Paweł Fajdek wczoraj wieczorem po raz piąty z rzędu został mistrzem świata. To najlepszy wynik w historii polskiej lekkiej atletyki i jeden z najlepszych w historii światowej. Przed Pawłem w tej chwili znajduje się już tylko jeden sportowiec. Ale za to jaki! Na sześciu kolejnych mistrzostwach złoto zdobywał bowiem wyłącznie Siergiej Bubka, najlepszy tyczkarz w historii. Fajdek już wczoraj zadeklarował jednak, że chce ten rekord nie tylko wyrównać, ale i go pobić.
Sześć złotych Siergieja
Siergiej Bubka to legenda. Człowiek, który wyniósł swoją konkurencję na zupełnie nowy poziom. Dość napisać, że przecież jeszcze do niedawna do niego należał najwyższy zaliczony skok na stadionie. Musiał pojawić się niesamowity Armand Duplantis, by zmienić ten stan rzeczy. Jego sześć złotych medali z rzędu na mistrzostwach świata to rekord, który do dziś nie został pobity (choć, oczywiście, są sportowcy, którzy ogółem mają ich więcej, głównie biegacze startujący w kilku konkurencjach – np. na 100 i 200 metrów oraz w sztafecie). A przecież Bubka miał trudniej, niż dzisiejsi sportowcy. Na początku mistrzostwa świata rozgrywano bowiem co cztery lata.
I tak, gdy Siergiej zdobył złoto na pierwszych w historii MŚ (1983), musiał czekać cztery lata na kolejną szansę. Pomiędzy drugim a trzecim złotem też upłynąć musiały właśnie cztery sezony. Dopiero od 1991 roku zmieniono ten stan rzeczy i zaczęto organizować mistrzostwa w każdy nieparzysty rok. Gdyby tak było od początku to kto wie, może Bubka miałby na koncie aż osiem złotych medali z rzędu. A to byłby wynik, o którego pobiciu trudno byłoby marzyć. W końcu Ukrainiec – który pierwsze trzy złota zdobywał jeszcze w barwach ZSRR – królem mistrzostw był przez 14(!) lat. Pierwsze złoto zdobył w 1983 roku, miał wtedy (rocznikowo, bo urodził się w grudniu) 20 lat. Ostatnie zgarnął w 1997 roku, jako niespełna 34-latek.
Jego złota seria została przerwana dopiero w 1999 roku, ale nie przez rywali, a przez kontuzję ścięgna Achillesa i urazy stopy. Choć najpewniej gdyby startował, to złota i tak by nie zdobył – doskonale skakał wtedy Maksim Tarasow, który wynikiem 6.02 ustanowił rekord mistrzostw. Ten wcześniej należał zresztą właśnie do Bubki i był o centymetr niższy. Ukrainiec skoczył 6.01, kiedy zdobywał swoje ostatnie mistrzostwo. Na przykładzie jego kolejnych wyników z mistrzostw widać zresztą, jak bardzo rozwinął się skok o tyczce w trakcie jego kariery. Bo było tak:
- 1983 – 5.70 m;
- 1987 – 5.85 m;
- 1991 – 5.95 m;
- 1993 – 6.00 m;
- 1995 – 5.92 m;
- 1997 – 6.01 m.
To wręcz niesamowite, ale Bubka niemal za każdym razem się poprawiał. A i 5.92 m z 1995 roku to był przecież w tamtym okresie wynik doskonały – dokładnie tyle uzyskali wszyscy trzej zawodnicy, którzy stanęli na podium igrzysk w Atlancie, ledwie rok później. A właśnie, igrzysk. Warto o nich wspomnieć, bo i one pchają nasze myśli w stronę Pawła Fajdka. Nikt nie ma przecież wątpliwości, że Bubka był najlepszym tyczkarzem w historii, ale… niekoniecznie na igrzyskach.
Jak na swoje możliwości, na nich radził sobie fatalnie. Medal – jak Fajdek – ma jeden. Choć Ukraińcowi udało się zdobyć złoto, na które Polak jeszcze nie zapracował i w dorobku ma jedynie brąz z Tokio. Jednak w przypadku obu tych wielkich sportowców regularnie mówi się o olimpijskiej klątwie. Doskonale pamiętamy problemy Pawła na igrzyskach. A jak to było z Siergiejem Bubką?
Ano tak, że zaczęło się od igrzysk w 1984 roku, zbojkotowanych przez ZSRR. Bubka nie mógł więc na nich w ogóle wystartować. A ledwie dwa miesiące po nich skakał o 12(!) centymetrów wyżej, niż Pierre Quinon, który sięgnął tam po złoto. Cztery lata później Siergiej zgarnął jednak już co jego – w Seulu nie było na niego mocnych. W Barcelonie (1992) nie oddał jednak ani jednego udanego skoku, a próbował dwukrotnie na 5.70 i raz na 5.75 m. Tę pierwszą wysokość pokonywał w KAŻDYM konkursie na stadionie, w jakim wziął udział w tamtym roku. Drugiej nie udało mu się poza igrzyskami przeskoczyć tylko raz – w Turynie, we wrześniu, gdy sezon powoli się kończył. W 1996 roku, gdy olimpiada zawitała do Atlanty, wypadł z kolei z rywalizacji z powodu kontuzji. A w 2000, jako prawdziwy weteran i po problemach zdrowotnych, ani razu nie zaliczył 5.70.
I choć na mistrzostwach świata królował przez 14 lat i zdobył sześć złotych medali, to na igrzyskach najlepszy był raz. Fajdek w najbliższych latach będzie chciał pobić go w tym pierwszym przypadku. W drugim – dorównać.
Paweł chce siedmiu
Pod pewnymi względami Fajdek nigdy nie będzie jak Bubka. Choćby jeśli chodzi o rekord świata – rzut młotem to akurat jedna z tych konkurencji, w której jego pobicie wydaje się w tej chwili niemożliwe. A to dlatego, że pochodzi on z czasów słusznie minionych, naznaczonych dopingiem. Rekordzistą pozostaje do dziś Jurij Siedych, dwukrotny mistrz olimpijski, który w 1986 roku posłał młot na 86,74 m. Zaznaczmy – on nigdy na dopingu nie został złapany, ale sam Paweł Fajdek wielokrotnie podkreślał, co myśli o rezultatach z tamtych lat. Delikatnie mówiąc – nie uznaje ich za „czyste”.
CZYTAJ TEŻ: 30 SIERPNIA. DZIEŃ LEKKOATLETYCZNYCH REKORDÓW
Rekordu świata więc Polak nie ustanowi. Ale może pobić inny. I już podkreśla, że chce to zrobić.
– Chcę więcej, chcę siedmiu mistrzostw, a potem mogę oddać prymat. Ten siódmy ma być w Tokio w 2025 roku, nikt tego dotąd nie zrobił, a ja lubię być pierwszy – mówił wczoraj, tuż po zdobyciu złota, przed kamerą TVP Sport. I komu jak komu, ale akurat jemu można wierzyć w te zapewnienia. Przecież jeszcze 24 godziny temu wydawało się, że tym razem pozostanie Fajdkowi tylko walka o srebro. W doskonałej formie był w końcu Wojciech Nowicki, to on w tym sezonie rzucał dalej i częściej wygrywał. Do tego rozkręcała się reszta stawki, coraz więcej zawodników rzucało powyżej 80 metrów.
Okazało się jednak, że Fajdek ma patent na mistrzostwa świata. Mistrzem jest w końcu nieprzerwanie od 2013 roku. Pierwszy tytuł zdobywał jako 24-latek, potwierdzając, że jest wielki po olimpijskim niepowodzeniu w Londynie. Drugie, w 2015 roku, wydawało się wręcz obowiązkiem. Na dwa tygodnie przed mistrzostwami Paweł ustanowił wówczas rekord życiowy (i Polski) wynikiem 83.93 m. Żaden inny młociarz nie przekroczył w tamtym sezonie choćby 80 metrów. W 2017 roku było podobnie – Fajdek odkuwał się wówczas po fatalnym dla siebie konkursie olimpijskim w Rio de Janeiro. Przed mistrzostwami znów rzucał piekielnie daleko – 83.44. Osiemdziesiątkę przekraczał wtedy poza nim tylko Wojciech Nowicki. Na mistrzostwach w Londynie Paweł nie przerzucił co prawda tej granicy, ale i tak wygrał bez trudu.
CZYTAJ TEŻ: PAWEŁ FAJDEK MISTRZEM ŚWIATA PO RAZ PIĄTY!
W Dosze, zdobywając czwarte złoto, dorównał Anicie Włodarczyk – wcześniej jedynej postaci w historii polskiej lekkiej atletyki, która zdobyła cztery złota mistrzostw świata. A w sumie to nawet ją przebił. Włodarczyk miała w końcu przerwę między pierwszym (2009), a drugim (2013) złotem. Fajdek na zdobyty w 2013 roku tron nie wpuścił nikogo. I dalej tego nie robi. Mimo że mistrzostwa przesunięto o rok. Mimo że nie był faworytem. To w najważniejszym momencie odpalił rzut na 81.98 m. I tego nikt już nie potrafił pobić.
Kolejna obrona… już za rok. W Budapeszcie Paweł powalczy o szósty tytuł. A potem – jak mówił – w 2025 w Tokio spróbuje przebić Siergieja Bubkę. Będzie mieć wtedy 36 lat. W teorii dużo. Ale akurat rzut młotem to konkurencja, w której długowieczność nie jest niczym nowym. W 2011 roku ostatnim mistrzem świata przed Fajdkiem został Koji Murofushi. Japończyk miał wtedy niemal 37 lat. Mistrzostwo olimpijskie w Rio de Janeiro zgarniał 34-letni Dilszod Nazarow. A ogółem ostatnim złotym medalistą igrzysk, którego faktycznie można było uznać za młociarza z młodego pokolenia, był 24-letni Szymon Ziółkowski w 2000 roku.
