– Winna jest cała drużyna. Ktoś do tych strzałów dopuścił. Defensywa się nie popisała. Aczkolwiek błędy bramkarza raziły w oczy. Już słyszę takie głosy, że jest to nieudany transfer. Wstrzymałbym się z takimi opiniami. To jest bramkarz, który ma 30 lat i pewne doświadczenie w piłce seniorskiej. Sądzę, że w Lechu nie znalazł się przez przypadek – mówi nam Bartosz Bosacki, legenda Lecha Poznań. Jak on widział wczorajszy mecz „Kolejorza” z Karabachem? Dlaczego jego zdaniem Artur Rudko powinien dostać kolejną szansę na grę w pierwszym składzie?
Lech przegrał we wtorek aż 1:5 z Karabachem Agdam. Szokuje pana tak wysoka porażka „Kolejorza” w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów?
Najbardziej przykre jest to, że Lech Poznań odpadł z eliminacji do Ligi Mistrzów. Rozmiar porażki ma drugorzędne znaczenie. Gdyby przegrali w dwumeczu różnicą jednej bramki to dalej efekt byłby taki sam – brak awansu do kolejnej rundy.
Jakie ma pan wnioski po tym spotkaniu? Co nie zagrało? Co zawiodło?
Przeciwnik był zdecydowanie lepszą drużyną w dwumeczu. W pierwszym starciu udało się Lechowi uniknąć indywidualnych błędów, gdzie w miarę wyglądała gra w defensywie. Z kolei wczoraj było zdecydowanie gorzej. Błędy indywidualne, które popełnili zawodnicy, sprawiły, że wynik jest taki, a nie inny. Trudno znaleźć jakieś pozytywy. Tym bardziej, że moim zdaniem Karabach zagrał lepszy mecz w Poznaniu niż u siebie.
12 lipca, czyli nowy rekord. Lech Poznań i najszybszy w historii wylot z Ligi Mistrzów
Czy szybko strzelony gol przez Kristoffera Velde, paradoksalnie, okazał się wodą na młyn dla piłkarzy Karabachu?
Myślę, że tak, szybko strzelona bramka przez Lecha zadziałała na Azerów pozytywnie, a naszych zawodników zdekoncentrowała. Być może zawodnicy z Poznania pomyśleli o tym, że mają już awans do kolejnej rundy, a do końca spotkania było jeszcze… 90 minut. Gol zdobyty ze spalonego na 1:3, warunki atmosferyczne i przygotowanie fizyczne zespołu, przełożyły się na wynik końcowy. W kontekście tego ostatniego aspektu dodam, że już w pierwszym meczu z Karabachem widoczne były problemy kondycyjne. Nie ma co się temu dziwić, kiedy cały czas biegasz bez piłki. Nie negowałbym przygotowania fizycznego do całego sezonu. Owszem, było widoczne zmęczenie zespołu Lecha, ale wynikało z tego, że Azerowie byli częściej przy piłce. Nie od dziś wiemy, że, kto jest dłużej w posiadaniu futbolówki, ten mniej się męczy.
Gdyby był VAR na tym spotkaniu jest pan przekonany o tym, że Lech doprowadziłby do dogrywki? Czy nieuniknione było to, że Karabach prędzej czy później powiększy swoje prowadzenie, bo Lech w końcówce „zdychał”?
Pozostało nam tylko gdybać. Bo ten gol na 1:3 sprawił, że zawodnicy Lecha musieli zmienić sposób gry, żeby mieć jeszcze szansę na awans do kolejnej rundy. Być może, gdyby konsekwentnie grali tak, żeby utrzymać wynik, to nie padłyby te bramki, byłaby dogrywka, a następnie rzuty karne. Aczkolwiek to jest tylko gdybanie. Lech przegrał 1:5 i trzeba odłożyć na bok marzenia o Lidze Mistrzów, pogodzić się z tym i nastawić mentalnie na eliminacje do Ligi Konferencji. Tam wcale nie musi być łatwiej. Droga do fazy grupowej może być wyboista i składająca się z wymagających rywali.
Kibice i wielu postronnych obserwatorów wskazało jednego winowajcę tej porażki z Karabachem – Artur Rudko. Zgadza się pan z tym? Czy czasem nie stał się on kozłem ofiarnym tego blamażu? W moim odczuciu cały zespół wyglądał kiepsko nie tylko ukraiński bramkarz.
