Po raz drugi z rzędu w finale Ligi Mistrzów siatkarzy zmierzą się ze sobą Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Itas Trentino. Rok temu, w finale rozgrywanym bez kibiców we włoskiej Weronie, triumfowała polska ekipa. W tym roku trudno wskazać faworyta – obie ekipy wydają się być sobie równe. Powinno więc nas czekać znakomite spotkanie, pełne historii i ciekawych wątków. O kilku z nich piszemy poniżej.
Spis treści
Rok temu ZAKSA
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle właściwie rok po roku doszła do finału, mimo że mało kto tego po niej oczekiwał. W zeszłym sezonie przeszła jednak przez piekielnie trudną drogę. Owszem, w grupie ze Skrą Bełchatów, Fenerbahce i belgijskim Lindemans Aalst kędzierzynianie wygrali wszystkie mecze. Zresztą trudno było przewidywać jakikolwiek inny scenariusz, niż ich zwycięstwo w grupie.
Potem się jednak zaczęło.
Najpierw dwumecz z Cucine Lube Civitanova, wygrany po złotym secie – 16:14. Już to było ogromnym sukcesem, bo włoska ekipa broniła tytułu wywalczonego dwa lata wcześniej (w sezonie 2019/20 rozgrywek nie dokończono). Później przyszło starcie z wielkim Zenitem Kazań, najlepszą klubową ekipą w XXI wieku. Raz 3:2 wygrała ZAKSA, raz 3:2 wygrał Zenit. I znów był złoty set, i znów lepsza okazała się polska drużyna – 15:13. Koziołki były w finale.
A tam już czekał Itas, który po drodze ograł dwie ekipy ze swojej ligi – Modenę (w złotym secie 15:5) i Perugię. Itas zbudowany na gwiazdach takich jak Nimir Abdel-Aziz, Ricardo Lucarelli czy Dick Kooy. Równocześnie jednak Itas, który walczył o swoje jedyne trofeum w sezonie – przegrał bowiem i w Pucharze Włoch, i w Serie A. ZAKSA z kolei miała w garści jedynie krajowy puchar. W lidze, męczona urazami, uległa Jastrzębskiemu Węglowi. Finał był więc starciem dwóch podrażnionych ekip.
Wygrała polska. jak powiedział nam po tym meczu Ireneusz Kłos, doprowadzał rywali do szewskiej pasji.
Efektem był historyczny sukces. Sukces, który teoretycznie miał się długo nie powtórzyć. Tymczasem może się okazać, że powtórzy się już dziś.
Te same, ale nieco inne zespoły
W siatkówce tak to już jest, że nawet z najlepszych ekip zawodnicy przechodzą do innych, szukając nowych wyzwań czy wyższych kontraktów. Nawet jeśli dana ekipa osiąga akurat największy sukces w swojej historii. Tak było w zeszłym sezonie z ZAKSĄ – już przed finałem Ligi Mistrzów wiadomo było, że kilku spośród jej najważniejszych graczy zabraknie w kolejnym sezonie w jej składzie.
Przede wszystkim chodziło o dwójkę Benjamin Toniutti i Paweł Zatorski. Tego pierwszego niezmiennie wymieniano jako jednego z największych ojców sukcesu kędzierzynian. Francuski rozgrywający zaliczył rok temu doskonały sezon i przez całą drogę ZAKSY do finału Ligi Mistrzów był jej podstawowym punktem. Zatorski z kolei niezmiennie jest jednym z najlepszych libero świata i gwarantuje na tej pozycji pewność, jaką potrafi dać niewielu zawodników. Utrata takich dwóch siatkarzy – a do tego między innymi Jakuba Kochanowskiego – miała ZAKSĘ zaboleć. Tym bardziej, że wzmocnili jej rywali – Zatorski i Kochanowski przeszli do Resovii, a Toniutti do Jastrzębskiego Węgla.
PRZECZYTAJ: ZAKSA PRZEBUDOWANA, A WCIĄŻ ODNOSI SUKCESY
Jak się okazało – wymiana składu zadziałała w Kędzierzynie-Koźlu znakomicie. Toniuttiego zastąpił sprowadzony z Trefla Gdańsk Marcin Janusz, który zaliczył taki sezon, że z miejsca stał się pewniakiem do obsady pozycji rozgrywającego w reprezentacji Polski. Z kolei jako libero doskonale radzi sobie Erik Shoji, wcześniej zawodnik Fakiłu Nowy Urengoj. I odejścia Zatorskiego oraz Toniuttiego właściwie nie dało się odczuć. O Kochanowskim nawet nie wspominając – na jego miejsce sprowadzony został Norbert Huber.
W dodatku udało się skutecznie zastąpić Nikolę Grbicia, który został trenerem Perugii – Gheorghe Cretu, ma nawet szansę przebić osiągniecia Serba. Rok temu ZAKSA zdobyła w końcu tylko dwa z trzech trofeów. W tym sezonie może zgarnąć tryplet.