Fajdek zresztą zdaje się stawać – choć może mniej „wystrzałowym” – to bardziej kompletnym zawodnikiem. Potrafi opanować nerwy i nawet, gdy konkurs średnio mu wychodzi, oddać co najmniej jeden świetny rzut. Potrafi poradzić sobie też o różnych porach dnia – kiedyś mówiono, że rankiem nie jest w stanie oddać dobrych rzutów. Do tego właściwie nie widać po nim, by się starzał. I choć atakują młodsi młociarze, to wciąż Polak jest najlepszy.
Trzy historyczne lata?
Przed Fajdkiem więc trzy sezony prawdy. Jeśli chce dorównać Bubce, musi być najlepszy co najmniej na dwóch najbliższych ogólnoświatowych imprezach. Jeśli chce go przebić – na trzech. Oczywiście, głównym celem będą igrzyska w Paryżu. Te już za dwa lata, tam Fajdek będzie chciał sięgnąć po upragnione mistrzostwo olimpijskie. W Tokio zadowolił się co prawda brązowym medalem, który pozwolił mu zapomnieć o niepowodzeniach z Londynu i Rio de Janeiro. We Francji wszystko, co nie będzie złotem, uzna pewnie za rozczarowanie.
Jak jednak zadeklarował – wielki sukces chce osiągnąć też rok przed i rok po igrzyskach. W Budapeszcie i w Tokio będzie najpewniej głównym faworytem do złota, o ile sytuacja okaże się podobna do tej w tym sezonie. Jeśli tylko będzie rzucać 80 metrów przed imprezą docelową, to na niej nie będzie go można zlekceważyć. Choć, oczywiście, konkurencja nie śpi. I o ile co do formy Pawła raczej nie mamy wątpliwości – bo zagrozić jej mogą najpewniej tylko kontuzje – o tyle ciekawią nas rywale.
Ci bowiem rozwijają się w naprawdę świetnym tempie. Sensacyjny wicemistrz olimpijski, Eivind Henriksen, potwierdził wczoraj, że w najbliższych latach będzie się liczyć w walce o najważniejsze trofea. Norweg to też nie młodzieniaszek – jest ledwie o rok młodszy od Fajdka i Nowickiego, ale na na podium wielkich imprez zadebiutował właśnie w Tokio. Może się okazać, że w baku ma jeszcze sporo paliwa. W tym sezonie ponad 80 metrów rzucali też jednak jeszcze Walerij Pronkin (28-letni Rosjanin, z wiadomych względów nie rywalizował w Eugene), Quentin Bigot (w tym roku skończy 30 lat), Daniel Haugh (27 lat) i Bence Halasz (w sierpniu skończy 25 lat). Do tego groźni są niezmiennie Rudy Winkler i najmłodszy z całej światowej czołówki Mychajło Kochan, mający na karku ledwie 21 lat.
Każdy z nich jest młodszy od Fajdka. Ale możliwe, że to nie w nich Paweł będzie musiał upatrywać najgroźniejszych rywali w swojej pogoni za Bubką. Tym bowiem wydaje się być Nowicki. Eksperci podkreślają nawet, że to właśnie Wojtek może pobić rekord Polski swojego kolegi po fachu. Wczoraj też rzucał daleko – 81.08 m to świetny wynik – ale na Fajdka to nie wystarczyło. Jedno jednak trzeba podkreślić – Nowicki jest niesamowicie regularny. Medal przywozi z KAŻDEJ seniorskiej międzynarodowej imprezy mistrzowskiej, w której wziął udział. Jego seria trwa już siedem lat – zaczęła się na MŚ 2015.
Złoty był do tej pory tylko dwukrotnie – na mistrzostwach Europy w 2018 roku i ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich. W wielkiej kolekcji, do hat-tricka, brakuje mu więc tylko mistrzostwa świata. A że jest z tego samego rocznika co Fajdek, to też czuje zapewne, że zegar powoli zaczyna tykać coraz głośniej. I Budapeszt oraz Tokio mogą być jego ostatnimi szansami na tytuł najlepszego na świecie. Czy jednak zdoła pokonać Pawła Fajdka na tej konkretnej imprezie?
Patrząc na ostatnich dziewięć lat – można w to naprawdę zacząć wątpić. Bo jeśli ktoś ma w końcu dorównać – a nawet przebić – dokonaniom Siergieja Bubki na mistrzostwach świata, to jest to właśnie Paweł Fajdek. Niezmiennie król rzutu młotem.
Fot. Newspix
Czytaj też:
- Była trenerka Katarzyny Zdziebło o srebrnej medalistce MŚ [ROZMOWA]
- Sprinterskie fajerwerki? Co w Eugene pokażą najszybsze kobiety świata?
- Jak bardzo USA zdominuje mistrzostwa świata?
- Eugene 2022, czyli mistrzostwa przejściowe. Polska lekkoatletyka wchodzi w fazę przemian
- Najwięksi nieobecni MŚ w Eugene