Na miejscu rywalek Igi Świątek nie oglądalibyśmy drugiego seta jej meczu WTA Masters w Rzymie z Bianką Andreescu. Gdyby jednak gdzieś w telewizji mignęły im powtórki, to radzimy zamykać oczy lub wyłączyć telewizor z kontaktu. Inaczej prawdopodobnie dojdą do wniosku, że gra przeciwko Polce nie ma żadnego sensu. Mija się z celem, to gwarancja jednego – zebrania szybkiego oklepu. Okej, Kanadyjka być może nie była przygotowana fizycznie na takie tempo gry, jednak spora w tym zasługa Polki, która w pierwszym secie po prostu ją zamęczyła, wygrywając 7:6 w gemach. A w drugim zagrała koncert, rozjeżdżając rywalkę 6:0. W tym iście nokautującym stylu nasza rodaczka wywalczyła awans do półfinału turnieju, w którym jutro zagra z Aryną Sabalenką.
Wielu fanów Andreescu zapewne powiedziałoby, że gdyby nie kontuzje byłaby teraz tam, gdzie jest Iga Świątek. Kariery tych tenisistek maja zresztą kilka wspólnych elementów. Co wy na to, jeżeli opowiedzielibyśmy historię nastoletniej dziewczyny, która przebojem wdarła się do czołówki rankingu WTA? Która w finale wielkoszlemowego turnieju pokonała renomowaną rywalkę? To właśnie historia, którą przed Andreescu napisała rok przed triumfem Igi w Rolandzie Garrosie.
2019 to był jej rok. Zaczynała go jako 152. rakieta w rankingu WTA, grająca w turniejach niższej rangi. Ale w nich radziła sobie świetnie, więc przechodziła do mocniej obsadzonych zawodów. Pokonywała kolejne uznane nazwiska w świecie tenisa. Takie jak Carolina Wozniacki, Venus Williams (okej, może już po swoim prime time, ale wciąż uznana marka), Elina Switolina, Garbine Muguruza czy Angelique Kerber.
Największym sukcesem w karierze Kanadyjki jest oczywiście triumf w US Open, gdzie pokonała w finale Serenę Williams. Obie tenisistki w tamtym sezonie spotkały się wcześniej w finale turnieju WTA 1000 w Toronto. Tam Andreescu również zwyciężyła, jednak wówczas słynna Amerykanka skreczowała. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę listę pokonanych przez nią zawodniczek, przed finałem US Open Serena miała pełne prawo myśleć, że Bianca nie znalazła się w finale przypadkowo.
W takim razie, dlaczego Iga Światek dziś nie gra z drugą czy trzecią, ale dziewięćdziesiątą tenisistką w rankingu WTA? Powodem jest kruche zdrowie Bianki. Pierwsze poważne urazy zaczęły dokuczać jej już kiedy miała szesnaście lat. Gdybyśmy mieli stworzyć jej grafikę z zaznaczonymi i wypisanymi obok wszystkimi urazami, to wszystkie mogłyby się nie zmieścić. Przywodziciel, kostka, stopa, plecy, ramię, kolano – zdrowie jej nie oszczędzało.
JAK RÓWNA Z RÓWNĄ
Wobec tego, mogliśmy wyciągnąć prosty wniosek – Andreescu z pewnością jest groźną tenisistką, o ile dopisuje jej zdrowie i wytrzyma fizycznie. A na zdrowie ostatnimi czasy mogła już tradycyjnie ponarzekać. W tym sezonie dopiero w kwietniu rozpoczęła rywalizację na korcie, lecz po powrocie potrafiła nawiązać do swojej najlepszej dyspozycji. Na turnieju w Madrycie pokonała 6:1, 6:1, Danielle Collins – ósmą zawodniczkę rankingu WTA. Co nie zmienia faktu, że zdecydowaną faworytką spotkania była Iga Świątek – numer jeden kobiecego tenisa. Zawodniczka, która w Rzymie śrubowała passę zwycięstw. Jej poprzedni mecz z Wiktorią Azarenką, był dwudziestym piątym z rzędu, w którym wygrała.
