Jeśli podpytać o to, co w Lechu Poznań sądzą o Afonso Sousie, to słychać głównie cmokanie i zachwyty. W Kolejorzu są bardzo zadowoleni z tego, że udało się pozyskać 22-letniego Portugalczyka. Lechici kupują nie tylko potencjał, ale i jakość na dziś. Pooglądaliśmy nowego pomocnika w akcji i gdybyśmy mieli go do kogoś porównać, to ma coś w sobie i z Luquinhasa, i z Andre Martinsa w formie. Czas przyjrzeć się panu Sousie nieco bliżej.
Wielu kibiców mogą dziwić zachwyty nad Sousą, gdy przeanalizują dogłębnie tak zawiłe statystyki jak liczby goli i asyst w portugalskiej ekstraklasie. W ciągu dwóch sezonów w Belenenses Portugalczyk rozegrał 68 meczów (wliczamy w to rozgrywki ligowej i pucharowe) i zaliczył trzy asysty, do których dorzucił pięć bramek. – Czym tu się zachwycać, nad czym się pochylać? – pytają postronni obserwatorzy.
Ale w przypadku Sousy trzeba wziąć pod uwagę kontekst. A tym kontekstem jest zespół, w jakim występował. 22-letni piłkarz kopał bowiem w zespole, który w zeszłym roku był najsłabiej kreującą szanse strzeleckie drużyną w całej lidze. Jego ekipa przez cały sezon miała współczynnik expected goals na poziomie 29,52 xG – mniejszy wyraźnie od drugiej najgorszej w lidze Tondeli (34,97 xG). Pierwsze pod tym względem w lidze Porto – 79,00 xG. Belenenses miało drugie najniższe posiadanie piłki w lidze, posłało niemal najmniej kluczowych podań (65, trzeci najgorszy wynik w lidze), miało najmniej kontaktów w piłką w polu karnym rywala i było drugą najgorszą drużyną w lidze pod względem oddanych strzałów.
A przy tym Sousa zawyżał średnią zespołową w niemal każdym aspekcie:
- pod względem kluczowych podań drugi najlepszy wynik w zespole
- podania prostopadłe – najlepszy w drużynie (31, drugi w tej klasyfikacji Tavares 15)
- najwięcej strzałów
- 2. w zespole pod względem dryblingów (98, o jeden więcej miał Baraye)
- 2. w zespole w kwestii podań kluczowych (o jedno mniej od Carracy)
Sousa musiał ciągnąć pod względem kreacji zespół, który nadawał się tylko do spadku z tej ligi. I ostatecznie faktycznie z niej zleciał. Natomiast jeśli ktoś się zastanawia “dlaczego Sousa miał tak mało goli i asyst?”, to odpowiedź znajduje w analizie powyżej. Nie było mu z kim grać, sam odwalał robotę w kreowaniu sytuacji i dochodzeniu do sytuacji strzeleckich.
Generalnie gdy spojrzy się na jego postawę w dotychczasowych meczach na poziomie czy to seniorskim, czy w piłce juniorskiej w reprezentacji czy młodzieżowej Lidze Mistrzów w FC Porto, to widać jak na dłoni, że najgorsze liczby notował właśnie grając w Belenenses.
W poprzednim sezonie zaliczył niższą średnią podań, podań prostopadłych, oczekiwanych asyst (xA), asyst drugiego stopnia, podań progresywnych, dryblingów, kontaktów z piłką w polu karnym niż średnio w karierze licząc średnią z meczów reprezentacji młodzieżowych czy meczów w młodzieżówce FC Porto w tych samych kategoriach. Mówiąc wprost: Sousa wyróżniał się na tle Belenenses, ale nie był w stanie tam uwolnić potencjału i możliwości, które pokazywał w barwach Portugalii czy w lepszym otoczeniu w zespołach młodzieżowych Porto.
Gdzie on właściwie grał?
Wśród dyskusji o Sousie kibice zadają sobie pytanie – a gdzie on właściwie ma grać? To bardziej skrzydłowy czy środkowy pomocnik? A jeśli środkowy pomocnik, to bardziej na tę pozycję, gdzie grał Amaral, czy jednak tam, gdzie najczęściej grywa Murawski lub Kwekweskiri?
Cóż, Sousa grał już na trzech różnych pozycjach – wszystko zależy od tego na jaki okres spojrzymy. W Belenenses grał w ostatnim sezonie jako środkowy pomocnik w ustawieniu 4-4-2 (z duetu środkowych pomocników bliżej lewej strony) oraz jako ofensywny pomocnik w ustawieniu 4-4-1-1, który często zbiegał do lewej flanki.
Podczas dwóch ostatnich sezonów najczęściej grał w środku pola:
Ale za to w młodzieżowych zespołach FC Porto często biegał przyklejony do lewej flanki:
Z kolei w reprezentacji Portugalii do lat 21 często wykorzystywany jest jako ofensywny pomocnik:
Co potrafi?
Gdybyśmy mieli scharakteryzować styl gry Sousy w najprostszym schemacie, to brzmiałoby to mniej więcej tak: przyjąć, jak najszybciej minąć rywala i jak najszybciej podać do przodu. 22-latek ma iście portugalskie przyjęcie piłki, bardzo wyraźnie widać, że stara się już samym przyjęciem piłki albo wypracować sobie okazje do dogrania, albo już tym przyjęciem minąć przeciwnika.
I znów podobny schemat: przygotowanie do przyjęcia (skan przestrzeni), zgaszenie piłki kierunkowo w stronę bramki rywala i rozpoczęcie rajdu.
I przykładowa asysta w portugalskiej młodzieżówce, gdzie grał wyżej, więc miał mniej przestrzeni i szybciej musiał podejmować decyzję – przyjęcie z wprowadzeniem piłki w pole karne, idealne w tempo podanie do kolegi, który ma przed sobą tylko bramkarza.
Sousa też relatywnie często garnie się do dryblingów. W Ekstraklasie trzech najczęściej dryblujących piłkarzy poprzedniego sezonu miało na koncie kolejno 222 (Durmus), 212 (Leandro) i 176 (Szysz) dryblingów na przestrzeni sezonu. Sam Sousa z kolei podjął takich prób 97 przy 46,3% skuteczności. Wynika to pewnie ze specyfiki ligi, ale i z samych umiejętności i sposobu grania Portugalczyka. Coś, co zwraca uwagę, to dryblingi przy lewej linii bocznej na wysokości 25-30 metra od bramki – bardzo często właśnie z tego sektora Sousa rozpoczyna akcje, a następnie szuka wcinką prostopadłego podania w pole karne. Zwłaszcza w młodzieżowych kadrach Portugalii był to jego charakterystyczny ruch.
Gdybyśmy mieli go porównywać stylem gry do którychś z zawodników, których oglądaliśmy już w Ekstraklasie, to celowalibyśmy w dwóch graczy Legii Warszawa. Pod względem ruchliwości i tendencji do dryblowania przypomina nieco Luquinhasa, który świetnym balansem ciała i dynamiką gubił obrońców rywali. Z kolei przez tendencję do zaczynania akcji z głębi pola i zamiłowanie do gry prostopadłymi podaniami wywołuje skojarzenia z Andre Martinsem.
Jeśli chodzi o wykończenie akcji, to tutaj Sousa próbuje często uderzeń ze skraju pola karnego, ale na pewno nie powiedzielibyśmy, że uderzenie z daleka to jego atut. Być może częste próby były efektem frustracji wynikającej ze sposobu gry Belenenses i sam 22-latek próbował chociażby postraszyć golkiperów rywali. Natomiast nie ma ani bomby w nodze, ani nie trafiał do tej pory celnie technicznymi uderzeniami z 20-25 metrów.
W destrukcji wyglądał dość przeciętnie – zaliczał średnio 3.94 przechwytu na mecz, brał udział w 5,53 pojedynku na spotkanie (48.7% skuteczności), rzadko uczestniczył w pojedynkach główkowych (0,63 na mecz). W takiej grze nie pomagają mu warunki fizyczne, aczkolwiek sam garnie się do pressingu, w starciach w zwarciu nadrabia doskokiem i sprytem, a nie siłą fizyczną.
Jak może się wpasować do Lecha?
W Lechu nad Sousą cmokają i zasadniczo się nie dziwimy: na papierze chłopak ma potencjał, by realnie stać się tutaj gwiazdą ligi. My wiemy, że już nie tacy goście tu przychodzili i nie takim CV straszyli – przecież to tylko 22-latek ze spadkowicza z portugalskiej ekstraklasy. Ale jeśli się przyjrzeć temu, jak Sousa gra, to naprawdę takich grajków do Polski wielu się nie sprowadza. A po nim widać, że sufit piłkarski ma nieco wyżej niż Ekstraklasa. Zwłaszcza, że koledzy z portugalskich młodzieżówek robią nieco większe kariery, a on – być może przez złe decyzje, może przez źle poprowadzoną karierę – wylądował tylko w Poznaniu.
W Lechu daje jednak komfort obsadzenia trzech pozycji. Docelowo pewnie będzie grał jako “ósemka”, obok Jespera Karlstroema w środku pola. To Szwed będzie miał więcej zadań defensywnych, a Sousa będzie mógł hasać do przodu. Jest dość jasne to, że w Lechu będzie grało mu się wygodniej niż w Belenenses – tam często był jak siatka w meczu tenisowym, tylko oglądał piłkę fruwającą nad jego głową. W Kolejorzu będzie mógł chwycić kierownicę i samemu decydować o tym, jak ma się toczyć gra.
Lechitom takiego zawodnika było trzeba. Wiosną Karlstroem z Murawskim grali dobrze, ale nie dawali aż tak wiele w ataku – grali głównie do skrzydłowych, nie dryblowali, nie tworzyli przewagi w bocznych sektorach. Dawali bezpieczeństwo w tyłach, ale grali też bezpiecznie oraz zachowawczo w ofensywie. Sousa dorzuci do tej drużyny więcej polotu i ryzyka, o tym jesteśmy przekonani.
A poza tym – jak już dowiedliśmy – Portugalczyk może też zagrać jako lewoskrzydłowy oraz ofensywny pomocnik. Van den Brom najczęściej grał formacją 4-2-3-1 (lub 4-3-3) i o ile miejsce za napastnikiem jest zarezerwowane dla Amarala, o tyle na lewej strony pomocy nie ma już takiego pewniaka. Może grać tam Velde, może grać tam Skóraś, Cwitaiszwili oraz Ba Loua raczej będą przywiązani do prawego skrzydła. Zatem nie zdziwimy się, jeśli np. w środku pola zagra Marchwiński jako młodzieżowiec, a Sousa będzie grywał też na lewej flance.
Tak czy siak – będziemy się temu chłopakowi przyglądać. Na papierze i na wideo robi wrażenie, w Lechu powinien znów pocieszyć się piłką jak w juniorach Porto czy w kadrach młodzieżowych. Mamy tylko nadzieję, że nie będzie tylko kozakiem na miarę Ekstraklasy, ale że i w pucharach będzie w stanie być języczkiem u wagi.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ: