Prawie pięć miesięcy. Tyle czasu Ukraińcy dzielnie bronią swój kraj przed inwazją rosyjską. Pięć miesięcy bólu i smutku, tysiące zmarłych żołnierzy i cywilów, w tym dzieci. Wydawało się, że wraz z wybuchem wojny nastąpi koniec piłki nożnej na Ukrainie, ale ona przetrwała ten koszmar. Co dalej? Jaka będzie najbliższa przyszłość ukraińskiego futbolu?
25 lutego meczem pomiędzy FK Mynaj a Zorią Ługańsk miała się rozpocząć druga część sezonu w lidze ukraińskiej, lecz z wiadomego powodu to się nie stało. Wtedy ciężko było sobie wyobrazić, że rozgrywki zostaną dokończone w ciągu kilku najbliższych miesięcy i rzeczywiście – tytuł mistrzowski nie został przyznany. Powstało logiczne pytanie – co dalej? Nie wiadomo, kiedy skończy się wojna, a kluby piłkarskie muszą znaleźć jakieś rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Wstępnie mówiono o rozegraniu następnego sezonu UPL za granicą (np. w Polsce albo w Turcji), ale szybko z tego pomysłu zrezygnowano z powodu ogromnych kosztów i problemów z realizacją tego planu.
Kluby oligarchiczne, takie jak Szachtar Donieck lub Dynamo Kijów, teoretycznie są w stanie regularnie płacić zawodnikom pensje, wynajmować hotele za granicą, stadiony, wywieźć tam nawet swoje drużyny młodzieżowe, ale te przywileje nie są dostępne dla przykładowej Ołeksandriji albo Kołosu Kowaliwka. Możliwe, że Ukraiński Związek Piłki Nożnej mógłby dać zielone światło tym mniejszym zespołom na granie poza Ukrainą, ale kasy w tym przypadku wystarczyłoby tylko na rozegranie pierwszej części sezonu.
Ostatecznie zdecydowano rozegrać następne rozgrywki na terenie Ukrainy. Desna Czernihów oraz Mariupol z powodu zniszczenia infrastruktury w macierzystych miastach nie są w stanie przystąpić do rozegrania meczów UPL, więc do zakończenia aktywnej fazy wojny będą w próżni, czyli nie spadną do I ligi, ale również nie będą uczestniczyć w lidze ukraińskiej sezonu 2022/23. Natomiast ich miejsca oddane zostaną drużynom z drugiego szczebla rozgrywkowego. To moim zdaniem bardzo sprawiedliwy i logiczny krok. W tym momencie do końca nie wiadomo, jak będzie wyglądał nowy format UPL oraz organizacja bezpieczeństwa, ale na pewno mecze odbędą się w zachodniej części Ukrainy oraz Kijowie i okolicach.
***
Szachtar i Dynamo planują rozgrywanie spotkań pucharowych za granicą. Na razie oba zespoły ustalają ostatnie szczegóły, ale już wiadomo, że na przykład domową grę drugiej rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów przeciwko Fenerbahce drużyna z Kijowa rozegra w Łodzi na stadionie ŁKS-u 20 lipca. To samo dotyczy innych uczestników pucharów z Ukrainy, czyli Dnipro-1, Worskły Połtawa oraz Zorii Ługańsk (zagra w Lublinie). Przypomnijmy, że Szachtar, który po pierwszej części sezonu był liderem ukraińskiej ekstraklasy, dzięki odpadnięciu Villarrealu w półfinale Champions League oraz dyskwalifikacji rosyjskich klubów nie będzie musiał się męczyć w ostatniej rundzie kwalifikacji. “Górnicy” otrzymali awans od razu do fazy grupowej i rywal będą przyjmować w Warszawie.
Na korzyść decyzji grania meczów za granicą przemawia kilka argumentów. Pierwszy z nich – Ukrainę wspiera teraz każdy cywilizowany kraj na Ziemi, więc oprócz ukraińskiej diaspory naszym klubom będzie kibicować także miejscowa publiczność, co powinno dać słodkie i trochę zapomniane poczucie występów przed własnymi kibicami. Szachtar od wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2014 roku został pozbawiony możliwości grania w Doniecku na Donbas Arenie i przez osiem lat był zmuszony podróżować po różnych zakątkach kraju – od Lwowa do Charkowa – więc „pomarańczowo-czarni” są od dawna przyzwyczajeni do “realiów wojskowych”.
Drugi – Szachtar i Dynamo zorganizowali wiosną szereg meczów charytatywnych za granicą, więc z logistycznego punktu widzenia będą również przygotowani na dynamicznie zmieniającą się sytuację. A propos meczów towarzyskich. Początkowo na liście potencjalnych rywali gigantów ukraińskich pojawiło się kilka europejskich potęg, jak na przykład PSG lub AC Milan, ale w ostatniej chwili większość z nich odmówiła udziału. Borussia Dortmund była jedynym klubem z szerokiej europejskiej czołówki, który dotrzymał obietnicy, a spotkanie z Dynamem Kijów na Signal Iduna Park okazało się naprawdę imponujące. Pięć strzelonych bramek, dwa zmarnowane rzuty karne, mnóstwo okazji i niesamowita atmosfera oraz wsparcie kibiców na trybunach. Oczywiście wszystkie te spotkania miały na celu zebranie środków dla wsparcia Sił Zbrojnych Ukrainy i ofiar rosyjskiej agresji militarnej. Ostatecznie udało się przekazać na ten cel całkiem imponujące kwoty (np. 3,2 miliona hrywien w pierwszej grze Szachtara przeciwko Olympiakosowi w Grecji), więc ten pomysł na pewno okazał się stuprocentowym sukcesem i prawdziwym strzałem w dziesiątkę.
Na tej liście znalazło się również miejsce dla polskich zespołów. Legia Warszawa przegrała z Dynamem Kijów 1:3 po dwóch bramkach Artema Biesiedina, a Szachtar pokonał Lechię Gdańsk 3:2. W obu przypadkach nie brakowało sentymentalnych historii. Na stadionie w stolicy z Dynamem zmierzył się wychowanek „biało-niebieskich” Ihor Charatin oraz wypożyczony wtedy z tego klubu do Legii Benjamin Verbić. – Był to dla mnie bardzo emocjonalny mecz. Towarzyszyły mi niezwykle dziwne uczucia, grając na boisku z chłopakami, z którymi spędziłem ponad cztery lata i byłem cały czas w kontakcie – przed i w trakcie wojny, po rozpoczęciu tego wszystkiego. Pokaz artystyczny okazał się niesamowity – powiedział Słoweniec po zakończeniu spotkania.
Końcówka meczu w Gdańsku była niezwykle emocjonująca. W doliczonym czasie gry dwunastolatek Dmytro Keda zmienił Mychajła Mudryka i strzelił gola na wagę zwycięstwa. Dimie wraz z rodziną udało się wydostać z prawdziwego piekła, czyli Mariupolu, a tą akcją „Górnicy” wraz z piłkarzami Lechii chcieli pokazać wszystkim dzieciom na świecie, że nawet w tak tragicznej sytuacji mogą zrobić wielkie rzeczy.
***
Te mecze charytatywne miały na celu nie tylko zbiórkę pieniędzy dla SZU oraz ofiar wojny, lecz także przygotowanie piłkarzy do występów w reprezentacji Ukrainy. Z wiadomych powodów „żółto-niebiescy” nie zmierzyli się ze Szkocją 24 marca w ramach meczu barażowego o awans na mistrzostwa świata, więc nową datę ustalono na pierwszy dzień czerwca. Najpierw zawodnicy musieli rozegrać pewną liczbę spotkań w klubach, a dopiero potem dołączyć do drużyny narodowej w maju, ale selekcjoner Ołeksandr Petrakow wraz ze swoim sztabem zdecydował się na wcześniejsze zgrupowanie. Ta decyzja spowodowała krótkotrwały konflikt pomiędzy kadrą a Dynamem, które początkowo nie chciało puszczać zawodników przed ustalonym wcześniej terminem.
Tę sprawę udało się w miarę szybko rozwiązać, jednak kolejny problem powstał chwile później. Początkowo kalendarz reprezentacji narodowej zawierał szereg spotkań przygotowawczych, ale ostatecznie były to tylko trzy mecze – z Borussią Monchengladbach, Empoli i Rijeką. Co więcej, z chorwackim klubem Ukraina zagrała rezerwowym składem, bo mecz odbywał się ledwie dzień po starciu z Włochami.