Mecz rozpoczął się bardzo nerwowo z obu stron. Gra była szarpana i widać było, że obie tenisistki muszą nieco przystosować się do warunków panujących na korcie. I tu Kanadyjka popełniła pierwszy błąd, dając Polce za dużo swobody w grze. Wiele piłek rozgrywała bardzo mało agresywnie. To nie mogło się dla niej dobrze skończyć, skoro po drugiej stronie siatki miała taką tenisową bestię jak Iga, która świetnie czuje się na mączce.
Tym sposobem Świątek prędko przełamała rywalkę, ale gra naszej rodaczki również była daleka od ideału. Iga, choć jak zwykle imponowała prędkością poruszania się po korcie, to sprawiała wrażenie jakby ślizgała się po nawierzchni. Kiedy tylko zmieniła obuwie, wydawało się że jej największy przeciwnik – którym był problem techniczny – właśnie zniknął. Polka szybko objęła prowadzenie 5:3 w gemach i miała własne podanie. W tamtej chwili można było sądzić, że pierwsza partia jest już rozstrzygnięta.
I wtedy Andreescu pokazała, że chociaż do niedawna trapiło ją mnóstwo problemów zdrowotnych, to wciąż jest bardzo dobrą tenisistką, ze świetnym returnem. Jeżeli do tego dokłada w miarę agresywne własne podanie, może napsuć krwi nawet pierwszej rakiecie świata. Kanadyjka przełamała naszą tenisistkę, a następnie sama bez problemu zdobyła punkt po własnym serwisie i potrafiła doprowadzić do tie-breaka. Przed spotkaniem wielu kibiców wieszczyło Polce łatwą przeprawę, tymczasem pierwszy set kończył się grą na przewagi.
FIZYCZNA I PSYCHICZNA DOMINACJA
W 2022 roku Polka udowodniła nam mnóstwo razy, że jest zupełnie inną zawodniczką niż dawniej. Nie ma sensu rozpisywać się nad tym, jak ta partia mogłaby się potoczyć, gdyby naprzeciwko Andreescu stanęła Świątek „wersja 2021”. Dziś Świątek to maszyna – zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym.
Ten drugi aspekt potwierdziła w tie-breaku. Nieważne jak bardzo wyrównana jest sytuacja na korcie, Iga po prostu nie pęka. Ba, w meczu z Azarenką udowodniła, że nawet kiedy wynik wybitnie się nie zgadza, ona się nie załamuje. Napisalibyśmy, że w tie-breaku pokazała swój najlepszy tenis, ale nie. Ona po prostu grała swoje. Na równym, dobrym poziomie. Andreescu po prostu nie mogła za nią nadążyć i tak zaczęła popełniać błędy. Chociaż cały pierwszy set trwał długo, bo 70 minut, to sam tie-break rozstrzygnął się błyskawicznie – Świątek wygrała w nim 7:2.
Ale to nic w porównaniu do tego, co Polka zgotowała Kanadyjce o rumuńskich korzeniach w drugim secie. To była masakra. Rzeźnia. Przepaść – głównie pod względem fizycznym. Owszem, po siedemdziesięciu minutach gry w końcu wyszło to, że Andreescu dopiero w kwietniu powróciła na korty. Rywalka Igi zaczęła wyraźnie ciężko oddychać, jej zagrania były coraz bardziej niedokładne, a nogi już tak nie niosły. Lecz to zasługa tej maszyny, która śmigała po drugiej stronie siatki. Świątek nie straciła niczego ze swojej intensywności gry, więc ostatecznie drugi set zakończył się pogromem 6:0.
Dodajmy, że dla Świątek to już trzynasty set w tym roku, w którym nie dała ugrać rywalce punktu. Do rekordu Steffi Graf (29 setów) jeszcze trochę Polce brakuje. Ale z drugiej strony, mamy dopiero połowę maja. Z tak fenomenalnym przygotowaniem fizycznym Polka może zamęczyć w drugiej partii niejedną rywalkę. Jesteśmy spokojni o to, że na pechowej trzynastce licznik się nie zatrzyma.
Iga Świątek – Bianca Andreescu 7:6 (2), 6:0
Fot. Newspix
Czytaj też: