Zbliża się finał Ligi Mistrzów, więc to dobry moment, by nieco podgrzać atmosferę i podsumować sezon w wykonaniu Realu Madryt. Królewscy zaliczyli mnóstwo wzlotów, dostarczyli wielu wrażeń, ale nie zabrakło też wpadek, zbierania siniaków i drobnych blizn. Te trudniejsze momenty są chyba nawet ciekawsze. Treści hagiograficzne są przyjemne, ale monotonne i stanowią uproszczenie. Jednym tchem wymienia się określenia takie jak: gen zwycięstwa, jakość, klasa Benzemy. Przez to praca i przemiana drużyny zostają zepchnięte na drugi plan, a cała uwaga skupia się na powierzchownej warstwie.
Nadajmy nieco szerszy kontekst poczynaniom Królewskim w trwającym sezonie. Nie od razu wszystko było piękne, barwne i pewne.
Kiedy Florentino Perez ogłosił, że Carlo Ancelotti ponownie obejmie Real Madryt, pojawił się dwugłos. Jedni mówili, że wraca dobry wujek, który wszystko szybko poukłada i poprawi atmosferę w drużynie. Inni uważali, że Włoch najlepsze lata ma już za sobą i Perez tylko traci cenny czas.
Ancelotti zastał zespół z olbrzymim potencjałem, ale i do pewnego stopnia wypalony. Sporo kwaśnych min, kilka opuszczonych głów, które szybko należało przywrócić do pionu. Nie było to łatwe zadanie, ale terapia włoskiego fachowca zdała egzamin. Pacjent wstał z łóżka, przeszedł rehabilitację i ostro przypakował. Przejdźmy do konkretów i przedstawmy najważniejsze urywki z tego sezonu.
SZEF NA LUNCHU W TOWARZYSTWIE PRZYJACIÓŁ
Real Madryt. Wycinki z sezonu 2021/22
Remontada? Fajna rzecz
(19/09/2021)
Początek sezonu w wykonaniu zespołu Carlo Ancelottiego był szalony. Włoch uparł się, że jego drużyna podejmie próbę gry wysokim pressingiem. Argumentował to w najprostszy możliwy sposób, który pojęłyby nawet jednokomórkowce. Powtarzał, że chcą odbierać piłkę wyżej, by mieć krótszą drogę do bramki. Captain Obvious, ale niech mu będzie. Przecież futbol to prosta gra.
Plan był banalny, gorzej z wprowadzeniem go w życie. Pomimo szczerych chęci, zawsze znalazł się ktoś, kto był spóźniony o jedno tempo. Góra trzy. W rezultacie Real tracił mnóstwo bramek. Po pierwszych czterech kolejkach już siedem razy, a rywalami Królewskich były zespoły takie jak: Deportivo Alaves, Levante, Real Betis i Celta. Paradoksalnie to z drużyną z Sewilli Real zachował czyste konto.
W piątej kolejce pojechał na Estadio Mestalla. Do 86. minuty prowadzili gospodarze. Goście mieli tylko jedną bramkę do odrobienia, ale czas nie jest z gumy. Nagle chłopcy Carlo Ancelottiego wpakowali dwa gole w ciągu dwóch minut. Zapadła cisza, a kibice Realu Madryt zrozumieli, że ich drużyna ma w sobie żar, który jeszcze się objawi. Mecze w fazie play-off Ligi Mistrzów coś wam mówią?
Tydzień goryczy
(przełom września i października)
Ale najpierw należało przejść przez zmagania grupowe. Na Dzikim Zachodzie rewolwerowcy mogli zostać zatrzymani przez szeryfa. W Lidze Mistrzów mogą trafić na Sheriffa i efekt bywa podobny. Królewscy nie mieli immunitetu, więc przeżyli szok.
Mistrzowie Mołdawii w pierwszej kolejce sprawili dużą niespodziankę – pokonali Szachtara Donieck. Mimo wszystko wydawało się, że są pewne granice i wyjazd na Santiago Bernabeu sprowadzi Jasura (piłkarz wypożyczony z Legii) i jego kolegów na ziemię. Gdy zabrzmiał końcowy gwizdek, piłkarska społeczność oniemiała z niedowierzania. Real, choć przeważał i oddał ponad 30 strzałów, przegrał 1:2. Świat się na chwilę zatrzymał, koniec śmiechów w madryckiej szatni. Właśnie takie momenty służą przemyśleniom i podjęciu środków zapobiegawczych.
