Schalke 04 Gelsenkirchen po roku powraca do Bundesligi. Filarem Die Koenigsblauen w drodze do awansu był Marcin Kamiński. Obrońca reprezentacji Polski opowiada nam o krętej ścieżce wiodącej do promocji do elity, a także o Rodrigo Zalazarze, rozstaniu z Gazpromem czy przebudowie całego zespołu.
Przed ostatnią kolejką 2. Bundesligi Marcin Kamiński liczył na udane zwieńczenie sezonu i wygranie rozgrywek. Die Koengisblauen pokonali Norymbergę 2:1, dzięki czemu po spotkaniu mogli podnieść paterę mistrzowską. Nam polski obrońca opowiedział o trudach całego sezonu:
Ciężko było się do ciebie dodzwonić. Z klubu otrzymałem informacje, że w Schalke po awansie były spore turbulencje. Aż tak mocno świętowaliście?
Może nie nazwałbym tego turbulencjami, ale wszyscy w klubie musieli odreagować. Dać upust emocjom i przygotować się na nowe wyzwania. Sezon był dla nas długi, nerwowy, a na końcu szczęśliwy. Udało nam się awansować, dlatego każdy potrzebował złapać oddech.
Ten oddech był dość długi, bo to co się działo z Schalke w ostatnim roku, ciężko opisać w jednym zdaniu. Spadek uznanej marki z Bundesligi. Wymiana składu. Problemy pozasportowe. Zmiana trenera na finiszu rozgrywek i ten upragniony awans. To taka krótka kwintesencja wydarzeń z Gelsenkirchen. A jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Sezon nie był łatwy dla nas od samego początku. Cały zespół się zmienił i od tego powinniśmy zacząć. W przedostatnim spotkaniu z St. Pauli (3:2 przyp. red.), dzięki któremu zapewniliśmy sobie awans, wystąpił tylko jeden gracz, spadający z Schalke do 2. Bundesligi. Był nim Florian Flick, który w poprzednim sezonie wystąpił tylko w czterech meczach w Bundeslidze, więc nie ma tu mowy o jakimś podstawowym piłkarzu. Pozostała dziesiątka, w tym ja, to zupełnie nowa gwardia.
Właśnie dlatego początek sezonu nie był dla nas łatwy. Musieliśmy się zgrać, złapać wspólny język, na co potrzeba czasu. Mieliśmy momenty, że graliśmy gorzej. Wątpiliśmy, że możemy awansować. Jednak jako drużyna to przetrwaliśmy i dotarliśmy do upragnionego celu, jakim pozostawała Bundesliga. Staraliśmy się nie mówić o nim głośno. Różnie z takimi deklaracjami bywa.
Szczególnie runda jesienna była dla was trudna. Windą w tabeli jeździliście to w górę, to w dół. Takie falowanie i spadanie jak śpiewał Maanam.
Dużo się działo. Skoki w tabeli były czymś, co nas charakteryzowało. Chwilę zwątpienia mieliśmy szczególnie po pierwszym meczu z St. Pauli, który przegraliśmy 1:2 i nasza strata do tej drużyny urosła do dziewięciu punktów. Pojawiły się myśli, że nasz margines na błędy zmalał w zasadzie do zera. W całym tym zamieszaniu, mimo wszystko mieliśmy sporo szczęścia, bo często działo się tak, że my wygrywaliśmy, a pozostałe ekipy z czołówki przegrywały. Dzięki temu wciąż czuliśmy, że jesteśmy na tyle blisko, by zaatakować awans.
W 2. Bundeslidze była sytuacja, w której kolejne drużyny z górnej połówki tabeli dzielił jeden punkt. Niesamowity ścisk panował w czołówce.
W tym momencie wyszło, kto ma mocne nerwy, kto potrafi wygrywać mecze na styku. My ten egzamin zdaliśmy, bo już mówiło się, że Darmstadt i St. Pauli awansują. A na kolejkę przed końcem już w zasadzie te drużyny nie liczyły się w walce o pierwsze trzy miejsca. To pokazało, że niektóre kluby nie radzą sobie z wysoką presją, która pojawia się w okolicach 28.-29. kolejki. Właśnie wtedy ten cel jest już widoczny, ale wciąż do niego daleko.
Tu Schalke pokazało siłę, bo po raz pierwszy w sezonie na miejsca premiowane bezpośrednim awansem, awansowaliście dopiero po 29. kolejce. Dość późno jak na drużynę aspirującą do Bundesligi.
Jeżeli miałbym wybierać to wolę być w takiej sytuacji, niż jak St. Pauli, które na pierwszych trzech miejscach znajdowało się przez 25 kolejek, a ostatecznie z awansem mogło pożegnać się jeszcze przed końcem sezonu. Cały ten rok kosztował nas dużo stresu, emocji, ale najważniejszy jest cel, który zrealizowaliśmy.
KAMIŃSKI: SKŁAMAŁBYM MÓWIĄC, ŻE NIE MYŚLĘ O REPREZENTACJI
Czy był jakiś mecz, wydarzenie, które sprawiło, że wasze myśli o awansie stały się bardziej realne?
Myślę, że to były dwa spotkania w okresie wielkanocnym. Wygraliśmy 3:0 z Heidenheim u siebie, a tydzień później ograliśmy na wyjeździe Darmstadt 5:2. To były przełomowe dni. Zadziało się dla nas dużo dobrego. Poczuliśmy, że wszystko zależy od nas i musimy dalej drążyć skałę. Ktoś może powiedzieć, że po Darmstadt przegraliśmy ważny mecz z Werderem Brema (1:4 – przyp. red.), ale nie zabiło to w nas ducha. Podnieśliśmy się i wiedzieliśmy, że wszystko mamy w swoich rękach.
Te dwa spotkania odbyły się już za trenera Mike’a Bueskensa, który zastąpił Dimitriosa Grammozisa. Spodziewaliście się tej zmiany? Co nowego wprowadził Bueskens, że nagle wskoczyliście na bardzo wysokie obroty i zaczęliście zdobywać średnio punkt więcej niż za poprzedniego szkoleniowca?
Kluczową kwestią, jaką zajął się trener Bueskens okazała się taktyka. Zmieniliśmy ustawienie z piątki na czwórkę obrońców. Z drugiej strony zawodnicy, którzy u Grammozisa się nie łapali, nagle wskoczyli do pierwszego składu i wnieśli dużo dobrego. Od razu poczuliśmy, że ten system nam najlepiej leży. Po kilku wygranych nasza pewność siebie urosła i wszystko się zazębiło. Ogólnie rzecz biorąc po zmianie trenera wewnątrz drużyny nastąpiły kosmetyczne zmiany. Wciąż bazowaliśmy na tym, co wypracowaliśmy podczas obozu przygotowawczego.
Beneficjentem zmiany trenera był również Rodrigo Zalazar, który mógł poczuć się ważną postacią Schalke. Za zaufanie odpłacił się m.in. strzelonym golem w ważnym meczu z St. Pauli, który zadecydował o waszym awansie. W Polsce, w Koronie Kielce nie szło mu jednak za dobrze. Jak teraz wygląda na treningach?
Ciężko mi się odnieść do tego jak grał w Polsce, ale w Schalke od pierwszego treningu wiedzieliśmy, że będzie wzmocnieniem. W jego przypadku nie było żadnych znaków zapytania. Każdy widział jak wysokie posiada umiejętności. Myślę, że mógł być jeszcze za młody, by sprostać grze w Ekstraklasie. Jak wyjeżdżał do niej miał 19 lat. Oprócz tego większość życia spędził w Ameryce Południowej. Po angielsku komunikował się bardziej rękoma niż ustami. Start nie był dla niego prosty. Po kilku meczach zwolniono zagranicznego trenera.
Gino Lettieriego.
Zgadza się i przyszedł nowy, który nie dawał mu zbyt wielu szans. Powrócił do Niemiec i od razu lepiej sobie radził. W poprzednim sezonie na wypożyczeniu w St. Pauli zbierał dobre recenzje. Teraz u nas gra przyzwoicie.
Czyli przewijał się temat Polski i Korony w waszych rozmowach.
Na początku trochę rozmawialiśmy o tym, bo rzucił w moim kierunku sporo polskich słów. Trochę mnie to zszokowało, bo w naszym kraju spędził tylko kilka miesięcy, a dość dobrze opanował nasz język, a jeszcze więcej rzeczy rozumiał. Poruszył też temat swojego zdjęcia urodzinowego, gdy pojechał do Auschwitz. Ja dopiero wtedy połączyłem kropki, że widziałem tę fotografię. Wtedy myślałem sobie, że co ma w głowie taki chłopak. Później mi wyjaśnił, że przez to miał sporo problemów, które złożyły się na to, że w Koronie mu nie wyszło. Do tego doszła czerwona kartka i zawieszenie na cztery mecze, o czym mi również opowiadał.
Odbiegając nieco od tematów sportowych, to ważnym momentem dla Schalke w tym sezonie było rozstanie z głównym sponsorem – Gazpromem. Wy, jako piłkarze, jakoś to odczuliście? Uderzyło to po waszej kieszeni?
W żaden sposób. W momencie wybuchu wojny sami zastanawialiśmy się jak to wszystko rozwiąże klub. Emblematy Gazpromu znajdowały się wszędzie. Na stadionie, w autokarze, na naszych strojach, dresach, wyjściowych ubraniach i to w różnych konfiguracjach i miejscach. Było tego pełno. W zasadzie nie wiedzieliśmy w czym wyjdziemy na trening. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu jak klub sobie z tym sprawnie poradził. Patrząc tylko przez pryzmat finansów to zerwanie umowy z Gazpromem było dla Schalke bardzo trudną decyzją. Klub jednak pokazał, że są ważniejsze rzeczy niż pieniądze. A jedyne co się liczy to ludzkie życie.
Już na wstępie zostaliśmy poinformowani, że mamy się niczym nie martwić. Klub zajął się sprawami organizacyjno-finansowymi, a nas ma tylko interesować aspekt sportowy. To był dla nas jasny sygnał, że nic złego nam się nie stanie.
FIFA, UEFA I GAZPROM. JAK ROSJA KUPIŁA FUTBOL
Do Bundesligi wraca zupełnie odmieniona drużyna. Sportowo nastąpiła wymiana składu. Finansowo Schalke zerwało umowę z Gazpromem, a i tak poradziło sobie z utrzymywaniem płynności. Organizacyjnie oczyszczono drużynę z wielu przepłaconych piłkarzy i obecnie odbywa się to na zdrowych warunkach. Sporo jak na jeden rok. Schalke wprowadzi nową świeżość do Bundesligi?
Niemal w każdej sferze klub przechodzi dużą przebudowę. Wcześniejsze dwa, trzy lata były bardzo trudne i chaotyczne dla Schalke. Można nawet powiedzieć, że pojawiało się więcej problemów niż powodów do radości. W tym momencie układane jest wszystko od nowa. Z drugiej strony wiele jest osób spragnionych Schalke w Bundeslidze. To wsparcie odczuliśmy na sobie i na szczęście nie zawiedliśmy tego zaufania. To co się działo przez ostatni rok w Gelsenkirchen, to coś pięknego.
A jaki to był dla Ciebie rok pod względem indywidualnym? W końcu odzyskałeś regularność gry i pewność siebie. Byłeś filarem obrony, który dodatkowo strzelił dwa ważne gole i miał tyle samo asyst.
To był dla mnie bardzo ważny sezon. W końcu mogę spokojnie grać i spełniać się na boisku. Zmarnowałem ostatnie dwa lata w Stuttgarcie. Pierwszy rok straciłem z powodu kontuzji, w drugim większość czasu przesiedziałem na ławce bądź trybunach. To nie było coś prostego, dlatego cieszę się, że pomimo tego Schalke mi zaufało, ściągając mnie w tamtym roku. Dzięki temu odzyskałem pewność siebie i szczęście z gry. Poczucie wsparcia od klubu przyniosły mi też te gole i asysty. Mogę być tylko dumny z tego jak potoczyło się te ostatnie 12 miesięcy.
Twój ostatni pełny sezon w Bundeslidze zakończył się trzy lata temu, jeszcze w Fortunie Duesseldorf. Czy przed Marcinem Kamińskim kolejny sezon regularnej gry w Bundeslidze?
Zobaczymy. Nie deklaruję, że na pewno tak będzie, bo jest wiele zmiennych, które to zdeterminują. Latem dojdzie do wielu wzmocnień w Schalke. Nie wiem też, z jakim szkoleniowcem będę pracował. Wciąż nie wiemy, kto będzie nas prowadził w przyszłym sezonie. Mam taki cel. Choć fajnie było grać regularnie w tym sezonie, to przychodziłem do Niemiec z myślą o występach w Bundeslidze, a nie 2. Bundeslidze. Do tego chcę dążyć.
KAMIŃSKI: SCHALKE POWINNO GRAĆ W BUNDESLIDZE
Kontrakt z Schalke jest ważny jeszcze przez rok.
Zgadza się. Oprócz tego mam jeszcze opcję przedłużenia. Na razie nie skupiam się nad tym, bo wiele czynników musi zostać spełnione w tej kwestii.
Im więcej minut w Bundeslidze, tym większe prawdopodobieństwo, że wpadniesz na stałe w oko selekcjonerowi Czesławowi Michniewiczowi. Wybiegasz już myślami w przyszłość do mundialu. Zastanawiasz się co trzeba zrobić, by znaleźć się w składzie na mistrzostwa świata?
Sam sobie z tego zdaję sprawę. Wiem, że istnieje szansa znalezienia się w tej kadrze. Dla mnie będzie kluczowym to, by regularnie grać w Bundeslidze. Chciałbym mieć możliwość zaliczenia odpowiedniej liczby występów, by nie mieć do siebie pretensji, że zrobiłem coś źle lub za mało, by zwrócić uwagę selekcjonera. To wszystko nie będzie proste. Jednak ten sezon dał mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Twoim dużym atutem jest gra lewą nogą. Jak wiadomo Czesław Michniewicz lubi lewonożnych obrońców.
To coś ważnego, ale podczas ostatniego zgrupowania nie dane mi było pokazać tego atutu poza treningami. Zobaczymy jak się wszystko potoczy. Zdaję sobie sprawę ze swoich zalet. Po rozmowach z trenerem wiem, że ceni sobie lewonożnych obrońców, dlatego warto bym to wykorzystał.
Czy już ktoś ze sztabu reprezentacji kontaktował się z Tobą ws. czerwcowego zgrupowania i powołania na nie?
Nie, ale tak też było ostatnim razem, gdy pojechałem na zgrupowanie. Po prostu powołanie przyszło do klubu. Trener mówił mi jednak, że znajduje się w kręgu zainteresowań i muszę być gotowy stawić się na kadrę.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Ostatnia kolejka Bundesligi. Sześć wniosków po sezonie 2021/22
- „Gra Bayernu wiosną to katastrofa. Piłkarze potracili rozumy”
- Di Marzio: Bayern nie sprzeda Lewandowskiego latem
ROZMAWIAŁ SZYMON PIÓREK
Fot. Newspix