Na La Rosaleda w Maladze oglądaliśmy mecz, którym Hiszpanie i Czesi oficjalnie zakończyli sezon. Czerwcowe mecze w Lidze Narodów bywają ciężkostrawne, ale ten był naprawdę dobry i do pewnego momentu trzymający w napięciu. Oba zespoły starały się zaprezentować coś ekstra swoim kibicom i wybić się ponad przeciętność i zmęczenie. Lepsi okazali się gospodarze, ale goście z pewnością nie nabawili się takim spotkaniem kompleksów. Ba, wypada pochwalić ich za ambitną grę. Zganimy ich tylko za wykończenie.
Na Hiszpanów trzeba uważać
Od pierwszych minut oglądaliśmy fajny, żywy i otwarty mecz. Akcje Czechów były obiecujące, ale rywale w kluczowych momentach odbierali im piłkę. W pierwszym meczu tych drużyn, Hiszpanie mieli problem, by w ataku pozycyjnym rozerwać czeską defensywę. W rewanżu wyglądało to do pewnego momentu bardzo podobnie. Gospodarze w pierwszym kwadransie rozgrywali akcje z dala od bramki gości. Dużo grali po obwodzie, ale brakowało przyspieszenia.
Natomiast Czesi grali wysokim pressingiem i na bardzo wysokim tempie. Wyszli z dużym zaangażowaniem, widać było pomysł na grę i dobre przygotowanie fizyczne. Odbierali piłkę blisko bramki Unaia Simona, który musiał wykazać się choćby po próbie Cerny’ego. Pesek momentami brał na karuzelę Marcosa Alonso, Daniego Carvajala i Erika Garcię, ale bez konsekwencji. Kuchta często ścigał się z gospodarzami i z pewnością nie odstawał od nich pod względem tempa. Kontry Czechów były groźne i Hiszpanie mieli problem, by za nimi nadążyć. Z perspektywy kibica reprezentacji naszych sąsiadów, początek był obiecujący i pachniało golem. Jak Cerny wypuścił długim podaniem Kuchtę, żaden z obrońców nie był w stanie go zatrzymać. Dopiero skuteczna interwencja hiszpańskiego bramkarza zapobiegła utracie bramki, ale Czesi powinni właśnie wtedy wyjść na prowadzenie.
I tak zachwalaliśmy Czechów, gdy nagle dostali gola na 1:0. Koke zagrał do Marco Asensio, któremu nie brakowało dziś polotu i spisywał się zdecydowanie lepiej od biegającego po przeciwnej stronie Daniego Olmo. We wspomnianej akcji piłkarz Realu Madryt wziął na plecy Jemelkę jak juniora, podniósł głowę, obrócił się i wyłożył piłkę Carlosowi Solerowi, który się nie pomylił. Brawo Hiszpanie, czekaliśmy na odważniejszą grę, a nie tylko granie na ścianę do Moraty.
Do tego momentu Soler grał naprawdę słabo. Unikał gry, nie nadążał, ale znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Za moment Hiszpanie znów byli pod bramką Czechów. Dani Olmo przyspieszył akcję i do strzału ustawił się już Marco Asensio, ale został powalony na murawę przez jednego z przeciwników. Sędzia uznał, że faulu nie było, ale miał podstawy, by wskazać na wapno. Hiszpania zaczęła jeszcze podkręcać tempo. Wiatru w żagle z każdym udanym zagraniem nabierał Marco Asensio. Zaimponował, gdy w pobliżu rywala urządził sobie pokaz żonglerki, po którym wypuścił Solera na wolne pole. Ten powinien zdobyć drugiego gola, ale nie trafił czysto w piłkę. Pierwsza połowa upłynęła, więc w myśl — nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz.
Druga połowa też dobra
Na początku drugiej połowy znów Hiszpanie prosili się o kłopoty. W ocenie sytuacji pomylił się Carvajal, który w pobliżu własnej bramki na siłę zdecydował się na przyjęcie piłki. Stracił ją na rzecz Peska, który o przelobował Unaia Simona, ale na szczęście dla Hiszpanii, Czech uderzył nad bramką. I był to fragment spotkania, w którym to Czesi znów potrafili na luzie wymienić kilka podań na połowie przeciwnika i mocno postraszyć Hiszpanów.
Gospodarze nie pozostali im dłużni. W kolejnych minutach wzięli się w garść. Luis Enrique stwierdził, że trzeba dokręcać śrubę i wpuszczał kolejnych zawodników. Dość wcześnie zdjął Moratę i Solera. Wpuścił Ferrana Torresa i Gaviego. Do ataku powędrował Asensio, który ciągle chciał być pod grą. Krzywa emocji jednak uległa wypłaszczeniu.
Kolejne zmiany sprawiły, że mecz stracił tempo, ale fenomenalna akcja Gaviego sprawiła, że zobaczyliśmy gola numer dwa. Nastolatek poszedł na przebój i zagrał do Olmo. Ten odegrał do Ferrana Torresa, który puścił piłkę wzdłuż bramki. Akcję wykończył niezawodny Pablo Sarabia. Za moment miał jeszcze jedną dobrą okazję, ale nie dokręcił strzału zza pola karnego. Czy Hiszpania na tym poprzestała? Nie, ale Lucho dokładał kolejne zmiany i Czesi potrafili zarządzać kryzysem.
Trzeba uczciwie przyznać, że był to dużo lepszy występ Hiszpanów, niż w meczu ze Szwajcarią. Gospodarze próbowali zerwać z łatką drużyny, która nie potrafi wygrywać wysoko. Choć 2:0 nie działa szczególnie na wyobraźnie, to w końcówce nie brakowało im chęci i prób, by jeszcze podwyższyć prowadzenie, ale nic z tego. A Czesi? Cóż, mogli żałować, że w pierwszej połowie nie potrafili wpakować piłki do sieci. Pozostaje im lekki niedosyt, bo choć nie zagrali źle, to na ich koncie zapisano porażkę.
Hiszpania – Czechy 2:0 (1:0)
C. Soler 24′, P. Sarabia 75′
CZYTAJ WIĘCEJ O FUTBOLU REPREZENTACYJNYM:
- Gavi, filar reprezentacji i lepszy piłkarz niż w klubie
- Najsłabszy z ulubieńców Luisa Enrique
- Remis, który trzeba szanować. Polska wywozi punkt z Rotterdamu
- Bohater Skorupski, obiecujący Zalewski, słabi Krychowiak z Góralskim [NOTY]
- „Kiwi” dojrzewa we Włoszech. Obiecujący debiut stopera
- Tak się pracuje na bilet do Kataru. Łukasz Skorupski uratował nam remis
- Glik: – Poświęciłem Serie A, by pojechać na mistrzostwa świata
- Zalewski: – Skąd taka odmiana po Belgii? Nie wiem!
- Van Gaal: – Nie rozumiem radości Polaków
- Cash o karnym: – Zagrałem ręką, ale to był naturalny ruch
- Michniewicz: – Nie byliśmy mistrzami po Szwecji, nie jesteśmy nieudacznikami po Belgii
- Krychowiak: – Jestem doświadczony, żółta kartka nie przeszkadza w dokończeniu meczu
fot. Newspix.pl