Reklama

Mamy medal MŚ! Katarzyna Zdziebło zdobyła srebro w chodzie!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 lipca 2022, 00:03 • 6 min czytania 7 komentarzy

Grzegorz Tomala znów ma wielkie powody do radości. Tak, Grzegorz. Tata i trener Dawida, złotego medalisty z Tokio, jako szkoleniowiec zdobył właśnie kolejny medal wielkiej imprezy. Ale nie za sprawą syna, a Katarzyny Zdziebło. 25-letnia Polka była jedną z kandydatek do podium w chodzie na 35 kilometrów. Ten jednak dopiero za tydzień. Dziś zawodniczki rywalizowały na 20 kilometrów, a Kasi… zupełnie to nie przeszkadzało. Od początku szła po medal. I ostatecznie go wywalczyła. 

Mamy medal MŚ! Katarzyna Zdziebło zdobyła srebro w chodzie!

Mamy niespodziankę!

Gdy wczoraj ocenialiśmy nasz potencjał medalowy, pisaliśmy, że najpewniej zdobędziemy na mistrzostwach świata cztery krążki. Ale – choć wspomnieliśmy o tym, że może się o podium pokusić – nie braliśmy pod uwagę medalu Katarzyny Zdziebło. Krążki do Polski miały przywieźć dwie sztafety 4×400 – mieszana (której finał w nocy) i kobiet – a do tego młociarze: Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek. Po cichu liczyliśmy też choćby na Malwinę Kopron, którą nawet niektóre zagraniczne portale ustawiały na podium.

CZYTAJ TEŻ: CZY POLSCY MISTRZOWIE OLIMPIJSCY POTWIERDZĄ SWOJĄ WIELKOŚĆ?

Złożyło się tak, że gdy Zdziebło była na trasie, Malwina odpadała z konkursu rzutu młotem. Już w eliminacjach.

Reklama

Nie rozpaczaliśmy jednak nad występem Kopron zbyt długo, bo chód znów przyniósł nam niespodziankę. Znów, bo przecież w Tokio niesamowicie zaskoczył wszystkich Dawid Tomala, od niespełna roku mistrz olimpijski, dziś zresztą dopingujący Polkę z okolic mety. Teraz, w Eugene, zrobiła to Katarzyna Zdziebło. A lekko zdecydowanie nie było – organizatorzy z nieznanego nam powodu ustawili chód na 13 miejscowego czasu. Słońce prażyło, asfalt był nagrzany. Generalnie – trudne warunki do życia, a co dopiero przejścia 20 kilometrów w tempie nieco ponad czterech minut na tysiąc metrów.

Występ Kasi to w dodatku niespodzianka podwójna. Raz, że nigdy w historii polska chodziarka nie wywalczyła medalu na mistrzostwach świata. Dwa, że Zdziebło owszem, miała być kandydatką do medalu. Ale na 35 kilometrów. To na tym dystansie zdobywała w marcu w Omanie medal drużynowych mistrzostw świata, które – wbrew nazwie – były rywalizacją indywidualną. Krótszy miał być dla niej raczej przetarciem, nie oczekiwaliśmy wielkiego wyniku, raczej zastanawialiśmy się jak Polka poradzi sobie z wymogami startów na dwóch dystansach na jednej imprezie.

Tymczasem okazało się, że Kasia… no cóż, poszła po swoje.

Jak Dawid

Dużo było w tym chodzie podobieństw do tego, co zrobił w Sapporo (tam odbywały się zawody chodu przy okazji ubiegłorocznych igrzysk) Dawid Tomala. On po prostu ruszył do przodu, swoim tempem. Potem wspominał, że inni szli dla niego za wolno, więc się od nich oderwał i wywalczył w ten sposób złoto. Zdziebło złota zdobyć się nie udało. Ale też od początku utrzymywała swoje tempo, też nie patrzyła przesadnie na to co robią rywalki, tylko starała się rywalizować w swojej własnej lidze. Zresztą wspominała, że sukces Dawida był dla niej inspiracją.

Orlen baner

Kasia długo szła sama. Jedynie na początku trzymała się w grupie walczącej o trzecie miejsce. Szybko do przodu odskoczyły bowiem Kimberly Garcia Leon z Peru i Chinka Shije Qieyang. Reszta biła się o to, by znaleźć się na podium. W tym Kasia. Gdy jednak tempo całej tej grupy okazało się dla niej zbyt niskie, poszła do przodu. Przez jakiś czas trzymały się jej inne rywalki, ale w końcu i one musiały uznać, że Polka idzie zbyt szybko. I Zdziebło została sama.

