Reklama

Dzień niespodzianek na MŚ w Eugene – Europa górą w biegu na 1500 metrów!

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

20 lipca 2022, 09:35 • 8 min czytania 5 komentarzy

To była jedna z najmniej polskich sesji mistrzostw świata. W końcu dziś mogliśmy trzymać kciuki tylko za jednego naszego reprezentanta, a był nim Michał Rozmys. I chociaż Polak nie był głównym bohaterem biegu na 1500 metrów, to w samym finale nie brakowało emocji, gdyż niespodziewanym zwycięzcą został Brytyjczyk Jake Wightman. Ale wynik tego biegu nie był jedyną niespodzianką  dnia. W skoku wzwyż Jarosława Mahuczich ponownie musi zadowolić się srebrnym medalem, z kolei w finale biegu na 400 metrów przez płotki przepadł rekordzista świata – Karsten Warholm. Do tego w rzucie dyskiem popis dał Kristjan Cech. Innymi słowy, działo się sporo.

Dzień niespodzianek na MŚ w Eugene – Europa górą w biegu na 1500 metrów!

Europa górą na 1500 metrów!

Nie oszukujmy się – Michał Rozmys w dzisiejszym finale nie miał wielkich szans na sukces. Tym byłoby nawet miejsce w pierwszej szóstce, ale przy sporej konkurencji o taki wynik było niesłychanie ciężko. Michał po prostu nie znajduje się na poziomie biegaczy z Kenii czy ścisłej europejskiej czołówki. Oczywiście, na tym dystansie zdarzają się rozstrzygnięcia sensacyjne, biegi potrafią być bardzo taktyczne, co stwarza szansę nieco słabszym biegaczom. Chociażby w finale igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro bieg toczył się w iście ślamazarnym tempie, a olimpijskie złoto z czasem 3:50.00 (równe 24 sekundy wolniej od rekordu świata) wywalczył Amerykanin Matthew Centrowitz.

Jednak skoro w poszukiwaniu szans na medal Michała Rozmysa musimy się cofać do absurdalnie wyglądającego finału sprzed sześciu lat, to chyba najlepiej świadczy o tym, jak niewielkie te szanse były.

Orlen baner

Michał dobrze rozpoczął bieg, starając się utrzymać kontakt z czołówką. Ale od początku wysokie tempo narzucili Kenijczycy, Abel Kipsang i Timothy Cheruiyot. W połowie dystansu zawodników z Afryki na prowadzeniu wyręczył Jacob Ingebrigtsen. I kiedy wydawało się, że podobnie jak na igrzyskach w Tokio, walka o złoto rozstrzygnie się pomiędzy Norwegiem a którymś z Kenijczyków, ci drudzy zupełnie osłabli i zniknęli w gąszczu stawki… z której niespodziewanie wyskoczył Jake Wightman! Brytyjczyk na ostatniej prostej ograł wszystkich, dobiegając do mety w czasie 3:29.23. Wightman został pierwszym mistrzem świata w biegu na 1500 metrów z Wielkiej Brytanii od czasów Steve’a Crama, który wywalczył mistrzostwo w 1983 roku. Czyli na pierwszych mistrzostwach globu w historii.

Reklama

Drugie miejsce zajął Ingebrigtsen, a podium uzupełnił Mohamed Katir z Hiszpanii. Podium takiej imprezy w biegach średniodystansowych bez ani jednego zawodnika z Afryki? Tak, drodzy państwo, właśnie do tego doszło. Dodajmy że Michał Rozmys ostatecznie zajął dziesiąte miejsce z czasem 3:34.58 – swoim najlepszym w tym sezonie. I jest to wynik na miarę jego możliwości.

Mahuczich ponownie (tylko) srebrna

W dzisiejszej sesji obejrzeliśmy też dwa finały konkurencji technicznych. Panowie rywalizowali w rzucie dyskiem, zaś kobiety w skoku wzwyż. Zacznijmy od tych drugich.

Damskie skakanie miały zdominować zawodniczki z Ukrainy – Jarosława Mahuczich oraz Iryna Heraszczenko. W szczególności pierwsza z nich miała chrapkę na zwycięstwo – w ostatnich latach wygrywa prawie każde zawody, w których decyduje się wziąć udział. Ale akurat na tych dwóch najważniejszych jak do tej pory musiała uznawać wyższość rywalek. Trzy lata temu przegrała mistrzostwo świata z Mariją Łasickiene – choć wówczas srebrny medal mistrzostw globu i tak mogła uznać za spory sukces. Jednak Łasickiene pokonała Mahuczich również w ubiegłym roku w Tokio. W dodatku Rosjankę i Ukrainkę na podium przedzieliła Australijka Nicola Olyslagers, wówczas startująca jeszcze pod panieńskim nazwiskiem – McDermott.

Tym razem na mistrzostwach z oczywistych względów zabrakło Łasickiene, co jeszcze bardziej zwiększało szansę na sukces Ukrainki. Pytaniem otwartym pozostawało, której z nich, gdyż Heraszczenko z wynikiem 1,98 zajmowała drugie miejsce na światowych listach – zaraz za swoją rodaczką.

Ale pod nieobecność Łasickiene reszta stawki miała inny plan na ten konkurs, niż oglądanie ukraińskiej dominacji. Znakomicie radziła sobie Elena Vallortigara. Doświadczona Włoszka zatrzymała się dopiero na wysokości 2,02, jednak doszła do niej nie zaliczając wcześniej ani jednej zrzutki. To pozwoliło wyprzedzić jej Irynę Heraszczenko, która również nie pokonała 2,02, ale wcześniej zdarzyły jej się dwie nieudane próby na niższych wysokościach.

Reklama

Z kolei złoty medal wywalczyła Australijka… ale nie była to Nicola Olyslagers. Okazało się, że formę życia do Eugene przygotowała Eleanor Patterson, która wynikiem 2,02 wyrównała rekord kontynentu. Wyżej już nie udało jej się skoczyć, ale tej sztuki nie dokonała również faworytka do złota – Mahuczich. A że Ukrainka pokonała wspomniane 2,02 za drugim podejściem, zaś Australijka dokonała tego bezbłędnie, to właśnie Patterson cieszy się z mistrzowskiego tytułu. Jarosława Mahuczich zdobywa zatem kolejny srebrny medal. Krążek z każdej wielkiej imprezy powinien cieszyć, jednak biorąc pod uwagę to, jak Ukrainka potrafi dominować w sezonie, ten medal zapewne trochę parzy ją w pierś.

Ceh pogodził Litwinów i Szwedów

Ciekawe zawody dali nam panowie w rzucie dyskiem, gdzie mieliśmy starcie szwedzko-litewskie. Kraj spod herbu Trzech Koron reprezentowali Daniel Stahl i Simon Petterson, czyli mistrz i wicemistrz olimpijski z Tokio. Z kolei o litewski sukces mieli zadbać Andrius Gudzius oraz Mykolas Alekna. Ale plany na złoty medal reprezentantów Szwecji i Litwy pokrzyżował Kristjan Ceh – Słoweniec, dysponujący świetnymi warunkami fizycznymi (mierzy aż 206 cm wzrostu), któremu Piotr Małachowski już kilka lat temu wieszczył sporą karierę.

I od trzeciej serii rzutów można było powiedzieć, że rozkręcili się chłopcy. Sygnał do prawdziwie dalekiego rzucania dał właśnie Cech, który jako pierwszy przekroczył granicę 69 metrów. Natychmiast odpowiedział mu Daniel Stahl, rzucając 69,16. Choć po chwili uznano tę próbę za nieważną, co wybiło Szweda z rytmu na resztę konkursu.

Ale efekt był też taki, że mistrz olimpijski zmusił konkurentów do zaprezentowania pełni swoich możliwości. Ci zrozumieli, że o medal nie będzie tu łatwo i odpowiedzieli najlepiej, jak tylko mogli. Potężny Słoweniec wręcz zmiótł konkurencję, posyłając dysk na odległość 71,13 m. W historii mistrzostw świata nikt dalej nie rzucał. Swoje zrobił również młody Alekna, syn słynnego Virgilijusa, mistrza olimpijskiego z Sydney oraz Aten. Litwin wprawdzie nie dorzucił do siedemdziesięciu metrów, ale 69,27 dało mu srebrny medal. Trzecie miejsce z wynikiem 67,55 zajął Gudzius, więc możemy powiedzieć, że to nie był dobry dzień dla zawodników w żółto-niebieskich barwach. Ukrainkom nie udało się zawładnąć skokiem wzwyż kobiet, zaś mocni w męskim rzucie dyskiem Szwedzi Stahl i Petterson zajęli odpowiednio czwartą i piątą pozycję.

