Reklama

Ucieczka z cienia. Afonso Sousa w pogoni za dziadkiem i ojcem

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

22 czerwca 2022, 09:14 • 6 min czytania 35 komentarzy

Po rodzinie nic nie ginie. A przynajmniej nie w familii Afonso Sousy. Kiedyś piłkę kopali jego dziadek Antonio i ojciec Ricardo, obecnie piłkę kopie on. W przyszłym sezonie będzie to robił dla Lecha Poznań.

Ucieczka z cienia. Afonso Sousa w pogoni za dziadkiem i ojcem

22-letni Portugalczyk z Belenenses SAD (nie mylić z Os Belenenses) w tym tygodniu ma przejść testy medyczne przed podpisaniem trzyletniego kontraktu z Kolejorzem (jako pierwszy o możliwości transferu napisał Piotr Koźmiński z WP Sportowe Fakty). Klub ze stolicy Wielkopolski za środkowego pomocnika zapłaci mniej więcej milion euro. Jednego kibice mistrza Polski mogą być pewni – Sousie presja niestraszna. Miał czas, by do niej przywyknąć, w końcu od dziecka musiał dźwigać brzemię wnuka Antonio i w drugiej kolejności syna Ricardo.

Historia Afonso Sousy, nowego pomocnika Lecha Poznań

Antonio przede wszystkim był pomocnikiem legendarnego FC Porto, które w 1987 roku triumfowało w Pucharze Mistrzów (poprzedniku Champions League) i zdobyło Superpuchar Europy. A ponadto z kadrą narodową Portugalii wystąpił w EURO 1984 i mistrzostwach świata 1986. Ricardo był mniej zdolny od ojca, w Porto zagrał pięciokrotnie, w pierwszej reprezentacji nawet nie zadebiutował, za to zebrał ponad 100 meczów w ojczystej ekstraklasie i dołożył epizody w 1. Bundeslidze oraz Eredivisie.

Afonso musiał rosnąć w długim cieniu rzucanym przez dziadka i ojca. Pierwsze spotkania w reprezentacji U-15? W tytule na portalu Mais Futebol oczywiście wybite „syn i wnuk”. Bramka zdobyta w finale UEFA Youth League przeciwko Chelsea? W tekście na Sapo naturalnie przypomniane, że tak jak kiedyś w Wiedniu klubowym mistrzem Europy został dziadek, tak teraz po zwycięstwie na swoim obiekcie klubowym mistrzem Europy został wnuk. Tyle że na poziomie juniorów. Debiut w Liga NOS? Rzecz jasna Zero Zero pisze o „najmłodszym z klanu Sousów”. Jakby Afonso mógł o tym zapomnieć…

Najczęściej gdzieś tam dodawano, że już pracuje na swoje, ale zawsze przy okazji podkreślano, że idzie śladami Antonio i Ricardo.

Reklama

Odkąd pierwszy raz trafiłem do Porto jako dziewięciolatek, byłem do nich porównywany, dlatego musiałem nauczyć się rozwijać z taką presją. Zresztą tak naprawdę to nie tyle presja, co duma i cele, które chcę osiągnąć. Chcę ich przebić. Być lepszym od dziadka i ojca – przekonywał Afonso w rozmowie z Zero Zero.

Ponoć od zawsze interesowała go tylko piłka. Nie chciał żadnych zabawek, tylko piłkę. Nie miał planu B i C na życie, jedynie plan A – piłka. Choć Antonio z Ricardo przestrzegali go, że to niełatwy kawałek chleba, Afonso wiedział swoje. Piłka.

Do klubu – SC Beira Mar – trafił jako pięcioletni brzdąc. Po czterech latach uwagę na trzecie pokolenie Sousów zwrócili uwagę wielcy portugalskiego futbolu – Porto oraz Benfica i Sporting. Wybór mógł być jeden – Smoki, ale był za mały na internat, a dojazdy okazały się zbyt uciążliwie, więc na chwilę wrócił do Beira Mar, po czym trafił do GD Gafanha. Ale przeznaczenia nie oszukał – w 2013 roku jako 13-latek przeniósł się do akademii Porto.

Pokora i pracowitość

Od dziecka powtarza, że marzenia nie mają granic. Później zaczął mówić, że nie można czuć się usatysfakcjonowanym tym, co się ma, bo pozostanie w strefie komfortu kończy się kłopotami. A już jako dorosły zrozumiał, że czasem trzeba wykonać krok w tył, by następnie zrobić dwa w przód. Tak tłumaczył decyzję o transferze z rezerw Porto do Belenenses.

Tak bywa i tak było w tym wypadku – przekonywał.

W Smokach grał siedem sezonów. Od zespołu U-15 przez U-17 i U-19 aż do ekipy B. W drugiej połowie 2020 roku poczuł, że doszedł do ściany, której za żadne skarby nie przebije i trzeba szukać dalej. W sezonie 2019/20 zdobył siedem bramek dla rezerw w 24 meczach II ligi oraz cztery w pięciu spotkaniach UEFA Youth League, ale na szanse w I drużynie – już prowadzonej przez Sergio Conceicao – nie mógł liczyć.

Reklama

Czułem, że to był moment na krok do przodu. Niestety, nie mogłem go zrobić w Porto, jednak na szczęście znalazłem klub, który bardzo mnie chciał i z tego skorzystałem – stwierdził.

