Paul Pogba chciał znów czuć się kochany. Juventus chciał mieć skutecznego środkowego pomocnika. Ten powrót był potrzebny obu stronom. W Turynie Francuz ma grać jak za dawnych lat, a Bianconeri dzięki niemu wygrywać jak w przeszłości.
Ponoć na pierwszy rzut oka widać, że Piemontczycy są inni niż większość Włochów. Nieco sztywni, mniej radośni, bardziej cisi. Brak im pogody ducha typowej dla reszty rodaków. Ale przynamniej w minionych dwóch latach część z nich ma dobry powód do tej melancholii – kibice Juventusu, który gra najsłabiej od dawna.
Chude dwa lata Juventusu
Po dziewięciu tłustych sezonach z mistrzostwem przyszły dwa chude. W rozgrywkach 2020/21 Bianconeri dopiero w ostatniej kolejce wdrapali się na czwarte miejsce, ostatnie gwarantujące występ w Lidze Mistrzów, a niewiele brakowało, by finiszowali poza TOP4 (wystarczyło, by Napoli pokonało Veronę, zamiast zremisować). Następne – 2021/22 – znów kończyli tuż za podium, choć tym razem zapewnili to sobie znacznie szybciej – cztery spotkania przed końcem. Chociaż tyle…
Tak, oczywiście, mnóstwo klubów marzy, by ich chude lata wyglądały w ten sposób, ale nie są Juventusem. Nie należą do właścicieli firmy FIAT – rodziny Agnellich, najpotężniejszej w Italii w XX wieku, nieformalnie ważniejszej niż dynastia sabaudzka, która rządziła do końca II wojny światowej. Ich drużyna musi panować. Tak jak oni w kraju.
Allegri: I oni chcą grać w Juve!
Pomyłką okazało się zatrudnienie Cristiano Ronaldo, który kosztował fortunę (120 milionów euro za transfer i 60 milionów brutto pensji rocznie) i w dużym stopniu uzależnił kolegów od siebie, ale ostateczna katastrofa nastąpiła dopiero w trzecim roku gry Portugalczyka we Włoszech – powierzenie zespołu Andrei Pirlo. Trenerskiemu nowicjuszowi, który ostatni egzamin zdał już po rozpoczęciu pracy w Juve. Kiedyś genialny piłkarz, na razie przeciętny szkoleniowiec (od czerwca w Turcji – w Fatih Karagumruk) może dziękować opatrzności, że Napoli wyrżnęło się na ostatniej prostej do fazy grupowej Champions League, bo jego kadencja w Turynie byłaby wspominana jeszcze gorzej.
A jak trwoga, to do Massimiliano Allegriego. W maju 2021 trener z Toskanii wrócił do stolicy Piemontu po dwóch latach i musiał urządzać się wśród zgliszczy. Zostawiał ekipę bazującą na kolektywie, zastał gości przyzwyczajonych do szukania w każdej akcji Ronaldo, który niedługo później czmychnął do Manchesteru United.
– To nie jest drużyna – powiedział w sierpniu szkoleniowcowi kapitan Giorgio Chiellini w trakcie rozmowy przy linii podczas rywalizacji z Empoli.
– Kurwa mać! I oni chcą grać w Juve! – wściekał się Allegri we wrześniu po porażce z Milanem.
Oczywiście jedno i drugie uchwyciły kamery. To tylko dwie sceny doskonale obrazujące, ile pracy należało wykonać, by odbudować Bianconerich. A tylko część należała do szkoleniowca, który kombinował, ile mógł i wycisnął z zawodników tyle, ile się dało. Reszta należała do władz Starej Damy.
– Allegri musiał kierować zespołem, którego sobie nie zbudował. Teraz działamy, żeby skład dostosować do niego. Angażujemy go w każdy wybór – powiedział pod koniec czerwca Maurizio Arrivabene, dyrektor generalny Juve.
Z roku na rok gorzej z pomocą Juve
Priorytetem było oczywiście wzmocnienie środka pomocy. Centrum drugiej linii drużyny z Turynu od dawna wskazywano jako największy kłopot, ale nie za bardzo było za co je odremontować, skoro gigantyczne pieniądze inwestowano w Ronaldo. Stąd sprowadzenie za darmo Adriena Rabiota i Aarona Ramseya czy wymiana Miralema Pjanicia na Arthura Melo, która bardziej miała utrzymać porządek w sprawozdaniu finansowym niż na boisku. Do tego zawodzić zaczął Rodrigo Bentancur (dziś w Tottehnamie), a Weston McKennie lepiej sprawdzał się, kiedy swoim ruchem kreował przestrzeń innym niż z piłką przy nodze. Oto przepis na dramat, czyli nie tylko utratę scudetto, lecz także opadnięcie na dno TOP 4.
– Pomocnicy muszą zdobywać więcej bramek – narzekał w grudniu Allegri.
Oczywiście, brak skuteczności nie był jedynym mankamentem Arthura czy Rabiota, ale faktycznie ten element mógł razić szkoleniowca, skoro w przeszłości druga linia zawsze gwarantowała mu minimum kilkanaście goli. Oto bilans środkowych pomocników Juve za Allegriego i procentowy udział w ogólnym dorobku drużyny.
- 2014/15 – 27 (Paul Pogba 8, Arturo Vidal 7, Andrea Pirlo 4, Roberto Pereyra 4, Claudio Marchisio 3, Stefano Sturaro 1)/37,5%
- 2015/16 – 18 (Paul Pogba 8, Sami Khedira 5, Mario Lemina 2, Hernanes 1, Stefano Sturaro 1, Simone Padoin 1)/24%
- 2016/17 – 13 (Miralem Pjanić 5, Sami Khedira 5, Claudio Marchisio 1, Hernanes 1, Mario Lemina 1)/17%
- 2017/18 – 17 (Sami Khedira 9, Miralem Pjanić 5, Blaise Matuidi 3)/20%
- 2018/19 – 13 (Emre Can 4, Blaise Matuidi 3, Miralem Pjanić 2, Sami Khedira 2, Rodrigo Bentancur 2)/18%
- 2021/22 – 7 (Weston McKennie 3, Manuel Locatelli 3, Denis Zakaria 1)/12%
Pod tym względem tak źle, jak w minionych rozgrywkach, jeszcze nie było. Ba! W trakcie premierowego sezonu Allegriego środkowi pomocnicy strzelili prawie cztery razy więcej goli niż we właśnie zakończonym. Dokładnie dlatego skorzystano z okazji i zdecydowano się na sprowadzenie Pogby, z którym druga linia była zdecydowanie najskuteczniejsza. Czas wrócić do przeszłości, by przyszłość była piękna.
Pogba wolał Turyn zamiast Paryża
Pogba w ostatnich trzech latach leczył osiem różnych kontuzji, z powodu których opuścił niemal 80 spotkań. W sezonie 2021/22 oddawał mniej strzałów niż kiedyś i był mniej zaangażowany w grę (m. in. mniej kontaktów z piłką), co skończyło się jednym strzelonym golem w Premier League. Nie tak wyobrażał sobie drugie podejście do Manchesteru United, kiedy w 2016 roku przenosił się tam z Juve. Coraz częściej sprawiał wrażenie złamanego psychicznie i fizycznie. Znów chciał czuć się kochany i dlatego wolał Turyn od Paryża i Paris Saint-Germain. W piątek wylądował we Włoszech, w sobotę przechodził testy poprzedzające podpisanie umowy. Transfer jest przesądzony.
Naturalnie może już za późno, czas Pogby zwyczajnie przeminął, tyle że… w Italii wskazówki zegara przesuwają się wolniej. Tutaj drugą młodość przeżywa Olivier Giroud, do chwil chwały wrócił Jose Mourinho, a Zlatan Ibrahimović tuż przed emeryturą gra ostatnią wielką rolę. Dlatego w zamyśle Arrivabene i spółki to Pogba wraz z Locatellim i Zakarią (obaj dołączyli do Bianconerich już po odejściu CR7) mają tworzyć silne centrum drugiej linii. Mistrz świata w końcu liczy sobie dopiero 29 lat, na Półwyspie Apenińskim to tyle, co nic. Akurat wystarczająco, by tchnąć życie w drugą linię Starej Damy, i by tifosi znów cieszyli się po golach środkowych pomocników. Przynajmniej kilkanaście razy w sezonie.
CZYTAJ WIĘCEJ O SERIE A:
- Po scudetto z zaciśniętym pasem. Inter się zbroi
- Maldini to już nie Capitano, a Direttore. Współtwórca dzieła sztuki zostaje w Milanie
- Z ziemi angielskiej do włoskiej, czyli drugie życie w Serie A
foto. Newspix