Winna jest cała drużyna. Ktoś do tych strzałów dopuścił. Defensywa się nie popisała. Aczkolwiek błędy bramkarza raziły w oczy. Już słyszę takie głosy, że jest to nieudany transfer. Wstrzymałbym się z takimi opiniami. To jest bramkarz, który ma 30 lat i pewne doświadczenie w piłce seniorskiej. Sądzę, że w Lechu nie znalazł się przez przypadek. Zapewne był obserwowany przez skauting „Kolejorza”, a słabszy mecz może się zdarzyć każdemu. Szkoda, że miało to miejsce wczoraj. Aczkolwiek nie winiłbym tylko bramkarza za to spotkanie, bo cały zespół zagrał słabo.
Czy Lech Poznań zatrudni kiedyś bramkarza z prawdziwego zdarzenia?
Jednak, czy takim występem, w tak ważnym meczu i w takim klubie, jak Lech, Artur Rudko nie przekreślił swojej kariery w Poznaniu?
Z mojej perspektywy nie powinien zostać przekreślony. Aczkolwiek nie wiem, jak mocno ten mecz wpłynie na jego mentalność. Byłbym za tym, żeby dostał kolejną szansę. Dlatego, że wychodzę z takiego założenia, że skoro trafił do Lecha to musi coś sobą prezentować. Ktoś zauważył i stwierdził, że Rudko ma takie umiejętności, aby sprawdzić się w poznańskim klubie. Za nim zaledwie dwa spotkania w barwach „Kolejorza”. Czy zostanie teraz posadzony na ławkę rezerwowych i z niej nie wstanie? Nie wiem, bo taką decyzję podejmie sztab szkoleniowy. Kluczowa w tym wypadku jest psychika ukraińskiego bramkarza – czy potrafi szybko wyrzucić z głowy ten mecz i skupić się na kolejnych? I czy trener zaufa mu i da kolejną szansę.
Jeszcze jest za wcześnie, żeby mówić o Rudce jako niewypale transferowym?
Nie można kogoś oceniać po dwóch meczach. Wychodzę z założenia, że zawodnika powinno się opiniować po roku, dwóch, wtedy mamy jasność, co do tego, jakim jest piłkarzem i czy sprawdził się w danym zespole. Pamiętam, jak przychodził do Lecha Christian Gytkjaer, na początku były takie opinie, że jest to niewypał transferowy, a później… został królem strzelców. Każdy powinien dostać szansę i mieć czas na to, żeby zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Nie wiem, pod jaką presją grał wcześniej Artur Rudko, ale w takim klubie, jak Lech musi liczyć się z tym, że tutaj jest ona duża, o czym boleśnie przekonał się wczoraj, bo przypisano mu udział przy trzech straconych bramkach. Aczkolwiek podkreślam, że nie tylko on jest winny, bo ktoś musiał dopuścić do tych sytuacji. Cały zespół popełniał w tym meczu wiele indywidualnych błędów, co przełożyło się na wynik końcowy.
Już przed wyjazdem do Azerbejdżanu były takie obawy, że jest to bardzo trudny teren, gdzie panują niesprzyjające warunki atmosferyczne. Do tego dochodzi jeszcze długa podróż. Czy Lech może w ten sposób tłumaczyć tę porażkę? W przeszłości miał pan okazję nieraz zagrać w Azerbejdżanie. Pamiętam mecze w europejskich pucharach z Chazarem Lenkoran czy Interem Baku. Zwycięstwo i remis.
Nie tłumaczyłbym tej porażki w taki sposób, ale trzeba to wziąć pod uwagę. Nie gra się tam łatwo, szczególnie w tym okresie. Miałem okazję zagrać w Azerbejdżanie nie tylko z Lechem, ale i reprezentacją Polski. Pamiętam, że było wtedy piekielnie gorąco i wilgotno. To mogło mieć jakiś wpływ. Aczkolwiek to był dwumecz. Azerowie też mogliby się skarżyć na to, że w Polsce grali w niesprzyjających warunkach atmosferycznych i do pokonania mieli tyle samo kilometrów, co lechici. Występując na tym poziomie, trzeba się odpowiednio przygotować na wyjazd do Azerbejdżanu. W przypadku moich wypraw w tamtym kierunku, pamiętam, że byliśmy dobrze przygotowani, zwracaliśmy większą uwagę na inne aspekty, niż na co dzień, w szczególności na nawodnienie. Lech nie odpadł z Ligi Mistrzów przez warunki atmosferyczne i miejsce rozgrywania meczu, a dlatego, że był słabszy od Karabachu.
Czy zwycięstwo z Karabachem w pierwszym spotkaniu należy traktować jako wypadek przy pracy, skoro sam pan powiedział, że rywale lepiej pokazali się w Poznaniu aniżeli u siebie?
Meczów nie wygrywa się przypadkowo. Owszem, Azerowie byli lepsi. Gdyby po 30 minutach gry na tablicy widniałby wynik 3:0 dla Karabachu to w pełni oddawałby to, co działo się na boisku. Lech u siebie był skuteczny i nie mam na myśli ofensywy, a przede wszystkim defensywę. Zawodnicy nie popełniali błędów indywidualnych, co przełożyło się na pozytywny rezultat. W rewanżu tego zabrakło.
Co pan sądzi o zamieszaniu z Superpucharem Polski? Lech dążył do tego, żeby przełożyć to spotkanie, bo chciał lepiej przygotować się do meczu rewanżowego z Karabachem. Zlekceważyli to trofeum, wystawiając rezerwowy skład na Raków, a we wtorek i tak przyszła klęska w Azerbejdżanie.
Trener Lecha, John van den Brom powtarza, że ma dwie równorzędne jedenastki. Na pewno nie tłumaczyłbym rezultatu w Baku tym, że kilka dni wcześniej był rozgrywany mecz w ramach Superpucharu Polski. Jeśli chcesz występować w europejskich pucharach to musisz grać, co trzy dni. Po to kluby budują szerokie kadry, żeby móc rywalizować na kilku frontach. Superpuchar to też trofeum, może nie tak eksponowane, jak mistrzostwo Polski czy Puchar Polski, ale jest to zdobycz, którą można włożyć do gabloty. Szkoda tego meczu z Rakowem. Myślę, że ta porażka też mogła mieć jakiś wpływ na rywalizację z Karabachem. Zawodnikom mogło to dać do myślenia, że może nie są do końca dobrze przygotowani, skoro przegrywają spotkanie o Superpuchar Polski.
Czy wczorajszy występ Lecha to totalna kompromitacja, czy smutny obraz stanu polskiej piłki klubowej?
Jestem daleki od używania takich słów jak „kompromitacja”. Dla polskiej piłki klubowej to żadne novum, że odpadamy w pierwszej rundzie eliminacji do europejskich pucharów. Nie uważam, żeby to była kompromitacja. Takie wyniki i sytuacje zdarzają się też na najwyższym poziomie. Gdy w Lidze Europy graliśmy z Juventusem czy Manchesterem City to nikt nie zakładał, że możemy osiągnąć taki dobry wynik. Przyjmując tę optykę, możemy powiedzieć, że wtedy Juventus i Manchester City skompromitowali się, nie wygrywając z nami meczu? W piłce to tak nie działa. Widziałem w Internecie taki nagłówek: „piłkarze Lecha nie wracajcie do domu. Kompromitacja w Baku„. Uważam, że jest to nie fair w stosunku do piłkarzy, bo oni tego nie zrobili specjalnie, chcieli awansować dalej, ale im się nie udało, byli słabsi. Z kolei na ligowym podwórku sięgnęli po mistrzostwo Polski, więc są najlepszą drużyną w kraju, to nie jest przypadek. Niestety, nie jesteśmy jeszcze w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. Wierzyłem w to, że teraz się uda, bo miniony sezon był naprawdę dobry w wykonaniu Lecha, klub zbudował szeroką, wyrównaną kadrę, która sięgnęła po triumf w Ekstraklasie. Niestety, przydarzył się jeden słabszy mecz z Karabachem i nie będą już kontynuowali swojej drogi do Ligi Mistrzów. Z takich spotkań trzeba wyciągać wnioski. Mam nadzieję, że Lech sprawi nam jeszcze trochę radości w Lidze Konferencji i pokaże, że potrafi grać w piłkę.
WIĘCEJ O PORAŻCE LECHA Z KARABACHEM:
- Lech obejrzał Ligę Mistrzów i uznał, że to nie dla niego
- Lechu Poznań, tak się kończy dziadowanie na transferach
- Liga Mistrzów? Nie nasza liga
ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI
Fot. Newspix