Afonso nie zapomniał, skąd się wywodzi. Nie ukrywa, że nie byłby takim piłkarzem, jakim jest, gdyby nie czas spędzony w Smokach, ale jednocześnie gnieździ się w nim żal o brak możliwości gry w I zespole.

Wiele obrazów przeleciało mi przez głowę. Moje całe poświęcenie… Mnóstwo ludzi uważało, że nie będę w stanie tutaj dotrzeć – opowiadał po debiucie Liga NOS we wrześniu 2020.

Podczas rywalizacji z Vitorią Guimaraes Sousa miał 20 lat, miesiąc i 15 dni. W 67. minucie rywalizacji zmienił lewego napastnika w ustawieniu 3-4-3 – Silvestre Varelę. I choć wcale nie był młodziutki, pierwsze doświadczenie z miejscową ekstraklasą podziałało na niego jak terapia wstrząsowa.

To był szok. W wielkich klubach, jak Porto, przez większość meczu jesteś w posiadaniu piłki. Do tego futbol młodzieżowy ma niewiele wspólnego z zawodowym pod względem intensywności i rytmu. Kiedy wszedłem na boisko, tempo gry było wysokie. Nieustannie musiałem zasuwać do przodu i do tyłu. Chwilę wcześniej w Vitorii pojawił się Ricardo Quaresma i trzeba było go pilnować, a za moment pędzić do ataku. Fazy przejściowe następowały błyskawicznie i dla mnie to było wstrząsające – wyjaśniał.

Afonso wybrał numer 28, bo z takim występował tata. Na koszulce kazał umieścić nazwisko Sousa, by uczcić jego i dziadka.

Dostałem mnóstwo wiadomości, ale najważniejsze od nich. Napisali mi to, co powtarzali od dawna: dzięki pracowitości i pokorze można osiągnąć wszystko. I mieli rację. To dopiero początek czegoś dużego – cieszył się z pomocnik.

Mylił się w przypadku Belenenses SAD.

Piłka im przeszkadzała

Pierwszy sezon był jeszcze w miarę przyzwoity (10. miejsce), ale przed drugim z powodów finansowych kompletnie rozmontowano skład. By pokazać skalę zmian wróćmy do kwietnia 2021, w którym B-SAD zremisowało ze Sportingiem na Estadio José Alvalade XXI 2:2. I tak przed kolejnymi rozgrywkami ekipę z Lizbony opuściło ośmiu zawodników z podstawowego składu (w tym dwóch najlepszych strzelców – Miguel Cardoso oraz Mateo Cassierra – oraz najlepszy asystent – Ruben Lima) i dwóch rezerwowych, którzy wyjątkowo przeciwko Lwom usiedli na ławce, bo generalnie występowali w wyjściowej jedenastce. To się musiało skończyć katastrofą.

Sousa miał prawo czuć się zszokowany zmianą, bo po latach nauki dominacji trafił do drużyny skrajnie reaktywnej, nastawionej na defensywę.

  • w sezonie 2020/21 B-SAD zdobyło najmniej bramek (25) i średnio oddawało najmniej strzałów (9,7), było 15. pod względem posiadania piłki (46,3%) i 17. pod względem celności podań (73,7%)
  • w sezonie 2021/22 B-SAD zdobył najmniej bramek (23) i średnio oddawało najmniej strzałów (9,6), było najgorsze pod względem posiadania piłki (43,4%) i 16. pod względem celności podań (76,8%)

W skrócie – uczony, by czuć się swobodnie z futbolówką przy nodze Sousa znalazł się w zespole, któremu piłka do szczęścia potrzebna nie była. Ba! Wręcz przeszkadzała.

W minionych rozgrywkach ekipa z Lizbony odniosła ledwie pięć zwycięstw, z czego pierwsze w 10. kolejce. Po ośmiu spotkaniach z klubu odszedł trener Armando Petit. Na dokładkę w listopadzie władze ligi nakazały zmierzyć się z Benfiką, mimo że drużynę rozłożył koronawirus (w tym Sousę) i z trudem znalazło się dziewięciu zawodników. Rywalizacji nie dokończono, przerwano ją w drugiej połowie przy wyniku 0:7, kiedy na murawie zostało sześciu piłkarzy. Wstyd na cały świat.

Musiał być spadek i był.

Kolejorz jako szansa

Z Portugalii słychać głosy, że Sousa wyróżniał się wśród siermiężnych kolegów i zasłużył na transfer do Vitorii Guimaraes czy SC Braga, tamtejszych pucharowiczów. Lech miał go przekonać właśnie perspektywą występów w Europie. Z ojczyzny wyjedzie z 61 meczami w I lidze (trzy gole i dwie asysty), 21 spotkaniami w II lidze (siedem goli i dwie asysty) i 42 grami w kadrach narodowych od U-15 do U-21 (dwie bramki i siedem asyst). Na razie ani nie przebił, ani nie wyrównał osiągnięć dziadka i ojca. Transfer do Lecha Poznań ma mu w tym pomóc. 22-latek w Polsce wreszcie chce wyjść z cienia najbliższych.

CZYTAJ WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

35 komentarzy

Loading...