W środowej prasie wracamy do europejskich pucharów, ale mamy też ciekawe rozmowy. Z dziennikarzami spotkali się Lukas Podolski, Bartosch Gaul, Jakub Arak i Artur Boruc.
Sport
Lukas Podolski zapewnił Górnikowi Zabrze nowego sponsora.
Pan wykonał pierwszy telefon?
– Tak. Firma chce wchodzić na polski i na inne rynki. Pochodzimy z tego samego miasta koło Kolonii. Odbyliśmy rozmowy, przedstawiłem Górnika jako klub, wysłałem kilka wideo, które miałem na telefonie. Spodobało im się.
Ile numerów ma pan jeszcze w telefonie, które może pan wykorzystać z takim efektem?
– Moja komórka jest ciężka i są tam ciężkie nazwiska (śmiech). Jeśli uda się kogoś przekonać, to oczywiście będą kolejni sponsorzy. Nie chodzi jednak o to, żebym kogoś prosił na kolanach, aby nim został. On musi przyjechać i zobaczyć, jak to ma wyglądać i jaka to jest atmosfera. Wiem, że przedstawiciele firmy byli na meczu w Zabrzu i spodobało im się tutaj. Firma musi czuć, że ten klub coś ma, a nie tylko dać pieniążki i reklamę. I działa to też w drugą stronę. Bo jeśli przedsiębiorstwo wchodzi na rynek polski i jest na nim klub, w którym gra Lukas Podolski, to też jest dla niego fajne. Są również inne możliwości na rozwinięcie marki, ale piłka nożna zawsze będzie numerem jeden, przynajmniej w Polsce. Ludzie widzą to w telewizji, na stadionach, na konferencji i to jest dla firmy coś dobrego.
Ile czasu minęło od pierwszego telefonu?
– Chyba z pół roku. To trwa. Nie jest to tylko jedna rozmowa, ale na koniec to oni podjęli decyzję. Ja tylko przedstawiłem klub i pokazałem, jak to wszystko tutaj wygląda. Klub piłkarski jest dobrą bazą do tego, aby rozwinąć markę. Wiem, że jest tak za granicą i na pewno jest tak również w Polsce.
Erik Jendriszek o nowym piłkarzu Cracovii.
W ten sposób środkowy pomocnik z Zemplina Mihalovce trafił do klubu pod Wawelem. – Jest to zawodnik grający raczej na „ósemce” niż na „dziesiątce” – scharakteryzował Japończyka były zawodnik Cracovii 35-letni Erik Jendriszek, który po wojażach zagranicznych wrócił na słowackie boiska. – Mnie ten zawodnik bardzo się podoba. Imponuje techniką i grą z piłką, ale też zrobi dużą robotę w środku pola, pobiega. Strzelał też piękne bramki. Kibice chodzą na stadiony, żeby oglądać takich piłkarzy. Może nie jest to największy walczak, jakiego w życiu widziałem, ale jak ma piłkę, to bardzo dobrze się to ogląda. Już jakiś czas temu zwróciłem na niego uwagę i czekałem, co się z nim wydarzy, czy będzie jakiś transfer. Nie spodziewałem się, że trafi akurat do Cracovii, ale mam nadzieję, że uda mu się w zespole zaaklimatyzować i osiągnie z nią dobre wyniki.
Pogoń to historycznie pierwszy rywal Widzewa Łódź w Ekstraklasie.
Oprócz ligowych klasyków ogólnokrajowych poszczególne kluby też mają swoje kultowe mecze z ulubionymi albo kłopotliwymi rywalami, z którymi od lat rywalizują. Tak jest w przypadku Pogoni i Widzewa. Nie wiem, czy w Szczecinie o tym pamiętają, ale to właśnie z Pogonią Widzew zagral pierwszy mecz o ligowe punkty w najwyższej klasie. W inauguracyjnej kolejce sezonu 1975/76 szczecinianie wygrali w Łodzi 2:0 po golach Leszka Wolskiego i Jana Mikulskiego. To była Pogoń Wawrowskiego, Boguszewicza, Kasztelana, Kensego, a jej wygrana z beniaminkiem nie była sensacją. Gra Burzyńskiego, Janasa, Błachny, Pyrdoła, Grębosza i Gapińskiego nie wystarczyła – Widzew budował dopiero swoją potęgę, a Boniek, Tłokiński i Rozborski pojawili się w tej drużynie później. Widzew nie wygrał pierwszego meczu z Pogonią w ekstraklasie, nie wygrał i ostatniego. 12 kwietnia 2014 roku przegrał w Szczecinie 0:1 po bramce Marcina Robaka, a nie był to bynajmniej gol samobójczy najlepszego strzelca w historii Widzewa, bo Robak grał wtedy akurat w Pogoni. Tak samo zresztą jak Dominik Kun, jedyny czynny jeszcze w ekstraklasie zawodnik spośród tych, którzy brali udział w tym spotkaniu. Mimo tych dwóch porażek historyczna przewaga Widzewa jest znaczna – z 52 meczów w ekstraklasie zespół z Łodzi wygrał 25, a 12 zremisował.
Dłuższa rozmowa z Jakubem Arakiem.
To, że miał pan w Lechii czy Rakowie status zmiennika, hamowało radość po sukcesach czy mimo wszystko pozwalało się z nich na maksa cieszyć?
– Miałem swoje momenty. Kilka razy wybiegałem w pierwszym składzie. Prawie zawsze – czy to w Gdańsku, czy w Częstochowie – znajdowałem się w kadrze meczowej. To jasne, że każdy chciałby grać jak najwięcej, ale warto umieć się dostosować, by być potrzebnym drużynie. Byłem świadomy, z jakimi zawodnikami rywalizowałem. To reprezentanci krajów, mający w swoich karierach zdobytych kilkaset bramek na różnych poziomach.
Pierwsza reakcja? Pomyślał pan: „to tylko 1. liga”?
– Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Brałem to pod uwagę. Wiadomo, jak jest w piłce – trzeba rozważyć każdą ofertę. Jasne, że moim priorytetem było zostać w ekstraklasie, ale po rozmowie z dyrektorem Góralczykiem uznałem, że GKS może być naprawdę ciekawym miejscem. Potem odebrałem telefon od trenera Góraka, który przedstawił swoją wizję budowania drużyny. Dałem sobie czas na zastanowienie, ale gdy w połowie czerwca wszystkie zespoły wznawiały treningi, uznałem, że muszę szybko podjąć decyzję i zacząć przygotowywać się do sezonu. Poszło sprawnie, szybko dogadaliśmy się i jestem tutaj.
Kiedyś miał pan plan zdobycia licencji trenerskiej, najpierw UEFA B. Wyszło?
– Akurat te plany trochę zmienił covid, bo byłem już zapisany na kurs, gdy zaczęła się pandemia. Dziś skłaniam się ku temu, by poczekać, aż bliżej mi będzie końca grania w piłkę. Wtedy spróbowałbym dostać się na kurs A+B w Szkole Trenerów w Białej Podlaskiej. Grając na profesjonalnym poziomie wydaje się to trudne do zrealizowania. Tam są zjazdy w niedziele i poniedziałki, więc albo odpuszczałbym zjazd, albo nie trenował w klubie, a na to nie mogę sobie pozwolić. Jeśli coś trzeba robić, to na 100%. Ale inwestuję w siebie, „podpinam się’ w internecie na różne kursokonferencje trenerskie, no i staram się rozwijać językowo. W naszej lidze gra coraz więcej obcokrajowców, a to dobra okazja, by się podszkolić. Szczególnie w Rakowie było ich sporo, w Lechii też.
Pierwszego gola dla GieKSy strzelił pan z rzutu wolnego w Bańskiej Bystrzycy. Nietypowo.
– W sparingach jest pod tym względem większa dowolność niż w lidze. Akurat zawodników wyznaczonych do wolnych nie było wtedy na boisku. Uznałem, że z tej pozycji mogę uderzyć tam, gdzie stoi bramkarz, bo było całkiem blisko i wpadło. Zwykle w lidze ciężko się do wolnych dopchać. Przecież kiedy ma się obok siebie Iviego Lopeza, to aż głupio byłoby zabierać mu piłkę. Zresztą, i tak jej nie da (śmiech).
Ezequiel Bonifacio zmienia pozycję?
W poprzednim sezonie podstawowym lewym wahadłowym w Podbeskidziu był Ezequiel Bonifacio, który w ostatnich meczach kontrolnych występował na pozycji defensywnego pomocnika. – On ma duże predyspozycje do biegania i bycia pod piłką. W meczu z Wisłą dwa razy popełnił błąd. Niepotrzebnie chciał ograć dwóch rywali będąc na newralgicznej pozycji. Generalnie dobrze piłką operował, bo to uwielbia. A jednocześnie ma świadomość popełnianych błędów. To bardzo inteligentny facet. I co najważniejsze, potrafi w trudnych i ważnych momentach utrzymać się przy piłce. To duża sztuka. Warto zwrócić uwagę, że w tym obszarze mamy aż czterech piłkarzy do rywalizacji – Bonifacio, a także Mathieu Scaleta, Tomasza Jodłowca i młodego Marcela Misztala, który dał bardzo dobrą zmianę. Zaczyna być bardzo agresywny w defensywie, a rozegranie ma bardzo dobre. Robi postępy, ruszył z miejsca i bardzo to cieszy. Staramy się w miarę logicznie ustawiać ten zespół. Po to, by mieć większe pole manewru. Asymetria w ustawieniu powoduje, że rosną nasze możliwości. Każdy chce grać – zapewnia trener Podbeskidzia.
Super Express
Łukasz Surma zapowiada sezon Ekstraklasy.
– Raków na dłużej się zadomowił w czołówce – mówi Łukasz Surma, któremu nikt nie może dorównać w ligowym doświadczeniu: nazbierał aż 559 występów w ekstraklasie. – Mimo sukcesów wciąż nie jest postrzegany jako faworyt. Nie jedzie na mecz wyjazdowy z presją, że musi go wygrać. A z taką presją na co dzień mierzy się np. Legia. Raków jest też, w przeciwieństwie do Legii czy Lecha, klubem i zespołem kameralnym. Robi swoją robotę po cichu, bez nacisków zewnętrznych i wewnętrznych. To pozwala na dużo więcej spokoju w codziennej pracy – uważa Surma. – Z reguły po takich sukcesach, jakie notował Raków, następuje w drużynie pewne wypalenie. W Częstochowie go nie ma. Kiedy patrzę na grę Rakowa, wciąż widzę zespół świeży, głodny zwycięstw – analizuje nasz rozmówca.
Fakt
Rozmowa z Bartoschem Gaulem, trenerem Górnika Zabrze.
Jaki ma być Górnik Bartoscha Gaula?
Przyświecają nam dwa hasła: dużo energii i dużo kontroli. Najważniejsze to wprowadzić tyle energii w grę, żeby mieć nad nią kontrolę. Kontrola oznacza dla mnie posiadanie piłki, a nie bieganie za nią i grę tylko w obronie. Kiedy jesteśmy w defensywie i nie mamy piłki, to musimy wprowadzać tę energię, żeby ją jak najszybciej odzyskać.
Co wymagało najpilniejszej poprawy?
Mamy dobrych zawodników, jeżeli chodzi o grę w ofensywie. Natomiast jeśli chodzi o defensywę, to baza do poprawy. Dla mnie ważne jest, żeby filozofię, jaką wyznaję, dostosować do zawodników. Widziałem, że kibice Górnika mają w sobie dużą energię. Jeżeli będziemy potrafili naszą pracą stworzyć energię, możemy połączyć się z kibicami i będzie się bardzo trudno grało przeciwko nam.
Czy w Polsce nie powinniśmy mieć kompleksów, jeżeli chodzi o naszą piłkę?
Jeżeli chodzi na przykład o warunki do gry i treningu, talenty to nie powinno być kompleksów. Poziom jest dobry, warunki są dobre, tylko trzeba jak najwięcej z tego wyciągnąć. Dla mnie najważniejsze jest to, czy jest potencjał. Tutaj jest i trzeba nad nim pracować.
Przegląd Sportowy
Kamil Kosowski miał złe przeczucia co do Rudki.
Winowajcą porażki Lecha w Azerbejdżanie został okrzyknięty Artur Rudko. Bramkarz jest jednym z kilku nowych nabytków Kolejorza. Ukrainiec jest wypożyczony z Metalista Charków, jednak przez ostatnie trzy lata grał w cypryjskim Pafos. W sens tego transferu od początku wątpił Kamil Kosowski. – Kolejorzowi potrzebny był nowy bramkarz, ale akurat ten mnie nie przekonuje. Grałem na Cyprze i akurat Pafos kojarzy mi się ze spokojnym klubem dobrym dla emerytów, a nie piłkarzy głodnych sukcesów – pisał nasz felietonista. Rudko od początku pobytu w Lechu dostał od trenerów zaufanie, ale koncertowo zawalił mecz w Baku.
Artur Boruc o swoim pożegnaniu i kontrowersjach.
– Powiem wprost: nie mam żadnych profitów z pożegnania. Nie jestem odpowiednią osobą, aby oceniać ceny biletów. Ja żegnam się z kibicami, to jest moje święto. Czy wejściówki są za drogie czy nie, to już kwestia indywidualna. Kij zawsze ma dwa końce. Trudno wypowiedzieć mi się na ten temat, bo to co mówię, najczęściej rozumiane jest dwuznacznie – powiedział 42-latek, który jest po wstępnych rozmowach z klubem odnośnie swojej przyszłości. – Ustalimy szczegóły, na razie jestem ambasadorem Legii. Czy to oznacza, że nie pojadę do Stanów Zjednoczonych? Nie wiem – stwierdził podczas środowego spotkania z dziennikarzami. […] – Kara nie została uregulowana, bo to, czym zajmuje się Komisja Ligi, nie przemawia do mnie. Moja niechęć zaczęła się już, kiedy dostałem pierwszą za wpis na Instagramie. Ta, którą otrzymałem w lutym, była dla mnie śmieszna. W mojej głowie fakt, że jej nie zapłaciłem, ma sens – stwierdził i dodał, że nie chciał, aby uregulował ją klub.
Dlaczego Hiszpanie dokonują głównie darmowych transferów?
Decyzja o oddaniu części dochodów z praw telewizyjnych w zamian za natychmiastowy przelew części zespołów jeszcze długo będzie odbijała się czkawką. Podpisana w lutym tego roku umowa dostarczyła sygnatariuszom niespełna 2 miliardy euro do podziału. W zamian za to fundusz inwestycyjny zyskał na 50 lat prawa do 8 procent przychodów z działalności komercyjnej i technologicznej oraz 11 procent z praw audiowizualnych. Według przygotowanych przez zainteresowane ratyfi kowaniem umowy Athletic Bilbao i Real Madryt analiz, przy obecnym wzroście wartości wyżej wymienionych praw fundusz już po 11 latach zacząłby zarabiać – kosztem klubów LaLiga Santander i LaLiga SmartBank (pierwszy i drugi poziom). Dlaczego więc znacząca większość była na tak? Praktycznie natychmiastowe wypłacenie należnej transzy, pozwalające na spłatę części długów i inwestycję w zespół, przekonało zarządzających do tego nie do końca korzystnego porozumienia. Pierwsze efekty rezygnacji z części głównego źródła fi nansowania, jakim są przychody z praw telewizyjnych, pojawiły się już podczas obecnego okna. Odsetek bezgotówkowych transferów w Primera Division jest największy od lat. Mimo wszystko zawodnicy, którzy trafi li do Hiszpanii z kartą w ręku, w większości stali się wartością dodaną swoich zespołów.
fot. FotoPyK