Kerley i Warholm przegrywają z kontuzjami

W międzyczasie odbyły się też półfinały w biegach na 200 metrów – zarówno w wykonaniu kobiet, jak i mężczyzn. Wśród pań nie doszło do żadnej niespodzianki. W finale zobaczymy trzy Jamajki – Shelly-Ann Fraser-Pryce, Elaine Thompson-Herah oraz Shericka Jackson. Tym razem to nie Fraser-Pryce będzie faworytką finału. To miano należy przypisać Jackson, ale groźne będą również Tamara Clark, czy Abby Steiner.

Niespodziankę – a raczej pech mistrza – obejrzeliśmy za to w półfinałach mężczyzn. Tam jednym z faworytów do podium był Fred Kerley, świeżo upieczony czempion na 100 metrów. Niestety, Amerykanina z rywalizacji wykluczyła kontuzja, której nabawił się podczas biegu. Ale gospodarze i tak mają spore szanse na powtórzenie wyczynu z męskiej setki, gdzie zajęli całe podium. W półfinałach najszybciej pobiegli Noah Lyles, Erriyon Knighton oraz Kenneth Bednarek.

Punktem kulminacyjnym dnia był finałowy bieg na 400 metrów przez płotki mężczyzn. Ale na samym początku sesji, w ramach przystawki otrzymaliśmy eliminacyjne starty w tej konkurencji pań. Ta konkurencja posiada obecnie bardzo mocną stawkę, na czele Sydney McLaughlin. Obecnej rekordzistce świata wczoraj poświęciliśmy osobny tekst, który znajdziecie w tym miejscu.

Jednak dziś trudno było liczyć na oszałamiające wyniki w kobiecych płotkach. Taka jest charakterystyka biegów eliminacyjnych, że faworytki podchodzą do nich bardzo swobodnie, nie forsując tempa. Dziś każda z kandydatek do medalu zrobiła swoje, na czele ze wspomnianą McLaughlin. Amerykanka pobiegła w tempie jak na siebie spacerowym, wyraźnie zwalniała przed każdym płotkiem. A i tak wykręciła czas 53.95 – o prawie sekundę lepszy od drugiej na mecie zawodniczki. Najmniejszych problemów z awansem nie miały też Dalilah Muhammad, Femke Bol czy Britton Wilson. Każda z nich wygrała swój bieg, i na tym możemy zakończyć temat kobiecych płotków. Prawdziwa rywalizacja w tej konkurencji rozpocznie się jutro, kiedy mocne zawodniczki spotkają się w półfinałach.

Na zakończenie dnia (lub jego początek, spoglądając z polskiej perspektywy) obejrzeliśmy finał biegu na 400 metrów przez płotki mężczyzn. I tam również doszło do niespodzianki. Wprawdzie przed startem wiele mówiło się o Alisonie dos Santosie – młodym Brazylijczyku, który legitymował się najlepszym czasem w tym sezonie (46.80). Jednak jeżeli w biegu uczestniczyła dwójka Karsten Warholm-Rai Benjamin, to ciężko było nie upatrywać w nich faworytów. Nawet pomimo tego, że Norweg, rekordzista świata, przyjechał do Eugene nie w pełni zdrowia, świeżo po wyleczeniu kontuzji.

CZYTAJ TEŻ: KARSTEN WARHOLM – NAJSZYBSZE DUŻE DZIECKO NA ŚWIECIE

I jak się okazało, owo zdrowie go zawiodło. Warholm wytrzymywał tempo do około połowy dystansu, ale w pewnym momencie zahaczył nogą o jeden z płotków. To wybiło Norwega z rytmu, który zaczął delikatnie utykać i pogodzony z własnym niepowodzeniem, zupełnie odpuścił na ostatniej prostej. Dobiegł do mety dopiero na siódmym miejscu. Mistrzem świata, z czasem 46.29, czyli rekordem mistrzostw, został dos Santos. W pokonanym polu pozostawił Benjamina oraz drugiego z Amerykanów – Trevora Bassitta. I jest to zwycięstwo zasłużone. Choć fani Warholma pewnie mogą mogą pytać się w myślach, co by było gdyby zdrowie pozwoliło Norwegowi ukończyć bieg. W końcu na pierwszych dwustu metrach dystansu to on był najszybszy w stawce.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o mistrzostwach świata w Eugene:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
11
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Lekkoatletyka

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
3
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Komentarze

5 komentarzy

Loading...