Musi jednak pokonać Trentino, które również wygląda nieco inaczej, niż w ubiegłorocznym finale. Przede wszystkim włoska ekipa też zmieniła rozgrywającego – Simone Gianelli, który grał w jej barwach przez całą seniorską karierę, przeniósł się do Perugii. Odeszli też choćby wspomniani Abdel-Aziz czy Lucarelli. Postarano się jednak o solidne wzmocnienia – najpoważniejszym był Matej Kazijski, ale obok niego do ekipy przyszli Daniele Lavia czy Riccardo Sbertoli.
ALESSANDRO MICHIELETTO. NOWA GWIAZDA WŁOSKIEJ SIATKÓWKI [SYLWETKA]
Możliwe jednak, że najważniejsze jest dla Trentino postawienie na Alessandro Michieletto. 20-letni przyjmujący już teraz jest uważany za jednego z najlepszych siatkarzy świata na swojej pozycji. Przez cały sezon gra wprost znakomicie, a w finale będzie chciał wziąć rewanż na ZAKSIE. No i dać swojej ekipie jakiekolwiek ważne trofeum.
Itas o wszystko, ZAKSA na luzie?
Itas Trentino przegrywał w tym sezonie bowiem wszystko, poza Superpucharem Włoch. Jednak to trofeum wyłącznie symboliczne, o niewielkim znaczeniu. W półfinale ligi w serii do trzech zwycięstw lepsze okazało się Lube, choć ekipa finalisty Ligi Mistrzów prowadziła już 2:0. – W trzecim spotkaniu zawodnicy Itasu padli fizycznie i później Lube ich stłukło. Lube to bardzo fizyczna drużyna, z długą i drogą ławką, na którą ich stać. Trento jest skonstruowane inaczej – mówił nam Jakub Bednaruk. To zresztą dość istotne, bo przed finałem Ligi Mistrzów Włosi mieli tydzień przerwy. ZAKSA – dwa.
Itas poległ też w Pucharze Włoch. W finale w czterech setach ograła go tam dowodzona przez Wilfredo Leona Perugia. Tym samym rywale ZAKSY przegrali na krajowym podwórku wszystko, choć i w pucharze, i w lidze, byli bliscy sukcesu. W Lidze Mistrzów mają ostatnią szansę na to, by uznać sezon za udany. Kędzierzynianie są w zupełnie innej, lepszej sytuacji.
MARCIN JANUSZ, NOWY ROZGRYWAJĄCY REPREZENTACJI? [SYLWETKA]
W Pucharze Polski nie mieli sobie równych. Przez każdą fazę przechodzili bez większego trudu, w finale w trzech setach ogrywając Jastrzębski Węgiel. W lidze było trudniej – zwłaszcza w półfinale, gdy to Warta Zawiercie wygrała pierwsze spotkanie i to w hali ZAKSY. Potem jednak kędzierzynianie wrócili do swojej najlepszej dyspozycji, wygrali dwa kolejne mecze, a w finale – mimo porażki w trzecim starciu – ostatecznie bez większych problemów ograli Jastrzębski Węgiel.
Mają więc już dwa trofea. W finale Ligi Mistrzów powalczą za to o historyczny tryplet, ale swój cel minimum na ten sezon wypełnili już jakiś czas temu.
Walka o historię
Przede wszystkim – żadna polska ekipa nie wygrała Ligi Mistrzów dwa razy z rzędu. Zresztą do momentu sukcesu ZAKSY, jedyny polski triumf w tych rozgrywkach – znanych wtedy jeszcze jako Puchar Europy Mistrzów Klubowych – odniósł Płomień Milowice w 1978 roku. Nawet jednak ta ekipa nie skompletowała trzech trofeów w jednym sezonie – ba przy okazji triumfu w Pucharze Mistrzów nie wygrali ani ligi, ani krajowego pucharu.
ZAKSA może więc osiągnąć coś absolutnie historycznego, pokazując przy okazji, że polska ekipa jest w stanie zawładnąć Europą. Do tej pory nasze zespoły musiały bowiem ustąpić czy to przed włoskimi, czy przed rosyjskimi zespołami – z Zenitem Kazań na czele. W zeszłym sezonie wreszcie było inaczej, a w tym kędzierzynianie mogą udowodnić, że tamten wynik nie był przypadkowy. Choć znów do rozgrywek przystępowali z pozycji underdogów – jeśli na nich stawiano, to raczej nieśmiało.
Itas z kolei być może nie jest obecnie najmocniejszą ekipę Serie A – tej zapewne trzeba szukać w pozostałych z umownej „Wielkiej Czwórki”: Modenie, Perugii i Lube. Ale w Lidze Mistrzów znów okazał się lepszy od nich. I będzie chciał nawiązać do swoich wielkich sukcesów sprzed ponad dekady – w latach 2009-2011 trzykrotnie wygrywał bowiem te rozgrywki. Jeśli zrobi to ponownie, dorówna Modenie i Treviso – dwóm najbardziej utytułowanym w Lidze Mistrzów włoskim ekipom.
Obie ekipy grają więc dziś o historię. I jedna z nich z pewnością ją napisze.
Fot. Newspix