Reklama

Sztylka: – Jak najbardziej należała mi się żółta kartka

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

10 czerwca 2022, 09:53 • 11 min czytania 26 komentarzy

Po co oddawać się do dyspozycji zarządu, skoro cały czas jest się do tej dyspozycji? Po co zamrażać pensje piłkarzom, skoro i tak trzeba je wypłacić? Po co mieć trzech trenerów na kontraktach? Dlaczego Śląsk zaliczył aż tak słaby sezon? Dariusz Sztylka, dyrektor sportowy Śląska Wrocław, musiał zmierzyć się z kilkoma trudnymi pytaniami. Jak odpowiedział? Zapraszamy na rozmowę.

Sztylka: – Jak najbardziej należała mi się żółta kartka

Śląsk przez dłuższy czas był chwalony. Klub działał rozsądnie, były niezłe wyniki. Jednak teraz to się posypało.

Zgadza się. W dużej mierze o ocenie danego klubu decydują rezultaty. A nasze od października do końca sezonu były poniżej jakichkolwiek oczekiwań, które mieli wobec nas kibice oraz również my sami wobec siebie.

Nie ma pan wrażenia, że utrzymaliście się słabością innych, a nie swoją siłą?

Nie. Nie utrzymaliśmy się w spektakularny sposób, natomiast tylko i wyłącznie dzięki sobie. Nie wygrywaliśmy meczów, ale były takie spotkania jak z Rakowem czy Pogonią, kiedy zdobywaliśmy po punkcie, co nam pomogło. Nie zabierałbym tego sztabowi trenerskiemu i zawodnikom.

Reklama

Wygraliście jeden mecz od listopada…

Tak i jest to wręcz żenujące. Natomiast były zespoły gorsze od nas, skoro spadły.

Ile widzi pan swojej winy w tym, co się stało w poprzednim sezonie?

Trudno określać to procentowo czy ilościowo – ile jest mojej winy, a ile kogoś innego. Pracujemy razem i razem odpowiadamy za sukcesy, a także porażki. No i ten sezon trzeba uznać za wielką porażkę.

Jednak to pan oddał się do dyspozycji zarządu.

Tak, bo czuję się odpowiedzialny za ten zespół. Wspólnie go budowałem. Po meczu z Termaliką podjąłem taką decyzję, bo miałem świadomość danej sytuacji. A ona robiła się bardzo trudna.

Reklama

Ale pan zawsze jest do dyspozycji zarządu.

Oczywiście, że zawsze jestem.

To dlaczego pan się oddał do dyspozycji zarządu, skoro zawsze pan jest?

Dlaczego? Bo to był taki moment, że trzeba było zareagować, pokazać, że ta sytuacja jest poważna dla całego klubu. Byłem gotowy na konsekwencje wobec mnie, jeśli to miałoby pomóc klubowi i drużynie, ale absolutnie nie chciałem opuszczać okrętu, dlatego decyzję podejmował zarząd.

Czyli to był gest pod publiczkę?

Co pan ma na myśli?

Skoro pan jest cały czas do dyspozycji, a jednak się do tej dyspozycji oddał, to mam takie przemyślenia.

Każdy może wyciągać swoje wnioski. Ja w tamtym momencie czułem, że to jest dobra decyzja i dlatego tak postąpiłem.

Odebrałem to jako próbę ściągnięcia presji z zespołu.

Na pewno – to był jeden z powodów, żeby większa uwaga była skoncentrowana na mnie niż na zespole czy sztabie trenerskim.

Pewnie miałoby to większy efekt, gdyby się pan oddał do dyspozycji zarządu, a wcześniej nie był.

Rozumiem pana tok myślenia, ale tak jak wspomnieliśmy wcześniej – miało to skupić uwagę na mnie, bo zawodnicy oraz sztab mieli już wówczas i tak mnóstwo presji na sobie.

Czyim pomysłem było zamrożenie pensji piłkarzy?

Decyzję podjęliśmy wspólnie z zarządem.

Jaki to miało cel?

Wstrząsnąć zespołem i pokazać, że nie przejdziemy do porządku dziennego nad tak fatalnym spotkaniu jak tz Termaliką, że nie zostanie ono bez reakcji. Chcieliśmy uświadomić piłkarzy, że warunki, jakie zapewnia im klub, nie są dane raz na zawsze i spadek z ligi może diametralnie zmienić ich funkcjonowanie.

Drużyna jednocześnie musiała mieć świadomość – tak jak przy poprzednim geście – że te pieniądze i tak dostanie.

