Reklama

Dogrywka, mnóstwo emocji i zwycięstwo Interu w Coppa Italia

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

11 maja 2022, 23:54 • 5 min czytania 20 komentarzy

Finał Coppa Italia to zawsze mecz o trójkolorową coccardę, którą wygrani mogą nosić na koszulkach w kolejnym sezonie. Drobiazg, ale bardzo miły. Dla Juventusu dzisiejsze spotkanie było ostatnią szansą na zdobycie trofeum w rozgrywkach 21/22. Ich rywale znajdują się w nieco innej sytuacji, bo wciąż walczą o scudetto, ale ostatnio Nerazzuri sami skomplikowali sobie sytuację i teraz zależni są od ligowych poczynań Milanu. Serie A odłóżmy na bok i skupmy się na tym, co działo się w finale Pucharu Włoch, a działo się naprawdę dużo.

Dogrywka, mnóstwo emocji i zwycięstwo Interu w Coppa Italia

Inter szybko ustawił się na pole position

Mecz był od początku żywy i interesujący. Jeśli ktoś ziewał to z pewnością nie ze względu na poziom widowiska i emocji. Juventus i Inter zadbali o promocję włoskiego futbolu, który przeżywał lepsze czasy.

Nie musieliśmy długo czekać na pierwsze trafienie. Gdy zespół Simone Inzaghiego spokojnie konstruował swoją akcję, bierność defensorów Juventusu była wręcz szokująca. Brakowało doskoku i zainteresowania piłkarzami w czarno-niebieskich strojach. Tak nie można grać przeciwko Interowi! Nicolo Barella miał mnóstwo czasu i przestrzeni na zejście do środka. Przez kilka sekund nikt, absolutnie nikt do niego nie podbiegł, więc gracz z numerem 23 oddał strzał na bramkę Perina. W ten sposób Inter wyszedł na prowadzenie.

Czekaliśmy na odpowiedź Starej Damy. Z czasem drużyna Massimiliano Allegriego zaczęła dochodzić do głosu. Do końca pierwszej połowy to właśnie zespół z Turynu stwarzał więcej groźnych sytuacji. Najpierw Dybala uderzył prosto w Handanovicia, ale dał sygnał, że żarty się kończą. Kilka minut później bliski pokonania Słoweńca, był Dusan Vlahović, ale bramkarz Interu wyciągnął się jak struna i w świetnym stylu zatrzymał strzał byłego napastnika Fiorentiny. Bianconeri byli też groźni przy stałych fragmentach. Pracy Handonoviciowi dostarczali Matthijs de Ligt i Paulo Dybala, ale za każdym razem czegoś brakowało, by gracze Juventusu cieszyli się z gola wyrównującego.

Jeszcze w pierwszej połowie zobaczyliśmy pierwszą zmianę. Boisko opuścił Danilo, który nie doszedł jeszcze do siebie po kontuzji, a zmienił go Alvaro Morata. To oznaczało, że Juventus zyskał dodatkowe atuty w ofensywie. Musiał tylko z tego skorzystać.

Reklama

Atomowy start Juventusu, ale Inter potrafił się podnieść

Początek drugiej połowy należał do Juventusu. Bianconeri rzucili się Interowi do gardła. Pojawiła się agresja, której w pierwszej części im trochę zabrakło. Piłkarzom w biało-czarnych strojach zaczęło dopisywać szczęście, ale nic nie dzieje się z przypadku. Nagle zakotłowało się pod bramką Interu. Po strzale Alexa Sandro piłka odbiła się od Alvaro Moraty i wpadła do bramki. Nie popisał się Handanović, który w pierwszej części meczu bronił naprawdę dobrze, ale w kluczowym momencie się nie popisał.

Nie minęły dwie minuty i Juventus dołożył drugiego gola. Akcję rozpoczął Alvaro Morata. Świetną piłkę na wolne pole do Dusana Vlahovica zagrał Paulo Dybala i Serb znalazł się w sytuacji sam na sam. Najpierw na dużym spokoju położył na murawie D’Ambrossio. Aż prosiło się o strzał przy słupeczku, ale uderzył kiepsko. Za moment futbolówka wróciła pod jego nogi i dobitka okazała się skuteczna. Juventus wyszedł na prowadzenie i miał rywali w garści.

Kibice Interu zgromadzeni na Stadio Olimpico przez kilka sekund nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Ich ulubieńcom przestało żreć. Trzeba uczciwie przyznać, że starali się podnieść po dwóch mocnych ciosach, ale przez dłuższy czas ich ataki wyglądały podobnie do ofensywnych akcji Juventusu z pierwszej połowy. Działo się, było gorąco, ale brakowało dokładności przy finalizacji. Była też jedna duża kontrowersja. Sędzia miał prawo wyrzucić z boiska Brozovicia. Pomocnik Interu zobaczył żółtą kartkę za faul, ale mógł, a właściwie powinien zobaczyć drugą żółta za wykopanie piłki. Nie zobaczył.

Od dłuższego czasu zanosiło się na gola wyrównującego, ale niewiele brakowało, by Bonucci zamknął mecz. Za moment Włoch nie popisał się pod własną bramką. Dumfries przerzucił dośrodkowanie. Wydawało się, że nic złego nie może stać się Starej Damie, ale Bonucci sfaulował Lautaro Martineza i sędzia musiał wskazać na wapno. Do jedenastki podszedł Hakan Calhanoglu. Perin wyczuł jego strzał, ale uderzenie było tak precyzyjne, że nie był w stanie skutecznie interweniować.

W końcówce drugiej części meczu oba zespoły były bardzo aktywne i nikt nie miał prawa zarzucić którejś ze stron minimalizmu, ale nie obeszło się bez dogrywki.

Doppietta Perisicia

Dogrywka również była rozgrywana na bardzo dużej intensywności. Nie było odstawiania nóg i pozorowania gry. Dosłownie. Nagle we własnym polu karnym pomylił się de Ligt i podciął swojego rodaka Stefana de Vrija. Przewinienie było ewidentne, ale i tak potrzebna była interwencja sędziów obsługujących wideoweryfikację.

Reklama

Karnego na gola zamienił Ivan Perisić i mógł wraz z kolegami cieszyć się ze skromnego prowadzenia. Za moment Inter dołożył kolejnego gola. Federico Dimarco zagrał piłkę ze skrzydła do środka. Adresatem podania był Perisić. Chorwat przyjął lewą, uderzył prawą i Perin był bez szans na skuteczną interwencję. Po tym trafieniu frustracja dopadła trenera Juventusu. Za swoje impulsywne zachowanie został ukarany czerwoną kartką. Jego podopieczni próbowali strzelić, chociaż gola kontaktowego, ale nie byli w stanie. Złe wybory i niedokładność pozbawiły obrońców tytułu złudzeń. Dziś czarno-niebieska część Mediolanu ma powody do świętowania. Biało-czarna strona Turynu nie będzie miała udanej nocy, bo nie udało się wygrać najważniejszego meczu w sezonie i już teraz fani Juventusu wiedzą, że gablota za sezon 21/22 będzie pusta.

Juventus – Inter p.d. 2:4 (0:1)

A. Morata 50′, D. Vlahovic 52′  – N. Barella 5′ , H. Calhanoglu 80′ (k.), I. Perisić 99′ (k.) i 102′

CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...