Jeszcze w niedzielę Jarosław Królewski prawie płakał w twitterowym pokoju (zaraz po tym jak w trakcie nierównej batalii z technologią był gotowy obudzić pół osiedla, byle ktoś mu powiedział, którędy uruchamia się ten wichajster). Kajał się, przepraszał, nawet co bardziej empatyczni ludzie mogli mu współczuć. Bo z jednej strony wiadomo, że Królewski pragnie atencji, z drugiej – też trzeba mieć jaja, by w takim momencie wyjść do ludzi, a nie kryć się po kątach. No, ale w każdym razie niedziela już minęła, poniedziałek jakoś też szybko przeleciał i we wtorek Królewski wrócił w lepszym humorku, a nawet bez problemów technologicznych. Niestety.
Napisał: – Przeczytałem i przesłuchałem „z grubsza” wszystko co zostało dziś wyprodukowane na temat Wisły Kraków. Widzę, że liczba habilitacji na temat anatomii upadku wciąż rośnie. Mniej więcej do końca maja zajmie nam poukładanie i dokończenie planu na nowy sezon. Obejmuje on rozmowy z każdym zawodnikiem i otoczeniem biznesowym. Zaraz potem go przedstawimy. Do tego czasu polecam omijać szerokim łukiem powstające doktoraty na temat problemów Wisły Kraków. Amicus in penuriibus, amicus de facto.
Zawsze to bawi, gdy ktoś mniej lub bardziej oburza się na fakt, że ludzie dyskutują o futbolu. Generalnie: po to jest piłka nożna, żeby sobie o niej pogadać. Jak kogoś interesują ptaki, to rozmawia o ptakach, gdy kogoś innego ciekawią koparki, to niech pisze nawet całe rozprawki o koparkach i na zdrowie.
Tak się składa, że masę ludzi w Polsce i na świecie interesuje piłka nożna, więc zdań na jej temat jest też mnóstwo. A, zaskoczenie, bardziej intryguje fakt, że udało się spuścić do pierwszej ligi Wisłę Kraków po ponad 20 latach niż to, że Górnik Zabrze jest na dziewiątym miejscu, a Wisła Płock na ósmym.
Co więcej – jeśli już dokonano tak rzadkiej sztuki jak zlecenie z Białą Gwiazdą piętro niżej, nie należy być zdziwionym, że pojawiające się głosy będą krytyczne. Królewski pisze łaciną (bo jakby inaczej, prawda?), że przyjaciel w biedzie to prawdziwy przyjaciel, niemniej – mamy nadzieję – chyba nie jest aż tak odklejony, by sądzić, iż po spadku będziemy jego i kolegów klepać po plecach?
Choć tak po prawdzie ten wiślacki obóz stać na takie fikołki, że medal w gimnastyce na kolejnych Igrzyskach jest więcej niż prawdopodobny.
W tym wpisie Królewski jeszcze trochę nieśmiało, ale już nie może się powstrzymać od dołożenia kolejnych umocowań w swojej oblężonej twierdzy. „Do tego czasu polecam omijać szerokim łukiem powstające doktoraty na temat problemów Wisły Kraków”, napisał.
Czyli w skrócie – co wy tam będziecie czytać jakieś bzdury od dziennikarzy i ekspertów, my w Wiśle Kraków wiemy lepiej. Jak się z Kubą, jego bratem, jego wujkiem, no i Tomkiem (ewentualnie) naradzimy, to wtedy wróćcie, bo wtedy będzie co czytać. Teraz? Teraz nie, teraz nie ma sensu. Pieprzą od rzeczy. My wiemy najlepiej. My. Wisła Kraków.
Szczerze mówiąc, już można zacząć się obawiać o ten raport na koniec maja, skoro jedna z osób zarządzających nie jest w stanie wyciągnąć tak prostych wniosków jak ten, że być może kierownictwo spadkowicza z tej paździerzowej ligi nie pozjadało wszystkich rozumów. Królewski wciąż brnie w tę samą retorykę. Najmądrzejszy, najlepszy i – jak mawiał Irek Jeleń – pewnie jeszcze „najszybciejszy”.
To samo było wcześniej. Obidziński? Nie zna się. Pasieczny? Amator. Gula? Phi, by nie powiedzieć: tfu! Krakowscy czempioni nie potrzebują głosów z zewnątrz.
Zresztą ile w tych wpisach jest pogardy. Niby Królewski chce ją sprawnie przemycać, ale to poczucie wyższości widać z kosmosu, gdy pisze o „habilitacjach” i „doktoratach”. Kibice wyrażają opinie, dziennikarze piszą teksty. Więc nie, to nie są habilitacje i doktoraty, bo – krótko mówiąc – nie trzeba mieć tytułów naukowych, nie trzeba rozmawiać z Muskiem na Twitterze, nie jest konieczna naukowa nagroda Nobla, by wiedzieć, że waszą robotę konkretnie spierdoliliście.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit.
Więcej o Wiśle Kraków:
- Angielskie wyjście Wisły Kraków z Ekstraklasy
- Brzęczek: „Czy zostanę w Wiśle? Będziemy o tym rozmawiać”
- Kłos: Nie wolno zrzucać winy na Brzęczka
- Gruszkowski: Nie zagrałbym w Cracovii, nawet gdyby Wisła była cztery ligi niżej
Fot. Newspix