Na pewno. Zawodników chronią kontrakty i te pieniądze im się należą, nie negowalismy tego w żadnym momencie. Zostaną wypłacone jednak nie w pierwotnym terminie, a po decyzji zarządu, kiedy ta pensja ma być wypłacona.

To jest w porządku? Oni grali słabo, ale umawialiście się na płatności w konkretnych terminach.

Trudno oceniać tę sytuację jako w porządku czy nie. To była decyzja podjęta po meczu z Termaliką i ona weszła w życie. Możemy powiedzieć, że wynik meczu i postawa zespołu w tamtym spotkaniu też nie były w porządku. Bardzo dużo złego się wylało po tym spotkaniu na nasz klub i musieliśmy zareagować.

A pan i zarząd zamroziliście sobie pensje?

Sytuacja, w której się wówczas znaleźliśmy, była dalece poważniejsza niż kwestia wypłacenia lub nie jednej pensji.

Czyli nie.

To już zostawiam do pana interpretacji.

Uważa pan, że to, co zrobiliście, rzeczywiście wstrząsnęło zespołem?

Na pewno kolejne mecze były lepsze pod kątem samego wyniku i tego, jak prezentowaliśmy się na boisku. To nie ulega wątpliwości, zespół zaregował odpowiednio. Trudno mi oceniać, czy akurat ta decyzja miała największy wpływ na funkcjonowanie drużyny. Faktem jest, że od tego momentu przegraliśmy tylko jedno spotkanie – już po zapewnieniu sobie utrzymania. Jestem przekonany, że zespół był świadomy powagi sytuacji i każdy z nas walczył tak naprawdę o życie tego klubu.

Obecnie macie na kontraktach trzech trenerów, prawda?

Zgadza się.

Czy to nie za dużo?

Tak, najlepiej mieć jednego trenera, to optymalna sytuacja. Ale takie sytuacje zdarzają się zarówno w naszej lidze, jak i za granicą. Naszym celem było utrzymanie zespołu w Ekstraklasie i musieliśmy ponieść to ryzyko. Gdybyśmy spadli z ligi, opinia publiczna w pierwszej kolejności wytykałaby nam, jak dużym błędem było niepodjęcie próby zmiany szkoleniowca.

Nie dało się tak skonstruować umowy z Piotrem Tworkiem, by uniknąć tego, że wciąż musicie mu płacić?

Rozmawialiśmy o różnym kształcie umowy, nie było możliwe uzyskanie zgody na skonstruowanie jej w ten sposób, o jaki pan pyta.

Z tego co wiem, Piotr Tworek nie chciał się zgodzić na pewne klauzule.

Kwestia negocjacji przed podpisaniem umowy.

Nie było innego kandydata, który zgodziłby się na lepszą dla was umowę?

Żaden z trenerów, z którymi w tamtym czasie rozmawialiśmy, nie chciał rozpatrywać podobnych zapisów. Pamiętajmy, że mówiliśmy o przejęciu drużyny walczącej o życie na okres de facto dwóch miesięcy. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że w takiej sytuacji pewne warunki trzeba zaakceptować.

Mówi pan, że się utrzymaliście własną siłą, a jednak rozstaliście się z trenerem Tworkiem.

Tak, bo nie byliśmy zadowoleni ze stylu, w którym się utrzymaliśmy. Nie było w nas przez to optymizmu, że kolejny sezon będzie wyglądał zdecydowanie lepiej, a to dla nas konieczność. Wiadomo, pod koniec sezonu była wielka presja, zawodnicy nie pokazywali tego, co jesienią, ale mimo wszystko oczekiwaliśmy dużo więcej. Natomiast Piotr Tworek pracował u nas najlepiej jak potrafił, pozostawił po sobie dobre wrażenie i rozstaliśmy się w normalnych okolicznościach. Chciałbym trenerowi podziękować, gdyż zostawił tutaj mnóstwo zdrowia.

Czy trener Magiera jest dla pana rozczarowaniem?

Nie czuję się na siłach, by tak mówić, bo byłoby to nietaktowne.

To inaczej – spodziewaliśmy się wszyscy, że trener Magiera popracuje w Śląsku dłużej.

Zakładaliśmy, że trener Magier będzie pracował zdecydowanie dłużej niż okres tych niecałych dwunastu miesięcy. O rozstaniu przede wszystkim zadecydowały wyniki – na piętnaście meczów odnieśliśmy dwa zwycięstwa, trzy remisy, dziesięć porażek. Wpadliśmy w duży kryzys. Trudno było znaleźć choćby jednego zawodnika, którego można by wyróżnić. Widmo spadku zaczęło nam zaglądać w oczy, a w naszej grze nie było widać nadziei na poprawę, więc postanowiliśmy zareagować.

Z tego co udało się usłyszeć, trener Magiera miał problemy, by akceptować niektóre sugestie.

Zawsze jest współpraca, ale nikt trenerowi niczego nie narzucał. Miał autonomiczne decyzje do podjęcia, niemniej oczywiście prowadziliśmy wiele ożywionych rozmów.

I zawsze dogadywaliście się tak samo czy pod koniec trochę gorzej?

Staraliśmy się, by te rozmowy zawsze były merytoryczne, by były wymianą poglądów i szukaniem rozwiązań.

Wie pan – jakby z Tworkiem było tak dobrze, z Magierą tak miło, jak pan mówi, to oni by dalej pracowali.

Trenera na koniec oceniają wyniki i biorąc pod uwagę ryzyko spadku, które mieliśmy po serii fatalnych meczów, to jedyną rozsądną decyzją była reakcja.

Pana zdaniem Śląsk dobrze działał w zimowym okienku transferowym? Byliście blisko Wisły Kraków, czyli sprzedania dwóch najlepszych piłkarzy: Praszelika i Exposito.

Sytuacja z Exposito na pewno w dużej mierze wpłynęła na jakość naszej ofensywnej gry, bo Erik przy swoich problemach – z transferem, koronawirusem i brakiem okresu przygotowawczego – nie był wiosną zawodnikiem, którego wszyscy pamiętamy z poprzednich miesięcy.

Mieliście zawodnika, ale jednak dalej go nie mieliście.

To w ogóle nie było zależne od nas. Sytuacja jest dość znana – między nami a klubem chińskim została podpisana umowa transferowa z zabezpieczeniem, które pozwoliło nam reagować, gdyby między Erikiem a klubem były problemy. One się pojawiły i transfer nie doszedł do skutku. Z przyczyn kompletnie niezależnych od Śląska.

Patrząc w perspektywie kolejnego sezonu – Erik jest na 100% głową we Wrocławiu?

Tak, zadeklarował nam to i przygotowuje się do następnego sezonu. A czy w okienku letnim odejdzie z klubu – trudno powiedzieć, bo na ten moment nie ma żadnej konkretnej oferty.

Jeśli chodzi o napastników, to ciekawym przypadkiem jest też ten Fabiana Piaseckiego, który w Stali był świetny, a w Śląsku co najwyżej przeciętny.

Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać u Fabiana. On ma wszystkie cechy, żeby być dobrym napastnikiem, ale ewidentnie w Śląsku nie potrafił tego pokazać. Szkoda, bo może to być znaczący strzelec w Ekstraklasie.

Natomiast tak jest z wieloma zawodnikami Śląska – nie pokazują w stu procentach swojego potencjału. Kolejny przykład to Petr Schwarz, uznawany wcześniej za bardzo dobry transfer.

Dalej uważam, że to jest bardzo dobry ruch. On w tym sezonie trzy mecze dobre przeplatał jednym słabszym, ale jest dalej ważną postacią w naszym zespole i sądzę, że w tym sezonie to jeszcze bardziej udowodni.

Trzy mecze dobre, jeden słabszy… Optymistycznie.

Z natury jestem optymistą. Ale tak jak mówię – on może być lepszy, ma ku temu wszelkie predyspozycje. Poprzedni sezon był taki, że powinniśmy wyciągnąć wnioski i o nim zapomnieć.

Wciąż jednak widzi pan jego sufit zastanawiająco niżej niż ja, skoro twierdzi pan – tak wychodzi z matematyki – że Schwarz grał na 75%.

Stać go na pewno na więcej, ale nie można mu zarzucać, że ten sezon był fatalny w jego wykonaniu. W kolejnym będzie zdecydowanie lepszy i będzie miał większy wpływ na naszą grę.

Skład Śląska czeka rewolucja czy ewolucja?

Rewolucja. Już w tym momencie odeszło czterech zawodników, a właściwie niemal pięciu, bo Fabian Piasecki jeszcze nie ma podpisanej umowy z Rakowem. Odejście pięciu takich zawodników, którzy byli doświadczeni, mieli staż w klubie i umiejętności, świadczy o rewolucji. Ponadto coś jeszcze będzie się działo w tej drużynie.

Ktoś z czwórki Pich, Tamas, Sobota, Stiglec był blisko, żeby zostać w Śląsku?

Nie. W zasadzie tylko z Tamasem nawiązaliśmy rozmowy o jego oczekiwaniach finansowych. Jednak po usłyszeniu wartości ewentualnej umowy, stwierdziliśmy, że nie jesteśmy w stanie się do tego choćby zbliżyć.

Na jakich pozycjach chcecie się wzmocnić?

Mamy dość szeroką kadrę i młodych zawodników, którzy nie zostali zweryfikowani. Mają szansę udowodnić, że nadają się do gry w Śląsku Wrocław. Jeśli chodzi o pozycje – zależało nam na boku obrony, więc jest Konczkowski, na mobilności i agresji w środku pola, więc jest Rzuchowski, a jeżeli pozwolą finanse, to chcemy powalczyć o skrzydłowego i bramkarza.

Skupiacie się w tym oknie na rynku wewnętrznym?

Z założenia naszym celem jest jak największa liczba Polaków w drużynie. Raz jest ich więcej, raz mniej. Natomiast nie jest tak, że koncentrujemy się wyłącznie na rynku polskim.

Mam wrażenie, że te ruchy zagraniczne, szczególnie z Półwyspu Iberyjskiego, nie bardzo wam wychodziły. Quintana, Verdasca, Garcia.

Zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego potrzebują trochę czasu na aklimatyzację, ponadto ocena tych piłkarzy jest uwarunkowana negatywną recenzją całego zespołu, więc ja bym poczekał z ostatnim słowem. Można przywołać przykład Erika Exposito – początkowo był oceniany przed kibiców czy media bardzo negatywnie, ale okazało się, że potrzebował trochę czasu i jesienią był jednym z najlepszych piłkarzy w Ekstraklasie. Z jakimkolwiek trenerem porozmawiamy, a ostatnio dużo rozmawialiśmy, to każdy wypowiadał się o wspomnianej trójce bardzo pozytywnie. Tych trzech zawodników zostaje na kolejny sezon. Nie ma za nich ofert, a klub na pewno nie chce rozwiązywać z nimi umów.

Skąd pomysł na trenera Djurdjevicia?

Obserwowaliśmy go już przed zatrudnieniem trenera Magiery. Analizowaliśmy jego pracę, szukaliśmy informacji o sposobie komunikacji, podejścia do piłki nożnej. Uznaliśmy, że to jest jeden z ciekawszych trenerów, który potrafi dać bardzo dużą wiarę zespołowi. A nasz zespół potrzebuje odzyskać pewność siebie, bo przez końcówkę sezonu została ona zachwiana.

Jak ma grać Śląsk pod wodzą Djurdjevicia?

Dobrze zorganizowaną piłkę, która będzie się charakteryzowała dużą intensywnością. Mam nadzieję, że to przypadnie do gustu kibicom. Potrzebujemy pragmatyzmu w filozofii drużyny i trener Djurdjević ma bardzo rozsądne podejście co do budowy zespołu.

Ale to nie był wasz numer jeden, prawda?

Prowadziliśmy równolegle rozmowy z innymi trenerami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Ivana Djurdjevicia.

Z Marcinem Broszem, prawda?

Nie potwierdzę i nie zaprzeczę.

Czy było gorąco w klubie pod tym względem, że istniało ryzyko, iż będziecie panowie – prezes Waśniewski i pan – wymienieni?

Zawsze jest takie ryzyko po tak słabym wyniku pierwszej drużyny w tym sezonie. On niestety zamazał to, jak Śląsk był odbierany we wcześniejszych latach. Spotkaliśmy się z właścicielem, przedstawiliśmy swoje wnioski, plan, jak widzimy kolejny sezon i cieszę się, że dostaliśmy szansę.

Usłyszałem, że zasłużył pan na żółtą kartkę, ale nie czerwoną. Zgadza się pan z tym, czy w ogóle bez napomnienia?

Piłkarsko! Sądzę, że ta żółta kartka jak najbardziej mi się należała.

Chciałem jeszcze pytać o tajemniczych inwestorów, ale jak usłyszałem, że tam kręci się Adam Pietrowski, to uznałem, że to nie ma sensu.

Powiem panu szczerze, że o tajemniczych inwestorach dowiadywałem się tylko z mediów. W klubie traktowaliśmy to z dozą uśmiechu. Nie było w tym żadnej powagi.

Jest pan przekonany, że kolejny sezon będzie lepszy?

Tak.

Z trzema trenerami – trudno żeby był gorszy.

Nie z trzema, tylko z jednym – trenerem Djurdjeviciem.

Postawiliście przed nim konkretny cel, jeśli chodzi o miejsce?

Nie. Nie ma miejsca X czy Y. Chcemy, żeby ten zespół miał swój styl i grał w górnej części tabeli.

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...