Powiedzmy sobie szczerze – nikt nie oczekiwał, że tegoroczne Grand Prix Hiszpanii będzie tak ciekawe. W Barcelonie regularnie bowiem wiało nudą, regularnie też w ostatnich latach – co akurat miało się zmienić – wygrywał Lewis Hamilton. I być może dziś byłoby podobnie, gdyby wszystko działało, jak trzeba. Ale że kilka bolidów nie wytrzymało, a kierowcy nie ustrzegli się błędów, to dostaliśmy show. Zwycięsko wyszedł z niego Max Verstappen. I został nowym liderem mistrzostw świata.
Leclerc jechał po Wielkiego Szlema…
Przed startem Grand Prix wiadomo było jedno – że znów zobaczymy pojedynek Max Verstappena i Charlesa Leclerca. Ten drugi wygrał wczoraj kwalifikacje, ale tuż za nim uplasował się Holender. A przed wyścigiem sugerowano, że w trakcie kręcenia kolejnych kółek lepsze tempo powinien utrzymywać Red Bull. Takie głosy docierały choćby… od Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk, wymieniając najmocniejsze ekipy przed wyścigiem powiedział o Red Bullu na pierwszym, Ferrari na drugim i Mercedesie na trzecim miejscu.
Tyle że po dziesięciu okrążeniach sytuacja wyglądała inaczej. Po pierwsze – sam Hamilton po kontakcie z Kevinem Magnussenem spadł na koniec stawki i dużo czasu spędził w pit stopie. Na tyle dużo, że po wyjeździe na tor… sugerował nawet, by oszczędzić silnik i z wyścigu się wycofać. W teamie przekonali go jednak, by został na torze. Jak się okazało – słusznie, bo Lewis dojechał ostatecznie na piątej pozycji.
Po drugie – zakotłowało się z przodu. Leclerc utrzymał co prawda pierwszą lokatę, ale już Carlos Sainz na ósmym kółku wyleciał z toru, ugrzązł na chwilę w żwirze i stracił sporo pozycji. Wydawało się, że to wyłącznie błąd kierowcy, ale ledwie kółko później w tym samym miejscu – choć bez piruetu – w żwir władował się Max Verstappen i spadł za Sergio Pereza oraz George’a Russella. Opony ewidentnie nie dawały sobie rady z piekielnie nagrzanym (temperatura powietrza – 36 stopni Celsjusza) torem w Barcelonie.
Cieszyć mógł się z tego jedynie Charles Leclerc. Bo on jechał na prowadzeniu ze sporą przewagą. Wydawało się, że pewnie zmierzać powinien po Wielkiego Szlema – zwycięstwo w kwalifikacjach i wyścigu, z prowadzeniem od pierwszego do ostatniego kółka oraz najszybszym okrążeniem. No właśnie, wydawało.
…ale jego bolid już niekoniecznie
Przez wiele okrążeń denerwował się Max Verstappen. Bo jechał za George’em Russellem, a w jego bolidzie DRS raz działał, raz nie. I Holender nie był w stanie wyprzedzić rywala. Red Bull w końcu uznał, że spróbuje Mercedesa pokonać pit stopami, ale i to – bo Russell po prostu długo nie zjeżdżał – początkowo nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Denerwował się też Sergio Perez, który po swojej zmianie opon miał znacznie lepsze tempo od tej dwójki, bo ekipa nie chciała pozwolić mu wyprzedzić Maxa.
Gdy jednak dostał szansę, bo Verstappen zjechał do alei serwisowe, Russella – zgodnie ze swoimi zapowiedziami – wyprzedził szybko. I został nowym liderem wyścigu.
Na 27. okrążeniu rozegrała się bowiem być może najważniejsza scena dzisiejszego Grand Prix – spokojnie przewodzący wyścigowi Charles Leclerc nagle zwolnił i przez radio zgłosił brak mocy. Bolid już jej nie odzyskał, Monakijczyk dotoczył się tylko do alei serwisowej i wysiadł z samochodu. Na pewno zrozpaczony, ale i tak poszedł pocieszyć członków swojej ekipy. I to się ceni.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Ferrari znalazło się w fatalnym położeniu – Carlos Sainz był na dalszej pozycji, Charles Leclerc w wyścigu już nie jechał. A z przodu dwa Red Bulle walczyły o to, by dojechać na pierwszych pozycjach i zgarnąć dublet. Gorzej dla włoskiej ekipy byłoby tylko wtedy, gdyby i Sainz przedwcześnie zakończył udział w wyścigu. Hiszpan dojechał jednak ostatecznie do mety, kończąc tuż poza podium.
Max liderem
– Korzystasz z innej strategii, więc jeśli Max będzie szybszy, to go po prostu przepuść – usłyszał na 49. okrążeniu Sergio Perez. I choć rzucił jeszcze przez radio, że to niesprawiedliwe, to Verstappena faktycznie przepuścił niedługo potem. Max objął prowadzenie w wyścigu i nie oddał go już do samego końca. W tamtym momencie wydawało się zresztą, że już nic ciekawego w trakcie Grand Prix Hiszpanii nie zobaczymy.
I faktycznie, wielkich emocji nie było, choć o ich szczyptę zadbał Mercedes – oba ich bolidy na ostatnich dwóch kółkach po prostu zaczęły się przegrzewać. Hamilton bez walki oddał więc pozycję Sainzowi, bo celem było przede wszystkim dojechanie do mety. Udało się, dzięki czemu dostaliśmy potwierdzenie tego, o czym się mówiło od kilku dni – że osiągi faktycznie Mercedesowi udało się poprawić. Bo przecież George Russell stanął dziś na podium, a Hamilton przedarł się z końca stawki na piąte miejsce, zostając dzięki temu kierowcą dnia.
https://twitter.com/F1/status/1528393932081610753
Najważniejszy dziś był jednak występ Maxa Verstappena. Obrońca tytułu mistrzowskiego dzięki swojemu zwycięstwu po raz pierwszy w tym sezonie został bowiem liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Charles Leclerc jest jednak ledwie kilka punktów za nim. I nie zdziwimy się, jeśli po kolejnym Grand Prix nastąpi kolejna zmiana na szczycie tego zestawienia.
W tym sezonie wszystko wydaje się bowiem możliwe.
Grand Prix Hiszpanii – czołowa “10”:
- Max Verstappen
- Sergio Perez
- George Russell
- Carlos Sainz
- Lewis Hamilton
- Valtteri Bottas
- Esteban Ocon
- Lando Norris
- Fernando Alonso
- Yuki Tsunoda
Klasyfikacja generalna – czołówka:
- Max Verstappen – 110 punktów;
- Charles Leclerc – 104 punkty;
- Sergio Perez – 85 punktów;
- George Russell – 74 punkty;
- Carlos Sainz – 65 punktów.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Formule 1: