Jonathan Simba Bwanga dostał szansę od losu. Wyjechał z Demokratycznej Republiki Konga, trafił do KTS-u Weszło, następnie do Radomiaka, został wypożyczony do pierwszoligowego Stomilu Olsztyn. Zaczęły się nim interesować kluby Ekstraklasy. Historia zaczyna się jak gotowy scenariusz do mini-serialu na Netflixie. Ale to nie jest cukierkowa historia. Simba poza sprawnymi nogami miał bowiem też lepkie rączki.
Sprawę szeroko opisuje portal stomil.olsztyn.pl. Simba grał w Stomilu, prezentował się z dobrej strony, ale nagle wypadł z kadry meczowej. Z dnia na dzień przestał nie tyle grać, co w ogóle nie pojawiał się w kadrze na kolejne spotkania. Zaczęły krążyć plotki – że baluje, że prowadzi się nieprofesjonalnie. Prawda okazała się jednak zgoła inna. Zacytujemy:
Zawodnicy Stomilu zorientowali się, że ze wspólnej skarbonki na cele drużynowe znikają fundusze, mimo że zespół niczego nie organizował, nie kupował i nie zamawiał. Piłkarze we własnym gronie postanowili więc sprawdzić, co się dzieje i kto może być za to odpowiedzialny. Już pierwsze podejrzenia padły na Bwangę, który najczęściej z szatni wychodził jako ostatni. Jego partnerzy z drużyny zdecydowali się na zostawienie w szatni ukrytych kamer, żeby złapać złodzieja na gorącym uczynku. I to nie było zbyt trudne, bowiem niczego niespodziewający się obrońca został nagrany, gdy buszuje w poszukiwaniu pieniędzy we wspólnej skarbonce. W międzyczasie zorganizowano jeszcze jedną prowokację, której celem był Bwanga.
Kongijczyk, któremu przedstawiono poważne zarzuty kradzieży, miał tłumaczyć się tym, że po prostu szukał kawy. Grającemu o utrzymanie Stomilowi nie w smak było bynajmniej tracić filar defensywy, a trener Piotr Jacek zastanawiał się, czy wyrzucenie Bwangi z drużyny jest odpowiednią karą. Brano pod uwagę także to, by obrońca z lepkimi rękoma przebierał się w osobnej szatni. Ostatecznie decydujący głos należał do drużyny, która zdecydowała, że nie chce mieć z nim nic wspólnego i woli skupić się na walce o utrzymanie, a nie pilnowaniu swojego dobytku. Zawodnicy Stomilu nie wiedzą, czy Bwanga kradł także pieniądze z ich portfeli, bowiem nikt się nie zorientował i za rękę nie złapał.
Nie wiemy już, co tu jest bardziej kuriozalne. Sam fakt, że gość ordynarnie opędzlował skarbonkę, do której kasę wrzucali koledzy z zespołu (normalna praktyka w wielu klubach, gdzie kasa np. za spóźnienia na trening wpada do wspólnej kasy, a na koniec sezonu zespół robi z tych pieniędzy np. imprezę albo przeznacza je na cele charytatywne). To, że w XXI wieku ktoś musiał montować kamery w szatni, by przyłapać złodzieja. Czy to…
Nie, dobra, to jest absolutnie najlepsze. Simba na wieść o tym, że został przyłapany na wyciąganiu forsy ze skarbonki próbował tłumaczyć się tym, że SZUKAŁ TAM KAWY.
Przecież wiadomo, że absolutnie najbardziej oczywistym miejscem na chowanie kawy w szatni jest skarbonka. Tak samo, jak cukier chowa się w portfelu, jak pieguski i ptasie mleczko wrzuca się do sejfu oraz jak to, że łyżeczkę wsadza się do szafki z biżuterią. To już naprawdę lepszą linią obrony byłoby klasyczne “ALE TO NIE JA”. Trzeba mieć albo tupet wielkości Warmii, albo poziom naiwności na poziomie średnio rozgarniętego czterolatka, by wierzyć, że ktokolwiek jest w stanie nabrać się na taki kit. To jest mniej więcej pułap kieszonkowca, który przyłapany na buszowaniu po kieszeniach współpasażera twierdzi, że chciał mu tylko zacerować dziurę w kurtce.
Prócz tego pojawiły się – w rozmowach między Simbą a kolegami z drużyny – oskarżenia o rasizm, ale z tego to już nawet ciężko ukręcić szyderę. Nie kompromitujmy problemu rasizmu traktowaniem go jak kartę wyjścia z więzienia z “Monopoly”.
Na Twitterze Stana możecie znaleźć nieco więcej informacji na temat tej sprawy:
Okej, cztery tysiące złotych na miesiąc to nie są kokosy, ale spójrzmy na to tak: gość dostaje szansę od losu, zaczyna ją wykorzystywać, na horyzoncie zaczyna pojawiać się perspektywa pójścia do wyższej ligi i zarabiania większych pieniędzy. Wystarczyło – uwaga, to dość istotne zastrzeżenie – nie wyciągać kasy ze wspólnej skarbonki piłkarzy Stomilu. Niższe ligi są pełne zawodników, którzy spełniają ten warunek, ale z kolei słabo grają w piłkę, nie potrafią bronić, podawać, wygrywać główek czy przepychać się z napastnikami. Simba i kopać potrafi, i broni nieźle, i do główki wyskoczy. Ale, no niestety, podpierdala pieniądze.
Poza tym też nie przesadzajmy, że za cztery tysiaki na miesiąc w Polsce nie można żyć. Inflacja zapieprza jak Wisła Kraków do 1. Ligi, ale wciąż można za to kupić sensowny obiad, pożywne śniadanie, smaczną kolację, a może i coś słodkiego na przekąskę. Są w Polsce ludzie – i to nawet całkiem ich sporo – którzy za cztery koła najedzą się sami, nakarmią dzieciaka i jeszcze mieszkania opłacą.
I nawet nie muszą przy tym okradać kolegów z pracy.
Simba, my jesteśmy przekonani, że w Olsztynie żyją też fajni ludzie. Takiemu Hubertowi Sobolowi dobrze się z oczu patrzy, Kacper Tobiasz też wygląda na dobrą mordę. Zapytałbyś o kawę, to nawet by ci mleka i cukru zaproponowali.
Życzymy ci zatem smacznego espresso. I żebyś też w trybie espresso zrozumiał, że podkradanie pieniędzy to pierwszy krok do tego, by nie tylko wylecieć z klubu, ale i by na dłuższy czas posmakować czarnej kawy prosto z więziennego gara.
WIĘCEJ O 1. LIDZE: