Nick Kyrgios nie zawiódł na największej z możliwych scen, czyli korcie centralnym w Wimbledonie. Świetna dyspozycja, o której świadczyło choćby 30 posłanych asów, nie wystarczyła jednak na Novaka Djokovicia. Bo Serb to po prostu mistrz kortów trawiastych. Był dzisiaj znakomity i wygrał finał turnieju w Londynie 4:6, 6:3, 6:4, 7:6. To jego 21. wielkoszlemowy triumf.
Po jednej stronie kortu znalazł się debiutant, po drugiej gość, który miał zagrać w swoim 32. finale wielkoszlemowym. Mimo tego mało kto uważał, że Novak Djoković bardzo łatwo pokona Nicka Kyrgiosa. Po stronie Australijczyka stał bilans bezpośrednich spotkań (rozegrali dwa mecze w 2017 roku) czy fakt, że nie grał w półfinale (walkower Nadala), więc w teorii mógł być świeższy od Serba.
Mogliśmy zatem zastanawiać się, kto wygra tytuł, ale pewne było jedno: czekało nas znakomite widowisko.
Trochę jak US Open 2021?
Novak Djoković przyzwyczaił kibiców do tego, że ma tendencję do przegrywania pierwszych setów. Źle zaczął nawet półfinałowy mecz z Cameronem Norriem, mimo tego, że nad Brytyjczykiem koniec końców górował w prawie wszystkich elementach. Jak to natomiast wyglądało w finale z Kyrgiosem? Serb naprawdę nie grał źle. Ale popełnił parę błędów przy stanie 2:2. Został przełamany i to było jego gwoździem do trumny w tamtej partii.
Bo Kyrgios gema przy własnym podaniu nie miał zamiaru oddać. Serwował wprost fantastycznie – i nie chodzi tu tylko o asy, ale fakt, że prawie zawsze trafiał pierwszym serwisem. A nawet kiedy to mu się nie udawało, to potrafił posłać “rakietę” przy drugiej próbie serwisowej. Na dodatek Kyrgios był niemal bezbłędny w trakcie wymian, nie oddawał punktów za darmo. No i cóż – nie mógł nie wygrać pierwszego seta. Wszedł w finał Wimbledonu w najlepszy możliwy sposób.
Nole wraca do gry
Kibice Nole mogli obawiać się powtórki finału US Open z 2021 roku, kiedy Daniił Miedwiedwiew grał podobnie jak Kyrgios, bo posyłał asy i nie dawał się w wymianach. Złośliwi powiedzieliby, że “wyserwował” mecz. Okazało się jednak, że Kyrgios tak pewny jak Rosjanin nie jest. W drugiej partii został zaskakująco szybko i łatwo (Nole miał trzy break pointy) przełamany. I choć Serb nie przejął inicjatywy na korcie tak, jak to miało miejsce w meczu z Norriem, to zmierzał po wyrównanie stanu meczu.
Na ostatniej prostej jednak był bliski potknięcia. Djoković serwował po seta, ale z pierwszych trzech piłek przy stanie 5:3 przegrał wszystkie. Kyrgios miał zatem trzy break pointy i znakomitą okazję do przełamania. Ale jakimś cudem Serb się w tej sytuacji wybronił. I wygrał drugą partię. A także – po raz pierwszy w karierze – urwał seta w meczu z Kyrgiosem.
Trzeba zresztą przyznać – Djoković zaczął prezentować się znakomicie. Przede wszystkim doskonale returnował piekielnie mocne serwisy Australiczyka, odgrywając piłki, które w teorii nie miały prawa kończyć w korcie, a w praktyce często wpadały pod końcową linię. Nie wyglądało to już zatem tak jak w pierwszym secie – kiedy Kyrgios łatwo zgarniał gemy przy własnym podaniu.
Ale to nie znaczy, że Australijczyk na korcie nie imponował. Wciąż grał skutecznie, no i bardzo efektownie. To niesamowite, ale dwa razy z rzędu zobaczyliśmy akcję, w której Kyrgios odbijał piłkę pomiędzy nogami tyłem do kortu (tak zwany “hot-dog”). Generalnie – Australijczyk był sobą. Szczególnie że w końcu stracił nerwy – najpierw miał sprzeczkę z arbitrem, a potem… z własnym boksem, czyli rodziną oraz sztabem trenerskim. To poskutkowało tym, że przegrał gema przy stanie 4:4, którego zaczął od prowadzenia 40:0!
Djoković nie mógł nie wykorzystać takiego potknięcia. Po chwili prowadził 2:1 w setach.
21!
Nick Kyrgios w czwartym secie robił wciąż to, co w trzech poprzednich. Czyli świetnie serwował. Nole się jednak czaił, był w stanie kraść punkty przy podaniu rywala. A samemu bez problemu zgarniał gemy, kiedy to on serwował. Nie mogło zatem być inaczej – czekał nas tie-break.
A taka rozgrywka – jak wiemy – promuje zawodnika o mocniejszych nerwach. Nim był Novak Djoković. Serb nie popełniał błędów, wygrywał dłuższe wymiany i doprowadził do sytuacji, w której miał… aż pięć piłek mistrzowskich. Swego dopiął przy trzeciej – wygrał tie-breaka, wygrał czwartego seta i cały mecz. Po chwili świętował ze sztabem szkoleniowym oraz rodziną, a także tradycyjnie “posmakował” trawy na korcie centralnym.
To 21. triumf wielkoszlemowy Novaka Djokovicia. Tym samym wyprzedził w liczbie Szlemów Rogera Federera oraz zbliżył się do Rafy Nadala. Pytanie, czy będzie w stanie dogonić Hiszpana już za parę tygodni w Nowym Jorku, bo przecież jego występ w US Open nie jest pewny (na ten moment nawet niemożliwy, bo organizatorzy nie chcą dopuścić do gry zawodników niezaszczepionych).
Co do Kyrgiosa – to był naprawdę świetny mecz w jego wykonaniu. W kluczowych momentach ustępował Serbowi, ale właściwie ani na moment nie stracił formy serwisowej, potrafił nawet zaskakiwać Nole przy siatce czy skrótami. Koniec końców usłyszał jednak to, co w przeszłości Stefanos Tsitsipas czy Matteo Berretini – że jeszcze nieraz zagra w finale wielkoszlemowym. Choć trzeba przyznać, że miłych słów Novaka w kierunku rywala było pełno. 35-latek zaznaczył zresztą, że to oficjalny początek “bromance’u”.
Końcowa mowa Djokovicia była pełna żartów, ripost i podziękowań. Mówcą jest prawie tak świetnym jak tenisistą. Prawie, bo jednak cuda, jakie potrafi wyczyniać na trawiastym korcie Nole, są nie do opisania.
Novak Djoković – Nick Kyrgios 4:6, 6:3, 6:4, 7:6 (3)
Fot. Newspix.pl