Reklama

– Z reguły mam tak, że rozkręcam się w trakcie. Wyścig od początku był mocny, dałam sobie za zadanie nie odpuszczać grupy. Na początku najgorzej było wskoczyć na obroty, ale wytrzymałam to. Nie czułam tego, że tempo rośnie. Szłam swoje i wytrzymałam do końca. Nie mam problemu z samotnym chodzeniem, czuję wtedy swój rytm. Wiadomo, że w grupie jest łatwiej, ale znam swój organizm i dziś go dobrze wyczułam. Na 15 kilometrze obawiałam się, odczuwałam lekki ból w lędźwiach. Modliłam się, by dojść do końca i utrzymać trzecie miejsce. A że udało się wywalczyć drugie, to jest wspaniale – mówiła na antenie TVP.

Kasia co okrążenie łapała bidony. Polewała się wodą. Widać było, że jest jej niesamowicie gorąco. Ale ani na moment nie wydawała się zagrożona tym, że mogłaby spaść na czwarte miejsce. Szła równo, bez błędów. Nie dostała żadnego ostrzeżenia, mimo zmęczenia i bólu, o którym mówiła, a przecież co najmniej kilka chodziarek w międzyczasie zdyskwalifikowano. I w tym też przypomina Dawida Tomalę, bo on w Tokio przecież również technicznie szedł bez zarzutu. Może pod koniec – ale to było w końcu 50 kilometrów – widać było po nim zmęczenie. Ale ogółem prezentował się niesamowicie.

Dokładnie tak, jak dzisiaj Zdziebło.

Atak na srebro

Przez kilka kilometrów właściwie nic się nie zmieniało. Z przodu szły Chinka i Peruwianka, jakieś 20 sekund za nimi Polka, która stale powiększała przewagą nad rywalkami. Aż tu nagle dało się zauważyć, że Garcia Leon odskakuje Qieyang. Pytanie brzmiało: czy to kryzys Shije, czy też Kimberly przyspieszyła? Bo jeśli to pierwsze, mogliśmy mieć nadzieję, że Kasia powalczy o drugie miejsce.

I wiecie co? Powalczyła. Skutecznie!

Chinka faktycznie przeżywała kryzys. Na każdym kolejnym kilometrze szła wolniej. A Zdziebło zbliżała się do niej. Krok po kroku, metr po metrze. Aż w końcu wyminęła reprezentantkę Państwa Środka i niemal natychmiast jej odskoczyła. Jakby nagle zaczęła biec, choć tego – oczywiście – zrobić nie mogła. Inna sprawa, że tempo, jakie dziś osiągnęła, jest dla wielu nieosiągalne nawet w biegu. Tym bardziej na takim dystansie – toż to niemal półmaraton, a Kasia pokonała go w 1:27.31. Dodajmy, że od dziś to nowy rekord Polski.

– Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Jestem chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie. Spełniłam swoje marzenie. Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, że mogę walczyć, ale nie spodziewałabym się, że o medal i to srebrny. Celem była pierwsza ósemka. Nastawiałam się głównie na 35 kilometrów, ale wykonałam w tym roku kawał roboty i widać, że się to opłaciło. Medal to cudowna sprawa, mieć go w ręce to marzenie, którego nie oczekiwałam spełnić – opowiadała.

Teraz 35 kilometrów

Tempo było więc – jak na nasze warunki – niesamowite. A Zdziebło utrzymała je w fenomenalnym stylu i zasłużenie sięgnęła po medal. Teraz przed nią tydzień odpoczynku, treningu i przygotowań do dystansu, który miał być jej. I kto wie, czy tam też nie zaprezentuje się znakomicie. Przecież dzisiejszy medal powinien dać jej raz, że sporo luzu, a dwa, że jeszcze więcej wiary w swoje możliwości. Po dziś, w rywalizacji na 35 kilometrów, Katarzyna nie będzie już tylko kandydatką do medalu.

Będzie jedną z głównych faworytek.

A 35 km to przecież nowy dystans. Dystans, którego na mistrzostwach świata jeszcze nie było. Może się tam wiele wydarzyć, ważne będzie rozplanowanie sił i to, jak dobrze każda zawodniczka potrafiła się do tej nowej rywalizacji przygotować. Zdziebło – jak już wspominaliśmy – udowodniła już w marcu, że to dla niej naprawdę dobry dystans. I gdyby potwierdziła to też w Eugene, gdyby po raz drugi stanęła na podium, byłoby przepięknie.

Ale jeśli medalu tam nie zdobędzie, to właściwie niczego to nie zmieni – już teraz jest bowiem naszą bohaterką. To dzięki niej już w pierwszej sesji pierwszego dnia mistrzostw świata zdobyliśmy medal. A przecież w drugiej czeka nas rywalizacja sztafet mieszanych. Niech więc i tam będzie podobnie, a te mistrzostwa zaczną się dla nas absolutnie przepięknie.

Fot. Newspix

Czytaj też: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Inne sporty

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
3
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Komentarze

7 komentarzy

Loading...