Kilka dni później miała nastąpić szybka rehabilitacja. Upokorzony zespół Carlo Ancelottiego planował przejechać się po Espanyolu. Co mogło pójść nie tak? Wiele kwestii. Królewscy przegrali drugi mecz z rzędu. Dwie szybkie kontry i Real znalazł się na kolanach. Pierwsza do przeżycia. Zdarza się, ale druga bramka Espanyolu skompromitowała faworytów. Aleix Vidal po prostu zawinął piłkę, ośmieszył Nacho Fernandeza i pognał przez środek pustym korytarzem. Jasne, Real próbował się podnieść. Nawet Karim Benzema strzelił gola, ale na niewiele się to zdało. Kolejna porażka do kolekcji. Jeśli są kluby, którym nie wypada przegrać dwóch meczów z rzędu z tego typu rywalami, to właśnie w białej części Madrytu.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Okres wytchnienia
(październik – grudzień)
Dwa nokdauny na przełomie września i października dały do myślenia. Wybitni piłkarze przekonali się, że nie są panami świata, panami wyniku i muszą się przyłożyć. Kolejne miesiące były w ich wykoaniu obiecujące. W tym czasie Realowi po prostu żarło. Na boisku mogło być średnio, ale i tak zawsze drużyna z Madrytu spadała na cztery łapy. Nastroje Madridistas dobrze oddawał Twitter. Krytyczne wpisy przeplatały się z tweetami ulgi i doceniania jakości poszczególnych zawodników.
Na tym polegał urok tej drużyny. Gdy jej kibice denerwowali się i psioczyli na swoich ulubieńców, reszta uważała, że Real i tak coś wciśnie, a następnie rozwiąże się worek z bramkami.
Można pokusić się o tezę, że Królewscy często przechodzili w tryb zbierania energii. Ponownie wchodzili na obroty, gdy coś nie szło po ich myśli. Grali z opuszczoną gardą, ale w kluczowych momentach szli po swoje. Od porażki z Espanyolem (do końca roku) zanotowali dziewięć ligowych zwycięstw i dwa remisy. Bez przegranej. Do tego cztery wygrane z rzędu w Lidze Mistrzów. Takie wyniki nie biorą się z powietrza, ale wszystko ma swój kres.
Militao przestał popełniać błędy? Nie do końca
(2/01/2022)
W pierwszej części sezonu jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym defensorem w lidze był Eder Militao. Rzadko się mylił, wygrywał mnóstwo górnych piłek, doskonale grał na wyprzedzenie i nie pozwalał rywalom na zbyt wiele. Imponował również zagraniami do przodu, eleganckim wyprowadzeniem piłki, ale w 2022 wszedł fatalnie.
Na początku stycznia piłkarze Realu Madryt wrócili z urlopów i mieli rozegrać mecz z Getafe. Rywal dobry na przetarcie, bo gdzie tam Los Azulones do Los Blancos. To prawda, ale nie tym razem. Królewscy zlekceważyli przeciwników. Myślami byli jeszcze gdzieś na wakacjach, w uszach pobrzmiewały dyskotekowe hity, a w głowach tkwiły dywagacje na temat drinków z palemką. Drugi stycznia, godzina czternasta, ale ludzie kochani! Tu trzeba coś z siebie wykrzesać. Na domiar złego Eder Militao przypomniał wszystkim, dlaczego w poprzednim sezonie przegrywał rywalizację o skład.
W niezrozumiałych okolicznościach stracił piłkę, a właściwie zostawił ją Enesowi Unalowi. Później goście próbowali gonić wynik, ale bili głową w mur. Po raz kolejny i nie po raz ostatni przekonali się, że jeżdżenie gołym tyłkiem po szkle nie jest najlepszym pomysłem.
Sensacja na początek 2022 roku? 🤔
Getafe CF prowadzi z Realem Madryt 1:0 po fatalnym błędzie Édera Militão! 😱 Włączcie Eleven Sports 1! #lazabawa 🇪🇸 pic.twitter.com/JwZN278PXm
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 2, 2022
Finał Superpucharu wyjątkiem od styczniowej reguły
(16/01/2022)
W styczniu Real złapał ostrą zadyszkę i każdy, dosłownie każdy mógł wbić tej drużynie gola. Dla sympatyków Królewskich lepiej, że gorszy okres przypadł na pierwsze tygodnie roku niż później. Chwilowe drzemki gubiły zespół z Estadio Santiago Bernabeu. Uśpiony drapieżnik przestaje być drapieżnikiem. Staje się ofiarą.
Ten konkretny był wyrachowany i przyczaił się na pewne trofeum. W półfinale Superpucharu Hiszpanii miewał trudne momenty, ale w finale wykazał się dużą dojrzałością. W ten sposób pozbawił rywali z Bilbao złudzeń. Real wygrał pewnie 2:0 i właściwie od pierwszej do ostatniej minuty trzymał na smyczy drużynę Marcelino. Poza faulem w polu karnym Edera Militao (jedenastkę obrobił Thibaut Courtois), ale to szczegół, który nie wpłynął na przydział trofeum.
JAK REAL TRACIŁ GOLE W STYCZNIU
Bez upragnionego Copa del Rey
(03/02/2022)
Zaraz ktoś powie, że się wyzłośliwiamy i szukamy celowo gorszych momentów, ale kompletnie nie taki jest zamysł. Zależy nam na pokazaniu bez cenzury, z jakim zespołem mieliśmy do czynienia jeszcze jakiś czas temu i jakie zmiany w nim zaszły. A było ich sporo i wiele osób miało prawo wątpić, że Real udźwignie trudy sezonu.
Los Blancos od pamiętnego finału z 2014 nie zdobyli Pucharu Króla. To zaczęło już niektórych uwierać. Nie jest tajemnicą, że priorytetem jest zawsze Liga Mistrzów, ale to nie zmienia faktu, że do gabloty dobrze dorzucać też krajowe trofea. Puchar Króla miał być tym razem potraktowany bardzo poważnie.
Real pojechał na San Mames, aby ograć po raz czwarty w sezonie Athletic (dwa zwycięstwa w lidze i jedno w Superpucharze), ale goście przegrali zasłużenie. Jeżeli ktoś spodziewał się dominacji piłkarzy w białych koszulkach, to przeżył szok. Mina Carlo Ancelottiego pod koniec pierwszej połowy mówiła sama za siebie. Widział, że jest źle i jego piłkarze nie nadążali. To zemściło się w końcówce, gdy Alex Berenguer dał Los Leones awans do następnej rundy.
Królewscy musieli radzić sobie bez Karima Benzemy, byli słabsi, wolniejsi i grali może na trzydzieści procent swoich możliwości. Ancelotti mógł inaczej rozplanować ten mecz, ale czasu nie cofnie. Real odpadł i basta, ale pewien problem powróci.
Bez Benzemy ani rusz
(20/03/2022)
Łatwo dostrzec pewną powtarzalność. Uproszczenia bywają mylące, ale Real Madryt za każdym razem drży, gdy brakuje na murawie francuskiego goleadora. Francuz w tym sezonie wielokrotnie podnosił drużynę z kolan. Do pewnego stopnia uzależnił od siebie kolegów, a jego zmiennicy nie dorastają mu do pięt.
Bierzmy pod uwagę tylko spotkania z tego roku, w których zabrakło Karima Benzemy. Na początek Copa del Rey. Męczarnie z Alcoyano, przepchnięty mecz z Elche (po dogrywce) i odpadnięcie z Athletikiem. Do tego dodajmy ligowe starcia, w których Real łącznie zdobył dwie bramki. Remisy z Villarrealem i z Kadyksem, wygrana z Granadą i ciężki łomot od Barcelony.
ILE ZNACZY REAL BEZ KARIMA BENZEMY
Ostatnie z wymienionych spotkań otworzyło oczy na wiele kwestii. Piłkarze Carlo Ancelottiego zostali wchłonięci, połknięci żywcem i to pod każdym względem. Przegrane ze słabszymi rywalami, np. styczniowa z Getafe, są traktowane z przymrużeniem oka. Można obrócić je w nieśmieszny żart, ale w miarę szybko się o nich zapomina. W szkołach popularny jest system średniej ważonej. Przekładając to na świat Realu: porażka z Getafe miała wagę 1, z Barcelona wagę 10.
Klęska, smutek, żałoba. I cholera, Real się z tego dźwignął!
¡Hasta el final! ¡Vamos Real!
(PSG, Chelsea i Manchester City)
To chyba jeden z najtrafniejszych opisów tej drużyny, który nawołuje do gry do samego końca, która stała się specjalnością Królewskich.
Nie jest tak, że styl dla kibiców Realu Madryt nie jest ważny. Że liczy się tylko wynik, suchy wynik. Chodzi o postawę, waleczność, znalezienie najkrótszej drogi do bramki i pozwolenie zawodnikom na pokazanie pełni możliwości. A pod tym względem Carlo Ancelotti i jego świta są godni naśladowania.
Uczciwie trzeba przyznać – Real miał trochę szczęścia w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Czasem więcej niż trochę, ale gdyby nie jakość poszczególnych piłkarzy, odwaga, wykonana praca i wiara w sukces, to nawet fart by nie pomógł. Nie ma sensu rozbijać tych meczów na czynniki pierwsze. Wszystko sprowadza się do jednego. Wykorzystania potencjału i znajdowania optymalnych rozwiązań. Niektórzy narzekali, że Real powinieni się wykazywać większą inicjatywą, ale jakie to ma teraz teraz znaczenie? Może gdyby Królewscy inaczej próbowali rozgrywać te spotkania, wszystko wyglądałoby inaczej i skończyłoby się na 1/8 finału?
Nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie, ale okoliczności i brutalna siła Realu są nie do podrobienia. PSG, Chelsea i Manchester City zderzyły się z królewską ścianą i obejrzą sobotni finał z kanapy.
Campeones
(od 30/04/2022)
Z pewnością Królewskim również udziela się zmęczenie sezonem. Bardziej fizyczne niż mentalne, o którym wspomniał ostatnio Fabinho z Liverpoolu. The Reds do końca tłukli się o mistrzostwo Anglii i ostatecznie musieli obejść się smakiem. Real Madryt zapewnił sobie mistrzostwo kraju już w kwietniu. To daje dużą przewagę psychologiczną i uspokaja głowę. Dzięki temu łatwiej było przerzucić uwagę na rewanż z Manchesterem City, po którym zespół z Hiszpanii miał na dobrą sprawę ponad trzy tygodnie aktywnego wypoczynku. Bo tak należy traktować kończenie ligi z tytułem w gablocie. Spotkania z Atletico, Levante, Kadyksem i Realem Betis nie mogły już wpłynąć na końcowe rozstrzygnięcia. Fajna sprawa, bo można na spokojnie przygotować się do upragnionego finału Ligi Mistrzów, który udało się osiągnąć z tylnego siedzenia.
Madrycki klub znalazł się w gronie kandydatów, ale wśród faworytów wymieniano inne zespoły. To, co już teraz Królewscy osiągnęli, jest mimo wszystko miłym, ale jednak zaskoczeniem. Przecież wciąż żywe pozostają defetystyczne wizje, w których Real zbiera lanie w europejskich pucharach i Perez żegna Ancelottiego jeszcze przed końcem sezonu.
Wiele kwestii potoczyło się po myśli włoskiego trenera i jego drużyna pokazała w tym sezonie charakter. Mistrzostwo Hiszpanii z dużą przewagą, wygrany Superpuchar i dotarcie do finału najważniejszych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie. Te osiągnięcia zespołowe zasługują na słowa uznania. Już w sobotę ostatni rozdział historii tego sezonu i hiszpański zespół powinien na wszelki wypadek przygotować dodatkowe miejsce w gablocie.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Luis Suarez i jego kartoteka wspomnień z Atletico
- Aubameyang robi swoje. Miał strzelać i strzela
- Czy Rodrygo na dobre wyjdzie przed szereg?
- Dlaczego Sevilla nie sprostała trudom sezonu?
- Dylemat Solera. Odejść? Pozostać?
- Enes Unal. Piłkarz długo dojrzewający
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
Fot. Newspix.pl