami w sztafecie. Później pojawiła się Ewa Swoboda i sytuacja w biegu na 100 metrów zaczęła wyglądać tak, że stała się jednoosobową wizytówką tych konkurencji nad Wisłą. Poza nią nie mieliśmy żadnej biegaczki na przyzwoitym, chociaż europejskim poziomie.
Ale od niedawna kobiece biegi krótkie przeżywają mały renesans. W płotkach pojawiła się Pia Skrzyszowska. Młoda Polka szerszemu gronu publiczności pokazała się już w Tokio, gdzie zakwalifikowała się do półfinału biegu na 100 metrów ppł. W obecnym sezonie Skrzyszowska jest najszybszą Europejką, która startuje w tej konkurencji. Oczywiście, Pia z powodzeniem może biegać również płaskie 100 metrów.
Niezmiennie mamy Ewę Swobodę, która w 2022 roku również osiągnęła kilka spektakularnych rezultatów. W hali złamała barierę 7 sekund w biegu na 60 metrów. Z kolei na stadionie, podczas mistrzostw Polski w Suwałkach, Polka rozprawiła się z popularną setką w czasie 10.99. Wprawdzie nie jest to oficjalny rezultat, gdyż w Suwałkach nieco za mocno wiało, ale wciąż – zostać drugą biegaczką z Polski, której udało się pokonać 100 metrów w czasie krótszym, niż 11 sekund, to duża rzecz.
Jednak nie pisalibyśmy o renesansie polskiego sprintu kobiet, gdyby nie zawodniczki z dalszego planu. Poza Ewą w skład sztafety wchodzą Klaudia Adamek, Marlena Gola, Martyna Kotwiła, Marika Popowicz-Drapała i Magdalena Stefanowicz. Popowicz-Drapała może tu pełnić rolę prawdziwej nestorki drużyny, gdyż pamięta jeszcze brązowe medale ME sprzed dziesięciu i dwunastu lat. Ale reszta? Magdalena Stefanowicz ma rocznikowo 22 lata, a w tym sezonie wybiegała solidne 11.35. A w Suwałkach nawet 11.21, ale jak napisaliśmy, przy za dużym wietrze.
Trzecie miejsce na mistrzostwach Polski zajęła Martyna Kotwiła – biegaczka o rok starsza od Stefanowicz. To cieszy przede wszystkim dlatego, że Martyna była dobrze zapowiadającą się juniorką, ale w ostatnich sezonach rozwój jej kariery znacznie wyhamował. Teraz sama sobie udowadnia, że jeszcze nie wszystko stracone. Do USA pojechały również Klaudia Adamek i Marlena Gola – biegaczki, które w Suwałkach dotarły do finału biegu na 100 metrów.
I aż szkoda, że w sztafecie 4 x 100 metrów zabraknie wspomnianej Pii Skrzyszowskiej. Wszystko dlatego, że start razem z koleżankami kolidowałby z jej przygotowaniami do występu indywidualnego na 100 metrów przez płotki. A przecież na płaskiej setce Skrzyszowska pobiegła w tym sezonie 11.12. Ten czas czyni ją trzecią najszybszą biegaczką w historii naszego kraju. Jest o jedną setną lepszy od rekordu życiowego Ireny Szewińskiej.
Stąd płynie wniosek, że damska sztafeta 4 x 100 metrów może być jeszcze szybsza. Na przykład podczas mistrzostw Europy w Monachium… o ile tylko Pia wytrzyma trud startu bieg po biegu. Eliminacje sprinterskiej sztafety oraz biegu przez płotki dzieli cały dzień. W dodatku pierwsze będą rozegrane w sesji dziennej, a drugie w wieczornej. Jednak zgodnie z programem, finały obu konkurencji, które zostaną rozegrane ostatniego dnia mistrzostw Europy, dzieli… półtorej godziny. W takim wypadku trudno byłoby mieć pretensje do Skrzyszowskiej, gdyby zdecydowała się na odpuszczenie startu w sztafecie.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj też: