Dzisiejsze spotkanie na Volksparkstadion miało kluczowe znaczenie dla składu następnego sezonu Bundesligi. Po pierwszej części tego dwumeczu, ku lekkiemu zaskoczeniu, do awansu zbliżył się zespół z Hamburga, który wywiózł z Berlina skromne 1:0. Ale to nie wystarczyło.
HSV Hamburg miał wówczas jedynie lekką przewagę, którą przypieczętowało centrostrzałem Ludovita Reisa. Można było jednak zakładać, że Hertha dzisiaj tanio skóry nie sprzeda. W elicie spędziła bowiem ostatnie 9 lat, a potencjalna relegacja zwiastowałaby niemałe kłopoty dla drużyny Felixa Magatha. Dla gospodarzy dzisiejszy mecz był natomiast szansą na powrót na najwyższy poziom rozgrywkowy po czterech latach.
Hertha jakby odmieniona, Hertha zwycięska
Goście swoją postawą zaskoczyli wszystkich. Bardzo agresywnie wychodzili na połowę rywala, praktycznie od samego początku. Dowód? Gol już w 4. minucie. Wówczas Plattenhardt dośrodkowywał z rzutu rożnego, a Dedryck Boyata okazał się tym, który doskoczył do piłki najwyżej, dzięki czemu zapakował ją do siatki. Jedynym jego konkurentem w walce o nią, okazał się… Kolega z zespołu – Lucas Tousart. Defensywa gospodarzy była bezradna zarówno w tej akcji, jak i w wielu kolejnych. Zespół trenera Magatha wysoko pressował i sukcesywnie dochodził do kolejnych sytuacji, które umożliwiała im dość bezradna obrona HSV. Hamburgczyków przed pogorszeniem rezultatu ratowała głównie nieskuteczność rywali – niedochodzące do partnerów kolejne dośrodkowania, bądź niecelne strzały (choć i tak całkiem przyzwoite, nie jakoś bardzo w maliny).
Dominacja Herthy trwała w najlepsze. Zespół Waltera aktywował się nieco bardziej dopiero po ponad 20. minutach – do tego czasu byli praktycznie przyciśnięci na swojej połowie i o żadnych konkretnych atakach nie było nawet mowy. Lecz wciąż – nawet to minimalne ożywienie gospodarzy nie stanowiło zagrożenia dla gości. Po pierwsze było to wynikiem ich szczelnej i dobrze zorganizowanej obrony (na pochwałę zasługiwał szczególnie Boyata, który do gola dołożył solidne wywiązywanie się z zadań defensywnych). Po drugie, szans HSV nie było dużo, bo piłkarze Herthy wciąż napierali. Trio Plattenhardt-Belfodil-Tousart konsekwentnie próbowało, jednak do przerwy nie przyniosło to już żadnych konkretów.
Chwilę przed zejściem do szatni gospodarze zaliczyli nieznaczny przebłysk, bowiem Muheim zmusił do pierwszej w tym spotkaniu bardziej wymagającej interwencji Christensena. Duńczyk wystąpił dziś w bramce Herthy pod nieobecność Marcela Lotki.
Po przerwie już tylko kropka nad „i”
Rezultat, którym rozpoczynała się druga połowa, nie satysfakcjonował jednak w pełni nikogo. 0:1 oznaczało bowiem remis w dwumeczu oraz ewentualną konieczność dogrywki. O ile po pierwszej połowie dominacja gości była tak silna, że raczej nie mieliśmy przekonania o takim scenariuszu, o tyle po powrocie na boisko mogliśmy już mieć. Zostało zasiane pewne ziarno niepewności…
Ale spokojnie – takie niewielkie. Najpierw bowiem Christensen pewnie wyłapał próbę Reisa (bo skierowana była dosłownie wprost w niego), a potem choć po strzale Heyera piłka została wybita pod nogi Glatzela, to ten nie wykorzystał swojej szansy. Czyli znowu – brak konkretów, no ale chociaż statystyki się polepszyły. Do przerwy, pomimo większego posiadania, HSV oddało jeden strzał. Hertha dziesięciokrotnie więcej…
Ogółem jednak w drugiej połowie gra obu drużyn nieco przygasła. Fakt, piłkarze Waltera zdecydowanie częściej próbowali swoich szans, ale zazwyczaj były to szanse zmarnowane – strzały przestrzelone (to te nieliczne), albo blokowane. Ofensywny tercet gospodarzy był praktycznie zneutralizowany – Glatzel po pierwszej połowie miał najmniej kontaktów z piłką spośród całej drużyny. Kittel oraz Jatta także nie byli szczególnie widoczni.
Okazji HSV było mało bo mało, ale jako że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, tak też było i tym razem. W 63. minucie to Hertha zdobyła kluczowe trafienie, co jednak nie dziwi, bo mimo wszystko była go zdecydowanie bliżej. Spora część widzów mogła mieć deja vu, ponieważ zobaczyliśmy akcję całkiem podobną do tej z czwartku – wtedy centrostrzałem popisał się Reis, a dziś zrobił to Plattenhardt. Gdy Niemiec strzelał z rzutu wolnego, jego koledzy ruszyli się w polu karnym, ale nawet nie musieli, bo idealnie posłana piłka wpadła Fernandesowi za kołnierz.
To właśnie rozstrzygnęło losy tego dwumeczu. Tempo nieco osłabło, HSV dalej próbowało, ale nic im dziś w ofensywie nie wychodziło. Goście też trochę postrzelali, ale tak raczej od niechcenia, jakby byli świadomi, że przy dzisiejszej dyspozycji rywali już nic im nie grozi.
I tak właśnie było. Po dużo lepszym niż w czwartek występie to zespół z Berlina przypieczętowuje pozostanie w Bundeslidze na kolejny sezon. HSV musi obejść się smakiem i kolejny rok spędzić na drugim szczeblu. Dzisiaj nic nie przemawiało za tym, jakoby zasługiwali na coś więcej.
HSV Hamburg – Hertha Berlin 0:2
Boyata 4′, Platternhardt 63′
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Niedoceniony przez „Wilki”. Uwielbiany przez „Orły”
- Węgierskie przeprosiny i mural na mieście. Jak Eintracht grał w finałach
- Kamiński: Ten sezon dał mi szczęście i nadzieję na mistrzostwa świata
Fot. Newspix