Chodziły różne plotki odnośnie tej sytuacji. Ołeksandr Petrakow na jednej z konferencji prasowych powiedział, że zmniejszona liczba sparingów i skorygowanie okresu przygotowawczego było wyłącznie jego decyzją, ale trener drużyny narodowej prawdopodobnie po prostu przyjął krytykę w stronę ukraińskiego związku na siebie. Nie do końca wiadomo, czy nasza federacja, która na początku twardo i głośno mówiła o organizacji dużej liczby sparingów, naprawdę miała jakieś gwarancje ze strony poszczególnych klubów.
Z racji tego wszyscy bali się o wynik spotkania ze Szkocją. Liga ukraińska zapadła w śpiączkę 12 grudnia, a więc piłkarze w wielu przypadkach nie grali w meczach o punkty przez prawie pół roku, co musiało martwić kibiców oraz ekspertów. Rzeczywistość okazała się jednak naprawdę budująca. Ołeksandr Zinczenko nie był w stanie powstrzymać łez na konferencji przedmeczowej i w rozmowie z dziennikarzami: – Jeśli chodzi o futbol, to my też mamy nadzieję jechać na mundial. Chcemy podarować te emocje Ukrainie, bo na to zasługuje.
Czuć było prawdziwe napięcie oraz podniosłość meczu ze Szkotami.
Okazało się, że brak większej liczby spotkań towarzyskich w żaden sposób nie wpłynął na kondycję drużyny. Wręcz przeciwnie – dzięki temu Petrakow wraz ze sztabem trenerskim spędził kilka owocnych dni na treningach, gdzie przetestował kilka wariantów ustawienia. Piłkarze zostali podzieleni na dwa zespoły, grając przeciwko sobie. Pierwszy z nich grał w ustawieniu z trójką środkowych obrońców, które odzwierciedlało taktykę Szkotów. W drugim trenowano zarówno nasz podstawowy system 4-3-3, jak i grę z trójką z tyłu.
Selekcjoner ostatecznie zdecydował się na tradycyjne jeszcze za pięknych czasów Andrija Szewczenki ustawienie 4-3-3 i to miało fantastyczny efekt. 3:1 po bramkach Jarmołenki, Jaremczuka oraz Dowbyka. Ostatnie 20 minut w wykonaniu „żółto-niebieskich” nie wyglądało zbyt kolorowo, ale trzeba było się spodziewać, że ta drużyna w pewnym momencie się zmęczy i nastawi się na kontrataki w końcówce. Ale w tym również tkwił pewien problem, który okazał się widoczny w grze finałowej przeciwko Walii (0:1).
Ukraina miała pewnie wygrać spotkanie ze słabszym przeciwnikiem, ale straciła głupią bramkę samobójczą ze stałego fragmentu gry i nie zdołała w ten absolutnie brzydki wieczór pokonać bramkarza rywali. – Mogę tylko podziękować za wszystko, co Jarmołenko (autor samobója – red.) zrobił dla zespołu. Nie mam żadnych krytycznych uwag do nikogo w moim zespole. Nie ma potrzeby uderzać w żadnego z moich piłkarzy – powiedział trener Ukraińców na konferencji pomeczowej. Cóż, takie porażki się zdarzają.
Tę gorzką pigułkę trochę posłodziły występy w Lidze Narodów. Obawy o formę fizyczną oraz psychologiczną drużyny w kontekście wojny na szczęście się nie potwierdziły. Siedem z dziewięciu możliwych punktów z Irlandią oraz Armenią – to pozwoliło Ukraińcom pewnie zająć fotel lidera.
Jesienią reprezentację czekają kolejne wyzwania, tak samo jak nasze drużyny w pucharach. Futbol nie jest teraz sprawą najważniejszą, ale i tak dobrze, że w ogóle jest.
ROMAN KOTLIAR
Więcej o wojnie na Ukrainie:
- „Zrozum, że nawet jeśli wojna skończy się jutro, Mariupol praktycznie przestał istnieć”
- “Poszedłem spać jak zwykle, obudziłem się w zupełnie innej rzeczywistości”
- CEO Metalista Charków: Dziękuję Polakom za bezprecedensową pomoc
- Taras Stepanenko dla Weszło: Chcemy jechać na mundial, ale na sportowych zasadach
- 10 rzeczy, które wojna zmienia w codziennym życiu
- Ucieczka z Mariupolu: brak jedzenia, strzały w kierunku pojazdów z dziećmi, bombardowania